|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Czy Platforma Obywatelska chce nas doprowadzić do kryzysu argentyńskiego? [3] Author of this text: Adam Mill
W rozdziale tym autorzy programu stwierdzają, że „poważnym
zagrożeniem dla wzrostu gospodarczego okazać się może nadmierne umocnienie
się złotego." oraz "Jeżeli proces aprecjacji krajowej waluty nie zostanie
powstrzymany, to nadmiernie mocny złoty może spowodować zahamowanie wzrostu
gospodarczego i wzrost bezrobocia. podrozdział II.20.2. Bariery i wyzwania), również
„Ryzyko dla rozwoju sytuacji makroekonomicznej polega na zbyt silnej i długotrwałej
realnej aprecjacji złotego" (podrozdział II.20.6. Polityka kursowa).
Podobny punkt znajduje się w programie PiS-u: "Obniżenie realnych stóp procentowych powinno być jednym z czynników
sprzyjających obniżeniu nadmiernej wartości złotego(...)" (IV RZECZPOSPOLITA. Sprawiedliwość dla
Wszystkich, Rozdział 4. Silna
polska gospodarka — rozwój przez zatrudnienie). To właśnie „nadmierna
wartość złotego" ma być głównym powodem potrzeby obniżenia realnych stóp
procentowych, co — jak już wspomniałem — jest głównym punktem programu
ekonomicznego PiS-u. Zastanawiające, czemu polskim politykom i ekspertom ich partii tak
przeszkadza rosnąca wartość złotówki? Większość Polaków otrzymuje swoje
pensje czy emerytury w złotówkach. Wzrost wartości złotówki oznacza wzrost
siły nabywczej ich dochodów, nawet jeżeli nominalnie w złotówkach ich
dochody pozostają na tym samym poziomie. Zatrzymanie aprecjacji złotówki lub
obniżenie jej wartości spowoduje zatrzymanie wzrostu siły nabywczej dochodów
Polaków lub jej spadek. Nasuwa się pytanie, czy wzrost siły nabywczej dochodów
Polaków nie jest celem wzrostu gospodarczego? Czy może wzrost gospodarczy jest
celem samym w sobie? Wzrost wartości złotówki jest niekorzystny dla przedsiębiorców — pracodawców. Realny wzrost płac pracowników powoduje zmniejszenie ich
zysków, o ile nie zapobiegną temu w jakiś inny sposób. Czy polskie partie
polityczne chcą reprezentować wyłącznie interesy przedsiębiorców? Czy, co
jest bardziej prawdopodobne, zakłada się, że nikt poza przedsiębiorcami nie
czyta programów ekonomicznych partii politycznych i dlatego są one skierowane
wyłącznie do nich?
Różnice kursowe mają również duży wpływ na różnice pomiędzy
zarobkami w Polsce i za granicą. Im mniej warta jest złotówka, tym mniejsze są
zarobki w Polsce w porównaniu z tymi, które się otrzymuje za granicą. Im większa
jest ta różnica, tym chętniej Polacy będą emigrować. Aprecjacja złotówki
powoduje zmniejszenie się tej różnicy, co może zatrzymać falę emigracji
Polaków. Wskazane by było, zanim politycy ogłoszą, jak bardzo im zależy na
powrocie naszych rodaków do kraju, aby przeczytali programy wyborcze własnych
partii.
PO ma jednak plan przeciwdziałania tej „szkodliwej" aprecjacji złotówki.
„To ryzyko można by usunąć przez wprowadzenie kursu sztywnego możliwie
jak najwcześniej w roku 2006." I dalej: "Sztywny kurs doprowadziłby
(niemal) natychmiast do prawie całkowitej eliminacji różnicy w stopach
procentowych wobec strefy euro. Ponadto eliminacja ryzyka kursowego pobudziłaby
eksport. Oba te efekty praktycznie gwarantowałyby znaczne przyśpieszenie
wzrostu gospodarczego. Natomiast pozostawienie obecnego reżimu kursowego bez
zmian stwarza duże ryzyko nadmiernej aprecjacji, z potencjalnie groźnymi
skutkami dla całej strategii gospodarczej Rządu." (podrozdział II.20.6.
Polityka kursowa, wytłuszczenie moje).
Sztywny kurs walutowy rzeczywiście doprowadziłby do eliminacji różnicy w stopach procentowych wobec strefy euro. Jednak natychmiastowość tego procesu
jest dyskusyjna. W celu zapewnienia stałego kursu wymiany władze NBP musiałyby
zwiększyć sumy pożyczane od banków, aby zapewnić bezpieczny poziom rezerw
walutowych. Zwiększyłoby to efekt „wypychania". Banki zamiast pożyczać
swoim klientom, pożyczałyby bankowi centralnemu. Spadek stóp procentowych
nastąpiłby dopiero po zaprzestaniu zwiększania rezerw walutowych przez NBP.
