|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Problem z ateizmem [2] Author of this text: Sam Harris
Translation: Julian Jeliński
Drugim powodem, by zważać na różnice między religiami świata jest to, że te
różnice są w rzeczywistości sprawą życia i śmierci. Bardzo niewielu z nas nie
może zasnąć w nocy bojąc się amisza. To nie przypadek. Podczas gdy nie mam
wątpliwości, że amisze źle obchodzą się ze swoimi dziećmi, gdyż nie wychowują
ich właściwie, jest mało prawdopodobne, by porywali samoloty i wlatywali nimi w budynki. Ale zastanówmy się w jaki sposób my, jako ateiści, mamy skłonność do
mówienia o islamie. Chrześcijanie często skarżą się, że ateiści i świecki świat w ogóle, równoważą każdą krytykę muzułmańskiego ekstremizmu wymieniając
chrześcijański ekstremizm. Typowym podejściem jest mówienie, że oni mają swoich
dżihadystów a my mamy ludzi, którzy zabijają lekarzy dokonujących aborcji. Nasi
chrześcijańscy sąsiedzi, nawet najbardziej szaleni z nich, mają prawo czuć się
oburzeni przez tą pozorną bezstronność, ponieważ prawda jest taka, że islam jest
dużo bardziej przerażający i częściej winny niepotrzebnemu ludzkiemu cierpieniu,
niż chrześcijaństwo było od bardzo, bardzo dawna. I świat musi uświadomić sobie
ten fakt. Sami muzułmanie muszą uświadomić sobie ten fakt. I mogą.
Możliwe, że pamiętacie, że Thomas Friedman
napisał niedawno felieton o sytuacji w Iraku, odnotowując, że niektóre sunnickie
bojówki zwalczają teraz dżihadystów wspólnie z amerykańskimi oddziałami. Kiedy Friedman
spytał jednego z sunnickich partyzantów, dlaczego to robi, ten odpowiedział, że
niedawno widział, jak członek Al-Kaidy obcina głowę 8-letniej dziewczynce. To
przekonało go, że siły amerykańskich najeźdźców, stanowią mniejsze zło.
W porządku, a zatem nawet niektórzy sunniccy rebelianci mogą dostrzec granicę
między przeciętnie szalonym islamem a całkowicie szalonym, gdy granicę wyznacza
przelana krew małych dziewczynek. To jakaś podstawa dla nadziei. Ale musimy być
szczerzy — bardzo szczerzy — co do tego, co jest po drugiej stronie tej
linii. Oto przeciw czemu występujemy my i reszta cywilizowanego i pół
cywilizowanego świata: całkowite religijne szaleństwo i barbarzyństwo w imieniu
islamu — posiadające, co muszę z przykrością stwierdzić, pewną popularną
teologię na swoje poparcie.
Być bezstronnym mówiąc o problemie islamu, to opacznie pojmować ten problem.
Refren, "wszystkie religie mają swoich ekstremistów," to bzdury — i ten refren usypia
Zachód. Nie wszystkie religie mają swoich ekstremistów. Niektóre religie nigdy
ich nie miały. I w świecie muzułmańskim, poparcie dla ekstremizmu nie jest
skrajne w znaczeniu rzadkie. Niedawne badanie opinii publicznej pokazało, że
około jedna trzecia młodych brytyjskich muzułmanów chce żyć pod prawem
szariatu i uważa, że apostaci powinni być
zabijani za odejście od wiary. To są brytyjscy muzułmanie. Sześćdziesiąt osiem
procent brytyjskich muzułmanów uważa, że ich sąsiedzi, którzy obrażają islam,
powinni zostać aresztowani i oskarżeni, a siedemdziesiąt osiem procent myśli, że
duńscy karykaturzyści powinni zostać postawieni przed sądem. Ci ludzie nie mają
pojęcia co tworzy społeczeństwo obywatelskie. Doniesienia tego rodzaju
pochodzące ze wspólnot muzułmanów żyjących na Zachodzie powinny nas bardziej niepokoić,
zanim cokolwiek innego związanego z religią zacznie nas niepokoić.
Ateizm jest zbyt tępym narzędziem, by używać go w sytuacjach takich jak ta. To
tak jakbyśmy mieli krajobraz ludzkiej niewiedzy i dezorientacji — pokryty
wzgórzami i dolinami — a koncepcja ateizmu wywołuje u nas obsesję na punkcie
jednej części tego krajobrazu, części związanej z teistyczną religią, a następnie zrównuje ją z ziemią. Ponieważ, żebyśmy byli konsekwentni jako ateiści,
musimy przeciwstawiać się lub zdawać się przeciwstawiać wszelkim roszczeniom
wiary w równym stopniu. Stanowi to marnotrawstwo cennego czasu oraz energii i trwoni to zaufanie ludzi, którzy inaczej zgadzaliby się z nami w określonych zagadnieniach.
