The RationalistSkip to content


We have registered
204.321.957 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
 Various topics » Ecohumanism

Hajże na Bieszczady [2]
Author of this text:

Bydło wydeptuje setki hektarów łąk oraz brzegi strumieni i cieków wodnych, co musi prowadzić do erozji i nieodwracalnego zniszczenia drogocennej ściółki glebowej. Stada bydła w przyległych do pastwisk obszarach leśnych powodują bardzo szybką degradację, zanik pokrywy leśnej i krzaczastej, a tym samym doprowadzają do zubożenia fauny kręgowców (ptaków i drobnych ssaków), czyli do faktycznego zaniku różnorodności biologicznej. Ten sposób hodowli zwany „Free Range Cattle Raising" uznany został za właściwy na terenach byłego Związku Radzieckiego, gdzie nie ma odpowiedniej liczby chłodni i zamrażalni wołowiny, co powoduje konieczność przetrzymywania żywego bydła na pastwiskach. U nas jest niedopuszczalny.

Jesienią w 1992 r. uczestniczyłem w Użgorodzie na Zakarpaciu w polsko-ukraińsko-słowackim spotkaniu z przedstawicielami Banku Światowego i Fundacji Mac Arthura, kora udzielić miała pomocy niedawno utworzonemu Międzynarodowemu Rezerwatowi Biosfery w Karpatach Wschodnich.

Zainteresowani wymieniali kwoty rzędu wielu milionów dolarów, potrzebnych, jeśli właśnie tworzony Rezerwat Biosfery obejmujący po stronie polskiej obszar 108.000 ha ma zacząć prawidłowo funkcjonować, a nie być tylko biurokratyczną fikcją. Niestety, okazało się, że Fundacja Mac Arthura na razie gotowa jest wyłożyć nie 40 mln, jak głoszono w kuluarach, a tylko 5.000 dolarów na ten cel, ale widzi możliwość przeznaczenia nieco więcej, nawet 300 czy 400 tysięcy, jednakże pod warunkiem zaistnienia „właściwego klimatu współpracy" z Bankiem Światowym.

Co to oznacza, w dość zawoalowany sposób objaśnili mi panowie Schumacher, Bond i Berwick, a więc oficjalny przedstawiciel i dwaj konsultanci Światowego Banku, po złożeniu oświadczenia dla ukraińskich środków przekazu: że w Polsce będzie udzielony kredyt w wysokości 150 milionów dolarów na restrukturyzację leśnictwa. Znający polskie lasy jak własną kieszeń prof. Stojko ze Lwowa, podobnie jak przedstawiciel strony słowackiej inż. Michalik, nie mogli powstrzymać się od niepochlebnych komentarzy na temat kompetencji tych, co negocjując tak wysoki kredyt, jednocześnie oddają jak gdyby w zastaw własne lasy kapitałowi zagranicznemu.

Konsultantów Banku Światowego w Karpatach ukraińskich tak naprawdę interesowała wyłącznie nie ochrona różnorodności biologicznej regionu, co było oficjalnym tematem spotkania, a lokalizacja jeszcze nie wyeksploatowanych drzewostanów jodłowych. Mimo wielokrotnych usiłowań uzyskania wiarygodnej odpowiedzi — na co ma zostać przeznaczony wspomniany kredyt w Ministerstwie OSZNiL, nie udało mi się jej otrzymać. Panowie z Banku Światowego wyraźnie stwierdzili, że „dobry klimat współpracy", gwarantuje złożenie we wskazanych przez nich firmach za co najmniej 40% przyznanych kwot kredytowych, tj. za około 80 mln USD, zamówień na sprzęt i urządzenia do pozyskiwania drewna.

Argument, że w przypadku naszego kraju z — było nie było — dość potężnym przemysłem ciężkim i zbrojeniowym wykorzystywanym obecnie tylko w nieznacznym stopniu, jedynym sensownym rozwiązaniem jest zakup koniecznych licencji na produkcję wspomnianego sprzętu, do nich nie trafiał i trafić nie mógł. Przy całym szacunku i uznaniu dla amerykańskiej technologii należy jednak pamiętać, że Tree Farmer jest dużo prostszy i mniej skomplikowany niż czołgi T-72, które do niedawna produkowaliśmy w nadmiarze. Nieporozumieniem jest również to (nie chciałbym w tym przypadku użyć ostrzejszych sformułowań), że mając parę milionów bezrobotnych, w większości zresztą należących do kategorii chłopo-robotników, a więc tych, którzy wiedzą, że młode drzewka należy sadzić „zielonym do góry", staramy się o zagraniczne kredyty na zalesianie, zamiast organizować szeroki front robót publicznych w tym zakresie. Nie pretendując do roli eksperta w dziedzinie leśnictwa, mam poważne powody od obaw, że pożyczce 150 mln dolarów z Banku Światowego mogą towarzyszyć nieodwracalne decyzje, które przyniosą złowrogie konsekwencje nie tylko dla bieszczadzkich lasów, ale również okażą się niezgodne z polską racją stanu.

