The RationalistSkip to content


We have registered
204.324.037 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Mariusz Agnosiewicz - Zapomniane dzieje Polski
Anatol France - Kościół a Rzeczpospolita
« Outlook on life  
Ucieczka [2]
Author of this text:

Nie mniej nudne lub wstrętne (a więc godne porzucenia) od miejsc mogą być czynności. Czynności związane z pracą lub czasem wolnym, toczone przez ciężką chorobę powtarzalności, wcześniej czy później muszą wywołać protest, niezgodę na chroniczność i automatyzm. Ten ostatni jest terminalnym stanem powtarzalności, działaniem wolnej istoty zaklętej w maszynę. Tu także więc znajduje się konflikt: powtarzalność, przewidywalność przynosi poczucie bezpieczeństwa, wizję świata ogarnialnego i kontrolowanego, bo poddanego wypracowanym schematom działania. Żadna dezorganizująca nieobliczalność nie zmusza do rekonstrukcji planów i założeń i można, warunkowo przynajmniej, ufać nadchodzącym godzinom i dniom. Owa powtarzalność jest jednak tym samym refutacją spontaniczności i rezygnacją z jej czaru, fundamentem wszelkiego życiowego „udupienia", poczucia braku kreatywności, a w konsekwencji apatii i depresji. Ucieczka następuje wtedy, gdy bezpieczeństwo nie rekompensuje już jałowości dni.

To wszystko to jednak jeszcze mało, bowiem w końcu też można chcieć uciec od siebie. Uciec od własnej ambicji i zaangażowania. Od chcenia czegokolwiek, bo choć dynamizuje ono, jest równocześnie przyczyną niepokoju i nieumiejętności życia teraźniejszą chwilą — odsyła wszak zawsze w przyszłość, ku oczekiwanemu spełnieniu, przed nastąpieniem którego satysfakcjonująco być nie może. Od własnych przyzwyczajeń i wytartych kolein przemijania doby, wyrobionych bliźniaczymi sekwencjami przeżywania. Od tego, że jestem taki oto właśnie, obdarzony takim odczuwaniem, myśleniem, możliwościami. Zbrzydły już one i chętnie można by je zamienić na inne. Od przyrodzonych ograniczeń charakteru i temperamentu, które powodują, że nie wszystko, co chcę mogę i że często się coś nie udaje. Od przeszłości, która mogłaby być, powinna być inna. Od wrażliwości na swym własnym punkcie, wywołującej czujność, nieufność, nadmierną reaktywność i niechęć do ludzi. Od nędzy lgnięcia do rzeczy małych i bezwartościowych. Uciec od wiedzy (każdej wiedzy: naukowej, potocznej, a zwłaszcza samowiedzy) będącej w istocie konstrukcją przesłaniającą Błękit, choć ona twierdzi, że to Błękit jest (był) zasłoną i maskuje geometryczne rusztowanie z metalowych rur. (Najpiękniejsza nawet scenografia zakłada bowiem zaplecze w postaci plątaniny kabli, budowli z desek, prętów i sieci sznurków. Kto nie chce się rozczarować niech po prostu nie zagląda za kulisy). Umknąć przed pleniącymi się pod powierzchnią lękami, rozrosłymi w rakowate, poprzerastane tkanki — czasem pękające paniką, a czasem wykonujące jedynie uciążliwe ruchy robaczkowe. I od tysięcy innych jeszcze ingrediencji bytu osobowego, co do jednej podejrzanych. Zatem, zostawić siebie daleko za sobą, niech się to wszystko odklei, wykruszy w pędzie, zlasuje i zanihiluje, niech się konstrukcja „ja" rozleci bez względu na to, co — i czy w ogóle coś — znajduje się pod nią. Oderwanie od niej byłoby prawdziwym odetchnięciem i odpoczynkiem. Razem z sobą zaś odpoczywać nie można, bo ten drugi w nas wciąż będzie gderał i czegoś chciał. Pielgrzymować tedy nie zatrzymując się, bo każde miejsce, wcześniej czy później staje się więzieniem (taka jest natura miejsca lub umysłu pozostającego w miejscu), aż pozostawi się siebie, odklejonego, daleko za sobą, już niepotrzebnego, porzuconego jak wyliniała skóra.

Jeśli tak, w zarysie, przedstawia się „od czego" ucieczki (choć powodów szczegółowych jest mnóstwo, bo nieprzebrana jest też masa ohydztwa i okrucieństwa w świecie), to teraz można się przyjrzeć jej „do czego".

