The RationalistSkip to content


We have registered
200.157.112 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Outlook on life »

Moja droga do ateizmu [6]
Author of this text:

G.S: A co powiesz na często powtarzany argument, iż tylu mądrych ludzi jest osobami wierzącymi? Czy to o czymś nie świadczy?

L.F: Ludwik Hirszweld powiedział coś takiego: „Tragizm rodu ludzkiego; na ogół człowiek jest mądry jednostronnie, ale głupi wielostronnie". I mniej więcej o to chodzi w tym przypadku: ci wszyscy mądrzy ludzie, zazwyczaj są takimi w jakiejś konkretnej dziedzinie wiedzy, która z religiami ma raczej mało wspólnego. Jest to więc mądrość (jako pewien zasób wiedzy), ale nie o religiach. Nie są natomiast mądrzy z religioznawstwa, co byłoby jedynym właściwym rodzajem mądrości, przy tego rodzaju argumencie .

Gdyby ich mądrość dotyczyła wiedzy religioznawczej, nie byliby osobnikami wierzącymi religijnie, gdyż akurat ten rodzaj wiedzy wyklucza taką schizofrenię umysłową: nie można być jednocześnie znawcą danej problematyki (w tym przypadku religioznawcą) i wyznawcą jakiejś konkretnej religii. To się po prostu wyklucza (chociaż zapewne i w tym przypadku będą wyjątki potwierdzające regułę). Jak słaby jest ten argument, najlepiej świadczy odpowiedź na następujące pytanie: „Czy wśród tych mądrych i wierzących ludzi są religioznawcy?" Gdyby byli, to dopiero wtedy byłby duży plus na rzecz tego argumentu. Jak na razie jednak, nie słyszałem o takim fenomenie.

Rozpatrując ten problem, należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden jego aspekt: otóż idee religijne wpajane są ludziom już od wczesnego dzieciństwa, kiedy mózg ludzki jest nadzwyczaj chłonny na każdy rodzaj wiedzy i całkowicie bezbronny, jeśli chodzi o weryfikację tejże wiedzy pod kątem jej prawdziwości. Potem zaczyna działać tzw. dysonans poznawczy Festingera: człowiek nabyte poglądy traktuje jak swoje własne, utożsamia się z nimi, reaguje agresją na ich podważanie, a nawet broni ich z narażeniem życia (co gorsze, że nie tylko swego) jak najcenniejszego dobra, będącego w jego posiadaniu.

Jako już dorosły osobnik, nie zastanawia się nawet, czy poglądy nabyte we wczesnym dzieciństwie są prawdziwe, czy nie. Jego uwarunkowany na te „prawdy" umysł już mu na to nie pozwoli; automatycznie i bez żadnych wątpliwości wierzy, że to jest prawda. Ba! To musi być prawda, skoro on w nią wierzy od maleńkości. I w taki właśnie sposób, człowiek mądry — ale w innych dziedzinach wiedzy — jest jednocześnie człowiekiem wierzącym religijnie. To mu się wcale nie kłóci ze sobą, bo są to dla niego różne światy, w czym utwierdzają go zresztą sami pasterze, nauczając o „dwóch różnych prawdach; wiary i rozumu" (tak, jakby wiara mogła istnieć poza rozumem). Ot i całe wytłumaczenie tego problemu.

G.S: Co sądzisz o wszelkiego rodzaju cudach? Jaki masz do nich stosunek?

L.F: Mniej więcej taki jak Vanini, który uważał je za bajki i podawał przyczyny, dla których „opowiadane są bajki o cudach, albo fabrykowane są cuda fałszywe". Otóż wg niego: „Przyczyną tego jest przede wszystkim wadliwa struktura społeczeństwa, w którym istnieją dwie grupy zainteresowane tym, żeby wprowadzić resztę społeczeństwa w błąd: warstwa rządząca /../ która posługuje się oszustwem dla umocnienia swej władzy /../ oraz służąca jej warstwa kapłanów, która posługuje się oszustwem przede wszystkim z chciwości" („Vanini" Andrzej Nowicki).

I to by się mniej więcej zgadzało, z tą „drobną" różnicą, że czasy się zmieniły na lepsze i u nas to już nie kapłani służą warstwie rządzącej, ale odwrotnie. Nie jestem pewien, czy w takim przypadku zależności (czyli serwilizmu) Vanini też uznał by to za wadliwą strukturę społeczeństwa, czy już nie? Ciekawe...

