|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Problem z ateizmem [3] Author of this text: Sam Harris
Translation: Julian Jeliński
Wydaje mi się, że to pytanie kryje się w peryferiach świadomości każdego z nas. W pewnym sensie wszyscy odpowiadamy na nie poprzez swoje życie — i wielu z nas
żyje tak, jak gdyby odpowiedź brzmiała „nie." Nie, nie ma nic głębszego ponad
powtarzanie swoich rozrywek i unikanie cierpień; nie ma nic głębszego niż
szukanie spełnienia, zarówno uczuciowego jak i intelektualnego. Wielu z nas wydaje się uważać, że wszystko, co możemy zrobić, to tylko wcisnąć pedał
gazu do oporu, dopóki nie skończy się droga.
Ale niektórzy ludzie, z jakiegokolwiek powodu, są oszukiwani, że
ludzie mogą doświadczyć więcej. Ponadto, wielu z nich jest oszukiwanych przez religię — przez zapewnienia takich ludzi jak Budda czy
Jezus lub innych czczonych postaci religijnych. I taka osoba może zacząć
praktykować różne dziedziny koncentracji — często nazwanej „medytacją" lub
„kontemplacją" — jako sposób by zbadać swoje doświadczanie przemijających chwil wystarczająco dokładnie, by zobaczyć, czy można tam odnaleźć głębszą
podstawę szczęścia.
Taka osoba mogłaby nawet zaszyć się w jaskini albo w klasztorze, na miesiące lub
lata by przyśpieszyć ten proces. Dlaczego ktoś miałby to robić? A więc,
sprowadza się to do bardzo prostego eksperymentu. Oto jego logika: jeżeli
istnieje forma dobrostanu, która nie jest uwarunkowana jedynie od powtarzania
swoich rozrywek, wtedy to szczęście powinno być dostępne nawet kiedy wszystkie
oczywiste źródła przyjemności i satysfakcji zostaną usunięte. Jeżeli takie
szczęście w ogóle istnieje, to powinno być dostępne dla osoby, która wyrzekła
się całego materialnego dobytku, odmówiła poślubienia swojej sympatii ze szkoły
średniej i odeszła do jaskini albo do jakiegoś innego miejsca, które wydawałoby
się znacząco niesprzyjające do zaspokojenia zwykłych pragnień i aspiracji.
Jedną wskazówką, co do tego, jak bardzo zniechęcający wydałby się taki projekt
dla większości ludzi jest fakt, że odosobnione zamknięcie — którym zasadniczo
jest to, co omawiamy — jest uważane za karę nawet w więzieniu. Nawet będąc
zamkniętym razem z agresywnymi maniakami i gwałcicielami, większość ludzi wciąż
woli towarzystwo innych niż spędzanie znacznej ilości czasu samotnie w pudle.
I pomimo tego, przez tysiące lat, ludzie oddający się kontemplacji twierdzili, że
odnaleźli niezwykłą głębię dobrostanu spędzając ogromne ilości czasu w pełnym
odosobnieniu. Wydaje mi się, że jako racjonalni ludzie, czy nazywamy siebie
„ateistami" czy nie, mamy możliwość dokonania wyboru, jak oceniamy całe to
przedsięwzięcie. Albo literatura kontemplacyjna jest zwykłą listą
religijnych urojeń, celowego oszustwa i psychopatologii albo ludzie od
tysiącleci doznawali interesujących i nawet będących źródłem norm
doświadczeń określanych mianem „duchowości" i „mistycyzmu".
Pozwólcie mi tylko podkreślić, na podstawie moich własnych badań i doświadczeń,
że nie ma wątpliwości, że ludzie rozwinęli swoje życie emocjonalne, rozumienie
samych siebie, swoje etyczne intuicje i nawet doświadczali wglądu w naturę samej
subiektywności poprzez rozmaite, tradycyjne praktyki takie jak medytacja.
Odłóżmy na bok całą metafizykę, mitologię i inne
szmery bajery. Pozostanie to, że
ludzie oddający się kontemplacji i mistycy od tysiącleci twierdzą, iż
odkryli alternatywę dla życia jedynie na łasce następnej neurotycznej myśli,
która z pędem dociera do świadomości. Alternatywę dla bycia stale
zahipnotyzowanym przez rozmowę, którą prowadzimy ze sobą.
