The RationalistSkip to content


We have registered
204.326.208 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Niall Ferguson - Cywilizacja. Zachód i reszta świata
Katarzyna Sztop-Rutkowska - Próba dialogu. Polacy i Żydzi w międzywojennym Białymstoku
Julio VALDEÓN BARUQUE, Manuel TUŃÓN DE LARA, Antonio DOMINGUEZ ORTIZ - Historia Hiszpanii

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
 Science » » » »

Dzieciństwo - tam zaczyna się problem [2]
Author of this text:

- Córka nie będzie mogła tworzyć czasowych sojuszy z ojcem, które dałyby jej momenty „odpoczynku" od matki. Jeśli do tego matka — a zdarza się to nierzadko — będzie np. stale mówiła córce, jak „bardzo się dla niej poświęciła" samotnie ją wychowując, córka przeżyje klasyczny konflikt psychiczny (oczywiście częściowo nieświadomy). Konflikt stworzą sprzeczne, a niemożliwe ani do wyrażenia, ani do wyrzucenia z siebie emocje i myśli. Jakie? Przesadne poczucie lojalności w stosunku do matki (wszak to tylko jej „zawdzięcza życie") oraz poczucie winy z powodu tego, że matka tak się „poświęciła", a z drugiej strony — nienawiść do matki, spowodowana poczuciem uwiązania do niej, brakiem samostanowienia. Córka będzie w psychologicznie patowej sytuacji, gdyż każdy bunt, każda próba wyrażenia negatywnych emocji będzie przesz nią przeżywana jako zagrożenie utratą najbliższej osoby.

- Dziecko nie będzie mogło obserwować i doświadczać relacji pomiędzy dwojgiem ludzi, z której samo jest wykluczone (relacja matki i ojca, jako mężczyzny i kobiety). Bycie w takiej relacji jest początkowo dla dziecka bolesne, gdyż konfrontowane jest z tym, że nie jest „pępkiem świata" (początkowe złudzenie każdego dziecka), oraz że matka nie jest tylko dla niego. Ta bolesna nauka stanowi podstawowy krok ku realnemu światu i radzeniu sobie w samodzielnym życiu. Gdy zabraknie takiej sytuacji, gdy dziecko zawsze widzi, że matka jest tylko dla niego, to w dorosłym życiu będzie kultywowało fantazję, że jest kimś szczególnym, lub będzie się wiecznie czuło oszukane, porzucone, samotne i niesamodzielne.

A co wtedy, gdy matka ma trochę większe problemy ze sobą? Wówczas jest jeszcze gorzej. Jeśli dziecko posiada kontakt z obojgiem rodziców, uzyskuje swoistą przestrzeń dla własnego rozwoju — nie musi wzorować się tylko na jednym rodzicu, lecz może stworzyć „wypadkową". Nawet jeśli obydwoje rodzice mają jakieś problemy, ta wypadkowa może dać mu w miarę poprawny rozwój. Jeśli jednak jest skazane na jednego rodzica, będzie chłonęło wszystko jak gąbka, ze szkodą dla własnej indywidualności i rozwoju.

Pamiętajmy, że nasi rodzice na ogół mieli problemy ze swoimi rodzicami, ci z kolei ze swoimi, itd. Problemy i urazy są przenoszone na kolejne pokolenia. Niejednokrotnie ludzie postanawiają jednak, że swoje dzieci będą wychowywać zupełnie inaczej, niż sami byli wychowywani, postanawiają, że ich dzieciom będzie lepiej. Jednak w większości przypadków postanowienie to będzie trudne do realizacji, gdyż jesteśmy zdeterminowani tym, co sami przeżyliśmy, własną historią i trudno nam wyrwać się z tego kręgu. Oczywiście ludziom często wydaje się, że ich dzieci „mają się zupełnie inaczej", podczas, gdy w rzeczywistości to, co otrzymują w przekazie rodzicielskim jest bardzo podobne do tego, co ukształtowało rodziców. Dlaczego tak się dzieje? Z dwóch przyczyn:

- po pierwsze to, co zapisało się w nas jako urazowe i bolesne, a także to, co jest w nas niepoukładane, niedokończone, ułomne, a więc te sfery, które pozostały nam po trudnych sytuacjach naszego dzieciństwa — to wszystko będzie dążyło do ekspresji, do wyrażenia się na zewnątrz, innymi słowy będzie próbowało z nas wyleźć, a najlepszym sposobem opuszczenia naszego wnętrza, będzie scedowanie tego na dzieci;

- po drugie, dzieci przejmują od rodziców przede wszystkim to, co ci na prawdę w sobie noszą, to znaczy to, co tworzy zręb osobowości rodziców, a nie to, co rodzice jedynie werbalnie przekazują (dlatego nieraz dziwimy się, jak to możliwe, że w rodzinie wyznającej tak szczytne ideały wychowała się tak spaczona osoba — prawdopodobnie głęboko w sobie rodzice nie byli wcale tak poukładani, jak na zewnątrz, i dziecko właśnie to odebrało i przyswoiło sobie)

Mówi się, że „bici będą bili" itp. — mając na myśli, że człowiek będzie robił to, czego doświadczył na sobie w dzieciństwie. Jest to prawda i nieprawda. Może równie częste jest, że osoby, które miały straszne dzieciństwo próbują swojemu dziecku zapewnić coś o 180 stopni przeciwnego. Rodzic stale ucieka od czegoś, co sam przeżył. Np. matka, którą niewiele się w dzieciństwie interesowano, może stale drżeć o swoje dziecko. Tak bardzo, że zablokuje mu realizację większości jego potrzeb (np. zabawy na zjeżdżalni, wyjazdy, spotkania z kolegami). W ten sposób jej trudne dzieciństwo i tak stale wisi dzieckiem, i tak czy inaczej zostaje mu przekazane.

