|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Krytyka instytucji kościoła i relacji kościół-państwo w filozofii Kierkegaarda [2] Author of this text: Konrad Szocik
Kierkegaard uważał, że nikt z duchownych nie stanowi wyjątku od tej
krytyki. Argumentował to trojako. Po pierwsze, żaden z duchownych „nie jest
taki głupi", żeby nie dostrzegł, iż sposób jego zarobkowania znajduje się w sprzeczności z wezwaniem Chrystusa — Kierkegaard ma na myśli słowa z Ewangelii według świętego Mateusza [10, 8] („darmo otrzymaliście, darmo
dawajcie"). Po drugie, uznanie, że w warstwie duchownych mogą istnieć jakieś
chlubne wyjątki spowoduje, że wówczas każdy duchowny uzna się za taki właśnie
wyjątek, przyznając, że krytyka Kierkegaarda jest słuszna, ale dotyczy
innych, a nie jego. I wreszcie, po trzecie, być może ten uchodzący za
jedynego sprawiedliwego byłby po prostu wyjątkowo sprytny i przebiegły, który
wyjątkowo sprawnie maskowałby swoją pogoń za karierą i dochodami. Uważam, że warto przyjrzeć się reakcji ówczesnego duchowieństwa w Danii na tę krytykę. Impulsem do rozpoczęcia tej krytyki był dla
Kierkegaarda pogrzeb biskupa Mynstera w 1854 roku i kazanie, jakie na tym
pogrzebie wygłosił jego następca, biskup Martensen, nazywając Mynstera świadkiem
prawdy. Dziesięć miesięcy później Kierkegaard ogłosił artykuł pod tytułem
„Czy biskup Mynster był świadkiem prawdy?", w którym, czego łatwo możemy
się domyślić, udziela na nie negatywnej odpowiedzi. W roku następnym,
ostatnim roku swojego życia, w okresie od maja do września, wydrukował dziesięć
ulotek pod tytułem „Chwila", z których zaczerpnąłem większość
przytoczonych powyżej przykładów Kierkegaardowskiej krytyki kościoła. Duńskie
duchowieństwo nie potrafiło odeprzeć zarzutów filozofa. Wystosowało jedynie
dwa zastrzeżenia. Jedno z nich odnosiło się do stylu wypowiedzi Kierkegaarda,
natomiast drugi „atak posiadał jedno śmiertelne ostrze — to, że nazywam
się Søren" (przytaczając słowa samego Kierkegaarda z jednej z „Chwil"). Natomiast inny duchowny, pastor Fog, w przyszłości biskup
Zelandii, pod wpływem krytyki Kierkegaarda w artykule z początku 1855 roku wyróżnił
dwie równorzędne formy chrześcijaństwa. Wersja 'łagodna' dopuszcza
sojusz ze światem i klucz do zbawienia umiejscawia w obowiązku uczestnictwa w oficjalnych formach kultu — jest to niewątpliwie wersja przyjazna, bliska człowiekowi.