Lidia Beata BarejUcieczka z założenia kieruje się do innego świata, świata nieobecnego, ale wyobrażonego. Ten inny świat jest imaginowany, przeczuwany, dotykany czasem we śnie, czasem wieczorem przed snem, a po miłości. Miejsce docelowe ucieczki może być identyfikowane z krajem lub okolicą z pozoru realnie istniejącą, widoczną na mapach, zdjęciach i filmach. Tam oto ma być ziemia wprawdzie przez nikogo nie obiecana, lecz mimo to wymarzona, bliska na mocy jakby przedustawnej sympatii. Te krajobrazy, te klimaty, kolorystyka, przestrzeń, zapachy — wszystko jest inne, lepsze, bardziej kompatybilne ze światem pragnień. Uciec w miejsce ciche i ustronne, do lasu (który nie jest jednak wulgarną plantacją i fabryką drewna), nad morze, gdzie łagodność i dużo światła, ale takiego, które nie pali — to musi dobrze smakować. Tam musi być prawdziwe życie, pozbawione cierni, kolców, ociężałości, tęsknoty i melancholii. Łatwe, wdzięczne, proste choć przecież twórcze, rozkoszne, bezproblemowe, pozostające w stanie nieupadłym i niezagrożonym. Gdzie jak nie tam? Jeśli tam jest tak jak tu — wszystko stracone i nie ma dokąd uciekać. Jeżeli jakikolwiek składnik znienawidzonej, tutejszej teraźniejszości będzie tam obecny, zainfekowana zostanie całość, nastąpi upadek w to samo, na jaw wyjdzie samooszustwo. Jednak nadzieja skłania do wiary, że fizyczny dystans, odległość jaką należy przebyć spowoduje wygubienie po drodze całej negatywności, będzie kwarantanną, po której czystość, niewinność wtórego początku i świeżego entuzjazmu zostanie przywrócona i umożliwi budowanie egzystencji na nowych całkiem fundamentach. Nowa zewnętrzność odświeży i odnowi zmurszałe wnętrze. Można i trzeba wystawić czas do wiatru i zacząć raz jeszcze — tym razem już bezbłędnie — żyć.

Jednak nie trzeba wielkiej przenikliwości, by pojąć, że tak rozumiana ucieczka ma słabe podstawy. Są wprawdzie miejsca, które emanują szczególnym urokiem, w których chciałoby się być (tak jak są takie, które nadają się jedynie do tego, by przez nie przemknąć, lub nawet i to nie), ale żadne nie rozwiązuje problemu egzystencji (a takie wysokie wymaganie ma spełnić ucieczka). Tak uciekając można się uwolnić jedynie od najdokuczliwszych wrzodów zewnętrznego ucisku. To, co znajduje się w środku zabiera się ze sobą, dlatego ulga ufundowana na inności jest tylko chwilowa. Mechanizm „opatrywania się" i wypływania z wnętrza tych samych co zawsze rzeczy jest niestety niezawodny.

Dlatego „do czego" ucieczki może być również rozumiane jako próba wejścia w inny stan. Uciec nie tyle w miejsce, co w stan: miłości, szaleństwa, twórczości, upojenia, boskiej niecierpiętliwości, wyobraźni, religijnego lub filozoficznego oświecenia. Wejście w niepowszedniość, nadzwyczajność Niebywałego polega na ściągnięciu innego świata tutaj. Jest ufundowane na idealistycznym założeniu, mówiącym, iż umysł konstytuuje świat i wszelka zmiana tego ostatniego stanowi jedynie refleks i reminiscencję przemian tego pierwszego. I tak, ucieczka w miłość romantyczną, w zakochanie miała by być odurzeniem emocjami, upiciem się własną endorfiną, adrenaliną (i Bóg jeden wie jaką jeszcze -iną lub -onem), które w dużych ilościach dają posmak metafizyczny, wyraźnie trącą Absolutem. Realność zostaje zniesiona, całkowicie przesłonięta obiektem afektu, utopiona w kolejnych, naprzemiennych erupcjach podniecenia, oszołomienia, uczuciowej mocy, prawdy i słodkiego niepokoju. Pojawia się nadzieja, że własną próżnię, niewystarczalność można by uzupełnić kimś innym, stworzyć nową zsyntetyzowaną jakość. Miłość wierzy w zbawienie przez drugiego, który ułoży, wyleczy, wygładzi, wyprostuje, co skrzywione, naprawi uszkodzone komponenty osobowości, zmiecie obmierzłą codzienność jak tajfun: ostatecznie i bez śladu. 

Z kolei prawdziwe szaleństwo jest ucieczką udaną, choć niekoniecznie „gdzie" owej ucieczki jest godne pozazdroszczenia. Z pewnością umysł przechodzi tu na zasilanie rezerwowe, autogeniczne, o niskim poziomie kontroli i dużych wahaniach napięcia. Społecznie wytworzone „ja" nie ma tu już nic do gadania, stery samokontroli zostały utracone. Szaleństwo komunikuje ostateczną niezgodę i zerwanie z tożsamością i rzeczywistości i podmiotu. Tąpnięcie, nieciągłość, skok obwieszczają ostateczne wyjście ze wspólnego świata, od którego nie ma odwołania — ściągnięcie z powrotem może być tylko na siłę, czyli farmakologiczne. Znowuż wyobraźnia jest projektem zniesienia realności przez przekształcenie — wzbogacenie treścią, eliminację mroku i uczynienie swoim. Imaginacja i twórczość, bliskie krewniaczki, powiadają, że nieakceptowaność świata wynika z zablokowania niezbędnych do życia kanałów kreacji i że ich udrożnienie przywraca uniwersum sens i wartość. Uwolniona potencja czyni byt innym — nie takie samo wszak drzewo widzi motłoch i artysta. W nieco słabszym wariancie, wyobraźnia pozwala przynajmniej stworzyć alternatywny, wewnętrzny świat, miejsce ucieczki nie definitywnej i doraźnej, za to łatwe do utrzymania i przywołania. Wyobraźnia jest ostatnim schronieniem ludzi zagubionych, udręczonych i obcych światu.

