|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Moja droga do ateizmu [3] Author of this text: Lucjan Ferus
Potem jest mnóstwo trupów i morze przelanej krwi, bo Bóg
uparł się, iż jego naród wybrany nie spocznie, póki nie położy trupem wszystkich
swoich wrogów bliższych i dalszych, teraz i w przyszłości. I tak na ciągłym
straszeniu, rzucaniu przekleństw i karaniu swego ludu, jak i na poddawaniu
moralnie dwuznacznym próbom niektórych jego członków, a także na nieustannych
rzeziach i wojnach — schodzi Bogu wiele, wiele stuleci.
Aż pewnego razu Bóg postanawia przebaczyć ludziom grzechy, ale tylko pod
warunkiem, że jego własny ukochany Syn, całkowicie niewinny, zostanie przez
tychże ludzi zamęczony na śmierć na krzyżu. Aby zasłużyć na bożą łaskę, ludzie
muszą jeszcze tylko uwierzyć, iż ten jego ukrzyżowany Syn, był naprawdę jego
Synem i że tylko ta okrutna ofiara mogła zadowolić (usatysfakcjonować) Boga, iż
zgodził się on wspaniałomyślnie przebaczyć ludziom wszystkie grzechy i winy,
oraz zbawić tych, którzy w to uwierzą.
Zatem dla tych wszystkich, którzy uwierzą w ten boży plan
opatrznościowy, Bóg przeznaczył wieczne życie w niebie u swego boku (oczywiście
po zweryfikowaniu każdego przez Sąd
Ostateczny). Natomiast dla tych, którzy ośmieliliby się nie uwierzyć w
powyższe i odrzucić bożą łaskę, Bóg wymyślił piekło, a w nim wieczne męki w jeziorze roztopionej siarki, pośród przejmującego lamentu, płaczu i zgrzytania
zębów". I teraz po uwzględnieniu dogmatu o Trójcy Świętej (pkt.2 „z Ojca jest i był zawsze Syn"), podsumowanie powyższego:
„Bóg składa ofiarę z siebie (jako Syna), przed samym sobą (jako Ojcem),
po to by przebłagać (przekupić?) siebie (jako Stwórcę) za swe nieudane dzieło -
człowieka".
Tak właśnie w dużym skrócie wygląda sens planu
Opatrznościowego względem człowieka.
G.S: No, dobrze, ale gdzie tu są te wewnętrzne sprzeczności? Ten
brak logiki i to zakłamanie, które według ciebie ten tekst zawiera? Możesz to
wyjaśnić?
L.F: Z przyjemnością! Wystarczy porównać powyższą historię z
atrybutami Boga (które posiada on, wg największych teologów, Doktorów
Kościoła i najwybitniejszych myślicieli chrześcijaństwa, oraz świadectwa samego
Pisma św.), aby zaczęły nas ogarniać daleko idące wątpliwości. No bo tak: skoro
Bóg jest wszechwiedzący, nieskończenie wcześniej wiedział co się wydarzy w jego dziele i to w najdrobniejszych szczegółach. Wiedział więc, że ludzie będą
kuszeni przez węża, i że nie posłuchają jego zakazu.
Jeśli jest doskonale sprawiedliwy, nie powinien karać ludzi za to,
iż skusiło ich jego własne stworzenie (przynajmniej powinien dać im drugą
szansę, tym razem bez udziału tego podstępnego gada). Jeśli jest
nieskończenie miłosierny, powinien przebaczyć ludziom to nieposłuszeństwo,
popełnione zresztą w nieświadomości. Jeśli jest wszechobecny (tzn.
istnieje w każdym miejscu swego dzieła i w każdym czasie jednocześnie) i
wszechmocny, to mógł z łatwością zapobiec temu wydarzeniu, zamiast karania
ludzi po tym incydencie.
Odnośnie potopu i arki; za co Bóg ukarał ludzi potopem? (piękny przykład
„miłosierdzia" bożego): za to, iż żyli zgodnie z karą jaką nałożył na ich
przodków, czyli rozmnażali się z grzeszną naturą, skłonną do czynienia zła i nieprawości. A więc ukarał ich po raz drugi za to, co było skutkiem jego
wcześniejszej kary, czy to aby logiczne i sprawiedliwe? Poza tym, przeznaczając
rodzinę Noego na protoplastów „odrodzonej" ludzkości, „nie wziął pod uwagę",
swojego prawa dziedziczności, w efekcie którego ludzkość popotopowa w niczym
się nie różniła od tej przed potopowej. Ergo: sam potop niczego nie zmienił,
skoro natura człowieka pozostała taka sama; grzeszna i skora do czynienia zła.
