|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Głęboko religijny niewierzący [1] Author of this text: Richard Dawkins
Translation: Piotr J. Szwajcer
"Nie próbuję wyobrażać sobie Boga;
wystarcza mi odczucie
potęgi i majestatu przyrody,
o tyle, o ile możemy ją poznać
za
pośrednictwem naszych niedoskonałych zmysłów."
Albert Einstein
Zasłużony szacunek
Chłopiec leży na łące. Brodę wsparł na dłoniach,
wpatruje się w trawę. W pewnej chwili, niczym objawienie, ogarnia go
przemożna świadomość życia toczącego się pośród splątanych źdźbeł i korzonków,
fascynującego mikrokosmosu krzątających się mrówek, pszczół, a nawet — choć wtedy jeszcze niewiele wiedział na ten temat — miliardów bakterii
przerabiających glebę, bezgłośnej i niewidocznej siły napędowej tej
ekonomii w miniaturze. I nagle ta łąkowa mikrodżungla jak gdyby
ekspanduje, zlewając się z całym Wszechświatem i z zamarłym w zachwycie umysłem kontemplującego jej piękno dziecka. Młody człowiek
interpretuje to przeżycie wszechogarniającej jedności rzeczy w kategoriach
religijnych i ostatecznie zawiedzie go ono na drogę kapłaństwa. Po
latach, wyświęcony na anglikańskiego księdza, zostanie katechetą w mojej
szkole; jednym z moich ulubionych nauczycieli. To dzięki takim jak on,
przyzwoitym, liberalnym, duchownym, nikt nie może powiedzieć, że religię wtłaczano
mi siłą do gardła. W innym miejscu i innym czasie inny chłopiec — łudząco
podobny do mnie — odurzony upojną wonią rozsiewaną przez tropikalne kwiaty
rozkwitające nocą w afrykańskim ogrodzie, wzniósł wzrok ku rozgwieżdżonemu
niebu i stanął jak wryty, urzeczony wspaniałym widokiem Oriona, Kasjopei i Wielkiej Niedźwiedzicy oraz wzruszony do łez bezdźwięczną symfonią
Drogi Mlecznej. Jak to możliwe, by te jakże przecież podobne momenty dogłębnego
zachwytu zainspirowały mnie i mojego katechetę do wyciągnięcia
przeciwstawnych konkluzji, to pytanie, na które nie da się udzielić prostej
odpowiedzi. Quasi-mistyczny stosunek do przyrody i Wszechświata jest
postawą dość częstą u naukowców oraz osób o racjonalistycznym
nastawieniu i nie pociąga za sobą wiary w sferę nadprzyrodzoną.
Nasz katecheta za młodu, podobnie zresztą jak i ja, nie czytał jeszcze
zapewne słynnego końcowego akapitu dzieła O powstawaniu gatunków, o „gęsto
zarośniętym wybrzeżu" "ze śpiewającym ptactwem w gąszczach, z krążącymi w powietrzu owadami, z drążącymi mokrą glebę robakami". Gdyby
znał tę książkę, niewykluczone, iż dostrzegłby w jej autorze bratnią
duszę i zamiast ku powołaniu kapłańskiemu, podążyłby ku
darwinowskiej wizji, w której wszystko „powstało wskutek praw wciąż
jeszcze działających wokół nas": „Tak więc z walki w przyrodzie, z głodu i śmierci
bezpośrednio wynika najwznioślejsze zjawisko, jakie możemy pojąć, a mianowicie
powstawanie wyższych form zwierzęcych. Wzniosły zaiste jest to pogląd, że
Stwórca natchnął życiem kilka form lub jedną tylko i że gdy planeta
nasza podlegając ścisłym prawom ciążenia dokonywała swych obrotów, z tak
prostego początku zdołał się rozwinąć i wciąż jeszcze się rozwija
nieskończony szereg form najpiękniejszych i najbardziej godnych podziwu." W
Błękitnej kropce Cal Sagan napisał: „Dlaczegóż żadna z wielkich religii, patrząc na
naukę, nie doszła do wniosku: "Jest lepiej, niż moglibyśmy
przypuszczać. Wszechświat okazał się znacznie większy, niż przewidywali
nasi prorocy, wspanialszy, bardziej skomplikowany, bardziej elegancki. Zatem Bóg
musi być wiele potężniejszy, niż nam się wydawało"? Zamiast tego wołają:
„Nie, nie, nie! Nasz Bóg jest malutkim Bogiem i chcemy, by tak już na
zawsze zostało". Religia, stara lub nowa, doceniająca wspaniałość Wszechświata
ukazywaną przez współczesną naukę, potrafiłaby wzbudzić uczucia czci i wiary,
