MI£O¦Æ BOGA
Cz³owieka rozumny dochodzi w koñcu drog± wytyczon± niegdy¶ przez Platona do Mi³o¶ci Boga. Cz³owiek jest tak pró¿n± istot±, ¿e zawsze mu ma³o, co prowadzi do ostateczno¶ci. Ma³o mu kobiet, ¶wiata, ma³o mu ludzi. Ma³o ziemskiej mi³o¶ci.
EROS I AGAPEPierwotnym rozwi±zaniem religii chrze¶cijañskiej jest równie¿ teocentryczne rozwi±zanie problemu zjednoczenia cz³owieka z bogiem. Dobrze to rozumia³ Anders Nygren [ 62 ], który jednym i tym samym s³owem „mi³o¶æ" okre¶la zarówno Erosa, jak i Agape, oba te pojêcia odnosz± siê do „dwóch zupe³nie odmiennych stanów duchowych", Eros „wznosi rzeczywisto¶æ ludzk± ku szczytom rzeczywisto¶ci boskiej". Agape sprawia, ¿e „rzeczywisto¶æ boska zni¿a siê" w mi³o¶ci „ku cz³owiekowi". „Agape jest mi³o¶ci± bo¿±, która samorzutnie ofiarowuje siê wszystkim ludziom i któr± staraj± siê oni na¶ladowaæ za spraw± £aski. Agape zatem zstêpuje od boga ku ludziom i zak³ada hierarchiczny uk³ad ró¿nych typów mi³o¶ci, na szczycie którego znajduje siê mi³o¶æ boga i bli¼niego, podczas gdy mi³o¶æ samego siebie uznana jest przewa¿nie za warto¶æ negatywn±. Inaczej Eros, który poci±ga ludzi wzwy¿ ku bogu, a korzeniami tkwi w mi³o¶ci do samego siebie i gdzie mi³o¶æ boga wzglêdem ludzi, w ogóle nie wchodzi w grê" [ 63 ]. Wielka by to by³a szkoda, gdyby¶my byli pozbawieni warto¶ci, jakie nios± razem ze sob±. Mo¿na by siê zastanawiaæ, czy omawiana opozycja nie zawiera w sobie przypadkiem potencjalnej komplementarno¶ci, która zachêca³aby do podjêcia próby rozs±dnej syntezy rozmaitych duchowych bogactw wynikaj±cych z obu wizji mi³o¶ci. FREUD I SUBLIMACJANie ulega w±tpliwo¶ci, ¿e psychologia g³êbi przyczyni³a siê bezspornie do rozszerzenia naszej wiedzy o mi³o¶ci, a jej ostateczne cele nie s± wcale materialistyczne, nawet je¿eli Freud uwa¿a³ siê za materialistê. [ 64 ] Psychologia g³êbi staraj±c siê wzmocniæ ego, jako „przewodni±" si³ê istoty ludzkiej w stosunku do superego i do id mo¿e okazaæ siê jeszcze wielce pomocna przy wysi³kach podejmowanych na rzecz rozwoju si³ mi³o¶ci. O Freudzie zosta³o ju¿ nieco powiedziane, czas by przedstawiæ jego teoriê sublimacji, niezmiernie wa¿n± dla rozumienia ca³ego ¶wiata kultury, którego by zapewne nie by³o, gdyby cz³owiek nie sublimowa³ swoich popêdów. Sublimacja w ujêciu Freuda polega na „zast±pieniu niemo¿liwych do zaspokojenia popêdów ludzkich jakim¶ celem wy¿szym, niekiedy zupe³nie nie zwi±zanym z ¿yciem seksualnym" [ 65 ]. Ale w jaki sposób libido, które jest wed³ug Freuda nasz± podstawow± si³± psychiczn±, mo¿e wytworzyæ si³y zmierzaj±ce do jej pohamowania? Otó¿ ten rodzaj odchylenia popêdu p³ciowego dokonuje siê w skutek zetkniêcia siê z jak±¶ przeszkod± zewnêtrzn± lub wewnêtrzn± — uniemo¿liwiaj±ca spe³nienie. Tak wiêc geniusz Napoleona nie rozwin±³ by siê, gdyby nie mi³osne rozczarowania i wcze¶niejsze frustracje, ale te¿ nie