|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » »
Burza w talerzu owsianki: genetyczna modyfikacja żywności [6] Author of this text: James D. Watson
Co więcej, krzyżowanie roślin w powyższy sposób sprawia, że pojawia się
cały szereg genetycznych zmian, które mogą objąć każdy gen, a skutki są
zazwyczaj nieprzywidywalne. Biotechnologia przeciwnie — pozwala nam na o wiele
większą dokładność przy prowadzaniu nowego materiału genetycznego do rośliny. Na tym polega różnica pomiędzy genetycznym młotem tradycyjnego rolnictwa a genetyczną pęsetą biotechnologii. Jej skutkiem będą alergeny i toksyny w naszym jedzeniu. I znowu,
wielką zaletą dzisiejszych technologii transgenicznych jest precyzja, z jaką
pozwalają nam określić, w jaki sposób zmieniamy roślinę. Świadomi, że
pewne substancje mają tendencję do wywoływania reakcji alergicznych, możemy
ich po prostu unikać. Tego rodzaju niepokój jest jednak wciąż dość
powszechny. U jego źródeł leży między innymi szeroko kolportowana opowieść o konsekwencjach dodawania do soi białka orzecha brazylijskiego. Tymczasem w rzeczywistości było to dobrze przemyślane przedsięwzięcie: w diecie mieszkańców
Afryki Zachodniej często brakuje metioniny, aminokwasu obficie występującego w białku wytwarzanym przez brazylijskie orzechy. Rozsądny zatem wydawał się
pomysł, by wstawić gen kodujący to białko do soi. Komuś jednak na szczęście
przypomniało się, że orzechy brazylijskie nierzadko wywołują dość groźne
reakcje alergiczne. Projekt odłożono więc na półkę. Rzecz jasna, naukowcy
nie dążyli do stworzenia nowego pokarmu, który niechybnie skazywał tysiące
ludzi na wstrząs anafilaktyczny. Dla większości komentatorów był to jednak
znakomity przykład na to, że inżynierowie molekularni igrają z ogniem,
niepomni na konsekwencje swych działań. Tymczasem inżynieria genetyczna jest w stanie ograniczyć obecność alergenów w pożywieniu i może wkrótce
sam orzech brazylijski będzie wolny od białka, które uznano za zbyt
niebezpieczne, by przenieść je do soi. Działa na ślepo i będzie przynosić szkodę nieszkodliwym gatunkom. W pewnym głośnym do dziś badaniu z 1999 roku wykazano, że gąsienice motyla
monarcha, które żywiły się liśćmi pokrytymi pyłkiem kukurydzy Bt, umierały.
Nie było w tym nic dziwnego: pyłek Bt zawiera gen Bt, a w takim razie także
toksynę Bt, która przecież celowo miała być śmiertelna dla owadów. A ponieważ wszyscy uwielbiają motyle, obrońcy środowiska, z definicji wrodzy
żywności GM, zdobyli wspaniały symbol. Czy biedny motyl ma być pierwszą z rozlicznych niezamierzonych ofiar technologii GM? — pytali. Późniejsze badania
wykazały, że warunki eksperymentalne, w których badano gąsienice, były tak
ekstremalne — stężenie Bt tak wysokie — że same doświadczenia nie miały
właściwie żadnej wartości prognostycznej: nie mówiły praktycznie nic o prawdziwej śmiertelności w naturalnych populacjach gąsienic. Kolejne doświadczenia
wykazały wręcz, że wpływ roślin Bt na motyle (oraz inne owady, które jako
nieszkodniki nie są jego celem) jest nieistotny. Nawet jednak gdyby był większy,
należałoby zadać sobie pytanie, jakie są konsekwencje stosowania Bt w porównaniu z metodami tradycyjnymi: pestycydami. Jak zdążyliśmy się już przekonać, w przypadku odstąpienia od metod inżynierii genetycznej, substancje te trzeba
stosować w sporych ilościach, jeśli rolnictwo ma zaspokoić potrzeby współczesnego
społeczeństwa. Podczas gdy toksyny wbudowane w rośliny Bt oddziałują tylko