W żadnym wypadku nie sugeruję, żebyśmy nie poruszali tematów dotyczących sedna
religijnych przekonań ludzi lub samej wiary — wciąż jestem osobą, która pisze
artykuły z raczej radykalnymi tytułami typu „nauka musi zniszczyć religię" — ale
wydaje mi się, że nigdy nie powinniśmy stracić z oczu przydatnych i ważnych
rozróżnień.
Kolejnym problemem z nazywaniem siebie „ateistami" jest to, że każda religijna
osoba uważa, że posiada powalający argument przeciw ateizmowi. Wszyscy
słyszeliśmy te argumenty i będziemy ich słuchać tak długo, jak długo będziemy
obstawać przy nazywaniu siebie „ateistami". Argumenty typu: ateiści nie mogą
udowodnić, że Bóg nie istnieje; ateiści twierdzą, że wiedzą, iż nie ma żadnego
Boga, a jest to najbardziej aroganckim twierdzeniem ze wszystkich. Rick Warren
wyraził to w ten sposób, gdy razem dyskutowaliśmy na łamach „Newsweeka" — rozsądny
człowiek, taki jak on „nie posiada dość wiary, by być ateistą." Pomysł, że
wszechświat mógłby powstać bez twórcy jest, jego zdaniem, najbardziej dziwacznym
roszczeniem wiary ze wszystkich.
Oczywiście parodią jest używanie tego jako argumentu na rzecz prawdziwości
jakiejkolwiek doktryny religijnej. I wszyscy wiemy, co zrobić w tej sytuacji:
mamy imbryczek Russell’a, tysiące martwych
bogów, a teraz jeszcze latającego potwora spaghetti, których nieistnienie
również nie może zostać udowodnione, a jednak wiara w nie jest uznana za
absurdalną przez każdego. Problem polega na tym, że musimy wciąż toczyć ten sam
spór, a jest on wywoływany w znacznym stopniu, jeżeli nie całkowicie, przez
nasze używanie terminu „ateizm."
Tak samo z argumentem „największych zbrodni 20. wieku". Ile razy będziemy
musieli odpierać zarzut, że Stalin, Hitler i Pol Pot reprezentują ostateczny etap rozwoju ateizmu? Mam dla was wiadomość, ten mem
nie zamierza zniknąć. Argumentowałem przeciw niemu w The End of Faith i natychmiast powrócił w recenzjach książki jak gdybym nigdy o nim nie wspomniał. A zatem uporałem się z nim znów w posłowiu do wydania The End Of Faith w miękkiej oprawie; ale i to nie przyniosło żadnego efektu; więc ryzykując
znudzenie wszystkich, znów powróciłem do niego w A Letter to a Christian
Nation; i Richard zrobił to samo w Bogu Urojonym; i Christopher mocno w niego uderzył w Bóg nie jest Wielki. Mogę was zapewnić, że ten
fałszywy argument będzie z nami dopóki ludzie będą określać się mianem
„ateistów." I on naprawdę przekonuje religijnych ludzi. Przekonuje ludzi o umiarkowanych poglądach i liberałów. Nawet sporadycznie przekonuje ateistę.
Dlaczego powinniśmy wpadać w tę pułapkę? Dlaczego powinniśmy stać posłusznie w obszarze dostarczonym, w obszarze wyrzeźbionym przez program pojęciowy
teistycznej religii? To tak, jakby przed rozpoczęciem dyskusji nasi przeciwnicy
rysowali kredą zarys martwego człowieka na chodniku, a my podchodzilibyśmy i padali w wyznaczonym miejscu.
Zamiast zgadzać się na to, zastanówmy się, co by się stało, jeżeli po prostu
używalibyśmy słów typu „rozum" i „dowód." Jaki jest argument przeciw rozumowi?
To prawda, że kilka osób zagryzie zęby i będzie argumentować, że sam rozum
stanowi problem, że oświecenie było nieudanym projektem, itd.. Ale prawda jest
taka, że jest bardzo niewielu ludzi, nawet wśród religijnych fundamentalistów,
którzy z radością przyznają się do bycia wrogami rozumu. Co więcej,
fundamentaliści mają skłonnością do myślenia, że są mistrzami rozumu i że mają
bardzo dobre racje przemawiające za wiarą w Boga. Nikt nie chce wierzyć w rzeczy
na podstawie słabych dowodów. Trudno nie popierać pragnienia, by wiedzieć, co w rzeczywistości dzieje się w świecie. O ile reprezentujemy to pragnienie, stajemy
się trudniejszymi przeciwnikami do dyskusji. A to pragnienie nie jest
redukowalne do grupy interesu. To nie klub lub związek i wydaje mi się, iż próba
uczynienia z nas grupy interesu zmniejsza naszą siłę.
