|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Moja droga do ateizmu [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Motto: "Starannie dobieram to w co wierzę"
Oscar Wilde
Przeczytałem niedawno doskonałą książkę pt. „Niezbędnik ateisty"
autorstwa Piotra Szumlewicza, która jest zbiorem kilkunastu wywiadów,
przeprowadzonych przez Autora z bardziej lub mniej znanymi (dla mnie) osobami,
reprezentującymi ten — dość rzadki u nas — rodzaj światopoglądu. Po tej bardzo
ciekawej lekturze, także zapragnąłem (przykładem żaby, która podstawia swą nogę,
kiedy konia podkuwają) wypowiedzieć się w podobny sposób, mając nadzieję, iż
moje „trzy grosze" dorzucone do poglądów zawartych w w/wym pozycji, będą na tyle
interesujące, że czas poświęcony na ich lekturę nie będzie zmarnowany.
Mój rozmówca o inicjałach G.S to osoba, która zna mnie jak
nikt inny. Ba, mogę nawet śmiało stwierdzić, że gdyby nie on, nie istniałby
Lucjan Ferus. Zanim przejdę do meritum, jedna uwaga: raczej odradzałbym lekturę
tego tekstu osobom wierzącym religijnie i to nie dlatego, abym bał się, że
skończę zgodnie z sugestią miłującego nas Jezusa: „Kto by się stał powodem do
grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać
kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze" Mk 9,42. Lecz dlatego, iż jestem
przekonany, że i tak nie znajdą tu dla siebie nic wartościowego, co dawałoby im
powody do przemyśleń i refleksji. Zatem do rzeczy.
G.S: W jaki sposób stałeś się ateistą? Czy
urodziłeś i wychowywałeś się w rodzinie o poglądach ateistycznych, czy stało się
to później w dorosłym życiu?
L.F: Oczywiście, że stało się to w dorosłym życiu.
Bez wątpienia taką cezurą, od której zaczęło się moje myślenie o religii
(na początku jedynie o naszej, katolickiej), a nie tylko dotychczasowe
wierzenie, było przeczytanie po raz pierwszy samemu Biblii. Właściwie po raz
drugi, gdyż pierwszy raz czytałem ją w tak trudnym do zrozumienia tłumaczeniu i z tak archaicznym słownictwem, że
prawie nic z niej nie pojąłem. Dopiero Biblię Tysiąclecia dało się normalnie
przeczytać i zrozumieć.
Samej Biblii nie zrozumiałbym właściwie bez nieocenionych książek
Kosidowskiego (i wielu innych), które czytałem równolegle i które dopiero
pozwoliły mi pojąć czym jest w istocie ta księga, a także po co i w jakim
kontekście historycznym została napisana. Przyczyny dla których ją przeczytałem
mogą wydawać się dziś paradoksalne; otóż chciałem pogłębić swą wiarę i
tak sobie to wtedy wydedukowałem, że głębsza wiara musi charakteryzować się
większą wiedzą religijną. To błędne założenie skierowało mnie oczywiście w przeciwnym kierunku; wpierw ku apostazji, a po wieloletnim procesie nabywania
wiedzy religioznawczej, na drogę ateizmu.
Aby wyjaśnić dlaczego lektura Biblii dała w moim przypadku tak
zaskakujący efekt, muszę cofnąć się do wczesnych lat młodości i warunków w jakich byłem wychowywany.
Moje dzieciństwo nacechowane było silną indoktrynacją religijnymi
„prawdami" i wartościami, choć wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. W moim
przypadku zajmowali się tym dziadkowie, którzy (chyba jak w większości polskich
rodzin) mając więcej wolnego czasu, tradycyjnie już przekazywali — i zapewne
przekazują nadal — swoim wnukom i wnuczkom katolickie wartości, wpajając silną w nie wiarę.