Co więcej, konieczne by było wprowadzenie bardziej restrykcyjnego prawa
dewizowego. Stały kurs jest nie do utrzymania, jeśli obywatele mają prawo
swobodnie wywozić waluty i stawać się klientami zagranicznych banków. Takie
ograniczenia dodatkowo ograniczyłyby konkurencję pomiędzy polskimi bankami,
co jeszcze bardziej podniosłoby rentę monopolową, jaką obecnie muszą płacić
ich klienci.
Im niższe są stopy procentowe, tym lepiej. Jednak obniżanie stóp
procentowych w sposób sztuczny przynosi więcej szkód niż pożytku. Realne
stopy procentowe w Polsce są wyższe niż w strefie euro (około 3% w porównaniu
do około 1%). Jest to konsekwencja wyższego ryzyka inwestycyjnego w Polsce niż w strefie euro. Inwestor jest gotów zgodzić się na wyższe ryzyko tylko pod
warunkiem otrzymania wyższego zysku. Stąd wynika różnica 2%. Jest to opłata
za ryzyko. Sztywny kurs wymiany złotówki w stosunku do euro sprowadziłby złotówki
tylko do substytutu euro. Z tego powodu stopy procentowe kredytów udzielanych w złotówkach musiałyby równać się tym udzielanym w euro. Działoby się tak,
dopóki NBP miałby wystarczająco pokaźne rezerwy walutowe, aby ten stały
kurs gwarantować. Sztywny kurs wymiany nie poprawi funkcjonowania sądów, urzędów,
nie wpłynie na dotrzymywanie warunków umów pomiędzy kontrahentami, nie zrobi
niczego co mogłoby obniżyć ryzyko inwestowania w Polsce. W sposób sztuczny,
administracyjny, obniży stopy procentowe. Równie dobrze można by wydać
administracyjny nakaz obniżenia oprocentowania kredytów do poziomu ze strefy
euro. Skutkiem takiego nakazu byłoby zniechęcenie inwestorów do umieszczania
swoich oszczędności w Polsce. Jeżeli pozbawi się ich premii za ryzyko,
zainwestują swoje oszczędności w bezpieczniejszym kraju. Być może Polska z importera oszczędności stałaby się nawet eksporterem oszczędności.
Inwestycje w Polsce zostałyby ograniczone tylko do względnie mało
ryzykownych. Niskie ryzyko inwestycji musiałoby rekompensować brak opłaty za
ryzyko inwestowania w Polsce. W Polsce cierpimy na deficyt oszczędności,
kapitału. Jeżeli do Polski zaprzestaną napływać oszczędności z zagranicy,
lub co gorsza zaczną z Polski wypływać, zahamuje to wzrost wartości pracy
wykonywanej w Polsce. Jeżeli oszczędności nie będą mogły „imigrować"
do Polski, Polacy będą musieli emigrować tam, gdzie te oszczędności są.
Jednocześnie, niskie stopy procentowe pobudziłyby emisję pieniądza
wywołując tzw. impuls inflacyjny. Impuls ten wywołałby wirtualny boom
gospodarczy. Taniość pieniądza rozruszałaby gospodarkę, powodując wzrost
zysków przedsiębiorców. Wzrost ten nie miałby realnych podstaw, ponieważ
zostałby wywołany nie zwiększoną ilością oszczędności przeznaczonych na
inwestycje, ale zwiększoną emisją pieniądza. Podobny „boom" przechodzimy
obecnie, w 2007 roku. Niskie stopy procentowe powodują wysokie zyski przedsiębiorców.
Zyski te zostaną sfinansowane przez konsumentów w kolejnym roku, kiedy to wzrosną
ceny z powodu nadmiernej emisji pieniądza w roku bieżącym. Trudno jest określić,
czy dany boom ma realne podstawy, właśnie z powodu tego opóźnienia pomiędzy
zwiększoną emisją pieniądza, a wzrostem cen produktów konsumpcyjnych.
Wprowadzenie stałego kursu wymiany uniemożliwia wzrost cen. Pieniądz ma stałą
wartość, więc ceny nie mogą wzrosnąć. Impuls inflacyjny nie zostaje
przerwany, ale wręcz zwielokrotniony. Tworzy się nawis inflacyjny, który nie
może znaleźć ujścia w cenach z powodu stałego kursu. Dodatkowo wzrost
realnych dochodów pracowników jest ograniczany, również z powodu stałego
kursu, co jeszcze bardziej zwiększa zyski przedsiębiorców. Taki nieprzerwany
impuls inflacyjny gwarantuje sztuczną prosperity gospodarczą, którą trudno
odróżnić od realnej. Taka prosperity umożliwiłaby PO ograniczenie deficytu
budżetowego, przy jednoczesnym obniżaniu podatków oraz zagwarantowałaby
nienaruszalność interesów wyborców tej partii.
