The RationalistSkip to content


We have registered
204.464.991 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Catholicism » History of Church » Church in Poland

Koła historii. Kilka kartek z Głosu Polskiego [1]
Author of this text:

Od pewnego czasu media podnoszą sprawę działalności Komisji Majątkowej oraz kosztów, jakie ponosi skarb państwa na utrzymanie Kościoła. Nie powiem, żeby wiadomości te wywierały jakieś wstrząsające czy choćby wielkie wrażenie. Przechodzą nad nimi do porządku dziennego tzw. czynniki rządowe, episkopat też się specjalnie nie przejmuje, bo wiernych w kościołach z tego akurat tytułu też nie ubywa. Wierni, w większości wychowani w duchu ekonomii z minionej epoki, traktują skarb państwa jako coś egzystującego poza nimi. Raczej byliby zdumieni, gdyby było inaczej i to oni mieliby sami dobrowolnie za wszystko płacić, choć i tak płacą.

Wydaje mi się, że należy postawić sprawę jasno: — zawsze tak było, odkąd na nowo pojawiła się Rzeczpospolita. A oto przykład z przeszłości, trochę odległej, ale nie aż tak bardzo, by traktować go tylko jako historyczną ciekawostkę. W łódzkim „Głosie Polskim" z 18 lutego 1922 znalazłem taki oto artykuł, p.t. "Dwaj godni siebie":

Od ściany sejmowej odbijają się coraz dziwniejsze odgłosy. I coraz częściej w dziwnych tych odgłosach powtarza się nazwisko generała Sosnkowskiego, ministra spraw wojskowych. Ostatnio, przed kilku dniami wypłynęło ono znów na tle interpelacji poselskiej, i stanęło przed obliczem sejmu w zdumiewającem, zaiste, świetle. Dowiadujemy się, mianowicie, że gmach, w którym mieści się szpital wojskowy w Łucku, szpital, zawierający sobie trzysta wzorcowo urządzonych łóżek, wpadł w oko biskupowi tamecznemu, księdzu Dubowskiemu. A wpadł mu w oko tak dalece, że postanowił z gmachu tego uczynić swą arcypasterską rezydencję.

Cóż czyni biskup polski?

Biskup polski udaje się do polskiego ministra. Wyjawia swe żądania. Wzamian za gmach, przez siebie upatrzony, ofiaruje dla wojska na szpital ruiny po klasztorze dominikańskim. Biskup, jak widzimy, ma serce wspaniałomyślne. Nie chce żołnierzy chorych wyrzucać śród zimy na bruk, na mróz, pod gołe niebo. Nie proponuje też, by, jak ścierwo ludzkie zmartwiałe, zsypać ich na stos i wwalić do grobu, by tam, przez drzwi szybkiej śmierci, weszli do królestwa niebieskiego. Biskup jest szlachetny: oddaje do rozporządzenia chorych — ruiny starego klasztoru.

A cóż czyni minister polski?

Minister Sosnkowski nie waha się ani chwili. Postanawia wyrzucić szpital z gmachu, który był specjalnie na ten cel zbudowany i oddać go biskupowi.

Próżno władze lokalne bronią się przeciw rozkazowi ministra. Generał Sosnkowski dał biskupowi słowo i chce słowa dotrzymać. Śle więc komisję za komisją, zlecenie za zleceniem, aby szpital jak najprędzej wyrzucić z gmachu, który podobał się biskupowi Dubowskiemu.

Oto maleńki, lecz okropny w swej bezwzględnej wymowie obrazek stosunków, przeżerającej wiązadło Polski, zaledwo z gruzów podźwigniętej.

