The RationalistSkip to content


We have registered
204.981.690 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
« Outlook on life  
Ucieczka [1]
Author of this text:

Zawsze potępiano eskapizm. Uważano, że ucieczka jest rozwiązaniem niegodnym, tchórzliwym i kompromitującym. Rozwiązaniem nadto pozornym, bo problem i tak będzie ścigał uciekającego po najdalsze krańce ziemi albo - gorzej jeszcze — sam uciekinier, nieświadom pułapki, zabierze cierń ze sobą lub też wytworzy — na mocy złowieszczego mechanizmu powtórzenia — tę samą boleść i gangrenę w innym miejscu, czyli poszukując nowego życia odnajdzie starą biedę. Założenie było więc takie: każdemu czasem chce się uciec, zerwać pajęczynę zależności, którą z konieczności się obrosło w toku życia, usamotnić się, zmienić radykalnie otoczenie na nowe i obce i obcością ową się raczyć i upajać niczym najprzedniejszym eterem, ale chęć tę należy za wszelką cenę powstrzymać. Trzeba bowiem stać twardo i zbierać ciosy, wdychać zatęchłe powietrze, znosić cierpliwie jadowite wpływy i morowe wyziewy otoczenia, pogrążać się w bagnie z wysoko i dumnie podniesionym czołem, spijać z życia gorycz bez drgnienia kącików ust a może i z wyniosłym uśmiechem; dostawać mdłości z lęku lub obrzydzenia, lecz udawać, że jest dobrze, walczyć, reformować i zmagać się ze światem i ze swoją słabością (a wiele słabości mieszka w człowieku) bez kapitulacji, umierać nawet bez jednego kroku w tył, żartując jeszcze swobodnie i lekko, jak pięknie pokazał nam to Sokrates, bo to właśnie jest mężne i etyczne. Etyczne, bo odważne, nieugięte, twarde, wzniosłe, konsekwentne, poważne i jednoznaczne w swej nieustępliwości. Zaś przyznać się do błędu, strachu, rezygnacji, wyczerpania i bezsiły (a ucieczka jest takim przyznaniem się) nie można, bo to z kolei eunusze i miękkie, wyzute z godności, defetystyczne i zwierzęco instynktowne. Zatem należy trwać na posterunku wyznaczonym przez bieg życia, iść ewentualnie naprzód rozgarniając mocnymi ramionami męty, ale nigdy cofać się w tył — to właśnie jest ludzkie i odpowiedzialne. Zresztą uciekać i tak nie ma dokąd, bo świat jest wszędzie taki sam, a zwłaszcza wszędzie tacy sami są ludzie.

Jedynie w Wiekach Średnich (a i to nie zawsze i nie wszędzie) istniało przyzwolenie i społeczna przestrzeń ucieczki. Uciekano wówczas do pustelni, w samozniszczenie dla Bóstwa bądź w pielgrzymowanie bez końca, które miało zgnębić niebezpieczne w swych impulsach ciało i unicestwić skierowaną ku światu pożądliwość. Eremici, w głębokim poczuciu beznadziejności upadłego świata, w świadomości jego zepsucia i nieautentyczności, a nadto płycizny i wyjałowienia, szli w góry i lasy, by osiągnąć tam Prawdę (pozaludzką i nieludzką świadomość stanu rzeczy, sub species aeternitas) bądź umrzeć z wyczerpania i szaleństwa. Jednak i we wcześniejszych i późniejszych epokach ucieczka od świata, od tkaniny narzucanych przezeń obowiązków uważana była za karygodną. Nie ma czci i chwały, które ozłacają ludzkie istnienie tylko hańba. Mała dusza czmycha jak wystraszony kundel i zasługuje na pogardę.