Chyba wszystkim znane jest pojecie „nadopiekuńczość". Prawdopodobnie jednak nie wszyscy wiedzą, jak bardzo jest to rzecz szkodliwa. Niejednokrotnie, gdy rozmawiałem z matkami pacjentów mówiły mi one: „byłam zawsze taka nadopiekuńcza, teraz wiem, że to było złe…" itp. Takie słowa robią wrażenie, że matka widzi swój błąd, jednak w przypadkach, z którymi miałem do czynienia dało się spostrzec, że w istocie tylko pozornie czuje się winna. W rzeczywistości matki te były wręcz dumne ze swojej postawy. Tak jakby mówiły: „Byłam zawsze matką do kwadratu, supermatką, rozumie pan?". W czym tkwi zło nadopiekuńczości? Nie jest ona wcale nadmiarem miłości, a co najwyżej nieumiejętnością prawdziwego kochania, oraz radzeniem sobie z własnymi problemami kosztem dziecka. A do tego w sposób zakamuflowany. Na czym polega nadopiekuńczość? Jest to robienie wszystkiego dla dziecka „z góry", a więc realizowanie jego „potrzeb" bez rozmowy z nim o tych potrzebach i bez dowiedzenia się, jakie one w rzeczywistości są. Jest to „znanie" dziecka, jakie jest, czego chce, i co „jest dla niego dobre", niezależnie od tego, co pokazuje samo dziecko. Jest to też wyręczanie dziecka we wszystkim bez brania pod uwagę tego, że kiedyś będzie ono dorosłe i będzie musiało radzić sobie samo. Podsumowując, nadopiekuńczość to rodzaj niedostrzegania dziecka, deptania jego indywidualności i nie liczenia się z wymaganiami rozwoju (brak uczenia dziecka samodzielności). Z czego wynika nadopiekuńczość? Najczęściej dotyczy ona matek i jest wynikiem ich własnych problemów emocjonalnych. Są to kobiety, które bardzo boją się separacji z dzieckiem (być może we własnym dzieciństwie doznały wcześnie jakiejś bolesnej separacji), nie wyobrażają sobie życia bez niego. Jest im ono tak bardzo potrzebne, że zapominają o znanej prawdzie, iż „dzieci są dla świata, a nie dla rodziców".

Ostatnio popularny jest temat seksualnego nadużywania dzieci przez rodziców. W tym kontekście mówi się głównie o molestowaniu córek przez ojców. Jednak nadużywanie dzieci wcale nie musi dotyczyć ojca, oraz nie musi przybierać form jawnego seksualizmu. Może ono dotyczyć zarówno matek, jak i ojców i być bardziej zakamuflowane. Generalnie chodzi tu o drugą stronę wspomnianego kompleksu Edypa. Kompleks Edypa polega na tym, że kilkuletnie dziecko kieruje swoje uczucia do rodzica płci przeciwnej, jednocześnie drugiego traktując jako swojego rywala. Najjaskrawiej widać go u chłopców — nieraz mówią oni nawet, że „ożenią się z mamusią i będą mieli z nią dzieci". Drugą stroną tej sytuacji jest to, że rodzic zaczyna swoje impulsy erotyczne lokować w dziecku: matka widzi „swojego małego mężczyznę", ojciec „swoją księżniczkę" itp. Jest to sytuacja normalna, zależy tylko na ile nasilona i trwała. Jeśli jest silna, jeśli np. „mały mężczyzna" jest wspanialszy dla matki od jej partnera, a „ksieżniczka" staje się w fantazji ojca jego partnerką, sytuacja jest gorsza. Zaczyna się seksualizowanie relacji z dzieckiem. I nie musi wcale dochodzić do fizycznego obłapiania. Wystarczą słowa, gesty, stosunek emocjonalny, rozmowy. Dziecku taka sytuacja niejednokrotnie odpowiada, czuje się ono wyróżnione. Jednak jest ona wysoce niekorzystna dla jego rozwoju. W skrajnych przypadkach z dziewczynki tworzy się histeryczka, czyli kobieta, która sama seksualizuje każdą relację (nawet jak kupuje znaczek na poczcie, to „puszcza oczko", wzdycha itp.), a z mężczyzny osoba perwersyjna, mamisynek lub osoba z tzw. osobowością falliczno-narcystyczną, czyli człowiek, który jedyny cel swojego życia widzi w demonstrowaniu swojej męskiej seksualności i kolejnych podbojach erotycznych.

1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Czego nie powie ci psychiatra - rzecz o psychozach
Popęd i symbol - słowo o perwersjach seksualnych

 Comment on this article..   See comments (14)..   


«    (Published: 08-09-2005 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Damian Janus
Absolwent psychologii, filozofii i religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Psycholog kliniczny. Odbył szkolenie w zakresie terapii Gestalt, psychoanalizy oraz metody ustawień systemowych. Pracuje jako coach i psychoterapeuta. Autor uznaje wartość religii w życiu człowieka oraz rolę chrześcijaństwa w rozwoju zachodniej kultury.

 Number of texts in service: 9  Show other texts of this author
 Newest author's article: Popęd i symbol - słowo o perwersjach seksualnych
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 4348 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)