|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Wspólnota czy społeczeństwo obywatelskie? Jednostki jako podmioty wyboru [1] Author of this text: Wiera Paradowska
Celem niniejszego artykułu jest próba ukazania różnicy między dwoma
sposobami pojmowania ładu społecznego jako odpowiadającego naturze człowieka:
wspólnoty wyznaniowej i społeczeństwa obywatelskiego. Wywód, który
przeprowadzam, ma na uwadze rozstrzygnięcie tradycyjnego
sporu w kwestii źródła wartości — czy jest nim jednostka czy wspólnota,
oraz ma dowodzić, że jedynie państwo
demokracji liberalnej, którego fundamentem jest społeczeństwo obywatelskie,
oparte o etykę obywatelską, odpowiada rzeczywistej naturze człowieka, jaką
jest wolność. Ukazaniu tego, czym jest natura człowieka, służy
koncepcja podmiotowości, wywodząca się z rozwijanej od pewnego czasu tak zwanej metafizyki wyboru [ 1 ]. W świetle tej metafizyki źródłem wartości a zarazem sprawcą ładu społecznego jest człowiek. Jednocześnie „człowiekiem"
tym nie jest ani gatunek ludzki, ani pojedyncza jednostka. Źródłem wartości
są strony relacji wzajemnego upodmiotowienia, jakimi są pojedyncze jednostki. W relacji tej jednostki stają się podmiotami w wyniku ich aktu metafizycznego,
czyli samookreślenia się wobec siebie i innego jako wartości, już to wartości
równorzędnych, już to — nie równorzędnych.
Samookreślenie się wobec siebie i innego jako wartości nie równorzędnych w wolnym akcie wyboru metafizycznego równa się konstytuowaniu
podmiotowo-przedmiotowych relacji międzyludzkich według zasady panowania i posłuszeństwa.
Tym samym równa się to tworzeniu ładu społecznego zogniskowanego wokół
kształtującego się systemu wartości, w którym wartością dominującą jest
władza jednych i posłuszeństwo drugich. Zgodnie z zarysowaną dalej koncepcją
podmiotowo-podmiotowej natury człowieka, we wspólnocie, utworzonej zgodnie z zasadą panowania i posłuszeństwa, a więc również we wspólnocie
wyznaniowej, natura człowieka zostaje rozerwana: funkcja kreatywna jest
uzurpowana przez jednych, funkcja wykonawcza — narzucona innym.
Właśnie owo rozerwanie funkcji kreatywnej i wykonawczej jest podłożem
propagowanej od pewnego czasu w Polsce
wizji ładu społecznego, jakim jest „tradycyjna religijna wspólnota
prawdziwych Polaków katolików" [ 2 ].
Z kolei podmiotowo-podmiotowy akt metafizyczny równa się domaganiu się i uznaniu przez strony relacji siebie nawzajem za wartości równorzędne, za
podmioty. Akt ten konstytuuje inny ład społeczny i inny system wartości. Jest
to świat wolności, świat swobód demokratycznych, pluralizmu i tolerancji.
Jego fundamentem nie jest władza narzucana jednym przez drugich, lecz władza
wynikająca z umowy, a tym samym władza, kierująca się prawem, zapewniającym
zachowanie równej odpowiedzialności przed nim podmiotów, które owo prawo
ustanowiły, czyli obywateli. Chcę w ten sposób powiedzieć, że każda wizja
ładu społecznego, opartego o zasadę panowania i posłuszeństwa, niezależnie
od takiej czy innej legitymizacji owego panowania (czy jest to konieczność
przyrodnicza czy boska) zakłada wspomniane wyżej rozerwanie natury człowieka.
Ład społeczny, powstający w wyniku owej deformacji, redukuje podmiotowość
jednych jednostek tylko do roli jego kreatorów i strażników, a podmiotowość
innych wyłącznie do wyrażenia zgody, wymuszonej za pomocą takich czy innych
środków przemocy, na traktowanie siebie jak przedmioty wykorzystywane
przed podmiot władzy jako narzędzia realizacji swoich celów partykularnych. Będę starała się pokazać, że jedyną polityczną formą, w pełni odpowiadającą naturze człowieka, jest obywatel, którego status
jednostka uzyskuje tylko wówczas, kiedy łączy w sobie obie wspomniane wyżej
funkcje, co czyni ją gwarantem swobód demokratycznych, praw człowieka i wolności
osobistych.
*
Niepokojącym zjawiskiem w Polsce posolidarnościowej jest nasilający się
atak na liberalizm i nawet na demokrację liberalną ze stanowiska katolickiej
idei narodu. „Budowana obecnie przez katolicyzm konstrukcja
teologiczno-ideologiczna — pisze Adam Chmielewski — jest w istocie
wymierzona przeciwko światopoglądowi liberalnemu, ponieważ jest on obecnie
jedynym oponentem, jaki pozostał i jaki faktycznie zagraża sile i wpływom kościoła w narodzie katolickim, który w narastający sposób odchodzi w stylu życia od
nakazów moralnych Ewangelii. Ponadto okazuje się, że ów niedawny sojusznik
stanowi groźbę wcale nie mniejszą, niż poprzednio komunizm, a nawet znacznie
poważniejszą" [ 3 ].
Zdaniem
badaczy, idea narodu upowszechniła
się w większości transformujących się krajów postkomunistycznej Europy
wschodniej i środkowej. Jednocześnie idea ta stanowi poważną przeszkodę w budowaniu demokracji [ 4 ]. Głównie dlatego, że idea ta, eksponująca tożsamość
lokalną, etniczną i partykularną [ 5 ] w istocie zastępuje ideę społeczeństwa obywatelskiego i etyki obywatelskiej, stanowiących niezmienny fundament demokracji zachodnich.