których nie poruszają tradycyjne religie." We wszystkich swych książkach Sagan dotyka strun
transcendentalnego zachwytu, który od stuleci pozostawał wyłączną domeną
religii. Ja czynię podobnie i w efekcie często uznaje się mnie za
człowieka religijnego. Pewna amerykańska studentka napisała, że spytała
swojego profesora, co sądzi na mój temat. „Cóż — usłyszała w odpowiedzi — to, co pisze, jest ściśle rzecz biorąc niezgodne z religią, ale z drugiej
strony z takim uniesieniem podchodzi do przyrody i Wszechświata, że
dla mnie to brzmi jak religia!". Czy jednak religia to właściwe słowo w tym
kontekście? Moim zdaniem — nie. Laureat Nagrody Nobla, fizyk (i ateista)
Steven Weinberg nie jest w swych poglądach odosobniony, gdy w Śnie o teorii
ostatecznej pisze: „Niektórzy ludzie mają tak szeroką i elastyczną
koncepcję Boga, że jest nieuchronne, iż go znajdują, ilekroć zaczną go
szukać. Często słyszy się takie stwierdzenia, jak "Bóg to absolut",
„Bóg to Wszechświat", „Bóg to nasza lepsza natura". Oczywiście,
podobnie jak w przypadku każdego innego słowa, słowu „Bóg" można
przypisać dowolne znaczenie, jakie tylko nam się podoba. Jeśli ktoś powie
„Bóg to energia", może znaleźć Boga w bryłce węgla." Weinberg ma niewątpliwie rację. Jeśli pojęcie „Bóg"
ma być w ogóle do czegokolwiek przydatne, powinno się je rozumieć
zgodnie z jego powszechnym użyciem, jako odnoszące się do obdarzonego
nadprzyrodzoną (nadnaturalną) mocą Stwórcy, któremu „człowiek
powinien oddawać cześć". Sporo wielce niefortunnych nieporozumień bierze
się stąd, iż ludzie często nie potrafią odróżnić czegoś, co można by
nazwać „religią typu einsteinowskiego" od religii opartej na wierze w byt
nadnaturalny. Einstein nieraz „wzywał imienia bożego" (i nie był w tym
wśród uczonych-ateistów odosobniony), a rozmaici wyznawcy religii
nadnaturalnych nie omieszkali tego wykorzystać, by — nie mając rzecz jasna
po temu żadnych podstaw — móc zaliczyć tego wybitnego człowieka do swego
grona. Efektowne (choć należałoby je raczej uznać za przewrotne) zakończenie
Krótkiej historii czasu Stephena Hawkinga — „[...] poznamy wtedy bowiem myśli
Boga" — równie często jest mylnie interpretowane. Wielu ludzi dochodzi
na jego podstawie do błędnego wniosku, jakoby Hawking był człowiekiem
religijnym. Książka The Sacred Depths of Nature [Świętość natury] biologa
komórkowego Ursuli Goodenough pobrzmiewa jeszcze silniejszą nutą religijną
niż luźne cytaty z Einsteina czy Hawkinga. Goodenough wręcz fascynuje się
kościołami, meczetami i w ogóle wszelkimi świątyniami, a wiele
akapitów z jej książki aż się prosi, by użyć ich jako amunicji w obronie
wiary w nadnaturalne. Zresztą sama określa się mianem „religijnej
naturalistki". Uważna lektura książki dowodzi jednak niezbicie, iż w istocie z Goodenough jest równie zatwardziałą ateistka, jak ja. Określenie „naturalista" jest zresztą dość
wieloznaczne. Mnie na przykład nieodparcie kojarzy się z ulubionym
bohaterem mojego dzieciństwa, doktorem Dolittle z książek Hugh Loftinga
(który nota bene miał w sobie wiele z pewnego filozofa-naturalisty z HMS
Beagle). W XVIII i XIX wieku słowo „naturalista" oznaczało z grubsza
to samo, co dla większości z nas oznacza dziś — badacza świata
przyrody. I już od czasów Gilberta White’a naturalistami w tym
sensie byli często duchowni. Zresztą sam Darwin już jako młody człowiek
nosił się z myślą o wstąpieniu do stanu duchownego. Być może żywił
nadzieję, iż spokojne życie w wiejskiej parafii pozwoli mu poświęcić
się jego prawdziwej pasji — żukom. Filozofowie terminem „naturalista"
posługują się jednak w zupełnie innym znaczeniu, jako przeciwieństwo
nadnaturalisty, czyli kogoś, kto uznaje istnienie sfery nadprzyrodzonej. Na
