|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture » Art »
Sacrum i teatr [2] Author of this text: Joanna Żak-Bucholc
„Kari Hasta", jedna z póz tanecznych z rzeźb świątyni Śiwy Nataradży (Tancerza) z Tamilandu, Indie.
Musimy teraz powiedzieć, że podobny rdzeń religijny
łączy kultury Śródziemnomorza i… kulturę z dalekich Indii zwaną harappańską
(napisano już wiele o powiązaniach Sumeru i kultury protoindyjskiej). W związku z tym mniej pewnie zdziwi fakt znalezienia tam maski w kształcie głowy z rogami, a także rysunków na pieczęciach przedstawiających postaci ludzkie „frunące"
ponad grzbietem potężnego byka! Czyżby więc i tutaj odbywały się igrzyska i misteria takie, jak np. na Krecie? Zapewne narodziny teatru indyjskiego
także nie odbyły się bez inspiracji formami obrzędowymi; może nawet były to
formy istniejące w cywilizacji harappańskiej datowanej na III i II tysiąclecie
p.n.e. W każdym razie „Traktat o teatrze" przypisywany wieszczowi
Bharacie traktuje teatr jako działanie w istocie sakralne mające służyć poznaniu
prawdy i duchowemu przebudzeniu (jak praktyki jogiczne czy tantra). Ładunek
emocjonalny i estetyczny wpisany w spektakl teatralny ma odsłonić niejako sens
ludzkiej egzystencji "w ogóle". Ukształtowany już, klasyczny teatr
indyjski nazywa się nataka (a komedia prakarana) i jest mocno
uschematyzowany — a to dlatego, że nie jest jego zadaniem opowiadać o konkretnych
ludziach i wydarzeniach, lecz poprzez nie — ukazać Całość. Teatr jako
pewna ograniczona rzeczywistość sceniczna ma bowiem wskazać na tę pozasceniczną
jako ją przewyższającą — po to, by uświadomić, że taka właśnie zależność istnieje
pomiędzy rzeczywistością, którą uważamy za prawdziwą a tą Najwyższą Rzeczywistością. I tak jak widz ma uświadomić sobie, że aktor na scenie nie jest Ramą, lecz aktorem,
tak uświadamia sobie, że sam jest aktorem „na scenie życia". Dlatego
właśnie indyjscy aktorzy nie tyle „zlewają" się z graną postacią w jedno, lecz są świadomi każdego swego ruchu, gestu i słowa, mają więc dystans,
kontrolę nad rolą, tak jak powinien ją mieć nad swoim życiem każdy „aktor
życia". Ciekawy jest wątek boskiego pochodzenia teatru — podobno stworzył
go sam Brahma, by ludzie mieli na czym skupić swe rozbiegane zmysły, a arkana
nowej wiedzy przekazał rishiemu Bharacie. Tyle mit, zaś historycy uważają, że o początku indyjskiego teatru w sposób pewny można mówić, gdy pojawiły się przekazy
pisane (a te pojawiły się wraz z buddyzmem), a więc od ok. połowy I tys. p.n.e. W tradycji klasyki indyjskiej mieści się znany w Europie słynny Kalidasa. Na
południu Indii, w Kerali teatr w odziedziczonej formie przetrwał do dziś dzięki
temu, że w swoim czasie znalazł schronienie za murami świątyń. Teatr nazywa
się tam kutambalam czyli „świątynia gry" (!), zaś aktorzy
zwani ćakjarowie są niezwykle szanowani. Widać zatem, że jeszcze wciąż
utrzymuje się przeświadczenie, że teatr jest sakralny — poprzez swe boskie pochodzenie,
czy związek z kultem. Podobnie jest ze słynnym japońskim teatrem no.