Nieobecność struktur pluralistycznych i niezależnych elit, brak społecznych
tradycji reformatorskich, w tym również — w obrębie instytucji wyznaniowych,
oraz dziedzictwo rządów autokratycznych lub dyktatorskich, wywodzących się z jednej etnicznej większości lub wspieranych przez siły zewnętrzne [ 6 ] powoduje, że idea narodu zakorzenia się dość łatwo. Zwłaszcza
odwołanie się do tradycji wyznaniowej powoduje, że idea ta znajduje szczególnie
podatny grunt w świadomości nie przygotowanych do demokracji jednostek.
Otwiera drogę do powstania ideologii narodowych, które faktycznie odpowiadają
tylko części społeczeństwa, jednoczącej się wokół instytucji religijnych i ich symboliki. Jednak w myśl twórców ideologii narodowej właśnie ów
proces decyduje o uzyskaniu przez jednostki danego społeczeństwa swojej tożsamości
narodowej. Stąd idea narodu tylko pozornie nawiązuje do takich haseł
demokratycznych jak wolność i prawa człowieka. W istocie żąda od jednostki
posłuszeństwa wobec tradycyjnych norm i wartości, związanych z historycznym
dziedzictwem kultury narodowej, przede wszystkim zaś religijno-patriotycznym,
co w praktyce oznacza posłuszeństwo depozytariuszom tych wartości. Z pozycji
tych zarzuca się liberałom to głównie, że odrzucają oni etykę normatywną,
ufundowaną na wartościach religijnych, i zastępują ją relatywizmem
moralnym, co prowadzi do rezygnacji państwa z powiedzenia, co jest dobre dla
niego samego, dla narodu i dla wspólnoty politycznej [ 7 ]. W konsekwencji, mówią krytycy, sprowadza to państwo demokracji
liberalnej na drogę anarchii i terroryzmu, a co gorsza stwarza niebezpieczeństwo
totalitaryzmu jako koniecznej reakcji na nie. Interesującym wariantem tego
rodzaju krytyki demokracji liberalnej są słowa ks. S. Kowalczyka, który
pisze: „Wielu liberałów mówi o wolności i tolerancji, ale równocześnie
kwestionuje wolność dla upowszechnienia prawd religijnych, etyki normatywnej i tradycji narodowo-patriotycznej. Postulują oni wolność dla różnego typu
"mniejszości", ale nie tolerują prawdy, podzielanej przez większość
wyznaniową, narodową czy ideową. Idea wolności staje się wówczas kamuflażem
dla anarchizacji życia społecznego, walki z religią, patriotyzmem i etyką
normatywną" [ 8 ].
Powyższy
cytat jest dowodem na to, że w Polsce, w której idea narodu tradycyjnie dość
silnie związana jest z katolicyzmem, ideologia narodowa opiera się na
„prawdzie chrześcijańskiej" oraz etosie narodowo-patriotycznym. Etos ten
mocno zakorzeniony jest w walce o zachowanie
tożsamości narodowej w warunkach rozbiorów Polski przez obce
mocarstwa, w której znaczącą rolę odgrywał Kościół katolicki
[ 9 ]. Między
innymi z tego względu w życiu publicznym obywateli polskich Kościół
katolicki zawsze miał status podmiotu moralnego. Jednak dzisiaj, kiedy Polska
buduje demokrację, niektórym środowiskom katolickim nie wystarcza wysoka
pozycja moralna Kościoła. Chcą, aby katolicki system wartości miał status
systemu uniwersalnego i jako taki stanowił fundament ładu społecznego wspólnoty
politycznej, której formą jest państwo, odpowiadające większości
wyznaniowej, czyli katolikom. Proces budowania i realizacji tej wizji trwa co
najmniej od piętnastu lat. "Po zmianach 1989 roku — pisze Roman Graczyk -
raz po raz okazywało się, że rozumienie demokratycznego porządku przez niektórych
kościelnych hierarchów stoi w sprzeczności z jego podstawowymi regułami.
Prawo przepojone
klauzulami wyznaniowymi; szkoła publiczna, media publiczne, wojsko jako
instrumenty religijnego oddziaływania na Polaków; uroczystości państwowe
jako okazja demonstrowania „jedności ideowo-religijnej narodu"; ingerencja
biskupów w politykę kadrową państwa; dominujący wpływ przedstawicieli
Episkopatu na kształt niektórych ustaw; agitacja wyborcza przy równoczesnym
zapewnianiu o politycznej bezstronności Kościoła… — takie było nastawienie
wystarczająco wielu i wystarczająco ważnych osób w Kościele, by taka też, do pewnego stopnia, stała się rzeczywistość
nowej Polski" [ 10 ].
Dziś
Polska jest nowa, ale, jak widać, nie całkiem demokratyczna. Wciąż jednak
toczy się walka o jej nowe oblicze. Z jednej strony słychać hasła nawołujące do nowej
ewangelizacji, rechrystianizacji i budowania IV Rzeczypospolitej, z drugiej nie
milkną głosy w obronie demokracji, społeczeństwa obywatelskiego i etyki
obywatelskiej. Wykorzystując wieloznaczność pojęcia liberalizmu i kojarzenie
jednego z jego aspektów z szokiem ekonomicznym i różnego rodzaju nadużyciami, głosiciele „nowej ewangelizacji"
starają się przekonać naród, że liberalizm
zachodni przeżywa swój zmierzch i że Polska, aby uniknąć „despotyzmu wolności", [ 11 ] szukać powinna innych wzorów ładu
społecznego. „Trudno mówić o przesileniu liberalizmu w kraju — pisze np.
