|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
Ateusz na salonach. Zarys problematyki ateizmu we Francji doby Oświecenia [2] Author of this text: Jakub Szafrański
Podatny grunt Osiemnastowieczna Francja to więcej
niż konserwatywny podział stanowy przeciwstawiony rozpasanej neofilii i wyzwolonej moralności. To karnawał ciążący ku katastrofie, ale karnawał
pozbawiony ciężkiej dekadenckiej świadomości nadchodzącego upadku. Szlachta
kurczowo trzyma przywileje i trwoni majątki w poszukiwaniu rozrywek. Mieszczaństwo
bogaci się i frustruje szlacheckim monopolem na władzę, przejmując najgorsze
nawyki stanu wyższego i dostosowując je do własnych możliwości. Biedota i chłopstwo żyje w nędzy i pławi się w nędznej rozpuście szczerząc
poczerniałe pieńki zębów. Obyczaje poszczególnych stanów odzwierciedla
przypisane do nich odpowiednio duchowieństwo. Czy jednak narzekania społeczeństwa
odbiegają w jakiś sposób od utyskiwań innych narodów? Wydaje się, że nie,
natomiast zdecydowanie różni się podejście do egzystencji. Ciężar życia,
lekkość obyczajów, chciałoby się powiedzieć. Nie jest to jednak absolutnie
prymitywizm. Nie należy zapominać, że nauka i sztuka stoją na bardzo wysokim
poziomie. Ludzie obserwują się nawzajem i wyciągają wnioski, które burzą
świętości. Ukazując możliwości odstępstwa i nadając im status przesądów,
których jedyną miarą jest użyteczność. Związek szlachcica z wieśniaczką
nie jest już dyshonorem. Po prostu nie ogłasza się go oficjalnie, by nie zamknąć
sobie drogi do ożenku z bogatą szlachcianką, która zaakceptuje nieformalną
kochankę. Należy jednak skupić się na miastach, a raczej na najbardziej z owych miast reprezentatywnym czyli Paryżu. Status stolicy i bliskość Wersalu
określają to miejsce jako centrum życia intelektualnego i życia w ogóle w ówczesnej Francji. W Paryżu rodzą się i upadają mody, prądy literackie,
kierunki rozwoju sztuki i w końcu filozofii. Co charakterystyczne nie dzieje się
to w obrębie akademii i uniwersytetów. Te pozostają staroświeckie i konserwatywne. Gdzie więc, pośród ludu, można spotkać twórczą elitę?
Oczywiście na osławionych salonach. Jest to wynalazek bezprecedensowy i trzeba
przyznać, że bardzo udany. Oto artyści, literaci i myśliciele oddają się
pod opiekę zamożnych kobiet organizujących we własnych domach miejsca spotkań
inteligencji. „Kobiety-sawantki patronowały umysłowemu życiu, kształtowały
opinię, decydowały o wyborach do akademii, i obsadzie stanowisk
ministerialnych." [ 7 ]
Zwłaszcza trzy spośród salonów wiodły prym jeśli chodzi o powagę swoich
gości (co decydowało oczywiście o statusie salonu). Mamy więc bardzo poważany
acz konserwatywny (zakaz wolnomyślicielskich rozmów) salon pani Geoffrin. Następnie
salon markizy du Deffand, którego najznamienitszymi gośćmi byli Wolter,
Monteskiusz, d'Alembert, Diderot, Quesnay i Turgot. I w końcu salon Julii de
Lespinasse, który wyłoniwszy się, w wyniku skłócenia pań, z domu markizy
du Deffand „wykradł" jego bywalców i stał się „laboratorium
encyklopedii", jak go później zwano. Bardziej profesjonalnymi skupiskami, życia
intelektualnego były cotygodniowe, zazwyczaj, obiady organizowane przez samych
myślicieli jak na przykład Holbacha i Helwecjusza. Salon był niewątpliwie
miejscem ciekawym i kolorowym. Musiał zaspokoić wymagania zarówno
intelektualne jak i towarzyskie zachowując w tym wszystkim elitarność.
Oczekiwaniom zaś paryskiej szlachty, sprostać nie było łatwo. Szlachta
salonowa uwielbia być zaskakiwana a najbardziej cieszy się kontrowersją.