zrodzi³by siê bynajmniej wy³±cznie na skutek tych przeciwno¶ci. [ 66 ] Nasze ¿ycie i nasza kultura budowane by³y zatem w oparciu o libido i jednocze¶nie przeciwko niemu. Jak zgrabnie zauwa¿a M. Choisy, „si³a, która wprawia w ruch namiêtno¶æ, jest tak¿e si³±, która pozwala jej siê oprzeæ". Stwierdzi³ to ju¿ z reszt± sam Freud: „Jakkolwiek dziwne mog³oby siê to wydawaæ, s±dzê, ¿e nale¿a³oby liczyæ siê z tym, ¿e w samej naturze instynktu p³ciowego le¿y co¶, co przeciwstawia siê osi±gniêciu ca³kowitego spe³nienia". W³a¶nie to „naturalne" niespe³nienie mia³oby byæ „¼ród³em najwspanialszych wytworów kulturalnych". Po co w istocie mieliby ludzie u¿ywaæ swych si³ popêdowych do innych celów, je¿eli byliby zdolni (...) osi±gn±æ dziêki nim absolutn± rozkosz? Ugrzê¼liby w tej rozkoszy i stanêli w miejscu" [ 67 ]. Frustracja mo¿e byæ bardzo twórcza, jak to ukazywa³ Kierkegaard: „geniuszami, bohaterami, poetami zostali dziêki dziewczynie, której nigdy nie posiedli (...) To w³a¶nie ten negatywny stosunek kobiety do mê¿czyzny czyni go produktywnym w sferze idealnej. Wed³ug takiej koncepcji kobieta jest t±, która pomaga wspi±æ siê na szczyty". Trudno siê nie zgodziæ z Kierkegaardem. My¶licie, ¿e sk±d siê wziê³a moja metafizyka mi³o¶ci? Jestem g³upcem, który ze sw± têsknot± za mi³o¶ci± ruszy³ w zimne góry. Tobie Urszulo dedykujê tê rozprawê i niech ona bêdzie dla mnie ostatecznym rozrachunkiem. Skoñczê j± i nie napiszê ju¿ nigdy o mi³o¶ci ani s³owa. Tak to ju¿ jest, ¿e ludzie najpierw od mi³o¶ci uciekaj± w sztukê, by znów od sztuki uciec w mi³o¶æ. Cz³owiek rozumny potrafi jedno z drugim po³±czyæ, nabrawszy do¶wiadczenia i m±dro¶ci bêdzie z mi³o¶ci czyni³ sztukê najwy¿sz±. I ja dochodzê powoli do etapu o którym pisa³ Albert Einstein; Maj±c dwadzie¶cia lat my¶la³em tylko o kochaniu. Potem kocha³em ju¿ tylko my¶l±c. — Mi³o¶æ mo¿na zrozumieæ. Komu siê to uda³o, ten wie, ¿e dopiero wtedy zaczyna siê prawdziwe ¿ycie, ¿e dopiero wtedy mo¿na w pe³ni cieszyæ siê kochaniem, a gdy go brakuje, owocnie i ¶wiadomie sublimowaæ jego brak. Trzeba mieæ nadziejê, ¿e idea sublimacji, która ju¿ okaza³a siê niezwykle owocna bêdzie ci±gle i z powodzeniem analizowana na coraz to szersz± skalê, co przyczyni siê do g³êbszego jej zrozumienia i pe³nego wykorzystania, nie tylko w ¿yciu spo³ecznym, ale przede wszystkim kulturalnym. Na koniec pragnê przytoczyæ fragment listu Freuda do przyjaciela. Chocia¿ Freud bywa³ sk³onny do traktowania wiêkszo¶ci ludzi jako mot³och, doskonale zdawa³ sobie sprawê z wagi i wyj±tkowo¶ci problemu: „Mi³o¶æ dla ca³ej ludzko¶ci — pisa³ do Romain Rollanda — propagowa³em sam nie z powodów sentymentalnych czy te¿ w poszukiwaniu jakiego¶ idea³u, lecz (...) dlatego, ¿e zwa¿ywszy na to, jak wygl±daj± nasze wrodzone instynkty oraz ¶wiat wokó³ nas, nie mog³em nie braæ pod uwagê tego rodzaju mi³o¶ci, jako rzeczy równie istotnej dla przetrwania rasy ludzkiej, co na przyk³ad technologia" [ 68 ]. Trzeba zauwa¿yæ, ¿e w oczach twórcy psychoanalizy mi³o¶æ widziana jest tutaj jako konieczno¶æ ¿yciowa, niezale¿na od naszych upodobañ czy te¿ statusu spo³ecznego. Najwiêksza zas³uga Freuda jednak polega na tym, ¿e dostrzeg³ on centraln± rolê mi³o¶ci p³ciowej. MI£O¦Æ JAKO D¡¯ENIE DO JEDNO¦CI