Problem likwidowania bieszczadzkiego „Igloopolu", który dość często gościł na łamach prasy, nie ma już posmaku skandalu. Z trudem wiążący koniec z końcem ludzie przywykli do tego, że nieliczne garstki cwaniaków, kombinatorów i zwykłych łobuzów z byłą nomenklaturową dyrekcją na czele potrafią bezkarnie kraść, grabić i niszczyć składniki majątku narodowego, bowiem cokolwiek by pisać o igloopolowskich fermach i ziemi, na której gospodarowały, miały wartość dziesiątków miliardów złotych. Małą pociechą jest wiadomość o wszczynaniu dochodzeń przeciwko komornikom, którzy zgadzali się na śmiesznie niskie wyceny sprzedawanych na zaaranżowanych licytacjach traktorów i maszyn. Czas, siły przyrody i fakt, że ostatnia ekipa dyrektorów ferm zapomniała dopilnować, aby je opróżnić z obornika, wymierza osławionym „hokejkom" sprawiedliwość. Z tych, które już runęły, na Krywem nawet nie uda się odzyskać pokrycia dachowego. W tej sprawie winni też są znani z imienia i nazwiska. Im też, podobnie jak poprzednikom, należałoby wystawić rachunek za niewiarygodne marnotrawstwo i brak dozoru nad powierzonym im naszym wspólnym mieniem. Na czele listy winnych pobieranych prawie ministerialnych poborów stoi niewątpliwie mecenas Kwiatkowski, były likwidator Telewizji i „Igloopolu" jednocześnie. Ten uroczy i inteligentny pan nie zrobił literalnie nic, aby przynajmniej zahamować dewastację i grabież majątku, którym zarządzał.

W Rzeczypospolitej Niepodległej najważniejszy jest „biznes". Żałosny biznes żałosnego biznesmena i tzw. sytuacja obiektywna. Ograniczmy się do paru przykładów. Do wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatnich kilkunastu miesiącach w dolinie Sanu, na małym odcinku pomiędzy Zatwarnicą a Rajskiem. W tym fragmencie Bieszczadów, który mimo uruchomienia kamieniołomu, ustawienia retort do wypalania węgla drzewnego i poprowadzenia po obu stronach doliny utwardzonych dróg mógł jeszcze od biedy uchodzić jako fragment stosunkowo mało dotknięty ludzkim barbarzyństwem.

W połowie 1991 r. Tworylne zostało przekazane Nadleśnictwu w Lutowiskach, a zdaniem byłego wicewojewody krośnieńskiego p. Pęzioła, który tę decyzję podjął, gwarantem, że nie będzie tam prowadzona żadna działalność gospodarcza, miała być zła sytuacja finansowa tego nadleśnictwa. Tak się niestety nie stało, o czym zresztą pan wicewojewoda wiedział doskonale. Na kilkunastu hektarach zrekultywowanej i odkrzaczonej przy użyciu ciężkiego sprzętu ziemi zostały założone poletka ogryzowe dla zwierzyny, a w ich sąsiedztwie ustawiono ambony dla myśliwych.

Jelenie pozbawione żeru na łąkach i polach, które leżą odłogiem, musiały schodzić z połonin coraz niżej, tym bardziej że jedyny nie zamarzający zimą w Bieszczadach ciek wodny, to San. A na Twory lnem czekała je masakra. Wypuszczone na wolność żubry, które miały uatrakcyjnić pokot nomenklaturowych łowców, powinny wrócić do ogrodów zoologicznych. Jeśli w dalszym ciągu nikt się nimi nie zajmie, szkody w lasach wyrządzą ogromne. Warto zaznaczyć, że Państwowa Rada Ochrony Przyrody nie kontroluje ich poczynań, dopuszczając do tego, że w latach ubiegłych dwukrotnie łącznie przeszło 110 sztuk liczące stada przechodziły wschodnią granicę i nie wracały. W Sanoku za jedne 1000 USD można kupić od ręki czaszkę żubra, na skórę trzeba trochę poczekać. Aż dowiozą.