Większość z nas uważa, że jeżeli osoba idzie po ulicy rozmawiając ze sobą — to
znaczy, nie jest zdolna ocenzurować siebie w kontakcie z innymi ludźmi — jest
ona prawdopodobnie chora umysłowo. Ale jeżeli rozmawiamy ze sobą przez cały
dzień po cichu — myśląc, myśląc, myśląc, powtarzając wcześniejsze rozmowy,
myśląc, co powiedzieliśmy, czego nie powiedzieliśmy, co powinniśmy byli
powiedzieć, gadając do siebie głupoty o tym, co mamy nadzieję, że się stanie, co
właśnie się stało, co prawie się stało, co powinno było się stać, co może
jeszcze się stać — ale wiemy wystarczająco dużo, by prowadzić tę rozmowę
dyskretnie, to jest to całkowicie normalne. To jest to całkowicie zgodne ze
zdrowiem psychicznym. Cóż, doświadczenie milionów ludzi oddających się
kontemplacji sugeruje, że jest inaczej.
Oczywiście w żaden sposób nie zaprzeczam wagi myślenia. Nie ma wątpliwości,
że lingwistyczna myśl jest dla nas nieodzowna. Jest ona w dużej części
tym, co czyni nas ludźmi. Konstruuje prawie wszystkie kultury i każdą relację
społeczną. Nie muszę dodawać, że jest fundamentem całej nauki. I jest z pewnością odpowiedzialna za dużą część podstawowego poznania — za scalanie
przekonań, planowanie, jasność wiedzy, moralne rozumowanie i wiele innych
myślowych zdolności. Nawet rozmawianie ze sobą na głos może czasami pełnić
pożyteczną funkcję.
Jednakże z punktu widzenia naszych tradycji kontemplacyjnych (po sprowadzeniu
ich do karykaturalnej wersji, która nie bierze pod uwagę ezoterycznych sporów
pomiędzy nimi) podstawowym źródłem ludzkiego cierpienia jest nasza powszednia
identyfikacja z dyskursywną myślą oraz nasza porażka w rozpoznawaniu myśli jako
tylko myśli w trakcie przemijających chwil. I gdy osoba przełamie ten urok,
niezwykły rodzaj ukojenia staje się osiągalny.
Ale problem z kontemplacyjnym twierdzeniem tego rodzaju polega na tym, że nie
można go przetestować pożyczając narzędzia kontemplacyjne kogoś innego.
Problemem jest, że by zbadać to twierdzenie, co więcej, aby chociaż po pierwsze
rozpoznać, jak bardzo jesteśmy najczęściej rozkojarzeni, musimy zbudować nasze
własne narzędzia kontemplacyjne. Wyobraźmy sobie, gdzie byłaby teraz astronomia,
gdyby każdy musiał zbudować swój własny teleskop zanim mógłby zrozumieć, że
astronomia jest uzasadnionym przedsięwzięciem. Nie uczyniłoby to nieba ani
trochę mniej wartym badania, ale uczyniło ustanawianie astronomii jako nauki
bezgranicznie trudniejszym.
By móc ocenić empiryczne twierdzenia ludzi oddających się kontemplacji, musisz
zbudować swój własny teleskop. Ocenianie ich metafizycznych twierdzeń to inna
kwestia: wiele z nich może zostać odrzuconych jako fałszywa nauka lub
fałszywa filozofia ledwie po zastanowieniu się nad nimi. Ale by ocenić, czy
określone doświadczenia są możliwe — i jeżeli możliwe, czy powinny być pożądane — musimy być w stanie użyć naszej koncentracji na wymagane
sposoby. Musimy być w stanie rozbić naszą identyfikację z myślą dyskursywną,
choćby tylko na kilka chwil. To może wymagać olbrzymiej ilości pracy. I to
pracy, o której nasza kultura nie wie zbyt wiele.
Jednym z problemów z ateizmem jako kategorią myśli, jest to, że wydaje się on
być bardziej lub mniej równoznaczny z brakiem zainteresowania tym, czego ktoś
taki jak Budda, czy Jezus mógł w rzeczywistości doświadczyć. Faktycznie wielu
ateistów natychmiast odrzuca takie doświadczenia, albo jako niemożliwe, albo
jeżeli możliwe, to nie warte pragnienia. Innym częstym błędem jest wrażenie, że
takie doświadczenia są koniecznie równoważne ze stanami umysłu, które wielu z nas już poznało — uczuciem podziwu dla nauki, lub zwykłymi stanami
estetycznego uznania, artystycznej inspiracji itd..
