|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Wywiad z Mariuszem Wilkiem Author of this text: Stanisław Karpionok
Mariusz Wilk ukończył
filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Od 1978 był działaczem opozycji
demokratycznej. Współtwórca podziemnych pism opozycyjnych. Podczas wydarzeń
Sierpnia 1980 był współredaktorem biuletynu strajkowego NSZZ „Solidarność". Od
1980 r. mieszkał w Gdańsku, gdzie był redaktorem naczelnym „Solidarności. Pisma
Zarządu Regionu". Po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywał się, pozostając
redaktorem pisma, aż do aresztowania w grudniu 1982 r. W 1984 r. wspólnie z Maciejem Łopińskim i Marcinem Moskitem opublikował w Paryżu głośną książkę o czasach podziemnej „Solidarności" pt. „Konspira" (ukazała się w drugim obiegu w Rosji pod tytułem „Nielegały"). Został ponownie aresztowany w 1986 r., zwolniony
po kilku miesiącach na mocy amnestii. Po strajkach na Wybrzeżu w 1988 r. nie
uczestniczył w czynnej działalności politycznej. Przez krótki okres był
rzecznikiem Lecha Wałęsy w 1981 roku. Po pobycie w USA wydał zbiór szkiców
literackich: Black'n'Red (1991). Był rosyjskim korespondentem paryskiej
„Kultury", współpracuje z „Rzeczpospolitą" (dodatek „Plus-Minus"), jego teksty
ukazywały się także w „Zeszytach Literackich", „Gazecie Gdańskiej" i „Przeglądzie Politycznym". Mieszkał 10 lat na Wyspach Sołowieckiech (co opisał w „Wilczym notesie" 1998), 4 lata we wsi Konda Biereżnaja nad jeziorem Onega
(czemu poświęcił dwie książki: „Wołoka" — 2005 oraz „Dom nad Oniego" — 2006). W 2006 pisarza odznaczono Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Obecnie
pracuje nad 4-częściowym cyklem książkowym „Dziennik Północny", który poświęcony
jest północnym rejonom Rosji europejskiej. W 2007 roku ukazała się książka
„Tropami rena" — drugi tom „Dziennika północnego", w którym ukazuje świat
Dalekiej Północy. W języku rosyjskim wydano jego książkę „Wilczy notes" oraz
niedawno „Wołok" w wydawnictwie Iwana Limbaha. — Po
pobycie w Stanach wydał Pan tylko zbiór szkiców. Nie zafascynowała Pana Ameryka?
-
Bynajmniej… W Stanach byłem parę miesięcy na przełomie 1990/91 roku. Na moich
oczach George Busch (starszy) rozpoczął pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej,
widziałem migawki w amerykańskiej TV oraz reakcje widzów i byłem zniesmaczony,
zarówno cynizmem, jak i nikłą skalą protestów. Na Harvard Sq. wyszło zaledwie
około 20 studentów, protestujących przeciw agresji amerykańskiej. Ot,
hippisowski happening. Także już wtedy Stany przodowały w tym, co dzisiaj nazywa
się „konsumeryzmem", ten nadmiar wszystkiego mnie poraził. Z tamtych czasów
Ameryka kojarzy mi się z tłuściochem. Idąc, przelewa sadło z nogi na nogę.
— Jadąc do
Rosji, a dokładnie na rosyjską Północ, szukał Pan nowych wrażeń, czy raczej
ciszy i odosobnienia?
— Najpierw
ciszy i spokoju, bo przyjechałem na Sołowki prosto z wojny w Abchazji. Można
powiedzieć, że chłodem Północy zamierzałem ostudzić emocje Południa. Wrażenia, a zwłaszcza refleksje przyszły potem.
— Czy dużo
Pan czytał o Rosji przed wyjazdem do tego kraju? Ile te opracowania miały
wspólnego z rzeczywistością?
— Jako
filolog polski miałem oczywiście jakieś pojęcie o literaturze rosyjskiej, ale do
przyjazdu do Rosji znałem ją wyłącznie z przekładów. Natomiast opracowania o Rosji… Bo ja wiem, raczej nie. Proszę pamiętać, że w czasie mojej młodości
opinię o Rosji kształtował TPPR, czyli Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej,
natomiast z domu rodzinnego wyniosłem wszelkie antyrosyjskie fobie, bo moich
dziadków Armia Czerwona wygnała ze Lwowa, pozbawiając ich dziedzictwa wielu
pokoleń. Słowem, moją opinię kształtowały dwa rodzaje stereotypów: klisze
komunistycznej propagandy i tradycyjne polskie uprzedzenia.
— Jak
odbierano Pana jako Polaka w Rosji i na Północy? — Nigdy nie odczułem jakiejś wyraźnej wrogości… Raczej na odwrót, bardzo
często, gdy mówię, że pochodzę z Polski, słyszę od rozmówcy, że w jego żyłach
także płynie polska krew. Niekiedy się wydaję, że dookoła sami Polacy. Owszem,
zdarzają się prowokacyjne pytania, dotyczące na przykład udziału Polski w NATO,
planów budowy Tarczy czy też poparcia Kaczyńskiego dla polityki Saakaszwili, ale
bardzo szybko prowokacja przeradza się w sympatię, bo moje opinie na te tematy
wyrażam z północnego punktu widzenia, więc dosyć obiektywnie...
— Co
przeciętny Polak wie o Rosji? Jakie istnieją stereotypy? Czy udało się Panu
swoimi książkami przełamać stereotypy myślenia o tym kraju?