Natomiast drugą formę cechuje radykalizm i bezkompromisowość, konieczność
wyrzeczenia się siebie i świata — oczywiście ta możliwość nie cieszy się
tak wielką popularnością, jak pierwsza. Kierkegaard, który na podstawie
lektury Nowego Testamentu nie skażonej żadną kościelną interpretacją
uznawał jedynie formę radykalną, o rozróżnieniu dokonanym przez Foga napisał,
że jest to odkrycie godne weterynarza, a nie duchownego. Po zapoznaniu się z wyżej przedstawioną krytyką kościoła
dostrzegamy, że zarzuty Kierkegaarda godzą w samo istnienie tej instytucji, a nie tylko jej przypadkowe uchybienia, do których — tylko czasami i z wielkim
wysiłkiem — przyznają się sami duchowni. Dlatego trudno mówić o podglądach
Kierkegaarda na relacje państwo — kościół, skoro w jego filozofii racji
bytu nie ma sam kościół, a przynajmniej nie w takiej, ukształtowanej przez
wielowiekową tradycję, współczesnej formie. Bardziej uzasadnione, moim zdaniem, byłoby mówienie o relacji między państwem a chrześcijaństwem rozumianym jako zgromadzenie jednostek naśladujących
Chrystusa, egzystencjalizujących prawdę zawartą w Nowym Testamencie, nie
zrzeszonych w żadnej, hierarchicznie skonstruowanej, instytucji. Jako na
wzorzec Kierkegaard wskazywał na pierwotną gminę chrześcijańską, proponował
branie przykładu z nielicznych męczenników — autentycznych „świadków
prawdy" — a państwo postrzegał tak, jak pierwotni chrześcijanie — jako
instytucję zainteresowaną ziemskimi dobrami, władzą, kontrolą nad
terytoriami i narodami, pozyskiwaniem bogactw, itp. Natomiast jedynym celem i dążeniem
chrześcijan jest „królestwo nie z tego świata". Państwo i chrześcijaństwo
posiadają odmienne cele, zatem ich jedność jest wykluczona. Zdaniem
Kierkegaarda miłość do Boga jest tożsama z nienawiścią do świata,
oznaczającą wyrzeczenie się tego, co doczesne, cielesne, ukierunkowane na
zmysłową przyjemność. Filozof odrzucał możliwość sojuszu chrześcijaństwa z państwem. Uważał, że państwo jest instancją obiektywizującą
rzeczywistość, przeciwną jego postulatowi subiektywności i subiektywizacji. Szczególnej krytyce poddawał przymierze kościoła z państwem mające
miejsce w ówczesnej Danii, gdzie duchowni byli opłacanymi przez państwo królewskimi
urzędnikami. Kierkegaard wskazywał na to, że żadna władza świecka nie może
rościć sobie pretensji do pełnienia roli gwaranta stojącego na straży
bezpieczeństwa chrześcijaństwa. W tym ujęciu zepsucie w obrębie chrześcijaństwa
rozpoczęło się w IV wieku, kiedy chrześcijaństwo nie tylko zostało uznane
przez władze cesarstwa rzymskiego za legalne, ale wręcz za obowiązujące.
Stanowi to zupełne zaprzeczenie ideału Chrystusa, który podkreślał
jednostkowy i subiektywny wymiar chrześcijaństwa. Tylko w osobistej decyzji naśladowania
Chrystusa, a nie w udziale w jego oficjalnym, publicznym parodiowaniu,
Kierkegaard dopatrywał się prawdziwego chrześcijaństwa. Uważał ponadto, że
protestancki duchowny, zamiast Bogu, służy jedynie państwu, i realizuje jego
politykę religijną, pośrednio organizując życie społeczne, przekazując
pewne treści, itp. Abstrahując od krytyki samego kościoła, wydaje się, iż
duchowny pozostający w pewnych związkach z państwem próbuje zmediatyzować
przeciwieństwa wzajemnie się wykluczające, jakimi są chrześcijaństwo i państwo.