Dzieckiem natomiast kontrowersji jest postawa nazywana libertynizmem. Oto jak
owo zjawisko opisuje Jerzy Łojek: „W wieku XVII mianem libertynizmu określano
nurt myśli i idei dążący do uwolnienia umysłu ludzkiego z więzów
tradycji, autorytetów i uprzedzeń, postulujący rozumną i sceptyczną analizę
rzeczywistości, poddający wszechstronnej, ale dość łagodnej krytyce tradycję
chrześcijańską i naukę kościoła (...). W XVIII wieku libertynizm był już
określeniem potocznym i jak najbardziej pejoratywnym."- i dalej — „(...)
libertyn to rozpustnik szczególnego rodzaju: sceptyczny niedowiarek, który bez
żenady zaspokaja swoje wyrafinowane namiętności seksualne, nie mając żadnych
moralnych hamulców w wyniku utraty wiary w Boga w skutek odrzucenia nakazów
chrześcijańskiej moralności, i dla specyficznego celu: zademonstrowania
swojej przekory wobec nakazów kościoła (...)." [ 8 ]
Oczywiście absurdem jest twierdzenie, że salony opierały się na podobnych
osobnikach, lecz postać taka jest wyśmienitym studium obyczajowości tamtych
czasów. Libertyn był po prostu osobą bardziej konsekwentną w realizowaniu
owej obyczajowości i tą konsekwencją mógł inspirować i napędzać umysłowość
twórców, którzy się z nimi stykali. „Nie bez kozery władze duchowne ściśle
łączyły erotyczną beletrystykę libertyńską z propagandową literatura
filozoficzną zwalczającą doktrynę chrześcijańską. Nie chodziło nawet o wspólnotę ducha racjonalizmu i sceptycyzmu (...). Po prostu krytyka religii i roli duchowieństwa bardzo często wiązała się z obyczajową sensacją
(...)." [ 9 ]
Libertynizm sycił się grą jaką toczył z kościołem i przesycał nią także
intelektualistów. Stąd prowokacje jak na przykład sygnowanie dzieła
„Erotyka Babilon" Mirabeau pieczęcią drukarni watykańskiej w Rzymie. Temu
podobne przedsięwzięcia doprowadziły do wytworzenia, wręcz, specyficznej
mody, była to „(...) moda na kpinę z religijnych dogmatów i zasad moralności
chrześcijańskiej, tworzyła stopniowo atmosferę ogólnej negacji doktryny
(...)". [ 10 ]
Przykładem może być Diderot piszący o tym jak to Bóg chrześcijanin jawi mu
się dziwnym ojcem, który dba bardziej o swoje jabłka niż o swoje dzieci.
Jakby tego było mało kościół, na nieoficjalnym, oczywiście, szczeblu
podejmował ową modę: "Kazania wygłaszane przez księży i zakonników bywały
przesycone żartem, dowcipem nawiązującym do ludowych wartości 'świata na
opak'." [ 11 ]
To co dzieje się w salonach i kościołach wyłapuje z opowiadań i plotek
ulica. Szarzy ludzie również karmią się skandalami, różnica polega na tym,
że oni obyczajowości nie kształtują tylko są kształtowani. Wpływy zaś są
rozliczne i bardzo silne. Przytoczę za Zofią Libiszowską, wyjątkowy
przypuszczalnie, ale jednak znaczący obrazek z życia miasta światła: „Na
placu de Greve w Paryżu wzniesiono wielki stos, od którego kat zapalał
pochodnię z siarką. Naprzód spalił skazańcowi prawą rękę, która targnęła
się na królewski majestat. Potem piętnował ogniem jego piersi, ramiona i uda. Następnie próbowano rozerwać go końmi, a w końcu odrąbano mu członki.
Egzekucja trwała ponad godzinę." [ 12 ] W taki oto sposób na oczach pałającego entuzjazmem tłumu stracił życie
niejaki Damiens, zamachowiec, przeciwnik sojuszu jaki Ludwik XV zawarł z Austrią.
Lud targany takimi obrazkami w połączeniu z wątpliwą moralnie obyczajowością
stanu wyższego i duchowieństwa, które dostarczało licznych pretekstów do wątpienia w swą własną naukę, stłoczony w ciasnych coraz bardziej miastach, to bomba
czekająca tylko na iskrę, ale jednocześnie bardzo plastyczna masa. Rzeźbiarzy
nie trzeba było szukać daleko.
Dramatis personae Filozofowie francuscy w XVIII
wieku stanęli przed niezwykłą, zaiste, dla filozofów możliwością. Ich
idee miały szansę faktycznie wpłynąć na społeczeństwo. Istniała taka
opcja, ponieważ było to środowisko „z którego wyrośli, którego mechanizmy
analizowali, z którego potrzebami się solidaryzowali, którego byli cząstką,
emanacją, umysłową elita." [ 13 ]
Sprzymierzeńców przysparzał im również fakt ich niezależności, sposobu w jaki wymykali się władzy świeckiej i duchownej przy pomocy obcych dworów.