Mimo to od wieków uciekano. Abraham uciekł z miasta Ur, Żydzi z Egiptu, z kolei Święta Rodzina do Egiptu, potem zaś Jezus na pustynię. Apostołowie uciekli ze wzgórza zwanego Czaszką, Platon z mrocznej jaskini, a Ewagriusz Pontyjczyk z cudownego Konstantynopola, bo mieszkała tam niewiasta o śniadej skórze, nieziemskiej urodzie, wielkiej łagodności oraz mądrości i mistrz modlitwy myślnej (która jest sztuką czystego umysłu) obawiał się, że pokocha ją bardziej niż Boga, miłością zmysłową i ziemską, bo pragnął jej ciała (młodego i błyszczącego od oliwy) jak powietrza, a miał jeno nauczać ją Ewangelii. Delikatny rysunek piersi i bioder pod jedwabną szatą, wyklinany już przez starotestamentowych proroków zapach perfum i pomad, dźwięczące ozdoby uszu, szyi i nadgarstków, a jeszcze bezbrzeżna uległość bijąca z wielkich, ciemnych oczu doprowadzały biednego Ewagriusza do pasji, rozpalały jego wyobraźnię, którą miał wszak oddać w całości w wieczyste użytkowanie bytom niebieskim. Stąd uciekł z miasta w Chrystusowym wieku lat trzydziestu trzech i udał się na pustynię skąd już nigdy nie wrócił. Ta ucieczka była jego ukrzyżowaniem — tylko on i jego Bóg wiedzą czy również zmartwychwstaniem. Los zaś kobiety, a nawet jej imię, pozostaje nieznane. I dalej: Mahomet umknął z Mekki, Budda Gautama ze swego pałacu, Sefaradyjczycy z Hiszpanii, purytanie z Anglii, socynianie z Polski, Kartezjusz z Francji, a Tołstoj z Jasnej Polany — nie mógł się on żadną miarą ugodzić z rodziną i nic dziwnego, skoro sensu jej posiadania ani w świętych pismach, ani w sobie samym nie znalazł. Exodus jednostek i społeczności trwał nadal, a wielu z nich przyświecały słowa Zbawiciela, że oto umarłym pozostawić należy grzebanie umarłych i że kto przykłada rękę do pługa a ogląda się za siebie ten nigdy nie ujrzy Królestwa. Zostawić świat trupów i ludzkich widm i dać się ponieść nieznanym wiatrom w krainy lepsze, w lepsze światy wiecznej świeżości i rosy, gdzie — najkrócej mówiąc — odzyska się natchnienie do życia - oto upragniona wizja uciekających.

A zatem zapytać się należy: od czego się ucieka i kiedy?

Lidia Beata BarejMożna chcieć uciec od oczekiwań, wymagań, sugestii, przymusów, poleceń, od całej presji zewnętrzności. Bywa ona tak silna, że doprowadza do przełomu, do pragnienia radosnego i świeżego odpłynięcia w radykalną i euforyczną niedyspozycyjność: uciekłem i — szczęśnie — jestem w ogóle i fundamentalnie niedostępny jakiejkolwiek indagacji. Gęstnienie dookolnej atmosfery przeradza się w nieznośny ucisk, rzeczywistość zewnętrzna wykrzykuje nieustannie swoje roszczenia i uzurpacje. Wszystko i wszyscy (ludzie, nawet ci najbliżsi, instytucje, firmy, systemy organizacji, normy, obyczaje) czegoś, mniej lub bardziej napastliwie, chcą, wpychają i wpierają się w umysł, hałasują, naginają do działania, które jest nienawistne, nie pozwalają odetchnąć, zapomnieć, po prostu odpocząć. Nadto, tym roszczeniom towarzyszy wyrażona wprost lub ukryta groźba. Ta groźba jest zapowiedzią negacji i unicestwienia naszych uczuć, przekonań, marzeń, nadziei, całego sposobu bycia, miejsca tego bycia, a nawet fizycznej egzystencji. W razie braku zadośćuczynienia owych oczekiwań będą wszak konsekwencje: coś się zawali, ustanie, zepsuje, wynaturzy, zdegeneruje, przybierze niebezpieczne formy. Negatywne skutki będą narastać lawinowo i sieciowo równocześnie, jak to bywa w systemie naczyń połączonych, którym w istocie jest codzienne życie. Oczywiście, te wymagania powszedniości są do pewnego stopnia naturalne i pożądane, bo poświadczają i zaspakajają równocześnie chęć „bycia potrzebnym" lub nawet „niezbędnym" (i nie chce się przy tym przyjąć do wiadomości, że nieodzownych są pełne cmentarze, a świat toczy się dalej). Od któregoś jednak momentu stają się horrorem nieustannego i koniecznego zaabsorbowania, udręką braku czasu i zabiegania, poświadczają, jeżeli w ogóle coś, raczej „bycie narzędziem" służącym ludziom i instytucjom do osiągania rozmaitych celów. Jednak nie można tak po prostu odkrzyknąć światu żeby się odczepił i zostawił w spokoju. Albo raczej można — ale on i tak tego nie uczyni i nadal będzie zgłaszał pretensje do organizowania naszego czasu, myśli i działań, tak jak gdybyśmy byli jego robotnikami najemnymi czy wręcz własnością. To prawo własności ma być ceną za przywilej uczestnictwa w społecznym świecie. Świat trzyma nas mocno w garści, bo powzięliśmy wchodząc w życie mnóstwo zobowiązań: emocjonalnych, moralnych, funkcjonalnych i finansowych kredytów i zawsze znajdą się strażnicy porządku, którzy przypilnują byśmy zapłacili. Zewnętrzność permanentnie usiłuje wzmocnić w istocie ludzkiej pożądanie jej powabów (a przez to wzmóc zależności) i zazwyczaj jej się to udaje, jednak jako skutek uboczny pojawia się pustka, nuda i obrzydzenie. I dlatego, mając jedno, kruche życie, człowiek śni po cichu, że kiedyś powie temu światu imperatywów: precz! I to bez względu na fakt, że jest on solidnie zamocowany głęboko pod skórą i wydarcie go pozostawi bolesne i trudno gojące się rany. Bowiem kierat codzienności odłazi wraz z mięsem.