Zjednoczenie ró¿nicuje. Mi³o¶æ jest jedynie konkretnym wyrazem owej metafizycznej zasady [ 69 ]. Mimo, ¿e jej definicje s± bardzo ró¿ne, a postacie rozmaite, we wiêkszo¶ci charakterystyk i we wszystkich urzeczywistnieniach mi³o¶ci powtarza siê jeden zasadniczy element: d±¿enie do zjednoczenia. Jak okre¶la Dionizy Pseudo-Areopagita, mi³o¶æ jest vis unitiva et concretiva (henotké kai synkratké) [ 70 ]. „Cz³owiek, jak ka¿de inne stworzenie, jest przede wszystkim d±¿eniem do dope³niaj±cego zespolenia, zdolno¶ci± do kochania. Dawno ju¿ o tym pisa³ Platon. Bujna z³o¿ono¶æ ¿ycia intelektualnego i uczuciowego rozbija siê, wznosi i ró¿nicuje, pocz±wszy od tego w³a¶nie podstawowego porywu." [ 71 ] Wielokrotnie zwracano ju¿ uwagê na to, ¿e mi³o¶æ zezwala naszemu Ja na przerwanie „nieci±g³o¶ci", na „wyj¶cie poza samego siebie" i na zespolenie z drug± istot±. Teihard de Chardin — powiada — jedynie mi³o¶æ zdolna jest dope³niæ istotê ludzk± jako tak± poprzez zetkniêcie jej z innymi istotami. „Ju¿ Plotyn pojmowa³ próbê po³±czenia siê kochanków jako "imitacjê" zwi±zku mistycznego, a Rank, który go cytuje, wskazuje na niezwyk³e znaczenie tego zniesienia granic oddzielaj±cych Ja od Nie-Ja". [ 72 ] Filozofia Grecka znakomicie potrafi³a uj±æ ow± bosk± moc Erosa. Platon pojmowa³ j± jako rodzaj „wiêzi, która spaja ca³o¶æ ze sob±". Chodzi o to, by totalizowaæ nie depersonalizuj±c!
MI£O¦Æ A SZCZʦCIEDla Schelera pobudzenia „popêdowe s± jakby pochodniami rzucaj±cymi blask na obiektywnie istniej±ce tre¶ci aksjologiczne (wertinhalte), które dla przedmiotów mi³o¶ci mog± siê staæ decyduj±ce". „'Rozkosz' nie powinna byæ przedmiotem intencji (intendiert seiri) i tylko jako zjawisko towarzysz±ce wyrazowi mi³o¶ci — bynajmniej jako zamiar i cel — posiada tak± g³êbiê i upajaj±c± moc, która przyczynia siê do wywo³ania uczucia prawdziwego stopienia i jedno¶ci". [ 73 ] Mi³o¶æ ulega degradacji kiedy cz³owiek u¶wiadamia sobie, ¿e b³±dzi gdy szuka w niej szczê¶cia pod postaci± rozkoszy, jak w mi³o¶ci seksualnej. Szczê¶cie tylko towarzyszyæ mo¿e mi³o¶ci, a nie jest jej rdzeniem czy bezpo¶rednim celem, ku któremu siê zmierza. Temu stanowisku zdaje siê przeczyæ Dietrich von Hildebrand pisz±c: „Kochaj±cy budzi siê do g³êbszego ogl±du wszystkich warto¶ci i do nowej i g³êbszej z nim relacji ; w szczê¶ciu, które jest immanentne dla samego aktu mi³o¶ci, w szczê¶ciu, które daje kochanie z powodu nowego aspektu kosmosu, z powodu nowego kontaktu ze ¶wiatem