Szymon Krzyżaniak — w którym — jak dotychczas wcale nie zakorzenił się
on na dobre. Jeśli przyjrzymy się jednak uważnie naszej rzeczywistości, to
okaże się, że niewiele pozytywnych cech liberalizmu da się zauważyć… Czyżby
schyłkowość współczesnego liberalizmu — zapytuje ten autor — nie
pozwala mu ukazać się w naszym kraju w takiej formie, aby widoczne były jego
najlepsze strony? Wydaje się, że… nie można raczej spodziewać się, że
liberalizm — przynajmniej w klasycznej swej postaci — kiedykolwiek zakorzeni
się naszym kraju" [ 12 ]. Z kolei Andrzej Szahaj,
broniąc „liberalizmu ponowoczesnego" zarzuca przedstawicielom stanowiska
katolicko-narodowego w Polsce, że swoją działalnością stwarzają realne
zagrożenie dla praw i wolności obywatelskich. „Krytycy liberalizmu w Polsce — powiada — pytają bardzo często: dlaczego mamy uznawać pluralizm światopoglądowy i kulturowy, jeśli zdecydowana większość wspólnoty narodowej podziela te
same przekonania? Czy pluralizm ów nie jest próbą wymuszenia na zdecydowanej
większości narodu zgody na szerzenie błędu i nieprawdy? Czy pluralizm ów
nie jest przypadkiem jedynie przykładem kulturowego podboju Polski przez
Zachód, wyrazem czegoś, co określić można (ich zdaniem) mianem
"liberalizmu totalitarnego" czy też „despotyzmu wolności"?" [ 13 ]. Innymi
słowy, stwierdza Szahaj, mamy tu do czynienia ze stanowiskiem, które głosi,
że „jeśli jakaś wspólnota podziela pewne przekonania, to wolno im dawać
wyraz publicznie, na przykład przez to, że uczyni się je podstawą prawa państwowego. W ten sposób powstają w Polsce idee państwa prawdziwościowego, którego
zadaniem byłoby wcielanie, za pomocą środków przymusu prawnopaństwowego,
owej jedynej Prawdy, którą (jakoby) podzielają wszyscy Polacy [ 14 ]. Największy niepokój obrońców demokracji w Polsce wzbudza wysokie
prawdopodobieństwo zastosowania "środków przymusu prawnopaństwowego" do
zrzeczenia się przez jednostki współudziału w kreowaniu porządku społecznego
„wspólnoty politycznej" i współdefiniowaniu legitymizującej go
„Prawdy".
Główna
różnica między zarysowanymi wyżej stanowiskami w kwestii roli jednostki w procesie tworzenia porządku społecznego polega na różnym pojmowaniu źródła
prawdy jako podstawy ładu moralnego. Dla wyznawców demokracji prawda jako
dobro publiczne jest tworzona przez jednostki w procesie ścierania się ich
poglądów, ich praw jednostkowych. Toteż prawda powstaje jako wynik debaty,
dialogu, umowy społecznej itd. Wyznawcy religii są przeświadczeni, że mają
do czynienia z prawdą daną, prawdą „objawioną", a więc z prawdą jako
dobrem wytworzonym przez absolutny autorytet moralny, przez stwórcę. W myśl
takiego rozumowania prawda jest dobrem uniwersalnym jedynym dla wszystkich. W istocie autorem jedynego systemu wartości i jedynej prawdy, którą jednostki
mają wcielać w życie, jest powołująca się na stwórcę ziemska władza
absolutna — Kościół i jego reprezentacja polityczna. Oznacza to, że
jednostka w żadnej mierze nie jest ani twórcą, ani współtwórcą obowiązującej w społeczeństwie prawdy, norm etycznych i prawa. Przeznaczeniem jednostki jest
jedynie wypełnienie prawa naturalnego zgodnego z prawem boskim. Prawem
naturalnym jest więc konieczność podporządkowania się wspólnocie
wyznaniowej z panującym w niej systemem wartości przez uznanie tej konieczności
za prawdę absolutną w akcie wiary, w akcie absolutnego posłuszeństwa.
„Prawda przeżywana, realizowana przez daną wspólnotę ludzką — powiada
Cezary Michalski — jest jedynym realnym fundamentem trwałego ładu społecznego"
[ 15 ]. Z kolei ks. S. Kowalczyk
dowodzi: „Społeczność może przetrwać jedynie na bazie nienaruszalnych,
fundamentalnych wartości i norm etycznych, co nieuchronnie wymaga świadomego i dobrowolnego podporządkowania własnych interesów dobru społecznemu, dobru
wspólnemu. Wolność jednostki jest prawem, dobrem, ale nie jest dobrem
absolutnym, nieograniczonym, wymaga przewidzianych zwykle prawem ograniczeń,
bez prawdy i bez etosu nie ma wolności przeżywanej personalnie" [ 16 ]. W tym miejscu zasadne jest pytanie, jakie prawo ma na myśli Kowalczyk, kiedy
stwierdza, że prawo to przewiduje „zwykle" ograniczenie „wolności
jednostki", jej „doba" i jej „prawa"? Zgodnie z niepokojami demokratów
zapewne chodzi mu tu o prawo stosujące „środki przymusu prawnopaństwowego" w celu tłumienia prób wyrażania innego
światopoglądu i innego etosu niż „Prawda Katolicka".
Doktryna
teologiczna działania takie legitymizuje prawem naturalnym wypływającym z chrześcijańskiej koncepcji natury człowieka. O takie właśnie prawo chodzi
S. Kowalczykowi. Według katolickich ideologów narodowych, prawo naturalne,
zgodnie z którym realizowana jest natura człowieka, o czym była już mowa,
determinuje powstanie wspólnoty politycznej o etosie chrześcijańskim
[ 17 ] i powołuje do życia państwo, które w pełni odpowiada „boskiemu pochodzeniu i przeznaczeniu człowieka". Takie
pojmowanie prawa, według którego ma być budowany ład społeczny, zakłada,
że przeznaczeniem jednostki nie jest uzyskiwanie statusu obywatela jako
podmiotu kreującego (wraz z innym podmiotem i obywatelem) moralne podstawy
prawa, zapewniającego „wolność waszą i naszą". Wręcz przeciwnie, prawo
naturalne, w odróżnieniu od prawa wynikającego z umowy społecznej, nakazuje
jednostce zrzec się prawa do stanowienia reguł porządku i wymaga jedynie posłuszeństwa
wobec reguł nie przez nią ustanowionych. Owo posłuszeństwo staje się miarą
wartości jednostki i znakiem jej tożsamości. W wymiarze politycznym działanie
prawa naturalnego równa się nakazowi posłuszeństwa wobec katolickich ideologów,
którzy, definiując zbiorowość jako wspólnotę wyznaniową, narzucają jej
(a przy okazji wygenerowanej w ten sposób mniejszości, nie należącej do tego
wyznania) wymóg stosowania się do reguł, z tej definicji wypływających, a przede wszystkim do wspomnianej reguły posłuszeństwa. Wymiar polityczny
polega tu na zastosowaniu środków przymusu państwowego, w tym przede
wszystkim prawa, konstruowanego w oparciu o powyższe zasady. Zatem to w interesie pretendujących do władzy absolutnej podmiotów leży krytyka
liberalizmu i odwodzenie jednostek od pomysłu realizacji demokratycznego modelu
państwa, w którym stosowanie środków przymusu państwowego odpowiada zasadom
etyki obywatelskiej [ 18 ], a nie w interesie (i
braku zainteresowania demokracją) „katolickiego" narodu.