Jako ktoś, kto poczynił skromne wysiłki w tym obszarze, pozwólcie mi was
zapewnić, że kiedy osoba wkracza w odosobnienie i szkoli się w medytacji przez
15 lub 18 godzin dziennie, przez miesiące czy lata, w ciszy, nie robiąc nic
innego — nie rozmawiając, nie czytając, nie pisząc — tylko podczas
przemijających chwil czyni ciągły wysiłek, by jedynie obserwować treść swojej
świadomości i nie zagubić się w samym myśleniu, to doświadcza rzeczy, których
większość naukowców i artystów prawdopodobnie nie doświadczyła, chyba że
poczynili dokładnie te same wysiłki w introspekcji. I te doświadczenia mówią
bardzo dużo o plastyczności ludzkiego umysłu i o możliwych formach ludzkiego
szczęścia.
A zatem, poza poleceniem wam tych niezwykłości, chciałbym wskazać, że, jako
ateiści, nasze lekceważenie tego obszaru ludzkiego doświadczenia stawia nas w retorycznie niekorzystnej sytuacji. Ponieważ miliony ludzi miało tego typu
doświadczenia i wiele milionów więcej miało ich przedsmak, a my, jako
ateiści, ignorujemy te zjawiska, jak gdyby z zasady, z powodu ich religijnych
asocjacji — a jednak te doświadczenia często tworzą najważniejsze i przełomowe
momenty w ludzkim życiu. Niedostrzeganie, że takie doświadczenia są możliwe lub
ważne może spowodować, że będziemy wydawać się mniej rozsądni niż nawet nasi
najbardziej szaleni religijni przeciwnicy.
Obawiam się, że ateizm może łatwo stać się postawą, braku zainteresowania wobec
pewnych ewentualności z zasady. Nie wiem, czy nasz wszechświat jest, jak
powiedział JBS
Haldane: „nie tylko dziwniejszy niż sobie wyobrażamy, ale dziwniejszy niż
potrafimy sobie wyobrazić." Ale jestem pewny, że jest dziwniejszy niż to, jak
my, jako „ateiści," najczęściej przedstawiamy go występując w obronie ateizmu.
Jako "ateiści" dajemy innym, a nawet sobie, poczucie, że jesteśmy na dobrej
drodze do oczyszczenia wszechświata z tajemnicy. Jako obrońcy rozumu wiemy, że
ta tajemnica będzie z nami przez bardzo długi czas. Faktycznie istnieją dobre
powody, by wierzyć, że tajemnica jest nie do wykorzenienia z naszego świata,
ponieważ jakkolwiek wiele wiemy, wydaje się, że zawsze będą istniały suche
fakty, których nie możemy wytłumaczyć, ale na których musimy opierać się by móc
wyjaśnić wszystko inne. To może być problem dla epistemologii ale nie jest to
problemem dla ludzkiego życia i dla solidarności ludzkiej. To nie okrada naszego
życia ze znaczenia. I nie jest to przeszkodą dla ludzkiego szczęścia.
Jednakże musimy stawić czoło wyzwaniu ukazania tego punktu widzenia
innym. Stajemy wobec ogromnego zadania przekonania zaślepionego mitami świata,
że wystarczy nam miłość i ciekawość, oraz że nie musimy pocieszać lub straszyć
siebie, czy naszych dzieci bajkami o mitologicznym wieku żelaza. Wydaje mi się,
że nie ma ważniejszej intelektualnej walki do wygrania; musi być ona toczona ze
stu stron, ze wszystkich naraz i bez przerwy; ale wydaje mi się, że nie ma
żadnego powodu, by walczyć w uporządkowanych szeregach, niczym funkcjonariusze
kanadyjskiej policji konnej ateizmu.
Na koniec uważam, że użyteczne może być wyobrażenie sobie, jak będzie wyglądało
nasze zwycięstwo. Ponownie, pouczająca wydaje mi się analogia z rasizmem. Jak
będzie wyglądało zwycięstwo z rasizmem, gdy ten szczęśliwy dzień nastanie? Na
pewno nie będzie to świat, w którym większość ludzi twierdzi, że są „nierasistami".
Najprawdopodobniej będzie to świat, w który sama koncepcja odrębnych ras straci
swoje znaczenie.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 06-03-2010 )
Sam HarrisAutor bestsellerowej ("New York Times"), wyróżnionej PEN Award książki - "The End of Faith: Religion, Terror, and the Future of Reason" (2005) oraz "Letter to a Christian Nation" (2006). Ukończył filozofię na Uniwersytecie Stanforda, studiował poza tym religioznawstwo, obecnie pracuje nad doktoratem z zakresu neuronauki. Udziela się medialnie w radio i telewizji, ostrzegając o niebezpieczeństwach związanych z wierzeniami religijnymi we współczesnym świecie. Mieszka w Nowym Jorku. Private site
Number of texts in service: 28 Show other texts of this author Newest author's article: Tajemnica świadomości | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7183 |
|