na owady faktycznie odżywiające się tkanką roślinną, pestycydy w jawny
sposób trują wszystkie owady wystawione na ich działanie: szkodniki i nieszkodniki. Sądzę, że jeśli zaprosilibyśmy monarcha do udziału w debacie, z pewnością optowałby za kukurydzą Bt. Doprowadzi do załamania równowagi ekologicznej i zapaści środowiskowej
spowodowanej narodzinami „superchwastów". Obawa dotyczy możliwości
migracji genów dających odporność na środki roślinobójcze (takich, jakie
znajdują się na przykład w roślinach Roundup Ready) do populacji chwastów — dzięki zjawisku tzw. hybrydyzacji międzygatunkowej. Choć można sobie to
jakoś wyobrazić, mało prawdopodobne, by takie coś zaszło na szeroką skalę, a to dlatego, że hybrydy międzygatunkowe bywają zwykle delikatnymi tworami i mają niezbyt duże szanse na przetrwanie. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy
jeden z gatunków jest odmianą udomowioną, która rozwija się tylko pod czułą
opieką rolnika. Przypuśćmy jednak, dla dobra dyskusji, że gen odporności w istocie wkracza w populację chwastów i dobrze mu się tam powodzi. Nie byłby
to bynajmniej koniec świata, ani nawet rolnictwa, raczej przypadek czegoś, co
dość często zdarzało się w historii upraw: odporności rozwijającej się u szkodnika w odpowiedzi na próby zlikwidowania go. Najsłynniejszym tego przykładem
jest ewolucja odporności na DDT u owadów. Zastosowanie pestycydów wywarło
silny wpływ na dobór naturalny kształtujący odporność pewnych gatunków;
ewolucja, jak wiemy, jest siłą działającą subtelnie, acz zdecydowanie,
odporność zaś pojawia się bardzo szybko. W rezultacie naukowcy muszą wracać
do swoich laboratoriów i wymyślać nowy pestycyd lub środek roślinobójczy,
taki, którego dany gatunek jeszcze nie zna; potem cały cykl ewolucyjny
powtarza się — aż do następnej kulminacji, czyli wyłonienia się u tępionego
gatunku odporności na nową „trutkę". Ewolucja odporności z definicji
skazuje na niepowodzenie każdą opartą na dotychczasowych zasadach próbę
kontroli populacji szkodników; w żadnym razie nie jest to zagrożenie
specyficzne dla strategii GM. To po prostu gong, oznajmiający początek
kolejnej rundy i wzywający ludzką pomysłowość do tworzenia nowych wynalazków. Suman Sahai z Gene Campaign z New Delhi ma sporo do powiedzenia na temat wpływu
międzynarodowych korporacji na rolnictwo w krajach takich jak Indie, jednak
dostrzega też, że kontrowersje wokół żywności GM występują zwykle w społeczeństwach,
dla których jedzenie nie jest sprawą życia i śmierci. W Indiach, gdzie, jak podkreśla Sahai, ludzie naprawdę umierają z głodu,
około 60 procent owoców z regionów górzystych gnije, zanim trafi na rynek.
Nietrudno sobie wyobrazić, ile dobra mogłaby przynieść technologia opóźniająca
dojrzewanie, taka jak ta zastosowana w pomidorze Flavr-Savr. Najważniejszym
zadaniem stojącym przed inżynierią genetyczną jest być może niesienie
ratunku w regionach zacofanych, gdzie rosnący przyrost naturalny i malejąca
powierzchnia upraw prowadzą do nadużywania pestycydów i środków roślinobójczych,
co ma tragiczny wpływ zarówno na środowisko, jak i na korzystających z chemicznych środków ochrony roślin rolników. Na tych obszarach brak żywności
jest normą, a głód zbyt często przyczyną śmierci; zniszczenie zasiewów
przez szkodniki może oznaczać wyrok dla rolnika i całej jego rodziny. Jak już wiemy, wynalezienie metod rekombinacji DNA we wczesnych latach 70.