„Zmagania i sukcesy filozofów i ludzi pióra śledziła z uwagą cała Europa
oświecona. Otuchy dodawały im sympatie oświeconych monarchów poparte nieraz
hojnym darem, honorowym wyróżnieniem czy zaproszeniem na dwór" [ 14 ] Myśliciele zdawali sobie sprawę z posiadanych możliwości i tworzyli spójną grupę, która była im
schronieniem i mobilizacją. „To właśnie dla określenia tego środowiska i panujących w nim stosunków wprowadzono pojęcie 'republiqe des lettres'.
P. Bayle idealizując ową republikę (co zresztą też ma swoją wymowę), pisał,
że jest ona państwem niezwykle wolnym. Uznaje się w niej panowanie wyłącznie
prawdy i rozumu, i pod ich kierunkiem prowadzi się bez obawy wojny przeciwko każdemu
(...). Ówcześni intelektualiści — niezależnie od wszystkich występujących
między nimi podziałów — mieli, bez wątpienia, sporo wzajemnego szacunku i uznania." [ 15 ]
Tylko w oparciu o taką właśnie solidarność mógł na szeroką skalę
zaistnieć pogląd z góry skazany na potępienie ze strony władz jakim był
ateizm. Przez wzgląd jednak na specyficzne warunki rozwoju oraz docelowego
odbiorcę stanowisko to stało się dla oświeconej Francji wyjątkowe. Był to
bowiem ateizm, który stanowić miał środek a nie cel. Określanie poglądu
lub postawy mianem ateistycznej często miało wymiar prowokacyjny. Prawdziwy
ateizm, o wartości metafizycznej obecny był i rozwijał się w głowach myślicieli,
nie zaś na salonach czy ulicy. Tutaj ateizm bardziej niż nieistnienia Boga
dowodził możliwości przełamania dogmatyzmu czy wyzwolenia się od przesądów. Z tegoż to powodu nie funkcjonował w sposób agresywny. Próbowano raczej z nim oswajać niż próbować go wdrożyć jako doktrynę. „Czyż nie jest prawdą,
iż Deista lub Ateista, jako taki, nie uczyni nic drugiemu, czego by nie chciał
aby jemu uczyniono. I, że będzie tak postępował niezależnie od tego z jakiego źródła wywodzi się ta zasada" [ 16 ],
pisze La Mettrie. Względem ateizmu stara się być obiektywny Wolter: „Ateusz
mądrzący się, gwałtowny i potężny byłby biczem równie fatalnym jak krwiożerczy
zabobonnik." [ 17 ] Słowo „ateizm" było
faktycznie szpadą w rękach zwinnych szermierzy. Kiedy było trzeba chwytał ją
Monteskiusz, Wolter czy Rosseau oficjalnie deklarujący się jako deiści.
Ateistami na pewno byli: La Mettrie, Morelly, Condillac i Condorcet, lecz wydaje
się, że większe znaczenie miał dla nich naturalizm, którego ateizm był po
prostu konsekwencją. Niemniej jednak zarówno deiści jak i ateiści mogli z politowaniem spojrzeć na kościół miotający się jak w ukropie i palący ręką
kata kolejne księgi. Mogli kląć głupców, którzy rękami policji co raz
zamykali i zwalniali ich z kolejnych więzień. Ostatecznie mogli pogratulować
sobie z przekorą w duchu, bo tak naprawdę to ich oponenci sami stworzyli sobie
ateizm — straszne słowo ateizm.
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 7 ] Z. Libiszowski, Francja
encyklopedystów, Warszawa 1973, s. 201. [ 8 ] J. Łojek, Wiek
markiza de Sade, Lublin 1973, s. 10. [ 11 ] J. Sochoń, Ateizm,
wyd. cyt. , s. 167. [ 12 ] Z. Libiszowska, Francja...,
wyd. cyt., s. 133. [ 15 ] Z. Drozdowicz, Intelektualizm i naturalizm w filozofii francuskiej, Poznań 1987, s. 13. [ 16 ] cyt. za B. Baczko, Filozofia
francuskiego oświecenia, Warszawa 1961, s. 163. [ 17 ] Wolter, Traktat o tolerancji, Warszawa 1988, s. 88. « (Published: 27-04-2006 Last change: 30-09-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4731 |
|