Pewną odmianą ucieczki w wyobraźnię jest odejście w inne, nie teraźniejsze wymiary czasu: przeszłość lub przyszłość. Ani w jedną, ani w drugą wnijść, rzecz jasna, się nie da, są to jedynie wyróżnione horyzonty marzenia, w których krajobrazy, sytuacje i ludzie zdradzają niejakie pokrewieństwo z realnością — choć w innych faktoriach wyobraźni zostaje ono niemal doszczętnie porzucone.

Ucieczki w niektóre stany (upojenie, wyobraźnia) uprawia się często, by nie rzec codziennie. Ich wadą jest krótkotrwałość i delikatność. Miłość i twórczość to znowu ulotne przebłyski oświetlające dni. Łatwo się stany traci, łatwo się ze stanów wypada (prócz wspomnianego szaleństwa). Pewne z nich (raczej już zresztą historyczne), jak niewzruszoność wypływająca z doskonałego dystansu lub religijne uniesienie, są trudne do osiągnięcia: wymagają wyrzeczeń, a ich pojawienie się pozostaje kwestią niepewną. Łatwo je także rozbić. Ostre słowo, groźny gest, przerażający obraz, smutny dzień i już po nich. Mogą się one również — z bliżej nieokreślonych przyczyn — same unicestwić. I najczęściej tak właśnie robią. Także bezwzględne wymogi dnia codziennego bez trudu obracają w perzynę subtelny, z trudem uzyskany opatrunek kojących wyobrażeń i treściwych stanów. Słowem, uprawiać niełatwą ich sztukę można w zaciszu, gdy los łaskawy. A przecież bezduszna rzeczywistość robi co chce: ludzkie wizje, kreacje i natchnienia często zniszczone zostają w zarodku. Pozostaje tylko odrobina popiołu, gnane przez wiatr kawałki nieziszczonej przyszłości, rozwiewające się miraże niespełnionego. Zresztą stany z natury swojej są chwilowe, nie stanowią solidnych szańców, przemijają pozostawiając po sobie ziejące nudą i nicością połacie ogołoconej, półpustynnej wewnętrzności. Jedna wyobraźnia przeciw całemu światu to bój heroiczny i zapewne ostatecznie skazany na klęskę. Nie jest ona bowiem wszechmocna i długotrwałe zmaganie z codziennością w końcu ją wyniszcza. Wyobraźnia — urocza, lecz kapryśna — nie jest twierdzą, lecz zakątkiem.

Oto więc pojawia się ostatni modus ucieczki: ucieczka od śmierci w śmierć (bo tylko ta pierwsza oddala groźbę i perspektywę tej drugiej), w bezmiejsce, w unicestwienie, w mroźny bezmiar kosmosu lub bezgłośność materii nieorganicznej. Można pomyśleć sobie (zwłaszcza zbyt długo patrząc w gwiazdy), że w tej zimnej próżni, spokojnej i nieskończonej jest ojczyzna, a to tutaj zamieszanie — to śmierć. Może faktycznie człowiek wypadł z zupełnie innej opowieści, a tą opowieścią jest uroczysty nastrój nieskończonej pustki, zwanej kiedyś Bogiem. Miał rację Pascal, że na ogół przeraża ona duszę, ale może to w duszy — co ciągle lgnie do wszystkiego i szlocha gdy nie dostaje — jest problem, nie w pustce. Może właśnie pozbywając się duszy osiąga się zbawienie przez Nicość, co nie krzywdzi nikogo i na której nie osiada żaden kurz. Zbawienie materii (lub energii) od świadomości unicestwia cierpienie, które nie ma już gdzie mieszkać. Po świadomości pozostanie tylko dźwiękowa fala wypowiedzianych kiedyś słów, biegnąca w Nicość, coraz słabsza, rozproszona, w końcu i ona zniknie. Oto ucieczka totalna, nieodwołalna kontrakcja, zwinięcie tego, co się ongiś lekkomyślnie i bez planu rozwinęło.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Lęk
Normalność

 See comments (13)..   


« Outlook on life   (Published: 19-05-2007 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Bartosz Jastrzębski
Ur. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).

 Number of texts in service: 11  Show other texts of this author
 Newest author's article: Czy demokracja jest niemoralna?
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5381 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)