Pamiętam dziś jeszcze swojego dziadka, który w wątłym blasku naftowej
lampy (jej specyficznego zapachu nie zapomnę chyba nigdy), czytającego mnie i bratu różne książki, bogato ilustrowane rycinami, które wywierały na nas -
parolatkach zaledwie — ogromne wrażenie. Zapamiętałem niektóre z tych ilustracji i tekstów (stąd wiem, że przynajmniej niektóre z nich były pozycjami
apologetycznymi), których tytuły poznałem dużo, dużo później jako dorosły już
człowiek. Jak np. „Na srebrnym globie" J. Żuławskiego, którą przeczytałem
dopiero w wojsku i którą zupełnie inaczej odebrałem, niż jako dziecko.
Najważniejsza była jednak i dziś chyba już nie do odtworzenia, atmosfera
tych „czytelniczych spotkań". Ciepły blask lampy oświetlał stół i jego
najbliższe otoczenie, a w kątach pokoju (na poddaszu, jakże by inaczej) zalegał
mrok, tym ciemniejszy im było dalej od klosza lampy. W tym mroku czaiły się
różne tajemnicze postaci i straszne stwory z czytanych lektur, przetwarzane i wyolbrzymiane na poczekaniu przez naszą dziecięcą wyobraźnię.
Przysuwaliśmy się wtedy odruchowo bliżej kolan dziadka, niby po to, by nie
uronić żadnego jego słowa. Uśmiechał się wtedy pod sumiastym wąsem i czytał nam
dalej ze swadą, dużo późniejszego
Michała Sumińskiego. Nie wiem, czy ktoś z młodych czytelników portalu,
wychowanych przy świetle elektrycznym i telewizorze, potrafi wyobrazić sobie tę
ogromną różnicę w odbiorze przekazywanych treści.
Pamiętam, że chodziłem z dziadkiem regularnie do dwóch kościołów (nasz
dom stoi na pograniczu sąsiadujących ze sobą parafii i widocznie nie chciał on
urazić żadnego z proboszczów), gdzie śpiewał pięknym barytonem, co mi się bardzo
podobało i z czego byłem niezmiernie dumny. Potem oczywiście zostałem
ministrantem (już po śmierci dziadka) i byłem święcie przekonany, że zostanę
księdzem, do czego zresztą byłem gorąco przez wszystkich zachęcany. Nie pamiętam
już dlaczego nic z tego nie wyszło.
Za to moja babcia — jak teraz sobie to uświadamiam — zrobiła już wtedy
niebagatelny krok w kierunku mojej późniejszej apostazji. Bowiem kiedy podczas
obowiązkowego wieczornego pacierza pytałem ją, co znaczy ów tajemniczy i niezrozumiały dla mnie zwrot: „pod ponckim piłatem", dostawałem taką fangę w tył
głowy, iż wpadałem nosem w poduszkę nieskory do dalszej indagacji. Mimo to po
jakimś czasie znów ponawiałem tę „poznawczą" próbę, która kończyła się
identycznie; nosem w poduszce a czasem i płaczem.
Na tej samej zasadzie chyba, nigdy nie dowiedziałem się od
niej co oznacza tajemnicze słowo „husyta", którym obdarzała mnie z wyraźną
złością, kiedy za bardzo rozrabialiśmy. Dziś wiedziałbym co jej odpowiedzieć na
ten wyszukany (i całkiem nie na miejscu) „epitet", lecz wtedy była to dla nas
zagadka nie do rozgryzienia, otwierająca pole do domysłów. Zastanawiam się, czy
sama była świadoma jego znaczenia.
I do głowy mi nawet wtedy nie przychodziło jak ważnych nauk udzielała mi
babcia, niechcący zapewne. Mówiła tym przecież: "Ty nie myśl! Nie zastanawiaj
się! Ty wierz ślepo, bo tylko tego będzie się oczekiwało od ciebie w życiu!". Oj, miała rację staruszka! Dzięki ci babciu (gdziekolwiek lub
czymkolwiek teraz jesteś) za tę cenną naukę, która zaowocowała w późniejszym
wieku. Wybacz, że cię nie posłuchałem; od wczesnej młodości byłem wszystkiego
ciekawy ponad miarę, chciałem coraz więcej i więcej wiedzieć, a im więcej
wiedziałem tym więcej narastało pytań bez odpowiedzi. Dopiero dużo później
zaczęły mi się układać w logiczną całość, elementy tej światopoglądowej
układanki.
