The RationalistSkip to content


We have registered
204.980.515 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Philosophy »

Oślepiający blask prawdy [3]
Author of this text:

Czyli niewiara, którą tak brzydził się św. Tomasz, uważając ją za najcięższy grzech człowieka i winę największą z możliwych, zasługującą na najwyższy rodzaj kary – to po prostu efekt braku łaski bożej u danego nieszczęśnika, który – co najwyżej – powinien zasługiwać na litość i współczucie u współbraci (byle nie wyrażane z „ewangeliczną pokorą i miłością”, w wydaniu brata Tomasza, lub podobnie jemu myślących i czujących osobników). Nie jest to więc odchodzenie od wiary ze złej woli – jak to widział ten wielki myśliciel – lecz z braku łaski wiary, którą to Bóg nie obdarzył tych ludzi, z sobie tylko znanych powodów. I to jest prawdziwa przyczyna owej „zatwardziałości serca” człowieczego,… jeśli wierzyć oczywiście religijnym prawdom i autorytetom.

Gdyby komuś było mało powyższego uzasadnienia, to jest jeszcze jedno – podstawowe; otóż Bóg dał ludziom DEKALOG, a w nim VI przykazanie „Nie będziesz zabijał”. (Wj 20,1-17). Skoro już sam, osobiście pofatygował się na górę Synaj, aby własnym palcem wyryć (ew. wypalić albo wytopić) te przykazania na kamiennych tablicach, które wręczył Mojżeszowi, to chyba chciał tym podkreślić, że są te prawa dla niego ważne i tak samo ważne powinny być dla ludzi. Na jakiej więc zasadzie uznał (albo z jakich to przesłanek wyszedł) św. Tomasz, że łamiąc (lub namawiając do łamania) jednego z najważniejszych przykazań Boga danych ludziom – służy Bogu a nie Szatanowi, na przykład?

Jeśliby Bogu zależało, aby wszyscy bezwarunkowo przyjęli jego Prawdę, potrafiłby im zmiękczyć serca (i umysły), tak jak to uczynił Egipcjanom, by „pożyczyli” Izraelitom swoje kosztowności, dzięki czemu z łatwością (i pomocą Boga) złupili i ograbili oni swych ciemiężycieli. Skoro zaś tego nie zrobił, oznacza to, iż św. Tomasz nie musiał go wyręczać w tym aspekcie jego dzieła. Sam zresztą przyznaje mimochodem, że Bóg pozwolił człowiekowi oddalić się od Prawdy (co jest wg Tomasza niewyobrażalną wręcz i karygodną zbrodnią) i zbliżyć się ku nicości. „Bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakże by coś trwać mogło, gdybyś ty tego nie chciał? Jakby się zachowało, czego byś nie wezwał?” – czytamy w Bożym Słowie skierowanym do ludzi,… czyżby te jednoznaczne słowa były nieznane bratu Tomaszowi?

Zwróćcie uwagę, że nie wykorzystałem w swoim rozumowaniu późniejszych prawd religijnych, dotyczących naszego Boga, które to zostały „odkryte” w kilkaset lat po śmierci św. Tomasza, a które mówią przecież wyraźnie: „Jest przyjętą tezą przez wszystkich teologów kat., że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej czynności stworzeń /.../ Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu /.../ Zło moralne w ostatecznym wyniku służy również celowi wyższemu: chwale bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczanie, wtórnie zaś w sprawiedliwości przez karę /.../ Bez dopuszczenia zła moralnego – czyli grzechu – na świecie, nie ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie (Sobór Wat. I).

Wyobrażacie sobie minę św. Tomasza gdyby się o tym dowiedział? Przecież z powyższych orzeczeń wynika niedwuznacznie, że on tylko psuł Bogu jego porządek rzeczy (dlatego Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu?), który jest tak pomyślany, by dzięki grzesznemu stworzeniu miał on nieskończenie wiele powodów do okazywania mu swego miłosierdzia przez przebaczanie, bo dzięki temu chwała boża uzewnętrznia się w całej swej okazałości. Dlatego w żadnym wypadku nie chodzi o naprawianie bożego dzieła, co chyba zbytnio wziął sobie do serca ten wielki teolog: „To był zawsze wielki problem brata Tomasza i jeden z najważniejszych celów jego trudu myślowego: jak wykazać mocą przyrodzonego rozumu, że błąd popełniają ci, którzy nie uznają Prawdy”.