Przede wszystkim na tej płaszczyźnie obowiązuje Kierkegaardowska zasada
„albo — albo". Także tutaj wzorcem zachowania jest postawa Chrystusa,
szczególnie słowa „oddajcie Bogu, co boskie, a cezarowi, co należy do
cezara". Związek chrześcijanina z państwem ogranicza się jedynie do
wykonania ciążących na nim, jako na obywatelu, powinności, natomiast
radykalna odmienność ich celów uniemożliwia jakąkolwiek relację. Ponadto,
państwo jest jedynie zinstytucjonalizowaną formą społeczeństwa, masy,
krytykowanej przez Kierkegaarda na rzecz aktywności „pojedynczego". Negując możliwość jedności chrześcijaństwa z państwem, Kierkegaard
zarzucał Heglowi mediatyzowanie przeciwieństw, dialektykę syntetyzującą tezę i antytezę, a wśród nich dwie największe z nich — chrześcijaństwo i instytucję kościoła. Pomysł Hegla, w którym metafizyka stanowi legitymizację
dla kultury chrześcijańskiej, a chrześcijaństwo legitymizuje władzę i instytucję państwa, w zamian za co ma zagwarantowaną pomoc i bezpieczeństwo
ze strony państwa, Kierkegaard zdecydowanie odrzucał. Kierkegaard podkreślał prymat jednostki i subiektywności nad masą i obiektywnością. Odrzucał wszelkie formy zapośredniczenia wiary w formie
zinstytucjonalizowanej, takie jak kościół, państwo, tzw. kultura chrześcijańska,
itp. Uważał, że do istoty wiary należy osobisty i indywidualny stosunek
jednostki, „pojedynczego" do Boga, bez pośrednictwa jakichkolwiek
instytucji. Wystarczy jedynie naśladowanie Chrystusa, inspirowane przykładami
zawartymi w Nowym Testamencie, natomiast cały ten gmach z milionami chrześcijan i tysiącami księży do niczego nie jest potrzebny. Co ciekawe, Kierkegaard uważał,
że kościół nie tylko nie jest potrzebny, ale jest wręcz szkodliwy, bowiem
usypia czujność wierzących i jako prawdziwe chrześcijaństwo przedstawia im
jego zniekształconą formę, a zatem umacnia w przekonaniu, że wersja złagodzona,
odpowiadająca naturze człowieka, jest tym, czego chciał sam Chrystus. Kierkegaard w sposób krytyczny odnosił się także do tradycji świąt,
praktykowanych w kościołach chrześcijańskich, zarówno protestanckich, jak i katolickich. Określał je mianem surogatów czy namiastek pogańskich festynów.
Uważał je za przykład zniekształcenia nauki Chrystusa — zamiast naśladowania,
„chrześcijanie" koncentrują się wyłącznie na podziwianiu,
„admiracji" pewnych momentów z życia Chrystusa i świętych męczenników,
uważając to za wystarczające i jedyne, czego wymaga Bóg. A jak wiemy,
zdaniem Kierkegaarda, Bóg od człowieka pragnął tylko jednego — naśladowania... Myślę, że na zakończenie warto przedstawić mniemanie Kierkegaarda o sobie samym jako ewentualnym chrześcijaninie. Filozof sam siebie nie uważał
za chrześcijanina, a już na pewno nie pretendował do miana wzorcowego chrześcijanina,
pozostawiając to jedynie ocenie samego Boga. Zatem egzystencjalny wysiłek
jednostki jeszcze o niczym nie rozstrzygał — równie ważna, a może najważniejsza,
była dla filozofa Boża łaska. Kierkegaard wprawdzie nie uważał siebie za
chrześcijanina, był od tego „jak najbardziej daleki", ale uważał, że
inni są chrześcijanami w jeszcze mniejszym stopniu. Jego przewaga miała
polegać na tym, że uświadomił on sobie, na czym prawdziwe chrześcijaństwo
polega, i przestał trwać w hipokryzji, zaślepieniu i obłudzie cechującej
„ustabilizowany świat chrześcijański". Jako „detektyw w służbie
idei", Kierkegaard tropił przypadki odstępstw od pierwowzoru, jednocześnie
pragnąc uświadomić innym, na czym polega chrześcijaństwo — na byciu
prawdziwym, to jest wiernym wyznawanym zasadom. Dlatego jego krytyce można nadać
charakter uniwersalny i pozareligijny w tej mierze, w jakiej Kierkegaard
wskazywał na wszelką obłudę, hipokryzję, dwuznaczność, itp., jakie
dostrzegał nie tylko w dziedzinie religii, ale także w szeroko rozumianym życiu
społecznym i towarzyskim. Jest to mój własny punkt widzenia, oczywiście nie oryginalny, na poglądy
Kierkegaarda dotyczące instytucji kościoła oraz jego stosunku do państwa. Do
takich wniosków doszedłem na podstawie lektury jego dzieł, przede wszystkim
„Wprawek w chrześcijaństwo", „Okruchów filozoficznych", „Chwili"
oraz „Uzbrojonej neutralności".
1 2
« (Published: 21-03-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5795 |
|