The RationalistSkip to content


We have registered
200.191.351 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
« Outlook on life  
Normalność [2]
Author of this text:

Zostawiwszy przeszłość, co jawi się dziś jako już tylko jako gabinet osobliwości, przyjrzyjmy się tedy współczesnej normalności, temu co dziś oznacza spełnianie społecznie pożądanych aktów.

Normalność jest tedy pełną i niezakłóconą funkcjonalnością w układzie, zakrzepłą w niemal niezmienną sekwencyjność działań i towarzyszących im ścieżek myślowych. I jedne i drugie zdeterminowane są praktyką życia wśród ludzi. Człowiek normalny ma zanikać w społecznym działaniu i poręczności jak ów słynny heideggerowski młotek, co póki tłucze sprawnie gwoździowe łby ukrywa się bezpiecznie w byciu posługującej się nim ręki. Społeczeństwo zaś działa tym sprawniej im mniej cech osobowych — poza wyznaczoną funkcją - jednostka objawia. By ową deindywidualizację osiągnąć winno się żyć (lub przynajmniej chcieć żyć) wplecionym w złożoną tkankę społecznych mitów i stereotypów. Warunkiem minimalnym sukcesu będzie życzliwy posłuch tym ostatnim udzielany. Stąd też normalność wyraża się i realizuje w naśladownictwie innych, tych innych, którzy stanowią większość, przytłaczającą choć niewidoczną masę, o rysach objawiających się — niczym pismo sympatycznego atramentu — dopiero w niezliczonych badaniach opinii społecznej, pozwalających wyłonić się obrazowi społecznego Antrophosa. Karmiące się tymi badaniami media przydają temu szkieletowi mięsa konkretnej naoczności, a także powabu i atrakcyjności niezbędnych by normalność wdrożyć i umocnić. Ta ostatnia ma być ciepła i zachęcająca, ma być rozkoszą identyfikacji z bytem większym i mocniejszym niż krucha i pusta osobność. Oto o zaranku — jak wszyscy niezaburzeni — zmierzamy do pracy w tramwajowym tłoku lub ulicznym korku. Pracujemy ciężko by zarobić i ubarwić szary świat, obwiesić go ozdobami, nasycić nowością, która wyprzedza nas zawsze o krok. Oto w powolnym kondukcie zmierzamy ku bramom cmentarnym, gdy przychodzi 1 listopada — w tym bowiem dniu ma skroplić się refleksja o przemijaniu i tylko w tym dniu spiker mówi, że nie tylko w tym dniu winniśmy pamiętać o tych, którzy — jak się to ładnie mówi — „odeszli". Oto ruszamy do urn wyborczych by pokierować swym losem, choć jeszcze się taki nie narodził co by pokierować losem mógł i umiał. Oto rodzinnie zasiadamy przy wigilijnym stole dzieląc się opłatkiem, choć w boską transsubstancję nijak już nie wierzymy — podobnie jak magiczną moc życzeń. Inwestujemy gdy mówią, że trzeba inwestować. Ubezpieczamy, co trzeba ubezpieczyć, nie chcąc przy tym rozważać faktu, że największa wypłata tkwić będzie w ściśniętych pośmiertnie szczękach naszych własnych zwłok. Bawimy się wieczorami (i koniecznie w Sylwestra, dobrze byłoby również w karnawał), bo trzeba się człowiekowi zabawić lub oglądamy film oznaczony w programie czterema gwiazdkami (bądź przynajmniej staramy się go oglądać, jako że czterogwiazdkowe produkcje są często po prostu nudne i wydumane — jeśli zaś ambitne oglądanie się nie uda ochoczo i z ulgą powracamy do konsumpcji jakiegoś kiczu). Raczej pijemy alkohol niż, na przykład, palimy trawę. Robimy badania profilaktyczne, leczymy się, zapobiegawczo, przyjmujemy witaminy i mikroelementy. Oto chętnie ulegamy modom i trendom, zamieniając wciąż starsze na nowsze, gorsze na lepsze — by z normalności przez swą opieszałość nie wypaść. Odpoczywamy w sklepach, kupując (jakieś dobre tam bowiem światło — rzecz cenna w północnym kraju) lub na łonie natury, bo — jak to z łonem bywa — przyjemnym i miłym dla oka się zdaje. Staramy się dobrze wyglądać, to bardzo ważne: nie mieć zmarszczek, podpuchniętych lub sinych oczu, zębów żółtych od papierosów, zgarbionych pleców, odbarwień na skórze, wystającego brzucha, obwisłych piersi, owłosionych nóg i bikini, nieświeżego oddechu, łupieżu, grzybicy stóp, plam na skórze, cienkich rzęs, bladych ust i brwi gęstych jak krzaki tarniny. Nie nosimy spranych ubrań, nie dajemy w mordę choć ona sama wydaje się o to upraszać. Legalizujemy związki i dochody, płacimy podatki i rachunki. Staramy się być tolerancyjni i wyrozumiali, bo wartości te sygnują cywilizowanego człowieka. Trzymamy fason, zachowujemy twarz, w miarę możności pilnujemy by także inni ją zachowali. Pokazujemy, żeśmy inni niż wszyscy — wszak wszyscy tak robią. Gdy własna nasza inność dokucza maszerujemy do psychiatry. Kpimy ze schematyczności zachowań, bo znakiem rozumu jest z niej kpić. Kpimy też ze swego kpienia, bo tworzenie metapoziomów dobrze służy ironii, pocieszycielce wyjałowionych i zdezorientowanych Nienawidzimy miernoty polityków i społeczeństwa. A przy tym mowy używamy grzecznej, uprzejmej zgadzając się z rozmówcą nawet wówczas gdy kompletnym głąbem, plotącym od rzeczy się wydaje. Nie poruszamy tematów trudnych, niewdzięcznych. Szanujemy intymność i prywatność drugiego i nie zadajemy osobistych pytań — choć te często są najbardziej interesujące. Nie mówimy także jak naprawdę wygląda — w mowie naszej wygląda zawsze dobrze. Panujemy nad swym ciałem i wzrokiem: nie puszczamy wiatrów, nie gapimy się, nie dotykamy czego dotykać nie wolno, nie machamy rękami, nie plujemy na chodnik, nie robimy głupich min, nie zgrzytamy komicznie zębami. Jesteśmy przewidywalni i obliczalni, bo tylko tacy ludzie wśród innych mają przyszłość. Tak rodzą się socjoekstazy pożyczonej tożsamości, socjoekstazy normalności.