Jego początków można szukać w obrzędzie kamigakari. Odprawiano go na
pamiątkę zdarzenia, gdy bogini Ama-no Uzume-no Mikato tańczyła przed jaskinią
(jaskinia jest tu zapewne transpozycją podziemia) chcąc, by na słoneczny świat
powróciła z niej bogini Ama-no Iwato (najstarsze źródło z opisem tego
obrzędu — kronika Kojiki pochodzi dopiero z 712 r.). Największe znaczenie w obrzędzie kamigakari ma fakt „uosobienia" — według wierzeń
japońskich bóstwo kami nie ma własnego kształtu, aby więc mogło się objawić
musi „wejść" w człowieka. Zapewne w obrzędzie był nim kapłan lub
szaman, a potem, w teatrze — aktor. Największy teoretyk teatru no Motokiyo
Kanze uznaje ten obrzęd za początek jego historii. Pisze również, że celem widowiska
jest zapewnienie szczęścia ludziom i pomyślności na świecie. Cóż za niezwykła
wiara w moc teatru! Podobnie jak w indyjskim teatrze również i tu w aktorskiej
grze liczyło się oddanie przez aktora pewnego typu postaci, cech ogólnych, a nie charakterystycznych (jak to dzieje się w naszym współczesnym teatrze, w którym ceni się aktora tym bardziej, im bardziej ukaże niepowtarzalny charakter
postaci, a nie jej typowość). Aktor no był związany swego rodzaju kodeksem,
który musiał przestrzegać w życiu prywatnym — był więc jakby „mnichem"
sztuki.O wypracowanych na Wschodzie formach teatralnych wiele można by
jeszcze powiedzieć — wspomnijmy tylko o znanym pewnie teatrze kabuki
czy bunraku, czy też o teatrze lalek na wyspie Jawa. Skoro już mowa o teatrze lalek (który niesłusznie kojarzy nam się wyłącznie z dziecięcą widownią) — on również sięga korzeniami dawnych czasach, gdy obrzęd niepodzielnie rządził
wyobraźnią. Nie od rzeczy będzie w tym miejscu przypomnieć, że role bóstwa nie
zawsze grał kapłan lub król — czasem boga zastępował w obrzędzie jego posąg
(traktowany jak osoba — ubierano go, malowano, myto i obnoszono w procesjach).
Posąg, figurka, czyli — lalka… Tam gdzie rej wodziła postać w masce — narodził
się teatr dramatyczny; tam gdzie drewniana figura boga — teatr lalek. To tylko
hipoteza, ale … Tymczasem wróćmy już do Hellady. Wiemy, że współczesny
teatr europejski dziedziczy stare tradycje klasycznego teatru greckiego (a ten — jeszcze starsze), a nazwisk Ajschylosa, Eurypidesa czy Sofoklesa nie trzeba
nikomu przypominać. Badacze teatru i dramatu zgodnie twierdzą, że najstarsze
formy tragiczne i komiczne greckich przedstawień pochodzą od obrzędów dionizyjskich,
wskazując na pieśń obrzędową zwaną dytyrambem jako na element, który przyczynił
się do powstania pierwocin struktury dramatycznej. Ku czci Dionizosa odprawiano
tzw. Wielkie Dionizje, które przypadały na okres równonocy wiosennej oraz tzw.