warto¶ci." [ 74 ] Mi³o¶æ jako szczê¶cie dla ¶w. Franciszka Salezego i Leibniza oznacza wspó³rado¶æ. Równie¿ dla Goethego „prawdziwe szczê¶cie polega na wspó³uczestnictwie". Perre Teilhard de Chardin pe³ne rozwi±zanie problemu szczê¶cia, widzi w s³u¿bie ewoluuj±cemu wszech¶wiatowi na³adowanemu mi³o¶ci±, jak i w tym, aby go zarazem kochaæ — we wszystkich rzeczach, zarówno mi³ych i piêknych, jak i w przykrych i najpospolitszych. [ 75 ] MI£O¦Æ A SENS ISTNIENIASens, jako ujrzenie, nadaj±ce siê do realizacji w ¿yciu, warunkowaæ mog± jedynie normy, którymi w ¿yciu chcemy siê kierowaæ. Najlepsz± i najskuteczniejsz± zarazem z takich form jest forma mi³o¶ci. Istnienie jest tajemnic±; ono samo jednak przekracza wszelkie kategorie sensu i bezsensu. Stajemy bezradni wobec Ding on Sich, mimo ¿e do¶wiadczamy jej poprzez wolno¶æ. Niejako rzuceni w ¿ycie nie na drodze indywidualnego do¶wiadczenia, sami ods³aniamy istnienie. Dwa tylko sposoby zbli¿aj± nas do jego tajemnicy mi³o¶æ i sztuka. Wydobywanie sensu poprzez nie jest tu pierwotnie ani konstytuowane, ani odkrywane, lecz niejako postulowane. [ 76 ] Jak pisze W³adys³aw Stró¿ewski; „doskona³e dope³nienie" sens u¿ycia, które siê dokona — a w gruncie rzeczy ju¿ siê dokonuje — mimo do¶wiadczanych na co dzieñ, zupe³nie niezrozumia³ych, je¶li nie wrêcz absurdalnych kolei naszego ¿ycia. Wymaga za³o¿enia absolutnego podmiotu, który ów sens tworzy i za niego odpowiada, bêd±c dlañ równocze¶nie ostatecznym punktem odniesienia. Teilhard de Chardin nazwa³ go „Punktem Omega". Równie¿ dla Ernesta Hemingwaya, jak i dla ca³ej reszty ludzko¶ci; Mi³o¶æ jest najwy¿szym sensem istnienia.
FINMo¿na by bez koñca przytaczaæ teksty filozofów, piêkne poematy poetów, teologów, ¶wiêtych, pisarzy czy uczonych, które s± ¶wiadectwem uniwersalnego charakteru mi³o¶ci i ¶wiadcz± dobitnie o jej decyduj±cej roli na wszystkich poziomach organizacji ¿ycia ludzkiego. Los mi³o¶ci splata siê zawsze z losem ludzko¶ci, a te z rzadka tylko bywa³a tak bardzo niepewna jak dzi¶, swojej istoty i swoich celów, a cz³owiekowi jeszcze nigdy dot±d nie by³o tak ciê¿ko kochaæ. Jak widaæ wspó³czesne spo³eczeñstwo, które tylko wybiórczo traktuje Erosa oraz coraz mniej rozumie Agape, jest niezwykle dalekie od osi±gniêcia jakiej¶ powszechnej mi³o¶ci, która wynikaæ by mog³a ze wspó³pracy ich obu. W ¶wiecie, jakim dzi¶ mamy pozostaje ona najczê¶ciej w stadium utopii. A jednak obdarzenie konkretn± mi³o¶ci± innych ludzi jest jedn± z najwa¿niejszych, najpilniejszych spraw ludzko¶ci w chwili, kiedy gatunek nasz jest w stanie wojen, dysponuje ¶rodkami b³yskawicznej samozag³ady, kiedy eksplozja demograficzna zwiêksza niebezpieczeñstwo przeludnienia, napiêæ i konfliktów, kiedy najpotê¿niejszymi pañstwami ¶wiata ¿±dz± idioci i to po kilka kadencji, kiedy ¿yj±ca w nêdzy po³owa ludzko¶ci buntuje siê przeciwko ra¿±cemu