|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » » » »
Człowiek na styku wolności i ograniczeń [2] Author of this text: Czesław Kiluk, Elżbieta Binswanger-Stefańska
„Moje przygody z technologią informacji rozpoczęły się jeszcze zanim
powstał skrót 'IT'. Z początkiem lat 80. XX wieku najpowszechniej dostępnymi
możliwościami programowania były kalkulatory marki HP, Texas Instruments etc. W dużych przedsiębiorstwach na kartkach papieru pisało się kody programu w języku
FORTRAN. Potem oddawało się to maszynistkom i z powrotem dostawało się pęk
perforowanych kart, na których otworki reprezentowały nasz program. Podobnie
wprowadzało się dane do programu. Operator kompletował to z pękiem kart
wprowadzających, inicjujących i kończących pracę komputera i jeśli wszystko
było poprawnie, to po kilku dniach dostawało się naręcze pasiastego papieru z wydrukiem rezultatów. Jak łatwo sobie wyobrazić, taka "powolność"
procesu znacznie wyhamowywała kreatywność użytkowników komputerów, ale nie
entuzjazm i związane z tym emocje. Dzisiejsze edytory tekstu, interaktywny 'debugging', a przede wszystkim 'kompaktowość' komputerów osobistych stymulują, wręcz
prowokują ciekawość odkrywczą i przyjemność eksperymentowania." „Przyjemność eksperymentowania" z takim narzędziem w ręku, jakim
jest komputer, to nic innego, jak tworzenie nowych oprogramowań do wykonywania
najprzeróżniejszych interesujących zadań. Komputer może wiele, być maszyną
do pisania, liczydłem, odtwarzaczem muzyki, zdjęć, filmów itd… zależy od
programu, który weń wprowadzimy. Program to inaczej algorytm. I jakkolwiek
tajemniczo by to pojęcie nie brzmiało, sprawa jest prosta, bo algorytm, to nic
innego jak rodzaj przepisu, jak przepis na zupę pomidorową, weź to, to i to i wykonaj to w takiej a nie innej kolejności. I jest zupa. Inna sprawa, że z każdej
kuchni trochę inna. Algorytm jest algorytmem a nie przepisem na zupę, jeśli
jest napisany z matematyczną dokładnością i takoż wykonany. Takiej precyzji
gotowanie zup nie wymaga. Wykonanie utworu muzycznego przy pomocy komputera i owszem. Poruszamy się w sferze znacznie bardziej wyczulonej, niż nieznaczne
dopuszczalne dla podniebienia różnice w smakach. Algorytm przeszedł długą i zawiłą ewolucję. Wieki całe trwało zanim stał się tym, czym jest dzisiaj,
skomplikowaną instrukcją dla równie skomplikowanych maszyn, w celu wykonania
nadzwyczaj skomplikowanych operacji po to, by w bardzo prosty sposób mieć dostęp
do morza informacji. Okazuje się też, że komputer można zaprząc do roboty w dziedzinach, do których dawniej podchodziliśmy jak chłop do pługa, mało
subtelnie. Ale i do tego trzeba dojść drogą swojego osobistego, indywidualnego
rozwoju, jeśli chciało się być wynalazcą w tej zupełnie nowej dziedzinie
ludzkiego działania.
"Wyemigrowałem do Szwecji w drugiej połowie lat 70. z dyplomem
politechniki szczecińskiej w kieszeni… i wylądowałem w obcym kraju bez
zaplecza socjalnego. Startowałem zawodowo od 'parteru' tzn. od zatrudnienia
jako monter instalacji ogrzewniczych, potem przeszedłem do pracy w biurze
projektowo-konsultacyjnym, aby dalej, mniej więcej po 5 latach, odcumować i wypłynąć na 'wolne wody' rozpoczynając własną działalność konsultacyjną
już jako własna firma. No, i, rzecz oczywista, aby pozyskać zlecenia na pracę
należało mieć w zanadrzu co nowego, lepszego, atrakcyjniejszego od ofert, które
klienci mogli dostać od innych, o wiele bardziej osadzonych na rynku, niż ja.
Uświadomiło mi to, że tylko efektywne innowacje dają przebicie na rynku. Nie
chodzi tu o wymyślenie prochu czy koła, w większości przypadków wystarczą małe
postępy i ulepszenia. Dają one jednorazowe zlecenia i wymagają każdorazowo
specyficznych przygotowań. Nie jest to jednak optymalne wykorzystanie własnego
czasu i wymaga szerokich zabiegów rynkowych aby zabezpieczyć w miarę stały
dopływ zamówień. 'Potrzeba jest matką wynalazku', postawiłem na wykreowanie
własnego unikalnego produktu-usługi opartego na własnej koncepcji rozwiązania.