A więc ucieka się od uporczywych więzów, ale też od cennych więzi. Im one cenniejsze, bardziej konstytutywne dla refleksyjnie tworzonej sylwetki egzystencjalnej, tym ściślej opasują, tym mniej pozostawiają wolności, ukochanego samodzierżawia. Mocy związków dorównuje jedynie siła i zakres powinności. Zalążki wyboru i wypływających zeń alternatywnych światów wycinane są jak „wilki" z owocorodnych gałęzi. Pień musi być prosty i piąć się w górę, z takich bowiem drzew szybciej i łatwiej zbiera się owoce niż z krzaczastych, zdziczałych i poskręcanych samosiejek. A wymóg efektywności obowiązuje zawsze i wszędzie. Społeczeństwo wspiera moralność prostych dróg, bo zakręty i bezdroża jednostkowej wolności do niczego mu nie służą. Zobowiązania wobec najbliższych są zresztą drugą, a może nawet pierwszą, naturą człowieka. A bliscy są bliscy i dalecy równocześnie. Z jednej strony przyssani wręcz do zakończeń nerwowych, podwieszeni pod ten sam oddech, wszechobecni w myśli, z drugiej nie mniej odlegli i obcy niż najdalsze ludzkie światy. Albowiem strumienie świadomości są nieprzechodnie i co się dzieje w drugim — nie wiadomo. Niedoskonała i każdorazowo kontrolowana ekspresja językowa (i nawet pozawerbalna) nie może dać o tym właściwego pojęcia. A jednak są najbliżsi, głęboko umocowani wraz z grotem, intymni i trudno nie pokładać wiary w tych relacjach, chociaż ta sama intymność może wywoływać duchotę, niedotlenienie i klaustrofobię, efekt zbliżających się do siebie ścian. Duszne jest zamknięcie w kręgu tych samych oddziaływań, gęstnienie atmosfery wzajemnego współbycia, rosnący ładunek przeszłości i wyłączność, a więc dokładnie to, co intymność czyni nią właśnie. Bliscy, związani ze sobą obrożami, nie mogą się rozbiec, lecz dzięki temu w obliczu niebezpieczeństwa zawsze są razem. Osłaniają się nawzajem, raz jedno, raz drugie, od silnych wiatrów. Jednak ceną za to są małe rozmiary i przesłonięte widoki, kręgosłupy wygięte od wychylania się ku drugiemu. Stąd porzucanie najbliższych jest emocjonalną jatką, krwawym spektaklem amputacji, z którym nie wiadomo co zrobić, tak jak teologowie nie wiedzieli co począć ze słynnymi słowami Jezusa o nienawiści ojca swego i matki, która to nienawiść miała być warunkiem koniecznym ujrzenia Królestwa. Ucieczka od ważnych związków to już wyższy stopień trudności, pewna forma autodestrukcji, zgruzowania siebie w imię domniemanej nowej jakości. Musi po niej nastąpić przebudowa osobowości.

Można chcieć uciec także od miejsc, bo źle się kojarzą, bo opatrzyły się już i znudziły, żadną miarą nie oferują nowych wrażeń, możliwości eksploracji oraz rozwoju (cokolwiek by ten ostatni miał znaczyć). W miejscach pozostają powidoki sytuacji, które się w nich wydarzyły. Zrazu są one dobrze widoczne, później ich obecność staje się bardziej dyskretna, lecz ślady, dzięki pamięci, trwają, choć nie zawsze są aktywne. Powidoki złych wydarzeń (zresztą nie tylko tych złych) nakładają się na siebie warstwowo, tworząc, z czasem, coś niby filtr na obiektywie i tym samym determinują percepcję i przeżywanie danego miejsca. Jeśli zakrzepły one w filtr boleści, zawodu lub ponurej beznadziei, miejsce staje się nie do zniesienia. Negatywne asocjacje nie pozwalają dobrze być. Wiadomo już, że w tym miejscu nie może wytrysnąć ciepła chwila. Trzeba je więc porzucić i to czym prędzej. Może być też tak, że miejsce „tylko" się znudziło, że poziom jego atrakcyjności spadł do zera, że jest zupełnie i bez reszty nijakie, treściowo wychudłe, bezpłodne, wysuszone i nie pociągające. Bodźce nie osiągają już progu uwagi, nie da się doświadczyć niczego nowego, zbadać niezbadanego, dać się czymś zaskoczyć, pobudzić i podniecić. Wszystko, co poznane staje się nudne. Jest to zresztą oskarżenie i dramat dotyczący całego paradygmatu wiedzy.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Lęk
Normalność

 See comments (13)..   


« Outlook on life   (Published: 19-05-2007 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Bartosz Jastrzębski
Ur. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).

 Number of texts in service: 11  Show other texts of this author
 Newest author's article: Czy demokracja jest niemoralna?
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5381 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)