« Publikacja z prywatnego działu publicysty
Zawsze Księżyc (wiersz ateistyczny) Author of this text: Jacek Tabisz
Zawsze Księżyc.
Majaczą w mroku liście, między nimi Księżyc
płynie drogą cienistą, niczym sierp srebrzysty,
zdaje się kosić ciemność swym ostrzem zagiętym,
z łuku stałej wędrówki miota czasu błyski.
Był taki sam nad Grecją, ojczyzną Homera,
to samo czynił w Rzymie we władzy Augusta,
zrzucał cienie z piramid, gdy ich kształt dojrzewał
pierwszą kroplą historii, gdy lud głazy skuwał.
Pełnia budziła wielu, Asiokę, Cezara;
ten sam bezmiar zdradzało jej pobladłe światło
gdy w ślepiach dinozaurów płonęła poświata.
Było dzisiejsze wtedy, a dziś niesie tamto.
Gdy spojrzę w krąg miesiąca widzę wszystkie oczy,
które w nim kiedyś stygły, długi i na moment,
przeszywa mnie spojrzeniem tłum dawnych patrzących;
wiele niesie wraz z sobą wahadło wieczorne.
Lecz to jeszcze nie wszystko. We mnie też lśnią kwadry,
co w rzece ewolucji odbiły swe znaki
tańcząc ponad płazami z pierwszej w ląd wyprawy
i nad punktami sinic, co trwa lat miliardy.
Pochodzę z jego rytmu, we mnie Księżyc płynie
na chwilę uczyniwszy małą kroplą nieba
zbiór atomów zebrany w świadomość i imię;
tak też jest z ogromem, który mnie poprzedza,
oraz naprzód wybiega w rozjaśnione noce
odmierzane globem zawieszonym w pustce,
nadal obserwowanym przez łańcuch pokoleń,
których ja nie zobaczę, nie przewidzę piórem.
Dość! Tarcza Kleopatry, Akadu i Kredy
znów migocze wśród dolin, rzuca smugi szare,
przez eony niezmienne znaczą ją kratery,
wątły wiek wydm zastygłych nie dotknie swym śladem.
« (Published: 26-12-2009 )
page 7010 |