Ideałem byłoby zabezpieczenie praw niematerialnych patentem, no, i własną
marką produktu ( = Trade Mark)."
Wynalazek kojarzy się z czymś materialnym, maszyna do szycia była
wynalazkiem, wynalazca mógł ją opatentować. Wyłączność na markę może
sobie zapewnić producent wprowadzający wynalazek na rynek w postaci produktu
do kupienia, na przykład firma Singer mogła mieć Trade Mark na swoją maszynę
do szycia. Maszyna do szycia marki Singer to coś zdecydowanie konkretnego, jest
czymś materialnym, można to kupić, postawić sobie w domu i uszyć na tym
sukienkę. Ale jak opatentować coś niematerialnego, na przykład program
komputerowy? Jak uzyskać TM dla czegoś wirtualnego? Dziś każdy użytkownik
wyszukiwarki Google widzi znaczek TM przy nazwie, wtedy, na przełomie lat
80./90., co odważniejsi pionierzy nowego medium zapuszczali się w dziewicze
regiony wycinając sobie trakt maczetami w dzikim gąszczu informacji nie wiedząc
do czego to doprowadzi. Musieli się sporo nagłówkować, nagimnastykować. Twórcze
mylenie otwierało nieznane drogi, ale równie dobrze mogło prowadzić na
manowce.
Czesław Kiluk: Kreatywność i innowacyjność jako wynik weryfikacji wyobrażenia o rzeczywistości z rzeczywistością (skrót referatu)
"Kreatywność powstaje na styku wolności i ograniczeń", powiedziałem
sobie i wziąłem się do roboty. Wolność miałem już zapewnioną (własna działalność) a ograniczeniem była konieczność pozyskania oraz wykonania prac tak, aby można
było pokwitować zapłatę a rezultat pracy wykorzystywać jako referencje przy
dalszych kontaktach. Więc naturalnym było, że doszukiwałem się wokół
siebie sygnałów i inspiracji od klientów. Wtedy w kręgu moich zainteresowań
była optymalizacja zużycia energii cieplnej do potrzeb ogrzewania, wentylacji i ciepłej wody we wszelkiego rodzaju budynkach. Moim „konikiem" było
rozpoczynanie od analizy danych historycznych zużycia energii w celu określenia
potencjału/marginesów optymalizacji jak również wykrywanie anomalii w przepływie
energii. To wszystko służyło do dalszego umotywowania inwestowania w głębsze
ekspertyzy i pomysły modernizacyjne. Rezultaty były często zaskakujące, np.
odkrycie, że dwa lata wstecz w miesiącu marcu zużycie czyli koszty były
8-krotnie wyższe, niż oczekiwane statystycznie dla miesiąca marca. Klient był
zaszokowany i wyraził dwa życzenia/opinie: 1.) nie jest specem od energii, więc
nie potrzeba mu sążnistych ekspertyz tylko pół strony A4, najwyżej stronę — a najchętniej widziałby tylko jedną kreskę w poprzek papieru — jeśli
biegnie prosto — znaczy, że wszystko jest w normie; 2.) dobrze, że się
dowiedział o zakłóceniach i stratach w ogóle (po 2 latach), ale marzeniem byłoby
dowiedzieć się o tym natychmiast — najchętniej następnego dnia. I tak to się
zaczęło — innowacje i rozwój na zapotrzebowanie. Nieraz przyszło mi się
konfrontować z murem stereotypów myślowych.
Klasyczne pojęcie sygnału alarmu jest interpretacją określonego stanu
fizycznego, w przypadku urządzeń elektrycznych stanu ON/OFF, przypisując
jednemu z nich stan alarmu. Na bazie opisanych formuł i rozwiązań powstała
idea nowej definicji generowania alarmu, nie przez odczytanie stanu ON/OFF
czujnika, lecz przez komputerową ocenę stanu według porównania wartości
zmierzonej/obliczonej ze statystycznie określonym stanem oczekiwanych dla
aktualnego punktu czasu, uwzględniając zarówno wielkość odchylenia jak i przesunięcie czasowe dla określenia prawdopodobieństwa zaistnienia stanu
alarmowego. Jest to szczególnie przydatna formuła w przypadku potrzeby
wykrywania stanów alarmowych „niematerialnych", szczególnie
istotnych gdy chodzi o optymalizację procesów zużycia energii. No, i tak
wkroczyłem w kreowanie teorii monitoringu — miałem narzędzia, których
potrzebę trzeba było mocniej uzasadnić aby tym łatwiej komunikować korzyści z nich wypływające dla klientów.