Taka jest dzisiejsza normalność wyrastająca na przecięciu instrumentalnej rozumności, wybujałej estetyki i wszechwładnej ekonomii, a na dokładkę przyprawiona czasem resztkami sentymentalnego przywiązania do starych, minionych już porządków bycia. Oczywiście owe aktywa normalności liche się wydają i powierzchowne. Betonowy sarkofag „bycia w normie" ciąży i uwiera. Jednak jego brak może spowodować — jest taka obawa — rozerwanie, efekt pompy próżniowej. Utrata lub porzucenie powszedniej zwyczajności powoduje wszak lawinowy wzrost ilości życiowych katastrof małych i dużych, derealizację, wypadnięcie z solidnej (przynajmniej na pierwszy rzut oka) triremy realności. Rozpoczyna żywot tragiczny w tym pierwotnym, greckim, mrocznym i pełnym udręki znaczeniu tego słowa. Żywot w skrajnym stopniu samotny i wyobcowany. Normalność jest bowiem warunkiem komunikacji. Komunikując się z innym muszę zakładać, że pozostaje on w jakimś bliskim stosunku z siecią powszechnych, zuniformizowanych sposobów bycia i myślenia. Że patrząc na daną rzecz lub oceniając daną sytuację uczyni to podobnie jak ja i jakiś tam domyślny trzeci i czwarty. Bowiem gdy mówię o kimś „normalny" często mam również na myśli: zbliżony do mnie, analogicznie do mnie działający i myślący. Warunkiem komunikacji — i chyba w ogóle egzystencji -jest wiara w to, że tacy ludzie istnieją. Stąd owa dokuczliwa bez wątpienia normalność jest, zda się, jedynym co pozostaje, jedynym — choć duszącym i ciasnym — surdutem, w jaki trzeba się wcisnąć chcąc wyjść do ludzi i ich przy tym nie wystraszyć. Społeczna, „normalnościowa" legitymizacja wartości i postaw samotnie pozostała na placu boju, ona jedynie jest dostępna odkąd zbiegli bogowie i rozsypały się w szary proszek wzniosłe, acz słabe w nogach idee człowieka. Mało tego: normalność może również wybornie smakować zwłaszcza gdy na horyzoncie majaczy ponury cień utraty codzienności, szaleństwa obracającego w niwecz heroiczne próby umoszczenia się w niewesołym świecie. Z tej perspektywy przypomina ona wygodny, wysiedziany fotel, w którym można przeczekać wszelkie burze i nawałnice, gniazdo osłonięte przed wichrem.