w oczy luksusowi narodów bogatych, kiedy urbanizacja, uprzemys³owienie, technologizacja ¿ycia, kapitalizm, przyspieszenie biegu historii, naruszenie tradycji i zachwianie dotychczasowych systemów warto¶ci zwiêkszaj± poczucie samotno¶ci, niepokój, rozdarcie, rozpacz i uczucie alienacji. Sytuacje komplikuje jeszcze dodatkowo fakt, ¿e cz³owiek jest obecnie bardziej ni¿ kiedykolwiek dot±d, „istot± niepewn±", szybko zmieniaj±c± siê, czêsto wystraszon± tempem tych zmian i perspektyw± rych³ego dostosowywania siê do nich, niezdoln± do uzyskania statycznej równowagi (Konrad Lorenz). Niezdoln± do okazywania uczuæ, które s± systematycznie t³umione przez wspó³czesne obyczaje, wymogi spo³eczeñstwa i odgórny nakaz niezale¿no¶ci. To wszystko z pewno¶ci± jest jednym z podstawowych czynników kryzysu emocjonalnego m³odzie¿y krajów wysokorozwiniêtych. M³odzi ludzie coraz sceptyczniej podchodz± do mi³o¶ci, ba — przestaj± w ni± w ogóle wierzyæ, u zarodka porzucaj±c próby jej zrozumienia. Ta niewiara i brak odwagi parali¿uje ich ¿ycie. Mi³o¶æ staje siê dla nich ¶redniowiecznym idea³em, nierealnym marzeniem spe³niaj±cym siê tylko w romantycznych filmach. Wszystkim nam, kochaæ jest przez to, coraz ciê¿ej. Cz³owiek bêd±c ckliwymi, czu³ymi i szczerymi nara¿a siê na ¶mieszno¶æ i brak powagi. Okoliczno¶ci i czasy w których ¿yjemy ka¿± nam t³umiæ najg³êbsze pragnienia, wypychaæ têsknoty za prawdziwym uczuciem masow± papk± z ³atwopalnego tworzywa. "Narkotyki s± dla nas obecnie jedynym ¶rodkiem pozwalaj±cym dostrzec mi³o¶æ (w ogólnym, mo¿e chrze¶cijañskim znaczeniu) w tej otch³ani autodestrukcji… [ 77 ] — Wypowied¼ prezentuj±ca zjawisko wysoce symptomatyczne, nie tylko dla ¶rodowiska studentów, ale w ogólno¶ci dla m³odego pokolenia. Sytuacja wcale nie ma siê ku lepszemu; — Najgorsze jest to, ¿e tak niewielu z nas jest tego ¶wiadomych. Nie widzê ¿adnego rozwi±zania. Pozostaje mi tylko nauczyæ i otoczyæ mi³o¶ci± swoich najbli¿szych, a resztê odsy³aæ do niniejszej pracy. Tak wiêc badanie i praktykowanie mi³o¶ci s± niedostatecznie powa¿nie traktowane w spo³eczeñstwie urzeczonym technik±, konsumpcj± i produkcj±. Wykszta³cenia i ¶wiadomo¶ci spo³ecznej w tej kwestii w³a¶ciwie w ogóle nie ma, a naiwne i po macoszemu traktuj±ce swój przedmiot poradniki psychologiczne, którymi zalany jest rynek ksiêgarski nie spe³niaj± w³a¶ciwej roli; a tylko sprawiaj±, ¿e rodz± siê w czytelniku wyuczone schematy wed³ug których zaczyna mechanicznie postêpowaæ w kontaktach z p³ci± przeciwn±, co prowadzi najczê¶ciej do b³êdnych opinii i frustracji. Mi³o¶æ nale¿y natomiast przestudiowaæ skrzêtnie i dog³êbnie, albowiem chodzi tutaj, jak wyrazi³ siê Einstein o polityce; o naukê o wiele bardziej skomplikowan± od fizyki, a ostatecznie równie¿ bardziej niezbêdn± w sytuacji w jakiej znajduje siê obecnie ludzko¶æ. Powodzenie w tej dziedzinie zale¿y