Ostatni problem z ateizmem, o którym chciałbym powiedzieć odnosi się do
niektórych z doświadczeń, które są sednem wielu tradycji religijnych, chociaż
może nie wszystkich, i które są bardziej lub mniej zrozumiale opisywane w „duchowej" i „mistycznej" literaturze świata.
Ci z was, którzy przeczytali The End of Faith, wiedzą, że moje podejście
do tych spraw nie pokrywa się całkowicie z podejściem Dana, Richarda i Christophera. Więc wydaje mi się, że powinienem pokrótce je omówić. Podczas gdy
zawsze używam terminów takich jak „duchowy" i „mistyczny" zapisując je w cudzysłowie oraz zadaję sobie trud, by ogałacać je z metafizyki, emaile, które
otrzymuję od moich towarzyszy broni sugerują, że wielu z was uważa moje
zainteresowanie tymi kwestiami za problematyczne.
Przede wszystkim, pozwólcie mi opisać ogólne zjawisko, do którego się odnoszę.
Oto, co się najczęściej dzieje: osoba, w jakiejkolwiek znajduje się kulturze,
zaczyna zauważać, że życie jest trudne. Spostrzega, że nawet w czasie dobrobytu — nikt z jego bliskich nie umarł, jest zdrowy, nie ma żadnych wrogich armii
gromadzących się w oddali, lodówka jest wypchana piwem, pogoda jest w sam raz -
nawet gdy lepiej być nie może, zauważa, że na poziomie doświadczania
przemijających chwil, na poziomie jego uwagi, jest nieustannie w ruchu, szukając
szczęścia i znajdując tylko chwilową ulgę od tego poszukiwania.
Wszyscy to zauważyliśmy. Poszukujemy przyjemnych obrazów, dźwięków, smaków,
doznań i zachowań. Zaspokajamy naszą intelektualną ciekawość oraz nasze
pragnienie przyjaźni i romansu. Zostajemy koneserami sztuki, muzyki i filmu -
ale nasze przyjemności są, ze względu na swoją naturę, przemijające. I nie
możemy zrobić nic więcej niż ledwie powielać je tak często, jak jesteśmy do tego
zdolni.
Jeżeli cieszymy się jakimś wielkim sukcesem zawodowym, nasze poczucie spełnienia
pozostaje żywe i upajające przez około godzinę, lub być może dzień, ale później
ludzie zaczną nas pytać „A więc, co zamierzasz zrobić teraz? Nie masz żadnych
innych planów?" Gdy Steve Jobs wypuścił na rynek
IPhone’a to jestem pewny, że nie minęło
dwadzieścia minut zanim ktoś zapytał, „kiedy go zmniejszysz?" Zauważ
jak niewielu ludzi w tej sytuacji, nieważne co osiągnąwszy, powie: „Skończyłem.
Zrealizowałem wszystkie swoje cele. Teraz zamierzam tu zostać i jeść lody,
dopóki nie umrę."
Nawet kiedy wszystko poszło tak dobrze, jak tylko mogło pójść, poszukiwanie
szczęścia w trakcie przemijających chwil trwa, tak jak i wysiłek by nie dopuścić
do siebie wątpliwości, niezadowolenia i nudy. Nawet najbardziej
satysfakcjonujące i uporządkowane życie zakłóca realność śmierci i doświadczenie
utraty ukochanych.
W tym kontekście, pewne osoby zazwyczaj zastanawiały się, czy istnieje głębsza
forma szczęścia. Innymi słowy, czy istnieje forma szczęścia, która nie jest
zależna jedynie od powtarzania naszych rozrywek i sukcesów oraz unikania
cierpień. Czy istnieje forma szczęścia, które nie jest zależna od posiadania
swojego ulubionego jedzenia zawsze dostępnego do spożycia, posiadania wszystkich
swoich przyjaciół i ukochanych przy sobie, posiadania dobrych książek do
czytania lub też posiadania czegoś, by warto było oczekiwać weekendu? Czy jest
możliwe by być całkowicie szczęśliwym zanim cokolwiek się wydarzy, zanim
pragnienia zostaną zaspokojone, pomimo nieuniknionych trudności życia, w stanie
fizycznego bólu, starości, choroby i śmierci?
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 06-03-2010 )
Sam HarrisAutor bestsellerowej ("New York Times"), wyróżnionej PEN Award książki - "The End of Faith: Religion, Terror, and the Future of Reason" (2005) oraz "Letter to a Christian Nation" (2006). Ukończył filozofię na Uniwersytecie Stanforda, studiował poza tym religioznawstwo, obecnie pracuje nad doktoratem z zakresu neuronauki. Udziela się medialnie w radio i telewizji, ostrzegając o niebezpieczeństwach związanych z wierzeniami religijnymi we współczesnym świecie. Mieszka w Nowym Jorku. Private site
Number of texts in service: 28 Show other texts of this author Newest author's article: Tajemnica świadomości | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7183 |
|