W
tym świetle szczególnego znaczenia nabiera stanowisko, które u podstaw ładu
społecznego kładzie inne pojmowanie natury człowieka, nie sprowadzające źródła
jego podmiotowości ani do boga, ani do konieczności przyrodniczej lub
historycznej. Jednocześnie dopiero ukazanie owego źródła [ 19 ] jako miejsca, w którym działa mechanizm
wytwarzania bytu wyższego, bytu metafizycznego, bytu-wartości oraz uniknięcie
tradycyjnego błędu umieszenia owego źródła albo w pojedynczej jednostce,
albo we wspólnocie, daje pewność, że państwo demokracji liberalnej, w którym
każda jednostka ma status obywatela. Formułowaniu zrębów takiego stanowiska
służy poniższa analiza filozoficznych i psychologicznych podstaw społeczeństwa
obywatelskiego, funkcjonującego zgodnie z zasadami etyki obywatelskiej jako społeczno-kulturowej
formy podmiotowo-podmiotowej natury człowieka, ujawnionej przez metafizykę
wyboru. Z niej też pochodzi podstawowa metodologiczna zasada wyjaśniania
natury człowieka w wymiarze
politycznym jako obywatela. Jest nią paradygmat
jedności podmiotu etyki i podmiotu etycznego.
*
Od
ponad trzydziestu lat trwa w krajach Europy Środkowo-Wschodniej i na Zachodzie
renesans idei społeczeństwa obywatelskiego „ogromnie kiedyś popularnej, ale
przez wiele lat prawie całkowicie zapomnianej" [ 20 ]. W Polsce idea ta odradzała się w warunkach
nasilenia się moralnej i myślowej opozycji społeczeństwa wobec państwa
przemocy, szczególnie w trakcie tworzenia związku „Solidarność". „Był
to — wspomina Bronisław Geremek — ruch oporu przeciw kłamstwu, opór myślowy"
[ 21 ]. Wówczas ruch ten nie zakładał walki o władzę państwową. „Na
specjalne pokreślenie — pisze Krystyna Rogaczewska — zasługuje fakt, iż
idea ta została reaktywowana przez ruch "Solidarności", ze szczególnym
uwzględnieniem zasług J. Kuronia, który był jej orędownikiem" [ 22 ]. Jego uczestnicy kierowali się założeniem, że państwo jako
takie oraz wszystkie instytucje z nim związane są powołane do stosowania
przymusu. Powszechne było wówczas przekonanie, że konfrontacja z reżymem
panującym ma odbywać się w sferze wartości etycznych. Toteż w latach
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych powstał w Polsce etyczny model społeczeństwa
obywatelskiego [ 23 ]. Model ten odznaczał się silnym
akcentowaniem wspólnie wyznawanych wartości członków tego społeczeństwa w opozycji do wartości, narzucanych im przez nie akceptowane państwo. Według
badaczy tego okresu, do powstania takiego modelu a następnie do prób jego
realizacji doprowadziło uruchomienie powszechnej gotowości do działania dla
dobra ogółu, czyli aktywizacja zmysłu moralnego, właściwego dla natury człowieka,
na który wskazywali szkoccy prekursorzy idei etycznej społeczeństwa
obywatelskiego. Właśnie zmysłowi moralnemu zawdzięczamy, mówi między
innymi A. Seligman, badacz procesów transformacyjnych w krajach bałkańskich,
społeczeństwo obywatelskie jako „budowlę nade wszystko etyczną"
[ 24 ]. Z tego też powodu problem etyki
obywatelskiej znalazł się w centrum zainteresowania
teoretyków i działaczy opozycji. Swoją konkretyzację w Polsce etyka ta
uzyskała w ideałach braterstwa i solidarności. Zdaniem J. Kuronia, właśnie
te ideały są wyrazem społecznej natury człowieka, którą człowiek tworzy
wraz z innym człowiekiem. Obecnie można sądzić, że główną intencją
Kuronia było wykazanie, że dążenie do braterstwa jest odruchem społecznym
człowieka i przejawem zmysłu moralnego jednostki, w którego wyniku jednostki
współtworzą swój świat, siebie i wspólne wartości. „Zakładam — mówił
Jacek Kuroń — że każdy człowiek tworzy wespół z innymi swój świat...
Tworzymy
wspólne wartości i siebie wzajemnie, w nieustannym współdziałaniu
jednostek, wspólnoty, pokoleń" [ 25 ]. Stanowisko takie umożliwiało opozycji demokratycznej współpracę z Kościołem;
początkowo to pluralistyczne stanowisko nie przeszkadzało również Kościołowi w podejmowaniu współpracy w obliczu wspólnego przeciwnika.
Władzy
totalitarnej przeciwstawiano więc etykę godności, braterstwa oraz praw i swobód
obywatelskich.
W
tym miejscu należy zwrócić uwagę na szczególnie ważny element spuścizny
J. Kuronia, jakim jest jego próba rozwiązania kwestii źródła etyki
obywatelskiej. Kuroń podkreśla, ze moralna przemiana społeczeństwa w duchu
demokracji ma nastąpić za sprawą współdziałających jednostek, a nie za
sprawą wspólnoty.