równie¿ od opowiedzenia siê ka¿dego cz³owieka za mi³o¶ci±, od przemy¶leñ i od niestrudzonego jej praktykowania. Ka¿dy wysi³ek podejmowany na drodze ku tej perspektywie mi³o¶ci ludzkiej zdeterminowany jest konieczno¶ci± pewnej wiedzy; choæby nawet w stopniu elementarnym. „Ze wszystkich powolnych oczyszczeñ, jakie kiedy¶ czekaj± ludzko¶æ, oczyszczenie z uczuæ wy¿szych bêdzie jednym z najpowolniejszych". — Choæ uwa¿am, ¿e Nietzsche nie mia³ tutaj racji, to mo¿na by przypuszczaæ, ¿e mamy jeszcze trochê czasu, co jest gówno prawd±. Ludzie odchodz± tak szybko, ¿e mo¿e ju¿ byæ za pó¼no na to, by ich kochaæ! „Mi³ujcie siê, wzajemnie." Mijaj± dwa tysi±ce lat od czasu, gdy s³owa te zosta³y wypowiedziane, i dzi¶ brzmi± one w naszych uszach innym d¼wiêkiem. Przykazanie to sta³o siê znacznie bardziej nagl±ce. Mówi nam ju¿ nie tylko: „Mi³ujcie siê, aby byæ doskona³ymi", ale ostrzega: „Mi³ujcie siê, w przeciwnym bowiem razie zginiecie".
MI£O¦Æ TO SZTUKAMi³o¶æ jest sztuk±, której mo¿na siê nauczyæ. G³ównym problemem mi³o¶ci nie jest problem „obiektu", ale problem zdolno¶ci kochania. W mi³o¶ci partnerskiej sztuka owa winna polegaæ na utrwalaniu i rozwijaniu — z uwzglêdnieniem nie daj±cych siê unikn±æ przemian — pocz±tkowej mi³o¶ci, a¿ dojdzie do tego, ¿e dobra wola i wyobra¼nia obojga partnerów przezwyciê¿a monotoniê, „g³ówn± wadê monogamii". W ludzkiej mi³o¶ci naprawdê tkwi instynkt przekraczania samego siebie, który pomaga czêsto ponownie „rozwin±æ skrzyd³a" wzajemnej namiêtno¶ci, przygaszonej up³ywem czasu i przyzwyczajeñ. Kochamy prawid³owo, je¶li uczucia we wzajemnym oddzia³ywaniu na siebie, zmuszaj± nas do coraz doskonalszego opanowywania siebie, bez uszczerbku na naszej fantazji i spontaniczno¶ci. Wysi³ek intelektualny polega na unikaniu niebezpieczeñstw mi³o¶ci bez zaprzepaszczenia po drodze jej bogactw. W sztuce tej jeste¶my nieustannie zmuszani by dokonywaæ wyborów, by uczyæ siê jej ca³e ¿ycie, aby u jego schy³ku móc z czystym sumieniem powiedzieæ, ¿e wyhodowa³o siê boga we w³asnym ogródku. ¦wiadomo¶æ z³o¿ono¶ci materii w¶ród której „decyduj±ca" my¶l siê porusza pozwala j± uprawiaæ bez b³êdów i zniekszta³ceñ obecnych w mniemaniu ludzi ¿yj±cych we wspó³czesnej kulturze.
Koñcz±c pisaæ tê rozprawê chcia³oby siê krzyczeæ za Marlen± Dietrich: „Znam tylko mi³o¶æ i nic wiêcej". £atwo jest byæ geniuszem gdy ma siê 21 lat. Jeszcze trochê i trzeba siê bêdzie postaraæ. ¯ycie wszystko koryguje. Lekk± jest dzi¶ moja wielkoduszno¶æ. Jutro wi±¿± siê z ni± tylko naiwne kobiety nie mog±ce siê oprzeæ mê¿czy¼nie, którego wra¿liwo¶æ przywodzi go do ¶mieszno¶ci i do ruiny. Ibsen by³ g³êboko w b³êdzie pisz±c, ¿e; mi³o¶æ ginie, je¶li pragnie zg³êbiæ sw± w³asn± istotê. Mi³o¶æ jest bowiem niezwykle hojna; jej drog± przychodzi do nas wszelka m±dro¶æ i zrozumienie, które pozwala, a nawet zmusza nas, by ³echtaæ...