Wprowadzenie stałego kursu przedłuża działanie impulsu inflacyjnego,
ale nie może go przedłużać w nieskończoność. Trwa on dopóki bank
centralny jest w stanie zagwarantować wymienialność pieniądza po ustalonym
kursie. W pewnym momencie ilość wyemitowanego pieniądza jest tak wielka, że
bank centralny nie jest w stanie za pomocą swoich rezerw walutowych utrzymać
ustalonego kursu wymiany. Następuje kryzys, często poprzedzony atakami
spekulacyjnymi. Bank centralny zostaje zmuszony do zdewaluowania waluty. W ciągu
jednej nocy ludzie tracą znaczną część swojego majątku, ceny rosną, a realne dochody spadają o kilkadziesiąt procent. Zyski uzyskiwane w czasie
sztucznie utrzymywanej prosperity, zostają teraz sfinansowane przez konsumentów.
Właśnie takie wydarzenia miały miejsce w Argentynie. Stały kurs
wymiany wprowadzono w 1991 roku. Spowodowało to niespotykany nigdzie indziej w Ameryce Południowej boom gospodarczy. Argentyna stała się pupilkiem międzynarodowych
organizacji, ekspertów. Była stawiana za wzór innym krajom. Problemy zaczęły
się w 1999 roku. Po ośmiu latach, akurat tylu, żeby politycy mogli dwukrotnie
przedłużyć swoje rządy. Z początkiem 2002 roku waluta argentyńska została
zdewaluowana. Argentyńczycy zostali zmuszeni do sfinansowania prosperity z lat
90-tych. Często przeciwstawia się argentyński boom z lat 90-tych, argentyńskiemu
kryzysowi z lat 2001-2002, nie mając świadomości, że miały one te same
przyczyny.
Nam w Polsce taka sytuacja nie grozi, ponieważ mamy płynny kurs
walutowy. Stan rzeczy, który tak bardzo się nie podoba politykom PO, że chcą
go zmienić. Co więcej, Polska przeszła analogiczny „kryzys". W latach
2002-2003 złotówka osłabła o około 20-30 procent. Oznaczało to spadek siły
nabywczej zarobków Polaków o około 20-30 procent. Jednak „kryzys" ten
przebiegł spokojnie, bez zaburzeń społecznych, właśnie dzięki płynnemu
kursowi złotówki. Gdyby pod koniec 2001 roku złotówka miała względem euro
lub dolara stały kurs wymiany, najprawdopodobniej nie ominąłby nas kryzys
podobny do argentyńskiego.
Bank centralny może starać się przeciwdziałać takiemu scenariuszowi
nieustająco podnosząc rezerwy walutowe. Takie działania podnosiłyby
oprocentowanie kredytów, co czyni wprowadzenie stałego kursu bezcelowym. Innym
uzasadnieniem dla takiego rozwiązania może być nadzieja wstąpienia do strefy
euro, zanim nastąpiłby kryzys. W takiej sytuacji nawis inflacyjny znalazłby
ujście na rynku całej strefy euro. Polski boom gospodarczy zostałby
sfinansowany przez konsumentów całej strefy euro. Wtedy nie byłby to tak
znaczący wzrost inflacji, jak w przypadku dewaluacji tylko w Polsce. Przez
wiele lat propozycje programowe polskich partii można było w skrócie określić
jako „oby do unii europejskiej". Przedstawiony wyżej scenariusz można by
określić jako „oby do strefy euro". Wątpliwe jest jednak, aby konsumenci
ze strefy euro zgodzili się na sfinansowanie programu wyborczego PO.
Prawdopodobnie przed wstąpieniem do strefy euro konieczna by była dewaluacja złotówki.
Równie ryzykownym jest zakładanie, że taki boom mógłby trwać aż 8 lat.
Obecnie, rynki finansowe są bardziej zintegrowane, niż były w latach 90-tych, a polski rynek jest zbyt mały, aby długo opierać się atakom spekulacyjnym.
Wprowadzenie tak ryzykownego rozwiązania, jak stały kurs wymiany złotówki, w nadziei, że zanim pojawią się problemy, wstąpimy do strefy euro, jest skrajną
nieodpowiedzialnością.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 15-03-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5304 |
|