|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture » Art »
Kompakt umarł i nie żyje Author of this text: Paweł Franczak
Czyli o wyższości świat Wielkiej Nocy nad świętami Bożego
Narodzenia
„(...) przewiduję upadek amerykańskiej muzyki i muzycznych zamiłowań,
koniec muzycznego rozwoju kraju i mnóstwo innych strat dla sztuki
muzycznej, których przyczyną będą zalety — należałoby raczej powiedzieć
wady — mnożących się maszyn do odtwarzania muzyki. Dotąd celem muzyki -
od jej pierwszych dni do dzisiaj — było zawsze wyrażanie uczuć. Teraz, w tym dwudziestym stuleciu, mamy te mówiące i grające machiny, które znów
redukują muzykę do matematycznego systemu megafonów, kółek zębatych, płyt,
cylindrów i wszelkich innych obracających się przedmiotów." Tak pisał
John Philip Sous w „Appleton's Magazine" w 1906 r. [ 1 ]
Ten kasandryczny ton był reakcją na wynalazek gramofonu. Jak dobrze wiemy, ani
amerykańska, ani europejska muzyka nie zachwiała się w posadach, wręcz
odwrotnie — odkąd Thomas Edison w 1878 roku po raz pierwszy nagrał ludzki głos
(były to słowa „Mary had a little lamb" — początek znanego wierszyka,
czy nie lepiej dla Edisona byłoby cytować Biblię, albo Sokratesa?) można było
używać określenia „przemysł muzyczny".
Podobnych do cytowanej wyżej wypowiedzi Sousa było wiele. A to obawiano
się wprowadzenia kaset magnetofonowych, a to dzwoniono na alarm, że płyty CD
zniweczą magię muzyki zapisanej na winylach. Każde pojawienie się
technicznej innowacji dzieliło muzyczny świat na konserwatystów i entuzjastów.
Pierwsi, pełni świętego oburzenia, bronili zwartym szykiem magnetofonowych taśm i szumiących winyli. Drudzy, zacierając ręce na wieści o rychłym końcu nośnika,
wyzywali pierwszych od obskurantów i neandertalczyków hamujących rozwój
muzyki, techniki i świata w ogóle.
Ostatnio znów mamy powód do bicia na alarm/zacierania rąk, (jak kto
woli). W październiku zeszłego roku Alain Levy, szef koncernu fonograficznego
EMI mówił podczas wykładu w Londyńskiej Szkole Biznesu, że „płyta
kompaktowa jest martwa". W związku z tym większość koncernów muzycznych,
które dostały ostatnio mocno po kieszeni za sprawą internetowego piractwa
przerzuci się na format mp3. Płyty kompaktowe staną się jedynie ciekawostką.
Zimny dreszcz zgrozy przebiegł po plecach Strażników Tego, Co Dobre i Sprawdzone. Miły dreszczyk emocji nawiedził ich oponentów. Internetowe fora i magazyny muzyczne przerzucają się argumentami za wyższością świąt
Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia.
Strażnicy Tego, Co Dobre i Sprawdzone sugerują, że brak fizycznego nośnika,
okładki wydrukowanej na pachnącym papierze i plastikowego opakowania sprawi,
że Muzyka stanie się tylko muzyką — pustą, jednorazową zabawką włączaną tylko dla zabicia czasu, obdartą z wizualnego piękna. Przytaczają także argument o ułomności prawa wobec współczesnych
form wymiany muzyki. Żadna policja nie jest bowiem w stanie kontrolować całe
wymiany muzyki przez sieć.
Miłośnicy wszelkich nowości, (chociaż format mp3 od dawna nowością
już nie jest) wygłaszają peany na cześć cyfrowych rozwiązań. Ileż to
korzyści! W końcu brudne łapska firm fonograficznych nie sięgną niezależnych
muzyków, zamieszczających swoją muzykę np. na MySpace (naturalnie brudne łapska
szefów wielkich firm już się do MySpace dobrały), do ceny muzyki nie trzeba
będzie doliczać kosztów produkcji plastikowych płyt, (a tak w ogóle jakie
one duże i nieporęczne!), w ciągu kilkunastu minut domowy komputer łyknie z Internetu kilkadziesiąt godzin muzyki (której i tak w całości nikt nigdy nie
przesłucha, bo kto znajdzie na to czas?). Ci pierwsi na
to, że skończą się albumy, że rynkiem zacznie rządzić singiel, a więc i sztuczne jak śnieg na stokach narciarskich gwiazdki jednego sezonu. No i że
mp3 trzeszczą i syczą. Ci drudzy
odpowiadają, że i w mp3 można nagrywać albumy i to dłuższe niż 80 minut.
No i że są cyfrowe formaty, które nie ustępują jakością CD. I tak dalej i tym podobna...
Ferwor słownej walki, utyskiwania jednych i entuzjastyczne okrzyki
drugich skutecznie zagłuszyły głos zdrowego rozsądku. A ten podpowiada, że
jak świat światem, a muzyka muzyką, żaden nośnik nie podniósł ani nie
obniżył wartości utworu muzycznego. Mówi także, że my to skądś już
znamy — chociażby z casusu płyty winylowej, która umarła i pogrzebana, zdołała
zmartwychwstać dzięki zjawisku o dźwięcznej nazwie turntablism. A także, że
zawsze znajdzie się jakiś Sous i zawsze znajdzie się jakiś Edison.
Footnotes: [ 1 ] M. Kominek, Fonografia artystyczna
[w:] Nowe media w komunikacji społecznej
XX wieku, red. M. Hopflinger, Oficyna Naukowa, Warszawa, 2002, s. 145. « (Published: 31-03-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5320 |
|