Teoria w oczywisty sposób przekonuje o absolutnej „nieuchronności"
uzyskania pozytywnych efektów oszczędnościowych przy stosowaniu zdalnego
monitoringu i specjalistycznej obróbki danych pomiarowych. Wynika z niej również
zmiana paradygmatu Zapobiegawczych Zabiegów Konserwacyjnych, gdzie momentem
oczywistym jest Planowanie; na zastąpienie terminu „Planowanie" w procesie przygotowania zabiegów na termin „Według Zapotrzebowania" i dzięki algorytmom rozpoznającym bardzo wcześnie „zwiastuny" awarii
zabiegi zachowują w dalszym ciągu charakter zapobiegawczy z zachowaniem możliwości
normalnego przygotowania w czasie. Na marginesie warto wspomnieć, że to coraz
powszechniej stosuje się w przemyśle samochodowym szczególnie w modelach
wyczynowych. Uprzytomniłem to sobie kiedy mój koncept był już gotowy — motto
„Warto zezować na to co robią sąsiedzi…"
Mój biznes na bazie tych formuł rozwijał się dobrze, miałem do
dyspozycji kilkanaście osób zatrudnionych na stałe, prowadziłem działalność w kilku segmentach rynku informacyjnego: monitoring i sprzedaż usług centrali
monitoringowej, sprzedaż centrali monitoringowych pod klucz z lokalizacją u klientów, usługi dokumentacyjne i mały fragment serwisu technicznego. Nie
wiedziałem tylko, jakie rafy działalności gospodarczej przyjdzie mi pokonać.
Bo oto pewnego poranka — katastrofa!!! Stopa procentowa jednej nocy podskoczyła
do 500%. Właściciele nieruchomości, jak wiadomo, mają porządnie obciążone
hipoteki i taki wzrost kosztów kapitału nie był przewidziany w żadnym budżecie.
Firmy bankrutowały jedna za drugą, sypały się jak klocki domina. Po
rekonstrukcjach strefy finansowej w skali krajowej, garnitur nowych klientów i ich chęci inwestowania były, skromnie mówiąc, mizerne.
Trzeba było znowu poczuć się jakby się było na styku „Wolności z Ograniczeniami". Na pytanie, jak pojmuję wolność, kiedy klienci z racjonalnych powodów wykruszają się, mogę odpowiedzieć: Wolność w moim
wizerunku rzeczywistości jest określana ilością stopni swobody, którymi dysponuję,
jest to wiedza, doświadczenia, intuicja, sieć kontaktów, wyczucie zmian
gospodarczych i kierunku trendów rozwoju. Jest rok 1995. Klienci są nastawieni
na cięcia kosztów własnych jako jedyny mechanizm na akumulacje zapasów
finansowych i podniesienie rentowności a tym samym uzyskanie większej swobody
manewrowania w przyszłych przedsięwzięciach. O kupowaniu centrali
monitoringowych czy zdalnych loggerów pomiarowych nikt nie chciał nawet
rozmawiać. W tej sytuacji koniecznym było dokonanie skoku technologicznego.
Koncepcja była taka, że klient pozbywał się własnego administrowania
statystyk zużycia (mniej etatów, żadnych specjalnych komputerów, żadnych
programów komputerowych i kosztów ich utrzymania w ruchu, żadnych kosztów
szkolenia pracowników i wiele więcej) a to wszystko oddelegowywał do mojej
centrali, do której miał dostęp poprzez połączenie internetowe (coś jakby
centrala telefoniczna tylko zamiast rozmawiać oglądał tam przygotowane strony
ze świeżymi danymi statystycznymi). To już było przekonywujące i interesy
ruszyły znowu. W dalszym ciągu cel główny = optymalizacja, ruch ale jakże
inaczej w porównaniu z pierwszymi analizami robionymi przez mnie w płachcie
kalkulacyjnej VisiCal a nieco później w kiepskich prototypach Excela. Po
okresie wielu prób i błędów, nadziei i zwątpień, nieustannego
dostosowywania się do wymogów rzeczywistości w końcu program się udoskonalił i dziś hula jak talala. Wtedy oznaczało to dla mnie początek Nowej Ery. Przyszło
mi się jednak skonfrontować i z pozatechnicznymi ryzykami sukcesu.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 07-12-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5643 |
|