A jednak spod normalności wycieka i wyciekać będzie bokami osobliwość. Osobliwość ta jest na ogół przeżywana i wyrażana w ściśle prywatnych sferach własnych myśli, wyobrażeń i nastrojów. Jednostkowa „nienormalność" może też być zastępczo przeżywana w fikcyjnych światach dzieł literackich i filmowych. Bowiem larwa opleciona doskonale skrojonym kokonem zwyczajności chce przegryźć się przezeń i wyjść, nawet jeśli na zewnątrz nie będzie wiedziała co począć ze swoją wolnością (w rzeczy samej: cóż z nią można począć?) lub będzie czekać ją tam zguba. I nie jest to stwór łagodny i roślinożerny, przeciwnie: pożąda on ciała i krwi i to z tego samego gatunku co jego własne. Jest to istota targana sprzecznymi emocjami, nie znająca siebie, podległa władztwu zamieszkujących głębiny chtonicznych bogów, niezrównoważona i pełna pasji płynącej z mięsistych, przekrwionych włókien jej thymosu. Istota instynktowna i amoralna jak samo życie, będące pulsującym strumieniem płynącym z nikąd do nikąd. Istota ekspansywna, pragnąca rozrastać się we wszystkich kierunkach — jak rozłożyste drzewo — nie bacząc na kogo rzuca cień i jak jest on głęboki — lubi bowiem dominację i przemoc. Istota poddana represji i stłumieniu, osnuta mrokiem za sprawą zbyt długiego pobytu w podziemiu, dzika, omszała i splątana jak nieistniejące już puszcze. Wiecznie odmładzająca się w swym nieustannym umieraniu, które następuje zawsze po zaspokojeniu jej żądzy.

Jest tedy tak oto: schwytani w pułapkę samych siebie, zamknięci w niby przejrzystym ale przecież nieprzenikalnym i hermetycznym bąblu własnej świadomości (sławetnej monadzie bez drzwi i okien) staramy się być normalni. Chwytamy ulotne, chwilowe doznania i przeżycia by układać je w drogocennej — acz dziurawej — szkatułce pamięci. Nie dopuszczamy by z środka wypełzło to, co naznaczone jest cieniem i nienawidzi społecznego świata — choć z tych sfer właśnie wypływa pojmowane najbardziej elementarnie życie z całym swym bólem i rozkoszą. Rozproszeni w mętnych rozterkach i miazmatach trosk, przyciskani od kulturowej „góry", atakowani od instynktownego „dołu" chwytamy się normalności jak tratwy. Bo choć z marnego uczyniona jest sitowia pozwala, jeśli już nie płynąć gdzieś konkretnie to przynajmniej dryfować na powierzchni oceanu realności. Nie wiadomo czy prócz tej powierzchni posiada morski przestwór jakąś głębię i czy jest ona taka, że chciałoby się ją eksplorować. Ocean jednak kusi niczym zwierciadło Narcyza, skoczyłoby się weń, jak podpowiada Tanatos. Z drugiej strony pragnie się również płynąć dalej, zwłaszcza, że stopy przyrosły jakby do rachitycznego pokładu, słońce ogrzewa czasem przyjemnie, a ptaki istotnych doświadczeń przysiadują nieraz w przelocie. Trzeba się zatem nauczyć nie bać wód i zacząć czerpać zadowolenie z dryfowania. Najpewniej na nim bowiem strawimy życie. Jednak wzrok, w upartym oczekiwaniu, zawsze będzie pilnie lustrował horyzont jakby już za chwilę miało coś zza niego wychynąć.


1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Palenie
Lęk

 Comment on this article..   See comments (7)..   


« Outlook on life   (Published: 29-11-2007 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Bartosz Jastrzębski
Ur. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).

 Number of texts in service: 11  Show other texts of this author
 Newest author's article: Czy demokracja jest niemoralna?
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5636 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)