Innymi słowy, jednostka, w relacji współtworzenia z inną jednostką
(a nie „wspólnota") jest według niego podmiotem wolności demokratycznej.
Zatem każdy ruch, który za wartości nadrzędne uznaje ideały, w tym również
religijne ideały, wymagające podporządkowania się jednostki wspólnocie (a w istocie definiującym ją autorytetom), skazany jest na budowanie państwa
przemocy. Odruch braterstwa nie jest przeżyciem, którym kierują wartości
religijne, nakazujące upodobnienie się do narzuconego odgórnie uniwersalnego
wzoru podmiotu moralnego. „W takim przeżyciu — pisze Jacek Kuroń — Bóg
drugiego człowieka jest także moim Bogiem, ale też tylko ze względu na niego
[drugiego człowieka — W.P.], dla niego, a już nie mógłbym powiedzieć, że
dzięki niemu. Bo tylko drugi człowiek jest dla mnie wartością samą w sobie,
nadrzędną, a wszystko inne jest wobec niej wtórne" [ 26 ].
W świetle metafizyki
wyboru, uznanie przez Kuronia innej jednostki za „wartość nadrzędną", za
podmiot, połączone z oczekiwaniem uznania, zgodnie z zawartą tu zasadą
wzajemności, jego przez inną jednostkę również za wartość nadrzędną, za
podmiot, jest wskazaniem na źródło cnoty, na źródło wspomnianych wyżej
wspólnych wartości, a zwłaszcza na mechanizm tworzenia siebie i innego jako
wartości równorzędnych. Jednak Kuroń dostarcza tu tylko wskazówki,
aczkolwiek wskazówki bardzo cennej; brakuje tu wizji najważniejszej: przebiegu
procesu wzajemnego upodmiotowienia, brakuje sformułowania jego przesłanek
filozoficznych. Zarazem stanowisko
teoretyczne Kuronia nie pozostawia wątpliwości co do tego, że jest ono
podyktowane jego „zmysłem moralnym" — jego podmiotowo-podmiotowym wyborem
metafizycznym [ 27 ].
*
Dzisiaj,
kiedy w walce o władzę w Polsce
uczestniczy Kościół katolicki [ 28 ], stanowisko aksjologiczne wczesnej „Solidarności",
uformowane przez opozycję demokratyczną (między innymi przez Kuronia), a tym
samym problematyka społeczeństwa obywatelskiego i etyki obywatelskiej, traci
na popularności. Widać to przede wszystkim w przestrzeni medialnej, gdzie od
lat zagadnienia te nie są właściwie przedmiotem debaty. Nie wspomina się o ideach intelektualnej czołówki „Solidarności". Przyszłość Polski,
wbrew Kuroniowi i jego sprzymierzeńcom, nie jest rozpatrywana od strony
poszerzania marginesu swobód dla inicjatywy obywatelskiej w duchu wartości
demokratycznych, lecz pod kątem tego, jaka formacja ideowa zdobędzie środki
przymusu prawnopaństwowego. Na pierwszy plan wysuwa się więc pytanie, czy środki
te stosowane będą w imię zasad, właściwych
dla porządku demokratycznego, czy raczej służyć będą realizacji
autorytarnej wizji wspólnoty wyznaniowej.
Bez
wątpienia przyszłość państwa polskiego w dużym stopniu zależy od tego,
czy jego obywatele dadzą się przekonać do wyższości odgórnie danej etyki
normatywnej wypływającej z boskiej
natury człowieka, realizowanej zgodnie z prawem naturalnym (zasadą absolutnego
posłuszeństwa najwyższemu autorytetowi — podmiotowi absolutnemu),
propagowanej przez formację katolicką oraz do uznania tej etyki za podstawę
państwa-wspólnoty, czy będą wybierać żmudną drogę budowania państwa
prawa, opartego o etykę obywatelską, której zasady będą współtworzyć w relacjach podmiotowo-podmiotowych, jak tego pragnął Jacek Kuroń, przekonany,
że tylko taki porządek odpowiada ludzkiej naturze.
Poszukiwanie
odpowiedzi na pytanie, czym jest społeczeństwo obywatelskie, tradycyjnie związane
było z wyjaśnieniem natury człowieka. Dość długa ewolucja klasycznych poglądów w zakresie tej problematyki związana była z zagadnieniem „zmysłu
moralnego", rozmaicie jednak sytuowanego. Jedni umiejscawiali go w jednostce,
inni we wspólnocie [ 29 ]. Do dziś jednak dominuje przeświadczenie, że zmysł
moralny jest dany. Przykładem odmiennego poglądu w tej kwestii jest właśnie
stanowisko Kuronia, korespondujące w swojej
wymowie z metafizyką wyboru, wedle której nie pochodzi on ani od Boga, ani od
wspólnoty, ani od przyrody, lecz jest wytwarzany w relacjach miedzyludzkich.
Innymi słowy, to, co nazwane było przez moralistów szkockiego oświecenia
„zmysłem moralnym", w metafizyce wyboru określane jest jako wybór
metafizyczny, a więc jest samą wolnością. Zmysł moralny jako wybór
metafizyczny jednostki jest aktem, w którego wyniku powstaje byt metafizyczny,
świat wartości, który dana jednostka jako podmiot aktu metafizycznego
(wspomnianego wyboru) współkonstytuuje z inną jednostką — podmiotem własnego
wyboru metafizycznego [ 30 ].