Albo taki casus: Bóg wybiera sobie naród spośród wielu żyjących wtedy
nacji i roztacza nad nim swoją opiekę, która przejawia się głównie tym, iż
prowadzi do nieustannych wojen z innymi narodami. Czy wszyscy ludzie nie są jego
dziećmi, jednakowo kochanymi? Jak Bóg to uzasadnia?: „Jedynie was znałem ze
wszystkich narodów na ziemi, dlatego was nawiedzę karą za wszystkie wasze winy".
Am3,2. Hmm, bez komentarza.
Odnośnie odkupicielskiej ofiary z Syna bożego; czy to nie dziwne, że
wszechmocny Bóg, który słowem stworzył cały Wszechświat, rozwiązuje ten
problem w tak okrutny i barbarzyński sposób? Posyła swego Syna na
męczeńską śmierć, aby odkupił nią grzechy i winy ludzi. Otóż Bóg wcale nie
musiał „posyłać" ani „dawać" swego Syna na ofiarę przebłagalną za grzechy ludzi,
skoro jest w stanie nie dopuścić do zaistnienia przyczyn zła.
Jednym słowem; zamiast zbawiać ludzi od grzechu (nb. tysiące lat
później), powinien nie dopuścić do niego (wiedział wcześniej co wąż knuje),
ewentualnie przebaczyć ludziom, co pięknie by świadczyło o jego
nieskończonym miłosierdziu i miłości do swych stworzeń.
Biorąc jednakże pod uwagę, że wszystko w bożym dziele odbywa się
zgodnie z jego wolą, można domniemywać, że Bogu chodziło o zupełnie coś
innego. Świadczyć może o tym
następujący fragment Pisma Św., dotyczący Jezusa „On był wprawdzie przewidziany
przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze
względu na nas" 1P 1,20. Wygląda więc na to, że ów Syn boży był przewidziany
na odkupiciela i zbawiciela grzesznej ludzkości, zanim ta ludzkość
zaistniała, zanim nawet świat został stworzony. Ale co najważniejsze na długo,
zanim pierwsi ludzie „przeciwstawili" się Bogu i dostąpili upadku. O czym to
może świadczyć, zapewne każdy sam z łatwością sobie odpowie i wyciągnie właściwe
wnioski. Ja wyciągnąłem już wiele lat temu.
Mógłbym przytoczyć
dużo więcej argumentów, uzasadniających moje zarzuty w stosunku do naszej
religii, nie chcę jednak aby ten tekst przerodził się w zbyt długi elaborat.
Jednak gdyby ktoś chciał dowiedzieć się więcej o sprawach przedstawionych
powyżej, proponuję przeczytać niektóre moje teksty (choćby te pisane na
„poważnie"): „Credo sceptyka", „List otwarty do kreacjonistów", „Bogu nic nie
jesteśmy winni", „Najlepsza religia na świecie", czy „Bardzo nieelegancka
hipoteza Boga". Jest w nich przedstawiona o wiele bogatsza argumentacja i nie
tak ogólnikowa jak ta powyższa. Zawierają też nieporównywalnie więcej
szczegółów, a wiadomo przecież kto w nich siedzi (tkwi), stąd też się bierze ich
specyficzna wymowa. Myślę, że na tym zakończymy ten wątek.
G.S: Jeszcze tylko wyjaśnij na czym polega to
zakłamanie, o którym wspomniałeś?
L.F: Jest ich tak wiele, że nie sposób tu wszystkich wyliczyć, jednakże
największe z nich jak sądzę, dotyczy „prawdy" religijnej, która mówi, iż to
człowiek ponosi wyłączną winę za zło istniejące w dziele bożym, a nie
jego Stwórca. Otóż jaki jest człowiek, każdy wie ale niechby on był nawet
najdoskonalszy, to gdzie mu do bytu zwanego Bogiem?; Mającego nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości, będącego jednocześnie w każdym czasie i w
każdym miejscu swego dzieła. Wiedzącego wszystko o nim i to nieskończenie
wcześniej niż wydarzy się to w naszej rzeczywistości. Mającego przez to,
absolutną nad nim władzę.
Boga, „który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli" Ef 1,11.