Słusznie fakt, wyżej opisany, piętnują w złożonym sejmowi wniosku interpelanci. Jeżeli szpital nie ma być nadal wojskowości potrzebny — czytamy w interpelacji — to gmach należy przekazać ministerstwu zdrowia na pożytek całej Polski, nie zaś biskupowi, — ku wygodzie i komfortowi jednego, samotnego kawalera w fjoletowej sukni. Wiadomo, że napływająca fala reemigrantów z Rosji przynosi ze wschodu straszliwe epidemje, którym należy z całą przeciwstawić się energją, urządzając właśnie na kresach szpitale dla chorych zakaźnych, aby nie zachodziła potrzeba transportowania tyfusu i cholery w głąb kraju, w ośrodku ludnych miast. Wiadomo również, jak trudno umiejscowić zarazę, gdy trzeba pracować w warunkach nieodpowiednich, nie dających gwarancji izolowania chorych od środowiska i zapewnienia im należytej kuracji. Pisano niedawno w „Głosie", jak fatalnie przedstawiają się warunki sanitarne większości miast polskich, zwłaszcza zaś miasta naszego, zmuszonego pić wodę ze ścieków i oddychać powietrzem z oparów gnojowych. Jakiemż wdzięcznem dla najścia zarazy podścieliskiem są tego rodzaju miasta i miasteczka. Do miast takich można epidemji nie dopuścić. Ale skoro się ją dopuści, wówczas nic jej nie powstrzyma w straszliwym, śmiercionośnym pochodzie.

Wystarcza wziąć to okropne niebezpieczeństwo pod uwagę, aby pojąć, że posterunek szpitalny w Łucku, jak wogóle posterunki sanitarne na kresach stanowią kwestję zdrowia nietylko na terenie swych najbliższych okolic, ale na terenie całej Polski. Rozstrzygają o zdrowiu, życiu i bezpieczeństwie ludności całej Rzeczypospolitej. Kto więc dobrowolnie zamyka w pasie pogranicznym szpital, aby do gmachu, przezeń zajmowanego wprowadzić biskupa, ten, w gruncie, otwiera drzwi, przez które do kraju wstęp wolny mieć będzie choroba i śmierć.

Ten porozumiewawczy uścisk rąk, zamieniony między biskupem a ministrem, znaczy tyleż, co wymiana serdeczności między gruźlicą a tyfusem, pochylonych nad wezgłowiem polskiej, opuszczonej ludności, wydanej na łup zarazy i śmiertelnej nędzy, a przedewszystkiem nad losem i służbą lekarzy.

Czyż generałowi Sosnkowskiemu nieznany jest zastraszający wprost odsetek śmiertelności wśród personelu lekarskiego i pomocniczego składu sanitarnego przy dozorze chorych epidemicznych?

Gdzież jest pióro w Polsce dzisiejszej, które uchwyci i przekaże pamięci te dwa wzory pierwszych dostojników Rzeczypospolitej: tego generała, który nie dba o zdrowie powierzonych sobie żołnierzy i tego sługi bożego w infule, który po ciałach schorowanych, a może konających ludzi toruje sobie drogę do luksusowej siedziby w gmachu, wydartym posterunkowi sanitarnemu?

Zaiste, obaj — są godni siebie! [ 1 ]

Bp Ignacy Dubowski
1. Bp Ignacy Dubowski

Ks. bp Ignacy Dubowski znalazł się w Łucku w czerwcu 1920 roku, kiedy to musiał opuścić swoją dotychczasową siedzibę w Żytomierzu, która dostała się pod inne władanie, stąd i jego kwaterunkowe problemy. Nie był on jedynym, obarczonym takimi troskami. Ponieważ na początku 1920 roku powzięta została decyzja o utworzeniu w Łodzi biskupstwa, pojawiła się sprawa znalezienia dla niego odpowiedniej siedziby. Wybór padł, a jakże, na budynek ówczesnego szpitala św. Aleksandra wraz z przylegającymi gruntami. Wartość nieruchomości oszacowano na 5 milionów ówczesnych marek polskich. W zamian, dekanat, a właściwie to dziekan ks. prałat Wincenty Tymieniecki, miał zakupić działkę w Julianowie, na której zamierzano wybudować nowy szpital. Budowę miało sfinansować miasto, a do czasu jego otwarcia, chorzy ze szpitala św. Aleksandra mieli być przeniesieni do budynku wynajętego i opłacanego przez dekanat. Po drobnych przepychankach na forum sejmiku, a chodziło głównie o wyceny wartości gruntu, budynek szpitalny został przekazany nowemu biskupstwu.