Dla mnie osobiście, wiara w cuda jest dobitnym potwierdzeniem prymitywizmu umysłowego tych (nielicznych zapewne) osobników, którzy wierząc bezkrytycznie w tego rodzaju brednie, dają świadectwo jak bardzo infantylny wizerunek Boga noszą w swojej świadomości. Wystarczyłoby przecież (nie wychodząc poza prawdy religijne) porównać atrybuty swego Boga, z tymi jego żenującymi „cudami": skoro Bóg jest istotą absolutnie doskonałą (czego wierzący są całkowicie pewni) i ma absolutną władzę nad swym dziełem (z racji tychże atrybutów), to po co miałby się zniżać do takich prymitywno — infantylnych zachowań względem ludzi?!

Wierzący twierdzą, że cuda są po to, aby wzmocniły ich wiarę i utwierdziły ich o istnieniu Boga. Ale jakiego Boga?: Takiego, co to musi pokazywać ludziom różne prymitywne sztuczki, by chcieli w niego wierzyć? On, który mógłby spowodować w jednej chwili nagły wzrost pobożności u wszystkich wątpiących w jego istnienie, lub ułożyć napis z gwiazd na nocnym niebie, skierowany do całej ludzkości — miałby posuwać się do takich rzeczy?! Tym samym zaprzeczając własnej doskonałości i szacunkowi dla wolnej woli danej ludziom? Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak bardzo prymitywny wizerunek Boga trzeba mieć w świadomości, aby wierzyć w te (wewnętrznie sprzeczne przede wszystkim) brednie. Na jego miejscu chyba spalił bym się ze wstydu, mając takich „wierzących".

Miał zaiste rację Stanisław Lem, pisząc coś w tym rodzaju: „Są dwie nieskończoności: rozgwieżdżonego nieba i ludzkiej głupoty", albo L.Feuerbach, który w eseju „O istocie religii", tak napisał: „Człowiek w religii ma oczy tylko po to, aby nie widzieć, aby być ślepym na wszystko. A rozum tylko po to, aby nie myśleć, aby być głupim jak tabaka w rogu".

Jeśli już potrzebna jest komuś wiara w cuda, proponuję wiarę w tak wielki cud, żechętnie sam bym w niego uwierzył, gdybym był osobnikiem wierzącym. Polega on mianowicie, na następujących wydarzeniach (i to nie dość, że autentycznych ponad wszelką wątpliwość, to jeszcze związanych jak najbardziej z religią). Otóż chodzi o to (w dużym skrócie), że przez wiele wieków Kościół kat., dzierżył nad wiernymi absolutną niemal władzę; nad ich umysłami (sumieniami), zachowaniami a nawet życiem. Jak wielka to była władza i jak dogłębnie ingerowała w ich życie, najlepiej będą świadczyć te fragmenty, wspaniałej książki „Zbrodnie w imieniu Chrystusa" Roberta A.Haaslera, cytuję:

„Wolter obliczył, że w imię wiary 9 468 800 chrześcijan straciło życie za sprawą innych chrześcijan. Większość z nich to ofiary inkwizycji /../ Sobór (w Tuluzie) nakazał też, by wszyscy wierni przysięgali biskupom, że z zapałem będą prześladować kacerzy i tę przysięgę mieli powtarzać co dwa lata. Tenże sobór wsławił się jeszcze jednym postanowieniem. Głosił: "Osoby świeckie nie mogą posiadać ksiąg Starego i Nowego Testamentu: wolno im mieć tylko psałterz i brewiarz albo godzinki maryjne, ale i te księgi nie w tłumaczeniu na języki narodowe".

„Kościół nie wzdragał się przy tym, przed wykorzystaniem anonimów i wręcz zachęcał do denuncjowania. Każdy katolik zobowiązany był wydać znanego mu innowiercę. Dzieci, które by nie doniosły na swych heretyckich rodziców, musiały liczyć się z utratą wszelkiej własności /../ Imiona świadków przed oskarżonym zatajano /../ Kanonicznie zatwierdzone przez Innocentego IV tortury były ściśle określone /../ Odtąd obok ławy tortur wisiał zawsze krzyż, a w czasie torturowania, służące do tego celu narzędzia były wielokrotnie polewane wodą święconą".