-
Przeciętny Polak wie o Rosji najlepiej ze wszystkich! Pamiętam, jak pierwszy raz
po pięciu latach życia w Rosji przyjechałem do rodziny na święta. Zebraliśmy się
przy stole i po pierwszym toaście padło pytanie: jak tam w Rosji? Nie zdążyłem
ust otworzyć, gdy moja ciocia, która w latach 70. była na dwudniowej wycieczce w Leningradzie, zacietrzewiła się, że w Rosji brud, smród i wóda, a kiedy
zaoponowałem, inni podjęli wątek i do końca wieczoru już mnie do głosu nie
dopuścili. Polskich stereotypów na temat Rosji jest cała masa, ich omówienie to
temat na osobną książkę, dlatego nie ma co się teraz zagłębiać w to
trzęsawisko… A czy udało mi się przełamać swoimi książkami? Hm, sądzę, że
przynajmniej niektóre — tak. Zwłaszcza w głowach młodego pokolenia.
— Czy
można pojąć Rosję rozumem? Czy jeden naród może zrozumieć drugi?
— A czymże
innym pojmujemy rzeczywistość, jeśli nie rozumem? Sercem możemy pokochać lub
znienawidzieć, nogami — przejść, wątrobą — odczuć… Aliści pojąć możemy tylko
rozumem! Pod warunkiem, że przeżywamy to, co staramy się pojąć. Piszę teraz
książkę o Labradorze, w której rozmyślam na temat różnic pomiędzy włóczęgą i turystyką. Otóż jedną z zasadniczych różnic jest sposób oglądania świata.
Turysta patrzy na świat z zewnątrz, a włóczęga od środka. Mircea Eliade
twierdził, że aby ujrzeć świat od wewnątrz, należy go przeżyć. Jestem
zdecydowanie po stronie włóczęgi… Żeby zrozumieć Innego, trzeba się opróżnić
do głębi z własnych przesądów i racji. To jak ze szklanką, aby spróbować nowego
wina, należy dokładnie ją umyć, by była czysta i sucha, tylko wtedy naprawdę
nowy bukiet poczujemy w pełni!
— Czy
Polska wybrała słuszną drogę, odcinając się od Rosji i zbliżając do Zachodu?
-
Absolutnie nie! Mój mistrz Jerzy Giedroyc zawsze twierdził, że Polska powinna
być mostem pomiędzy Wschodem a Zachodem. A Polacy od wieków siedzą na
przedmurzu… Ten mur wrósł im w um.
— Próbuje
Pan ratować słowa, które jeszcze niedawno żyły w polszczyźnie. Czy mają one
szansę wobec napływu anglicyzmów?
— Ot,
tylko co użyłem słowa „um". Niektórzy skoczą mi do gardła, że to rusycyzm. A ja
mogę ich odesłać do Słownika języka polskiego Witolda Doroszewskiego, gdzie stoi
czarno na białym, że w dawnej polszczyźnie „umem" nazywali rozum, rozsądek i umysł. Uma używał Kniaźnin i Czartoryski. Tak, bliższy jest mi staropolski um
niźli angielski mind. A czy stare polskie słowa mają szansę wobec napływu
anglicyzmów? Jeśli choć parę uratuję, to już będzie coś.
— Pewnie
Pan na tyle opanował język rosyjski, że już myśli w nim. Czy próbował Pan pisać w tym języku?
— Owszem,
próbowałem. I dalej próbuję, bo właśnie przekładamy z żoną „Dom nad Oniego" na
język rosyjski, ale w gruncie rzeczy jest to pisanie od nowa — po rusku.
— Trafiał
Pan tam, dokąd nie docierają nawet rosyjscy dziennikarze. Jak Panu to się udaje?
— To
kwestia fartu, czasem zbieg okoliczności. Nigdy nie zakładałem sobie z góry, że
dokądś muszę dotrzeć. Tropa sama mnie prowadzi…
— „Domem
nad Oniego" zaczął Pan cykl, który się nazywa „Dziennik Północny". Ukazała się
już książka „Tropami rena". Czy następna będzie o Pietrozawodsku i o wyprawie na
Labrador śladami Kennetha White’a, autora Niebieskiej drogi? Czy będą kolejne
tłumaczenia na język rosyjski?
— Jak już
wspomniałem, tłumaczę „Dom nad Oniego" dla Iwana Limbaha, który zamierza też
wydać „Tropami rena". Co do następnych książek, to najpierw je trzeba napisać.
— Czym
Pana przyciąga Północ? Dokąd teraz zmierza Pańska wilcza tropa?
— Północ to cisza, spokój i pustka. Żyjąc w ciągłym zgiełku
trudno docenić ciszę… Kto z was — drodzy czytelnicy — i kiedy ostatni raz słyszał prawdziwą ciszę? Zewsząd coś gada, gra i szumi, co
rusz się włączają alarmy aut na ulicy, z głośników powszędy cieknie breja
dźwięków. A u mnie w Kondzie Biereżnej nad Oniego słyszę, jak mysz skrobie dwa
pietra wyżej… W takiej ciszy człek staje się baczny. Uważny. To nieodzowne dla
pisania. Mówiąc o pustce, myślę o tej pustej i czystej szklance, w którą można
nalać świeże wino… Na Północy nie ma historii (zabytków, ruin, granic...),
więc nie ma o co się spierać. Północ to stan uma. A moja wilcza tropa zmierza do
śmierci.
*Na zdjęciu: Mariusz Wilk na jachcie w porcie Triestu, listopad 2008.
Autor Natasza Wilk
Okładkę udostępniło wydawnictwo Iwana Limbaha
Wywiad ukazał się pierwotnie w Numerze specjalnym: Dzień Polonii i Polaków za Granicą (2009 r.) „Gazety
Petersburskiej"
« (Published: 03-12-2009 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6984 |
|