A wystarczyłoby mieć trochę pokory, większe zaufanie do Stwórcy i uwierzyć, że „Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył, jeśli by chciał, aby był lepszy – byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce” (Cezare Vanini do tego doszedł swym przyrodzonym rozumem, także heretyk i także spalony za to na stosie), albo – jeśli to zbyt trudne – przynajmniej uznać, że naprawianie bożego dzieła poprzez łamanie (albo namawianie do łamania) przykazań bożych, to głupi pomysł i nie mający absolutnie nic wspólnego z miłością – ani do ludzi, ani tym bardziej do Boga,… proste, prawda? Aby to pojąć nie trzeba być nawet Wolterem, który tak to ujął: „Powtarzam po raz setny: nie służy się Bogu, szkodząc ludziom”. Dlaczego więc doszliśmy do tak krańcowo różnych wniosków w rozumowaniu dotyczącym tej samej przecież kwestii? Nie wiem co było przyczyną u św. Tomasza i szanownego Autora tego eseju (mogę się tylko domyślać), lecz u mnie zawinił po prostu brak wiary, tej, której Tomasz miał w nadmiarze jak się zdaje. Sprawa jest banalnie prosta; otóż ani przez chwilę nie potrafiłbym uwierzyć w Boga, który godzi się i aprobuje zabijanie ludzi dla ich pośmiertnych korzyści i jakoby swojej chwały. I na dodatek jeszcze jest mu to ponoć tak bardzo miłe, że ci wszyscy, którzy przykładają swą rękę do tych ohydnych zbrodni (bo obłudnie tłumaczonych dobrem i miłością dla ofiar), zasługują na szczególne uznanie w jego oczach i powinni cieszyć się u bliźnich wieczną chwałą.

Właśnie jedną z przyczyn (drugą jest aż za dobra znajomość historii religii), z powodu których nie jestem osobnikiem religijnie wierzącym, jest ten odrażający wizerunek Boga, który nie dość, że aprobuje ludzkie zbrodnie czynione w jego imieniu, nie dość, że pochwala je i udziela im swego błogosławieństwa, to jeszcze sam nakazuje ludziom zabijać „jego” wrogów (nie oszczędzając ani kobiet ani dzieci), rabować ich dobytek i zajmować ich ziemie. W takiego Boga — niestety (a może raczej na szczęście) – nie mogę i nie chcę uwierzyć i prawdę mówiąc dziwię się tym wszystkim, którzy nie dostrzegają w tych odrażających przejawach „ewangelizacyjnej miłości i pokory” – szatańskiego oblicza wyłaniającego się z niewyobrażalnie wielkich pokładów hipokryzji, fałszu i zakłamania, jakie tkwią w religiach. Powiecie zapewne, iż tak było dawno temu, lecz te ponure i mroczne czasy to już zamierzchła przeszłość, która odeszła bezpowrotnie do lamusa historii. No cóż,… obawiam się, że nie macie racji. Gdyby ten pouczający esej zakończył się na tych słowach, które przytoczyłem wcześniej (czyli uznaniu „Summy teologicznej” św. Tomasza za pisma natchnione, dlatego leżała podczas Soboru Trydenckiego na ołtarzu obok Biblii), wierzcie mi, że nie zawracałbym głowy tym problem ani sobie, ani tym bardziej wam. Ale jest jeszcze niestety dalszy ciąg tego eseju, który – co tu dużo mówić – przeraził mnie do tego stopnia, że postanowiłem napisać ten tekst, gdyż to, że współczesny filozof fascynuje się i zachwyca logiką uzasadniającą w faryzejski sposób mordowanie ludzi w imię abstrakcyjnej prawdy – to jeszcze można by zrozumieć (chociaż niekoniecznie pochwalać). Wiadomo: samo określenie filozofia katolicka – wszystko tłumaczy (tak jak kiedyś centralizm demokratyczny czy ekonomia polityczna). Jednakże mocno zastanawiające i dające dużo do myślenia jest to, co ów Autor pisze dalej w tym eseju i z czego można wnosić, że św. Tomasz ma godnych siebie następców. Cytuję:

„A jednak po tylu wiekach, które minęły od tamtych czasów, gdy czytamy dziś jego słowa, nachodzić nas mogą myśli smutne. Oto wygasły płomienie stosów; mrok coraz większy cały świat ogarnia i nie dość, że pogan teraz więcej niż chrześcijan, ale wszelkie herezje bezkarnie zachwaszczają pole wiary i nikt nie ma siły ich powyrywać. Rodzi się bolesne pytanie, dlaczego wolno każdemu głosić, co sam za prawdę uważa, choć przez to coraz więcej ludzi odchodzi od Drogi, Prawdy i Życia, a cała cywilizacja życia chrześcijańskiego staje się cywilizacją śmierci. Nie zabrakło przecież drewna, by stosy układać; zapewne więc zabrakło żaru wiary, by je rozpalać.

Wierzyć można jedynie aktem wolnej woli. Ta wielka przesłanka Tomaszowa słuszna jest w sposób bezwzględny. Jeśli więc słabnie wiara, przyczyną musi być osłabienie woli. Ośmielmy się zapytać: czy w swoich rozważaniach nie pominął św. Tomasz niczego, co może przyczynić się do wzmocnienia woli ku Wierze Prawdziwej? I miejmy odwagę wskazać, że nie wszystko uwzględnił. Oto bowiem słusznie odróżniając niewiernych od heretyków i wskazując, że tych pierwszych jedynie wolna wola, nie zaś siła skłonić może do wierzenia, przeszedł Tomasz od razu do kwestii karania tych drugich, przez co zasugerował, jakoby wobec pierwszych żadnego przymusu odnośnie wiary stosować nie należało. Tymczasem takie postawienie sprawy byłoby błędem; aby to wykazać posłużmy się analogią. Pięknie wykazał Tomasz, że nie można siłą skłonić do wierzenia, można zaś siłą zmuszać do wytrwania w wierze”. I tutaj Autor eseju posługuje się przejrzystą analogią do władzy świeckiej, która przecież przymusza obywateli do wypełniania pewnych obowiązków na rzecz społeczności w której żyją. „Wszelako są zawsze i tacy, którzy złą wolą powodowani nie chcą poddać się rozsądnym zaleceniom; tych władza świecka zmusza do posłuszeństwa, albowiem lepiej jest, by byli posłuszni ustanowionemu prawu, niż mieliby korzystając z wolności woli, prawo to łamać” (cytat z eseju). Analogia kończy się stwierdzeniem, że wielu którzy wpierw byli niechętni temu przymusowi potem samemu się przekonało, że to przecież dla ich własnego dobra i sami wszystko chętnie spełniali.

Dalej Autor tak pisze: „I tu dochodzimy do kwestii nie uwzględnionej przez Tomasza. Jeżeli niewierny usłyszy Prawdę wiary, nie zawsze i nie od razu skłoni ku Niej swą wolę. Otóż w takich wypadkach lepiej jest, skoro pozostaje on pod władzą chrześcijańską, przymusić go siłą, by słuchał nauk chrześcijańskich i choćby zewnętrznie, wbrew własnej woli, spełniał praktyki wiary, oczywiście te jedynie, które nie wymagają dyspozycji do przyjmowania sakramentów. Tylko wówczas nie będzie zgorszeniem dla innych a i sam najpewniej po jakimś czasie przekona się do Prawdy i z wolnej woli przylgnie do niej całym sercem. Tej prostej oczywistości Tomasz nie uwzględnił w swym rozumowaniu, a skutki tego przeoczenia okazały się dalekosiężne i tragiczne.

Teraz rozumiemy, dlaczego coraz bardziej słabnie wola wyznawania wiary /.../ Słaba, skażona grzechem pierworodnym jest wola człowieka. Mimo to powiedział Pan: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” /.../ dlatego Ci, których obdarzył Bóg łaską wiary silnej, mają obowiązek podtrzymywania siłą słabnących. Tak więc jedno z dwojga: albo wyznajemy Prawdę, albo przyjmujemy postawę Piłata. Logicy nazywają takie zdanie alternatywą rozłączną”. Koniec cytatu oraz eseju.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Religia. Co o niej wiemy?
Wiara a religia

 See comments (32)..   


«    (Published: 17-07-2008 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5963 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)