Małe Dionizje przypadające na jesień i mające cechy święta winobrania. Te pierwsze
były wzorem dla greckiej tragedii, drugie — dla komedii (nazwa „komedia"
wywodzi się od komos, pieśni wtedy śpiewanej). Początki greckiego
teatru sięgają więc VI w. p.n.e., gdy w czasie Wielkich Dionizjów zaczęto organizować
„przeglądy" sztuk przedstawianych przez autorów po kolei w ramach
konkursu ku czci boga wina. Sam zaś „dialog dionizyjski" rozpisany
był na głosy między tzw. koryfeusza (czyli kogoś w rodzaju przewodnika obrzędu) i chór, „odgrywający" rolę orszaku Dionizosa, w którym, jak zapewne
wiemy, niebagatelną rolę pełniły dziwaczne postaci satyrów o kozim wyglądzie — takie też przebranie nosili potem aktorzy. Co do dytyrambu, to Arystoteles
pisze, że zrodził się u plemion doryckich na Peloponezie, gdzie kwitł kult związany z osobą dzikiego boga wina i urodzaju. Za twórcę literackiej formy dytyrambu
uważa się poetę żyjącego na wyspie Lesbos, Ariona. Ale prawdopodobnie dytyramb
pierwotnie oznaczał „taniec". Związek tańca z obrzędem nie ulega
wątpliwości. Tańczono w świętych kręgach albo wokół świątyń: jak młode dziewczęta z koszami na głowie tańczące wokół sanktuarium Artemis w Kariai, uwiecznione w rzeźbie jako kariatydy. Tańcem przekazywano uczucia, „opowiadano" i oddawano część. Tańczono przy wtórze nie tylko instrumentów, ale i pieśni. I właśnie pieśni — na przemian podejmowane przez dwie strony np. chłopców i dziewczęta w obrzędach płodności — stały się wzorem żywego słowa dla poezji i dramatu. Ale dionizje, szczególnie zasłużone dla dziejów teatru, nie były
jedynymi przedstawieniami sakralnymi w Grecji. Słynne misteria w Eleuzis to
inne z nich. Związane były z historią bogini Demeter (bogini zboża i urodzaju) i jej córki Kory porwanej do podziemnego świata. Obrzęd odbywał się w tzw. telesterionie, a była to budowla ogromna, mogąca pomieścić ok. 3000 widzów, coś między teatrem a świątynią. Nawiasem mówiąc misteria te musiał znać Ajschylos, tu bowiem
urodził się i jakiś czas mieszkał. Także ku czci Apolla odprawiano wielkie obrzędy.
Odkryto sanktuarium tego boga wraz z amfiteatrem. Największy
jednak kompleks amfiteatralny odkryto na wybrzeżu Argolidy w Epidauros — był
poświęcony Asklepiosowi (synowi Apolla) i mieścił… 14 tys. osób (VI w. p.n.e.).
Mimo „zeświecczenia" widowisko wciąż miało znaczenie daleko
ważniejsze niż rozrywkowe. Arystoteles mówi o katartycznej roli dramatu — widz
przeżywszy historię ze sceny, doznać miał oczyszczenia wewnętrznego. Ale zapytajmy z pozoru naiwnie: dlaczego w ogóle teatr oddzielił się od „bożej historii"?
Może wszędzie w tzw. wysokich kulturach, gdy aspekt widowiskowości przeważył
nad treścią obrzędu (zapewne coraz mniej rozumianego) — powstawał teatr. Może w teatrze poruszano problemy, które w kulcie nie znalazły rozwiązania, a były
zagadnieniami pierwszorzędnymi dla życia człowieka. Właśnie — człowieka, nie
bóstwa. Nowatorstwo Greków, które okazało się tak brzemienne w skutki, polegało
na tym, że dramat przedstawiany na scenach stopniowo oddzielał się od historii
boga i zajął się losem człowieka. Jeśli zważymy, że nieprzypadkowo działo się
to ok. V w. p.n.e., gdy posokratejska filozofia grecka zaczął interesować się
człowiekiem jako indywiduum, jako osoby — to dostrzeżemy wyraźny związek myśli
filozoficznej z narodzinami teatru. To dlatego Grekom zawdzięczamy specyfikę
naszego teatru, mimo podobnych źródeł — tak różnego od teatrów wschodnich.