Bieszczadzka przyroda, bieszczadzka flora i fauna jest dziś zagrożona, niestety, w stopniu dotychczas niespotykanym. Na pierwszy plan w środkach przekazu wybijają się jednak tylko informacje o rzekomym głodzie, nędzy, strukturalnym bezrobociu. Ochrona przyrody w takiej sytuacji zaczyna nabierać aspektów politycznych. „Chrońmy przyrodę! Kto chroni ludzi?" głoszą różnego rodzaju postkomunistyczne sieroty i mnożący się jak grzyby po deszczu lokalni politykierzy.

Bieszczady należą do nas wszystkich, nie tylko mieszkańców południowo-wschodniej części Polski. Należą również do przyszłych pokoleń. Stanowią wielkie bogactwo całego naszego kraju, naszego narodu. Dlatego nie wolno nam zmarnować tego regionu do reszty.

NA KRESACH RZECZYPOSPOLITEJ

Tren dla Hrabiny

Senne olszyny
gdzie kiedyś był dwór;
jałowce czarne,
jak czarny dym.

Grób skryty w trawie,
murszejący kamień;
smugi na niebie
białe już zupełnie.

A oto drogi
przebite na oślep
tropem gąsienic
ciągną pod prąd nieba.

Tak się rozwiewa
kamień, imię, sława
i łaska ciszy
dana temu miejscu.

Tak naprawdę Bieszczady zaczynają się w Komańczy. Na pewnej konferencji prasowej dziennikarze z Zachodu zadawali pytania, w której części Syberii leży ta Kuman… Koman... Komańcza. Tak im jakoś niepolsko i niesłowiańsko brzmiała nazwa wsi. A gdyby wiedzieli, że od pokoleń zamieszkują ją rody Czurmów, Pengrynów, Czekierdów, Haratynów, zapewne jeszcze bardziej upewniliby się w błędnym mniemaniu.

W połowie lat pięćdziesiątych była to wieś deskami zabita — ukryty w lesie klasztor Nazaretanek, kilkanaście cudem ocalałych z pożogi chałup i stacyjka przejeżdżającej raz dziennie kolejki, kończącej trasę w przygranicznym Łupkowie.

Jesienią od wieków wszechwładne panowanie na drogach łączących ludzkie siedziby obejmował chlupoczący żywioł — błoto. Rokrocznie w tłustej, ciężkiej, brunatnej mazi grzęzły po osie pojazdy, łamały nogi zwierzęta. Człowiek też nie mógł dać jej rady. Chyba że wezwał na pomoc biesa. Bies rządził tą krainą. Przenikał do ludzkich dusz, kusił do złego: rozboju, mordu, rabunku. Kupcy z naddunajskich nizin, wędrujący na północ z baryłkami wina, bezlitośnie łupieni przez opryszków, polecali duszę Panu Bogu, gdy przyszło im przekradać się przez ponure knieje krainy biesów — Bieszczady (do dziś nazwę tę nosi położony na zboczach Kanasiówki las). Karpaty pokrywała wówczas nieprzebyta puszcza. Sięgała aż po Dunaj, za którym rozpościerał się ocean stepów, sięgający po Wielki Mur i Huang-Ho, królestwo nomadów. Chińczycy nazywali ich „barbarzyńcami z północy", hiungnu — Hunami. Od nich wywodził swój rodowód turecki szczep Połowców (Kumanów), który z czasem wchłonął inne ludy; koczowników pokonali silniejsi, osiadli sąsiedzi. Niedobitki ścigane przez tępiących ich zawzięcie Mongołów szukały ocalenia w leśnych głuszach. Mieszkańcy Komańczy — Kumanczy, jak mawiają jeszcze starzy ludzie — być może są potomkami owych Kumanów.

Komańcza leży na starym szlaku handlowym, który wiódł przez Przełęcz Łupkowską — „uhorskie wrota". Nazwa głównej rzeki Bieszczadów — Sanu, jest pochodzenia celtyckiego. Odnalezione w islandzkich klasztorach stare sagi skandynawskie podają, że walki Gotów z Hunami toczyły się w Czarnym Lesie; niektórzy uważają, że Czarny Las, to właśnie kraina biesów — Bieszczady.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dajmy odejść legendom
Inny głos w dyskusji o klimacie

 See comments (4)..   


« Ecohumanism   (Published: 20-05-2005 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Witold Stanisław Michałowski
Pisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli.   Biographical note

 Number of texts in service: 49  Show other texts of this author
 Newest author's article: Kaukaz w płomieniach
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 4147 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)