Tak więc, w myśl metafizyki wyboru, pojęcie „współkonstytuowania",
podobnie jak Kuroniowskie „współtworzenie" stanowi odzwierciedlenie
podmiotowo-podmiotowego, interakcyjnego, relacyjnego, międzyludzkiego (i w tym
tylko sensie — społecznego) źródła zmysłu moralnego. Zgodnie z takim ujęciem,
zmysł moralny nie należy wyłącznie do jednej ze
stron relacji między jednostkami. Każda z nich jest stroną relacji współkonstytuowania
siebie nawzajem jako wartości i dlatego jednostka jest źródłem swojego i cudzego zmysłu moralnego [ 31 ]. Umiejscowienie zmysłu moralnego, jako czegoś
gotowego, w jednostce lub wspólnocie, nie zadowalało nawet pierwszych autorów
tej koncepcji, głównie z powodu redukcji źródła cnoty obywatelskiej już to
do tego, co wrodzone, dane przez przyrodę, już to do tego, co przez jednostkę
zostało nabyte w drodze podporządkowania się woli powszechnej. W przypadku
redukcjonizmu biologicznego cnota obywatelska zostaje pozbawiona obiektywności
czyli statusu wartości publicznej, ponieważ ukonstytuowana jest wyłącznie
przez jednostkowy partykularyzm. W przypadku redukcjonizmu społecznego, jak ma
to miejsce na przykład u Rousseau, cnota jest dobrem publicznym, wytworzonym
przez wspólnotę, ale w jego wytworzeniu
partykularyzmy jednostek nie uczestniczą [ 32 ].
Stąd też jednostka w obu tych przypadkach nie może być uznana za obywatela — za twórcę i moralnego gwaranta ładu społecznego.
Uniknięcie
redukcjonizmu w wyjaśnieniu źródła cnoty obywatelskiej, bez zakwestionowania
jego jako tego co dane, jest niemożliwe z powodu deprecjacji tego, co w naturze człowieka jest najważniejsze — wolności
metafizycznej [ 33 ] jako podstawy podmiotowości.
Na pierwszy rzut oka kategoria wolnej woli zdaje się przezwyciężać ten
niedostatek. Wydaje się jednak, że owo przezwyciężenie nie wykracza daleko
poza warstwę słowną: wola ma wybór, ale to, co wybiera, jest jej z góry
dane — nie przez nią jest zdefiniowane jako warte wyboru. W ten sposób
natura człowieka zostaje rozerwana: człowiek postępuje etycznie („dobrze"
lub „źle"), ale nie każdy uczestniczy w definiowaniu etyczności. Jeśli
„zmysł moralny" umieścimy (za szkockimi moralistami) w jednostce, wówczas
etyczność definiowana będzie przez samą przyrodę [ 34 ]; jeśli w Bogu (jak czynią to na przykład chrześcijaństwo)
lub wspólnocie (jak chrześcijaństwo, jak Rousseau, jak komunitaryści, jak
komuniści czy faszyści) — wówczas etyczność definiowana będzie przez władzę.
U
Rousseau zmysł moralny jawi się w formie woli powszechnej i jest wytworem społeczeństwa.
Według tego ideału obywatelską cnotę i „pełne człowieczeństwo"
zapewnić może jedynie „ciało korporacyjne i zbiorowe", posiadające swą
„własną tożsamość, życie i wolę" [ 35 ]. Mamy tu do czynienia z uzależnieniem
wytworzenia natury człowieka, a tym samym etyki obywatelskiej i obywatelstwa,
od woli zbiorowej przez podporządkowanie się prywatnego „ja" autorytetowi
publicznemu, jakim jest Wspólnota Rozumu, powstająca według Rousseau przez
„zupełne oddanie się każdego członka, ze wszystkimi jego uprawnieniami, całej
społeczności" [ 36 ]. To także zubaża podmiotowość
jednostki, pozbawia ją mocy tworzenia dobra. Idea przekształcenia woli
powszechnej w wolę
prawodawcy dodatkowo obnaża eliminację woli jednostek. Podobnie jak w poprzednim przypadku, pozbawia się tu jednostkę statusu podmiotu etyki,
sprowadzając ją jedynie do roli podmiotu etycznego — realizującego zewnętrzny
wobec niego wzorzec dobra.
Rzecz
charakterystyczna, że pozbawienie jednostki statusu podmiotu-twórcy wartości w tego rodzaju koncepcjach dokonuje się przez odbieranie jej prawa do
stanowienia fundamentalnych zasad, konstytuujących jej stosunki z innymi
jednostkami w postaci relacji wartości nadrzędno-podrzędnych albo równorzędnych
jako metafizycznej podstawy systemów etycznych i, pośrednio, porządku społecznego.
Model Rousseau jest w tym względzie szczególnie ilustratywny. Redukcjonizm społeczny
polega tu na tym, że prawo do stanowienia zasad (a więc do tworzenia systemów
etycznych) jest przypisane jedynie wspólnocie, co automatycznie nadaje jej
(a właściwie tym, którzy definiują jednostki — zbiór jednostek -
jako „wspólnotę") status podmiotu nadrzędnego, przesądzając tym samym o podrzędnym statusie jednostki.
Można
powiedzieć, że redukcja podmiotowości jednostki do roli podmiotu etycznego
polega ostatecznie na tym, że zanika tu zasada wolności, odpowiadająca
konstytuowaniu relacji między jednostkami jako wartościami równorzędnymi.
Zasadą konstytuowania świata wartości pozostaje jedynie konstytuująca
hierarchiczny system wartości jednostek zasada panowania i posłuszeństwa,
panowania podmiotu nadrzędnego nad wolą jednostki jako swoim przedmiotem przez
(wymuszone) zrzeczenie się przez nią prawa do konstytuowania świata wolności — podmiotowo-podmiotowej struktury społeczeństwa obywatelskiego jako wyższej
formy swojej podmiotowości. Zatem bez przyznania jednostce metafizycznego
statusu podmiotu etyki jako twórcy powyższych zasad panowania i posłuszeństwa
(1) oraz wzajemnego uznania swojej i cudzej podmiotowości, wzajemnego uznania
wolności (2) nie da się uniknąć wspomnianych redukcjonizmów w pojmowaniu natury człowieka. Jeden z nich, redukcjonizm „wspólnotowy",
ma swoje przełożenie na konkretne zagrożenie dla wolności i praw
obywatelskich lub dla perspektywy ich powstania tam, gdzie demokracja jest
dopiero w zalążku. Zagrożenie niesie ze sobą między innymi wspomniana wyżej
ideologia narodu katolickiego, proponująca porządek oparty o najwyższą cnotę,
jaką jest w tej ideologii posłuszeństwo wobec narodowego i katolickiego
autorytetu [ 37 ].