Boga, którego plany realizowane są w naszym świecie z żelazną konsekwencją:
„Jeśli kto do niewoli jest przeznaczony, idzie do niewoli. Jeśli kto na zabicie
mieczem — musi być mieczem zabity" Ap 13, 10. Boga, który w swoim Słowie pyta
(retorycznie): „Czy może ktoś uciec przed tym co ja zamierzam zdziałać? Czy ktoś
może sprzeciwić się mojej woli? /../ Czy jest dla mnie coś niemożliwego?". Albo
to: „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe /../ dla Boga
bowiem nie ma nic niemożliwego". No, właśnie!
Czy człowiek może się pochwalić choćby jedną z tych bożych możliwości?
Albo chociaż cząstką którejś z nich? Niestety, nie! A jednak to on ponosi
winę za wszelkie zło jakie istnieje w dziele absolutnie doskonałego Stwórcy.
Czy istnieje w religii jeszcze większe niż to zakłamanie? Szczególnie wyraźnie
je widać w kontekście orzeczeń Soboru Wat. I, który odkrywa nam bardzo
interesujący aspekt, dotyczący przyczyn stworzenia świata i ludzi.
Wygląda więc to tak (we fragmentach): „Plan odwieczny i jego wypełnienie w czasie, nazywa się razem Opatrznością Bożą" /../ „Wszystko co stworzone, Bóg
swoją opatrznością strzeże i prowadzi, kierując od początku do końca, mocno
rozrządzając w słodyczy" /../ „Bóg działa w świecie nieustannie. Jest przyjętą
tezą przez wszystkich teologów kat., że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej czynności stworzeń" /../ "Bóg współdziała w akcie
fizycznym grzechu".
Po co to czyni, miast do niego nie dopuścić? (pytanie moje, odpowiedź
Soboru): „Bez dopuszczenia zła moralnego — czyli grzechu — na świecie, nie
ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie /../ Dopiero na
przykładzie grzesznej ludzkości, grzesznego człowieka, ujawniło się miłosierdzie
Boga przebaczającego". I teraz konkluzja: "Zło moralne w ostatecznym wyniku,
służy również celowi wyższemu: chwale bożej, która się uzewnętrznia
przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczanie, wtórnie zaś
sprawiedliwości przez karę". Tak orzekł Sobór Wat. I.
Ależ mamy Boga! widać teraz wyraźnie czym jest to słynne
boże miłosierdzie, które nieustannie wychwalają jego kapłani („Bóg bogaty w miłosierdzie"). Jest ono niczym innym, jak wyrafinowanym okrucieństwem i bezlitosnym wyrachowaniem, pozbawionym krzty litości i miłości do swych
stworzeń — ludzi. Miłosierdzie byłoby cenne i godne pochwały, gdyby Bóg nie
mógł zapobiec złu w swoim dziele. Lecz on tylko nie chciał, a to
wielka różnica, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę przyczynę, dla
której tak się zachował.
Stworzyć ułomne i grzeszne istoty po to, aby mieć mnóstwo
powodów do okazywania im swego miłosierdzia, które jest konieczne do
uzewnętrznienia chwały bożej. Zrzucić na nie winę za zło istniejące w swym
dziele, straszyć je piekłem i wiecznymi w nim mękami, a jednocześnie obiecywać
niebo i domagać się dla siebie bezwarunkowej miłości, całkowitego oddania i podporządkowania. Jeśli nie jest to przykład największego zakłamania w
doktrynie naszej religii, to cóż to może być innego? (Odpowiedź na to pytanie
zamieściłem w „Bardzo nieeleganckiej hipotezie Boga", gdzie szczegółowo
wyjaśniłem prawdziwe przyczyny powstania tych religijnych „prawd", z racji których wydają się tak bardzo nielogiczne).
Czy przedstawioną powyżej relację Stwórcy do swych stworzeń, nie oddaje
doskonale anegdota z pewnej sztuki? O chirurgu, który aby mieć pacjentów wpierw
ludzi ranił i okaleczał, by potem ich leczyć, obłudnie się nad nimi litując.
Bardzo podobnie (tyle, że na niewyobrażalnie większą skalę) postąpił Bóg ze
swoimi ukochanymi ponoć stworzeniami. Smaczku tej religijnej historii dodaje
fakt, że nie wymyślili jej ci wstrętni ateiści (lub masoni), lecz sami pobożni i bogobojni kapłani. Ciekawe o czym to może świadczyć?
1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
« (Published: 29-04-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1218 |
|