wzbudziło mnóstwo zastrzeżeń, co było widać choćby na konferencji w Asilomar. Podobne debaty jednak nie ustają. Czasy Asilomar usprawiedliwia fakt, że
stawaliśmy wobec bardzo ważnych niewiadomych: nie mogliśmy być wówczas
pewni, czy manipulacje w genetycznej strukturze E. coli, bakterii zamieszkującej
ludzki przewód pokarmowy, nie skończą się powstaniem nowych chorobotwórczych
szczepów. Ale nasze poszukiwanie wiedzy i dążenie do potencjalnego dobra nie
ustawało, choć nieraz jeszcze musiało się zatrzymać w obliczu przeszkód. I obecnie niepokoje nie mijają, mimo że już dużo lepiej rozumiemy, co
robimy. Podczas gdy znaczna część uczestników konferencji w Asilomar nawoływała
do ostrożności, dziś trudno znaleźć naukowca konsekwentnie sprzeciwiającego
się modyfikowanej genetycznie żywności. Zdając sobie sprawę z korzyści,
jakie nowe technologie mogą przynieść zarówno naszemu gatunkowi, jak i środowisku
naturalnemu, nawet światowej sławy obrońca środowiska E.O. Wilson wyraził
swoje dla nich poparcie: „Tam, gdzie genetycznie przetworzone odmiany roślin
uprawnych po starannych badaniach i ustaleniach prawnych okazują się
bezpieczne jako pożywienie i niegroźne dla środowiska [...] powinny być
wykorzystywane". Opór wobec żywności modyfikowanej genetycznie demonstruje przede wszystkim
ruch społeczno-polityczny, którego argumenty, choć zapożyczone z języka
nauki, z nią samą nie mają nic wspólnego. W istocie część tej „anty-GM
pseudonauki" propagowanej przez media — czy to z chęci poszukiwania sensacji,
czy jako objaw szczerej troski ludzi niedoinformowanych — byłaby dość
komiczna, gdyby nie świadomość, że tego typu bełkot może być całkiem
skuteczną bronią w propagandowej wojnie. Rob Horsch z Monsanto zaznał
przyjemności dyskusji z protestującymi: „Pewien ekolog oskarżył mnie kiedyś podczas konferencji prasowej w Waszyngtonie o przekupywanie rolników. Spytałem, co ma na myśli. Odpowiedział,
że oferując farmerom lepszy produkt w niższej cenie, sprawiamy, że im się
to opłaca. Ze zdziwienia zaniemówiłem…" Pozwolę sobie na szczerość: uważam, że czystym absurdem byłoby
pozbawianie się korzyści płynących z genetycznej modyfikacji żywności za
sprawą demonizacji związanych z tym zagrożeń. Co więcej, przy tak wielkim
zapotrzebowaniu w krajach rozwijających się byłoby po prostu zbrodnią, gdybyśmy
dali się przekonać irracjonalnym przesądom księcia Karola i innych, jemu
podobnych. Za kilka lat, kiedy Zachód odzyska rozum i uwolni się z więzów paranoi,
odkryjemy zapewne, że pod względem technologii rolniczej pozostajemy daleko w tyle. Produkcja żywności w Europie i Stanach Zjednoczonych stanie się droższa i mniej wydajna niż w innych regionach świata. W międzyczasie na czoło wysuną
się państwa takie jak Chiny, które nie mogą sobie raczej pozwolić na
uleganie nielogicznym obawom. Nastawienie Chin jest czysto pragmatyczne: z 23
procentami światowej populacji i jedynie 7 procentami gruntów rolnych po
prostu potrzebują wyższych plonów i dodatkowych wartości odżywczych roślin
GM, jeśli mają wykarmić ponad miliard ludzi. Gdy dziś spoglądamy wstecz, widzimy już, że zbyt często — powodowani
nadmierną ostrożnością lub z lęku przed niezliczonymi niewiadomymi i nieprzewidywalnymi zagrożeniami — myliliśmy się. Jednak po niepotrzebnej i kosztownej zwłoce na nowo podjęliśmy trud wypełniania najwyższego obowiązku
moralnego nauki: zdobytą wiedzę próbujemy wykorzystać dla możliwie największego
dobra ludzkości. W trwającym nadal sporze między Scyllą legalizmu i Charybdą
ignorancji dobrze jest stale pamiętać, jaka jest stawka: zdrowie głodujących i zachowanie naszego najcenniejszego dziedzictwa, środowiska. W lipcu 2000 roku przeciwnicy żywności GM zdewastowali pole
eksperymentalnej kukurydzy w Cold Spring Harbor. Tak naprawdę nie było tam żadnych
modyfikowanych genetycznie roślin; wandale zdołali tylko zniszczyć dwa lata
ciężkiej pracy dwóch młodych naukowców z laboratorium. Ta historia wiele
nas uczy. W czasie, kiedy w pewnych częściach Europy nastała wręcz moda na
niszczenie upraw GM, gdy atakuje się nawet poszukiwanie wiedzy, ci, którzy
stoją w pierwszym szeregu protestujących, powinni zadać sobie pytanie, o co
tak naprawdę walczą.
1 2 3 4 5 6
« (Published: 22-03-2008 )
James D. WatsonUr. 1928. Genetyk i biochemik amerykański. W marcu 1953, mając 25 lat, wraz z F.H.C. Crickiem i Rosalind Franklin, opracował w Laboratorium Cavendisha model budowy przestrzennej podwójnej helisy DNA, za co, wraz z Crickiem i M.H.F. Wilkinsem, otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii za rok 1962. W latach 1958–1976 profesor Uniwersytetu Harvarda w Cambridge, od 1968 do przejścia na emeryturę w 2007, dyrektor Cold Spring Harbor Laboratory w Nowym Jorku. Członek m.in. Narodowej Akademii Nauk w Waszyngtonie. James Watson był jednym z pomysłodawców i został pierwszym szefem programu The Human Genome Project, który miał za zadanie zsekwencjonowanie całego genomu człowieka. | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5798 |
|