Z
brakiem rozróżnienia podmiotu etyki i podmiotu etycznego oraz z niedostrzeżeniem
wagi (metafizycznego) wyboru przez jednostkę jednej z dwóch zasad
konstytuowania ładu moralnego i porządku społecznego związany jest obecnie
pesymizm co do możliwości powstania państwa liberalnodemokratycznego w krajach, w których stwierdza się fakt pojawienia się „idei narodu przed
ustanowieniem zorientowanych liberalnie instytucji i struktur państwowych"
[ 38 ], domagającej się od obywatela posłuszeństwa wobec kultury
tradycyjnej. Skutkiem tego jest powstanie ideologii narodowych, odpowiadających w istocie tylko tej części społeczeństwa, która dąży do arbitralnego
panowania politycznego. Jeżeli uzna się ideologię narodową za wcielenie idei
wspólnoty
obywatelskiej, zagadką pozostają czyny, w których cnotą jest nieposłuszeństwo
jednostki wobec woli wspólnoty. Trudno tu odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na
przykład podczas drugiej wojny światowej lub niedawnej wojny na Bałkanach o ratowaniu życia Żyda, muzułmanina lub Serba decydowały więzy osobiste, a nie przynależność do wspólnoty etnicznej i religijnej? [ 39 ]. "Mamy zatem problem — pisze Seligman — a rozwiązania nie widać...
Mamy
problem, jak ująć obywatelstwo w kategoriach uczestnictwa w sferze publicznej
bez eksponowania pierwotnych, przypisanych składników tożsamości
zbiorowej..., mamy problem utrzymania cnoty za pomocą pojęciowych i instytucjonalnych rozwiązań, właściwych tradycji społeczeństwa
obywatelskiego. Jak więc uzyskać definicję cnoty, która zachowałaby moralną
siłę tradycji obywatelskiej cnoty, ale była zakorzeniona w jaźni jednostki i w organizacyjnych mechanizmach interakcyjnych, które przywykliśmy kojarzyć z tradycją społeczeństwa obywatelskiego.
Postawiony w ten sposób problem — stwierdza Seligman — wydaje się nierozwiązywalny"
[ 40 ].
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Zob.
W. Paradowska, R. Paradowski, Typology of
cultures and economy in culture, Hemispheres. Studies on Cultures and
Societies 2003, nr 18. [ 2 ] A. Chmielewski, Społeczeństwo
otwarte czy wspólnota, Wrocław 2001, s. 306. [ 3 ] A. Chmielewski, Społeczeństwo
otwarte..., op. cit. , s. 306-307. W walce z liberalną demokracją zrodziło
się hasło reewangelizacji i rechrystianizacji
Polski, a poza Kościołem -
budowania IV Rzeczypospolitej. [ 4 ] O idei narodu jako przeszkodzie w budowaniu demokracji
zob. np. A.B. Seligman, Komentarze o społeczeństwie
obywatelskim i obywatelskiej cnocie w ostatniej dekadzie XX wieku, w:
Ani książę, ani kupiec: — obywatel, wybór tekstów i wstęp Jerzy Szacki,
Kraków 1997, s. 195-198. Zob. też A. Szahaj, Jednostka
czy wspólnota? Spór liberałów z komunitarystami a „sprawa polska",
Warszawa 2000, r. 14. [ 5 ] Zob. A.B. Seligman, Komentarze...,
op. cit., s. 195. [ 6 ] Por.
tamże, s. 196. [ 7 ] Por. P. Śpiewak, Poszukiwanie
wspólnot, w: P. Śpiewak (red.), Komunitarianie.
Wybór tekstów, Warszawa 2004, s. 6.
[ 8 ] S. Kowalczyk, Liberalizm i jego filozofia, Katowice 1995, s. 142. [ 9 ] Stereotyp głosi, wbrew faktom, jednoznacznie patriotyczną postawę Kościoła,
który niejednokrotnie demonstrował solidarność z państwami zaborczymi. [ 10 ] R. Graczyk, Polski
Kościół. Polska demokracja, Kraków 1999, s. 169-170. [ 11 ] Pojęcie użyte
przez Jarosława Zadaneckiego w tytule książki Wobec
despotyzmu wolności, Kraków 1995. [ 12 ] Sz. Krzyżaniak,
Komunitarystyczna krytyka liberalizmu, w; T. Buksiński (red.), Wspólnotowość
wobec wyzwań liberalizmu, Poznań 1995, s. 106. [ 13 ] A.
Szahaj, Jednostka czy wspólnota, op.
cit., s. 226-226. Zob. też tamże, s. 226-227, przypis 4, w którym Autor daje
interesujący przegląd dyskusji na ten temat w literaturze i mediach. [ 15 ] C. Michalski, Powrót człowieka
bez właściwości, Warszawa 1997, s. 309. [ 16 ] S.
Kowalczyk, Dylematy współczesnej
koncepcji wolności, Filozofia 1995, nr 24 s. 46. Symptomatyczne jest tu
kwestionowanie absolutnego charakteru wolności: rzeczywiście nie może mieć
ona absolutnego charakteru tam, gdzie taki charakter ma panowanie i posłuszeństwo. [ 17 ] Warto odnotować, że pojęcia „wspólnota" i „większość
wyznaniowa" stosowane są zamiennie. [ 18 ] Nie wydaje się, by zasadne było stosowanie w tym
kontekście pojęcia „etyki publicznej", jak czyni to np. A. Szahaj
(zob. A. Szahaj, Jednostka czy wspólnota...,
op. cit., s. 228), zważywszy na to, że „sfera publiczna", do której się
owa etyka odnosi, może być nie tylko demokratyczna. [ 19 ] Por. W.
Paradowska, R. Paradowski, Podmiotowość
jako transcendencja. Przyczynek do definicji podmiotowości politycznej, Środkowoeuropejskie
Studia Polityczne 2005, nr 1. [ 20 ] J. Szacki, Wstęp.