Teatr stał się więc sposobem obrazowania sytuacji człowieka,
przedstawieniem życia. Ale przecież nie był życiem samym — był więc grą. Gra
to jakby nadbudowane piętro nad rzeczywistością, to sposób jej zinterpretowania,
to „skrót", kondensacja jakiejś „prawdy". Jest jeszcze
coś — pojęcie, które teraz wprowadzimy: napięcie. Mówi się wszak o napięciu
dramatycznym! A jest to taki stan dynamiki, który tkwi — jak to już powiedzieliśmy
-u podstaw naszego sposobu odbioru świata. „Dramatem"
więc jest nie utwór literacki, jak sądzimy w pierwszym odruchu, ale istota Świata
i Życia! Starożytni ten „dramat świata", odzwierciedlali nie tylko w formie religijnej, którą my zwykliśmy zwać obrzędem. Swego rodzaju obrzędem
dramatycznym, pełnym napięcia były także igrzyska sportowe, czyli turnieje sprawności
(igrzyska olimpijskie w Grecji zawsze miały kontekst sakralny , a nie czysto sportowy), a nawet gry planszowe np. szachy. Niebywałe, ale „szachownice"
odnaleziono i w Sumerze, i na Krecie, i w Mohendżo Daro! Plansze były polem,
na którym toczyła się rozgrywka sił sakralnych zróżnicowanych za pomocą
barw. Inną formą dramatycznej gry były… turnieje zagadek. Czy pamiętamy postać
sfinksa występującą w micie o Edypie albo posąg sfinksa przy piramidach w Egipcie?
Czyżby sfinks — wszak uosobienie zagadkowości — był w istocie stworem sakralnym?
Zagadka jest wszak rodzajem pojedynku. Właśnie turnieje zagadek, konkursy pieśni,
igrzyska sportowe towarzyszyły greckim świętom religijnym — a wszystkie mają
tę samą strukturę odbijającą, jak zapewne wierzono, strukturę świata. Tak było i z dramatem. Bo dramat teatralny to nie tylko, nawet nie przede wszystkim,
opowieść o czymś — Grecy znali sztukę epiczną, a jednak nie z opowiadania wyłoniła
się tragedia. Dlaczego? „Winna" jest właśnie struktura. Epickie
opowieści greckich aojdów nie mogły nieść takiej dawki napięcia dramatycznego — wszak tylko jeden człowiek opowiadał tu całość historii. Dramat to oczywiście
forma artystyczna, sztuka. Sztuka jest, co wynika z nazwy, czymś nie-naturalnym,
sztucznym. Właśnie! Człowiek od wieków starał się przydać „inności"
każdej uroczystości: przebierał się, nakładał maski, malował tatuaże, wykonywał
ruchy inne niż zwyczajnie — więc tańczył; nie mówił, lecz śpiewał; wyznaczał
święte przestrzenie architektoniczne. Taniec i rytualna celebracja podarowały
sztuce g e s t; pieśń (rozpisana na głosy) — s ł o w o dialogiczne; obrzędowe
przedmioty liturgii — r e k w i z y t; święte przestrzenie — s c e n o g r a f i ę. Ta inność, „sztuczność" jest wspólna dla sacrum i dla
artyzmu. Co nam zostało z poczucia sakralności teatru? Teatr to nadal budynek
wyodrębniony z całości miasta, czy zatem zanim wkroczymy po schodach, przez
kuluary na widownię nie będziemy już trochę w „innym" świecie? Ale
to jednak nie wszystko… Nasze spektakle są tak dalekie od nastroju sacrum,
jak to tylko możliwe. Czy dlatego co jakiś czas zjawiają się reformatorzy, którzy
buntując się przeciwko repertuarowemu teatrowi, budują własny, zbliżający się
do tajemnicy Pierwszego Teatru? Przypomnijmy sobie Jerzego Grotowskiego…
Literatura
m. in.:
1. Byrski K., Natya. O kształcie indyjskiego teatru klasycznego, z cyklu: W kręgu kultur krajów Dalekiego Wchodu, wyd. BWA, Wrocław, b.r.
2. Huizinga J., Homo ludens, Warszawa 1985.
3. Rodowicz J., Rola w teatrze No, [w:] „Dialog"
nr 4 1985, s. 119.
4. Wierusz Kowalski J., Dramat a kult, Warszawa 1987.
1 2
« (Published: 05-06-2002 Last change: 26-03-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 397 |
|