BIBLIOGRAFIA:
Footnotes: [ 50 ] Perre Teilhard de Chardin, O szczê¶ciu cierpieniu mi³o¶ci,
Wyd. PAX, Warszawa 2002, s. 92. [ 51 ] Tam¿e, s. 81. [ 52 ] Stanowisko przeciwne ujêciu transcendentalnemu, które g³osi, ¿e mi³o¶æ
istnieje tylko wewn±trz cz³owieka, jako forma jego zmys³owo¶ci. [ 53 ] Cyt. za: P. Burney, Mi³o¶æ, prze³. M. Tomicka,
wyd. Siedmioróg, Toruñ 1998 s. 124. [ 54 ] Cyt. za: T. Gadacz, O mi³o¶ci, o nienawi¶ci,
wyd. Znak, Kraków 1995, s. 60. [ 55 ] Cyt. za: P. Burney, Mi³o¶æ, prze³. M.
Tomicka, wyd. Siedmioróg, Toruñ 1998, s. 35. [ 56 ] Antoni Siemianowski, Zrozumieæ
mi³o¶æ. Fenomenologia i metafizyka mi³o¶ci, Bydgoszcz 1999, s. 178. [ 57 ] P. Burney, Mi³o¶æ, prze³. M. Tomicka,
wyd. Siedmioróg, s. 114. [ 58 ] "W oczach zamglonych rozkosz± szukamy widoku duszy,
która ginie we mgle..." [ 59 ] Cyt. za: P. Burney, Mi³o¶æ, prze³. M. Tomicka,
wyd. Siedmioróg, Toruñ 1998, s. 94. [ 60 ] ¶w. Jan [ 61 ] Perre Teilhard de Chardin, O szczê¶ciu cierpieniu mi³o¶ci, Wyd. PAX, Warszawa 2002, s. 90. [ 62 ] Eros i Agape (...) Aubier — Montaigne, 1994 (3 vol.) [ 63 ] Cyt. za: P. Burney, Mi³o¶æ, prze³. M. Tomicka, wyd. Siedmioróg, s. 129 [ 64 ] Freud powiedzia³ zreszt± pewnego dnia do Ludwiga Biswangera: „Duch to wszystko… Ludzko¶æ zawsze wiedzia³a, ze ma w sobie ducha, moim zadaniem jest pokazaæ jej, ¿e tkwi± w niej popêdy". — cyt. za Tam¿e, s. 138 [ 65 ] cyt. za: P. Burney, Mi³o¶æ, prze³. M. Tomicka, wyd. Siedmioróg, s. 116 [ 66 ] Tam¿e, s. 117. [ 67 ] Tam¿e, s. 118. [ 68 ] List z 1926 roku, cytowany przez A. Plé, Freud et la
morale, 1965. [ 69 ] Perre Teilhard de Chardin, O szczê¶ciu cierpieniu mi³o¶ci, Wyd. PAX, Warszawa 2002, s. 101. [ 70 ] O imionach Bo¿ych
15. 180. [ 71 ] cyt. za: P. Burney, Mi³o¶æ, prze³. M. Tomicka, wyd. Siedmioróg, s. 114. [ 72 ] tam¿e, s. 105. [ 73 ] H. Urs von Balthasar, Wiarygodna jest tylko mi³o¶æ, WAM, Kraków 1997, s. 61. [ 74 ] O mi³o¶ci, Antologia, red. Marian Grabowski, Wyd. U.M.K. Toruñ 1998, s. 175. [ 75 ] Perre Teilhard de Chardin, O szczê¶ciu cierpieniu mi³o¶ci, Wyd. PAX, Warszawa 2002, s. 26. [ 76 ] W³adys³aw Stró¿ewski, Istnienie i sens, Kraków 1998 [ 77 ] Odpowied¼ studenta na ankietê: Journal de l'Association médicale américaine. « Various topics (Published: 13-01-2005 Last change: 30-01-2011)
page 3884
| | |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|