Powrót idei społeczeństwa obywatelskiego, w: Ani
książę..., op. cit., s. 5. [ 21 ] B. Geremek, Społeczeństwo
obywatelskie i współczesność, w: Europa i społeczeństwo obywatelskie. Rozmowy w Castel Gandolfo, Kraków 1994, s.
237. [ 22 ] Zob.
K. Rogaczewska, Recepcja myśli
programowej Edwarda Abramowskiego w koncepcji społeczeństwa obywatelskiego
Jacka Kuronia, w: W. Bokajło, K. Dziubek (red.), Społeczeństwo
obywatelskie, Wrocław 2001, s. 156. Analiza poglądów Kuronia, zob. tamże,
s.158 — 165. [ 24 ] A.B. Seligman, Komentarze..., op. cit., s. 180. Por. też P. Ogrodziński,
Pięć tekstów o społeczeństwie
obywatelskim, Warszawa 1991, s. 70 i n. [ 25 ] Cyt. za K. Rogaczewska, op. cit., s.
159. [ 26 ] Tamże, s. 160. W przytoczonych słowach zwraca między innymi uwagę wyraźny akcent na bezpośredni
charakter relacji z innym, a więc relacji nie zapośredniczonej przez Boga (na
przykład ze względu na to, że inna jednostka jest „stworzeniem bożym"). [ 27 ] W rozumieniu metafizyki wyboru, zgodnie z którą narzucony
przez pierwotne (metafizyczne) doświadczenie (doświadczenie oddzielenia i odróżnienia
ja i nie-ja) wybór między podmiotowo-przedmiotowym i podmiotowo-podmiotowym
taktowaniem siebie i nie-ja leży u podstaw światopoglądu i związanego z nim
systemu etycznego oraz, pośrednio, typu kultury. [ 28 ] Kościół, co oczywiste, a nawet
banalne, nie walczy o władzę w takim sensie, w jakim walczą o nią partie
polityczne; jest jednak nie mniej oczywiste, że walczy o nią jako instytucja
wpływu: poprzez media, szkolnictwo, wojsko, partie polityczne, a nawet
parlament i rząd. [ 29 ] O ewolucji poglądów na zagadnienie zmysłu moralnego
zob. A.B. Seligman, Komentarze...,
op. cit., s. 180-188. [ 30 ] "Zmysł moralny" interpretowany jako metafora
wyboru metafizycznego nie jest dany, a przede wszystkim — wartości, czyli to,
co jest jego przedmiotem, nie są dane, lecz współtworzone przez każdego
„nosiciela" owego zmysłu w interakcjach z innymi jego „nosicielami";
tymczasem pospolite rozumienie zmysłu moralnego wydaje się traktować go jako
zdolność (daną już to od Boga, już to od natury), do
rozpoznania wartości, w której tworzeniu jednostka nie uczestniczy. [ 31 ] Twierdzenie to wynika między innymi z przekonania, że drugą (pierwszą jest „ja") stroną relacji,
będącej elementem struktury bytu, nie jest „wspólnota" (ani tym
bardziej jakaś jej symboliczna reprezentacja), lecz „nie-ja", które
dopiero na mocy wspólnej (choć niekoniecznie zgodnej) decyzji ich obu może być
już to czymś, co wraz z „ja"
określa charakter tej relacji (jako podmiotowo-podmiotowej), już to czymś, co
jednostronnie (pomijając wymuszone przyzwolenie), określa swój i „ja" (mój)
charakter, np. swój jako władzy, Boga, kościoła, wspólnoty itp., mój zaś
jako swojego poddanego. [ 32 ] "Wyrzucona drzwiami"
jednostkowość „wraca oknem", ale już nie jednostkowość wszystkich, lecz
wybranych: mędrca-filozofa, charyzmatycznego wodza, państwa autorytarnego i kościoła. [ 33 ] Nie jest to wolność „od" (wolność nie robienia tego,
czego oczekują od nas inni), ani wolność „do" (wolność robienia tego,
co chcemy), lecz wolność tworzenia bytu wyższego. [ 34 ] Skłonni do pewnej
przesady w podkreślaniu przyrodniczego uwarunkowania szkoccy myśliciele oświeceniowi
przyznają człowiekowi, rzecz paradoksalna, nawet mniej wolności, niż mu
przyznaje chrześcijaństwo, które zostawia mu przynajmniej wybór między
dobrem i złem, między Bogiem i Diabłem, nie przyznając mu zarazem wolności
współtworzenia wybieranego wzorca. Jedna z dwóch (w tym względzie) odmian myśli
oświeceniowej zastępuje Boga rozumem, Diabła nierozumnością, druga
(bardziej radykalna) bliższa jest przekonaniu, że dobro jest konieczne, skoro
zmysł moralny jest wrodzony. Temu redukowaniu wolności (np. przez przyznanie
naturze autorstwa praw natury) przeczy całkowicie oświeceniowa
(i nie tylko oświeceniowa) koncepcja umowy społecznej (człowiek jest
wprawdzie dobry „z natury", ale dobro to może się urzeczywistnić tylko za
pośrednictwem umowy). [ 35 ] J.J. Rousseau, Umowa
społeczna, Warszawa 1966, s. 182-183. [ 37 ] Ideologia taka nosi miano autorytarnej, a oparty na niej reżym — miano reżymu autorytarnego. [ 38 ] A.B. Seligman, Komentarze...,
op. cit., s. 176. [ 39 ] Por. tamże, s.
196-197. [ 40 ] Tamże, s. 197. Dalszy wywód Seligmana ilustruje jego sceptycyzm względem
podmiotowego potencjału jednostki, nieuchronnie jego zdaniem wtórnej wobec wspólnoty,
która albo zawiera (nie bardzo wiadomo dlaczego) potencjał kreowania jaźni,
albo go (też nie wiadomo dlaczego) nie zawiera. « (Published: 21-01-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5224 |
|