Wróćmy jednak do rzeczy. Postawa gen. Sosnkowskiego i jego działalność jako ministra spraw wojskowych, wyróżniała się daleko posuniętym serwilizmem wobec kleru, co stało się przedmiotem zainteresowania prasy oraz sejmu. Ten sam autor, J. Przemyski, który opisał zabiegi biskupa Dubowskiego, w artykule p.t. "Straszliwy haracz", dał wyraz swoim obawom, co do roli duchowieństwa w szeregach armii. Pisał on:

(...) Któż stoi na czele każdej armji w czasie pokoju? Każdy laik odpowie:

— Sztab generalny. Sztab, złożony z najwyżej ukształconych wojskowo; z najwytrawniej doświadczonych, z najwybitniej uzdolnionych specjalistów.

Otóż napewno niemało zdziwi się każdy, gdy się dowie, że do grona tych specjalistów wojskowości zaliczono w Polsce pokaźną liczbę czterech osób duchownych, które dygnitarzują w sztabie w randze… generałów. Trzech generałów brygady i jeden generał dywizji.

Tak jest. Rzeczpospolita nasza dostąpiła tego w obliczu Europy wyróżnienia, że na wierzchołku jej wojskowości błyszczy gromadka tonsur, nakrytych czapkami generalskiemi.

Ksiądz - generał! Historia powszechna słyszała to połączenie w związku ze wskroś duchowną organizacją zakonu jezuitów; to ma określone znaczenie.

Ale co znaczy, w języku wojskowości, ksiądz Niewiarowski — generał brygady?

Co, w języku żołnierskim, znaczy ksiądz Gall, generał dywizji?

Co, w pojęciu każdego obywatela, oznaczać mają czysto wojskowe szarże tak wysokiego stopnia, oblekające sługę bożego, powołanego w armji przecież do udzielania pociech i wijatyków religijnych, ale nie do błyszczenia odznakami generalskiemi, a tem mniej do rządzenia, do przewodniczenia w świecie wojskowym?!

Niestety, jest rzeczą aż nadto oczywistą, że kler opanował godności naczelne w sztabie, że w korpusie generalskim zyskał aż cztery stanowiska, nie po to jedynie, aby na czczych, formalnych poprzestawać honorach. Te cztery generalskie w rękach duchowieństwa szarże są rękojmią władzy i stanowczego w łonie armji wpływu kościoła: księża-generałowie, z pewnością, nie są generałami od parady. Znamy działalność duchowieństwa w sejmie. Snadnie domyśleć się możemy, jaką szerzy ono działalność w szeregach armji.

Przedewszystkiem, aby ocenić całą doniosłość niebezpieczeństwa, jakiem jest powierzanie godności generalskich księżom, trzeba przypomnieć, że duchowieństwo rzymsko-katolickie stanowi armję Watykanu, armję, która ma interesy i cele całkiem odrębne od interesów i celów obrony krajowej państwa polskiego.

Rzym stoi ponad państwami; z istoty swej jest organizacją międzynarodową. W chwili obecnej, trzeba dodać, Rzym papieski usilnie zabiega o pozyskanie dla katolicyzmu Rosji, i w zabiegach tych nie gardzi szukaniem oparcia u rządu Lenina i Trockiego. Że zabiegi te odbywają się poza plecami rządu polskiego i w tajemnicy przed Polską, świadczy to, że misja watykańska, w celach propagandy wysłana do Rosji, ominęła terytorjum polskie i obrała drogę do Moskwy okólną, przez Dardanele i Odessę. Powstaje pytanie: czy w korpusie generalskim armji polskiej powinno być miejsce dla przedstawicieli obcej potęgi politycznej (bo Rzym papieski jest potęgą polityczną), na domiar takiej, która poza nami, a więc wbrew nam, wchodzi w stosunki z wysoce dla nas niebezpiecznym sąsiadem wschodnim?

Ale księża-generałowie, w sztabie zasiadający obok innych generałów, piastujących tajemnice wojskowe, są przewodnikiem nietylko dla niebezpiecznych obcych wpływów zagranicznych; są oni niemniej groźnym czynnikiem waśni religijnej i waśni społecznej w armji, która stać winna ponad antagonizmami wyznaniowymi i klasowymi.


1 2 3 Dalej..
 See comments (4)..   


 Footnotes:
[ 1 ] J. Przemyski. Obaj godni siebie. Głos Polski, 1922-02-18 R.5 Nr 49

« Church in Poland   (Published: 31-05-2013 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Jerzy Neuhoff

 Number of texts in service: 97  Show other texts of this author
 Newest author's article: Paradoks
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8990 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)