przykład Julian Baggini tak wyjaśnia w Atheism: A Very Short
Introduction [Ateizm: bardzo krótkie wprowadzenie] istotę naturalizmu dla
ateisty: „Większość ateistów przyjmuje, że jakkolwiek substancja świata
ma charakter czysto fizyczny, to z niej właśnie wywodzi się umysł, piękno,
emocje i wartości moralne — wszystko, co czyni życie ludzkie tak złożonym i bogatym". Myśli i emocje wyłaniają się (nazywa się to
emergencją) z niebywale złożonych powiązań między strukturami w ludzkim
mózgu. W tym znaczeniu ateista — jako zwolennik filozofii naturalizmu — to ktoś, kto wierzy, że nie ma nic ponad światem o charakterze
czysto fizycznym, żadnej nadnaturalnej stwórczej inteligencji niedostępnej
naszym zmysłom. Ateista jest też przekonany, że nie istnieje dusza trwająca
dłużej niż ciało i nie ma żadnych cudów — są jedynie zjawiska
naturalne, których na razie nie potrafimy wyjaśnić. Jeżeli natykamy się na
zjawisko, które wydaje się wykraczać poza świat naturalny, w jego
obecnym, dalece niedoskonałym rozumieniu, mamy nadzieję, że pewnego dnia, gdy
tylko je lepiej poznamy, zaliczymy je do sfery naturalnej. Rozpleciona tęcza
nie traci nic ze swego piękna... Wielu — i to wybitnych — współczesnych naukowców
głosi poglądy, które można by traktować jako przejaw wiary religijnej.
Zwykle jednak, jeśli przeanalizujemy je nieco dokładniej, okazuje się, że
sprawa nie jest wcale prosta. Tak jest choćby w przypadku Einsteina i Hawkinga.
Ale nie tylko — Martin Rees, aktualnie pełniący funkcje Astronoma Królewskiego i przewodzący Royal Society, powiedział mi, że uczęszcza do kościoła
jako „niewierzący anglikanin [...] z poczucia lojalności plemiennej".
Jego poglądy dalekie są od teizmu, ale jak wielu innych uczonych Rees podziela
ów poetycko zabarwiony naturalizm, który wyzwala w ludziach nauki piękno i majestat Wszechświata. Nie tak dawno, podczas telewizyjnej dyskusji, próbowałem
skłonić mojego przyjaciela Roberta Winstona, lekarza-położnika i jedną
ze znamienitszych postaci brytyjskiej wspólnoty żydowskiej, by przyznał, że
jego judaizm jest podobnej natury i że tak naprawdę nie wierzy w rzeczy
nadnaturalne. Niewiele brakowało, bym swój cel osiągnął, jednak Robert nie
odważył się na postawienie kropki nad „i" (muszę lojalnie zaznaczyć, że
faktycznie to on przeprowadzał wywiad ze mną, a nie ja z nim).
Niemniej, gdy go tak naciskałem, przyznał, że wiara jest przede wszystkim
czymś, co pomaga mu ująć się w karby i wieść uczciwe, dobre życie.
Być może to prawda, ale przecież nie ma to żadnego związku z realnością
nadnaturalnych elementów religii. Jest zresztą wielu intelektualistów, którzy z dumą podkreślają swoją żydowskość i uczestniczą w żydowskich
rytuałach religijnych. Być może kieruje nimi poczucie lojalności wobec
odwiecznej tradycji albo wobec pomordowanych bliskich. Niewykluczone jednak, że
ich głównym motywem jest owa błędna — i w błąd wprowadzająca — skłonność, by "religią" nazywać panteistyczny zachwyt nad Wszechświatem,
który wielu z nas dzieli z bodaj najwybitniejszym reprezentantem tej
postawy, Albertem Einsteinem. Ci ludzie nie tyle wierzą w Boga, ile -
pozwolę się posłużyć w tym momencie sformułowaniem filozofa Daniela
Dennetta — „wierzą w wiarę". Jedną z najchętniej cytowanych uwag Einsteina jest
„Nauka bez religii jest ułomna, religia bez nauki jest ślepa". Ale
Einstein przy innej okazji napisał:
1 2 3 Dalej..
« (Published: 27-05-2007 )
Richard Dawkins Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze Biographical note Private site
Number of texts in service: 75 Show other texts of this author Newest author's article: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5390 |
|