"Kto odwołał zeznania złożone podczas tortur, tego poddawano torturom po raz drugi. Kto publicznie ośmielił się stwierdzić, że zeznania jego zostały wymuszone torturami, tego palono żywcem jako heretyka recydywistę. W każdym więzieniu inkwizycji, krucyfiks i ława tortur stały obok siebie /../ do wykazania winy wolno się było uciekać do wszelkich oszustw, istniało jednoznacznie sformułowane przyzwolenie na stosowanie takich metod".

„Egzekucje kacerzy wykonywane były na ogół w dni świąteczne. I traktowane były jako demonstracja nieograniczonej władzy Kościoła /../ każdy wierny, który nosił drewno na stos, otrzymywał odpust zupełny /../ Jedynie w wyjątkowych wypadkach — i była to wielka łaska — duszono ofiarę przed straceniem. W czasie gdy heretyk /../ albo się dusił, albo powoli płonął, zgromadzeni katolicy śpiewali pieśń "Chwalimy Cię, wielki Boże".

„Mienie straconych było konfiskowane przez Kościół, a ich wydziedziczeni potomkowie przez trzy pokolenia uchodzili za ludzi niegodnych /../ Od 1500 r. stosowano w Hiszpanii tzw. edykt wiary, czyli ogłoszenie ekskomuniki wszystkich, którzy zatają herezję — swoją lub cudzą. To spowodowało istotną lawinę denuncjacji, a zwłaszcza samooskarżeń i dochodzeń /../ Kościół rzymsko - katolicki przysporzył ludziom większych cierpień niż jakakolwiek inna religia".

Na podstawie powyższych przykładów (zacytowałem tylko nieliczne) widać, jak mocną i gęstą siecią religijnego terroru byli ludzie omotani i z jaką perfidną dokładnością było to wszystko pomyślane, aby nikt nie mógł uwolnić się z niej i stać się wolnym od religii. Czyż nie miał racji B.Russel, pisząc:

"Religia jest oparta przede wszystkim i głównie na strachu /../ strach rodzi okrucieństwo, nic więc dziwnego, że okrucieństwo i religia szły zawsze ręka w rękę. Lęk jest podstawą ich obu /../Można skonstatować ciekawy fakt, że im intensywniejsza była religijność danego okresu, im głębsza wiara w dogmat, tym większe było okrucieństwo i tym gorszy ogólny stan rzeczy. W tak zwanych wiekach wiary, gdy ludzie rzeczywiście wierzyli we wszystkie twierdzenia religii chrześcijańskiej, mieliśmy tortury inkwizycji, miliony nieszczęśliwych kobiet spalono jako czarownice i nie było okrucieństwa, którego by się nie dopuszczono na wszelkiego rodzaju ludziach w imię religii".

Zatem wracając do owego wielkiego cudu: skoro nasza religia na tak długo i tak dokładnie spętała umysły ludzi i tak całkowicie panowała nad ich życiem i śmiercią — to fakt, że w końcu udało się im wyzwolić spod jej przemożnego wpływu (mimo kontrreformacji) na tyle, że może ona używać wobec nich tylko tzw. „środków ubogich" (to znaczy przekonywać do swych racji tylko słowem, a nie różnego rodzaju represjami, nazywanymi eufemistycznie „środkami bogatymi") — można śmiało uznać cudem tak wielkim, że żaden inny cud nie dorównuje mu w najmniejszym nawet stopniu. A każdy, kto zna równie dobrze historię katolicyzmu potwierdzi to moje spostrzeżenie.

G.S: Pozwól, że zadam ci teraz pytanie, jakie zadaje się już tradycyjnie ateistom; jaki jest twój stosunek do śmierci? Czy jako ateista bardziej się jej boisz?

L.F: Nie znam powodu, dla którego ateista powinien bać się śmierci i to na dodatek bardziej od wierzącego. Jeśli miałyby to być przyczyny religijne - czyli owo obiecane zmartwychwstanie — to on przecież nie wierzy w nie, na równi z innymi religijnymi „prawdami". Zatem one nie odgrywają w tym przypadku żadnej roli (choć z tego co wiem, osobnicy wierzący mają w tym aspekcie odmienne zdanie).


1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kalokagatia i wór nawozu. Przemiany w postrzeganiu ciała od starożytności
Czy polskie szkoły powinny eksponować flagi Watykanu?

 See comments (47)..   


«    (Published: 29-04-2011 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 1218 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)