S.G: Jednakże nadal nie pojmuję, dlaczego lektura Biblii
wpłynęła na ciebie w taki nieoczekiwany — bo odwrotny od zamierzonego — sposób?
Przecież księża zalecają wiernym, aby sami czytali Pismo św., a także dzieciom,
jakże więc to rozumieć? Nie wiedzą co czynią?
L.F: Wiedzą doskonale; mogą oni bez żadnego ryzyka zalecać
wiernym czytanie Biblii, gdyż dobrze znają ich kondycję umysłową i wrodzoną
niechęć do nabywania większej wiedzy, niż to jest konieczne. Dlaczego u mnie
doszło do takiego nieoczekiwanego efektu? Od dziecka wmawiano mi (dziadek
oczywiście), że Bóg, Kościół i Religia to wyłącznie dobro, piękno,
miłość, doskonałość i sprawiedliwość oraz miłosierdzie dla bliźnich (nie było
wtedy telewizji epatującej wręcz przemocą, która mogłaby mnie zdeprawować za
młodu).Te
idealistyczne poglądy, w duchu których byłem wychowywany, najlepiej oddaje ten
oto fragment jednego ze wspaniałych esejów Tadeusza Kotarbińskiego:
„Wielkie to szczęście wierzyć w istnienie Boga Ojca
Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi, i w ład moralny przezeń ustanowiony w ogromie wszechbytu, i w Jego opiekę stałą i pomoc, i mieć w Nim realny wzór
doskonałości, i być przeświadczonym, że prawa rzeczywistości mają sens etyczny, i że przyroda po to istnieje, by człowiek mógł z niej korzystać dla podtrzymania
swych sił w pochodzie wzwyż, ku szczytom sublimacji, i że jest od kogo
dowiedzieć się o tym na pewno, gdyż Bóg objawił ludziom prawdy o sprawach
najważniejszych, i że nasi najbliżsi, nasi ukochani nie poumierają nigdy
naprawdę i nie utracimy ich naprawdę, lecz — jeśli zasłużymy na to — spotkamy
się z nimi w życiu przyszłym, wspaniałym, radosnym i nieskończonym".
I właśnie ja, przepełniony takimi pięknymi i wzniosłymi ideami, czytając
samo Pismo Św., znajduję w nim opisy tak niemoralnych zachowań i tak wielkich
zbrodni i okrucieństw, jakie wyrządzał człowiek człowiekowi w imię swego Boga, z jego ponoć rozkazu i z jego aprobatą. To wręcz nie mieściło mi się w głowie,
było dla mnie nie do zaakceptowania. Po tej pouczającej lekturze, zmuszony byłem
całkowicie przewartościować swoje zbyt idealistyczne poglądy. A to za
sprawą bardzo wielu — takich jak poniższe — fragmentów, które owa księga zawiera i ogólnej jej wymowy:
„O północy Pan pozabijał wszystko pierworodne Egiptu: od pierworodnego
syna faraona /../ aż po pierworodnego tego, który był zamknięty w więzieniu, a także wszelkie pierworodne z bydła /../ Tak mówi Pan, Bóg Izraela: "Każdy z was
niech przypasze miecz do boku. Przejdźcie tam i z powrotem od jednej bramy w obozie do drugiej i zabijajcie: kto swego brata, kto swego przyjaciela, kto
swego krewnego /../ i zabito w tym dniu około trzech tysięcy mężów" Wj 12,29.
32, 27,28.
„Ja jestem Pan, Bóg wasz /../ Jeżeli zaś nie będziecie mnie słuchać i nie
będziecie wykonywać tych wszystkich nakazów /../ i złamiecie moje przymierze, to i Ja obejdę się z wami odpowiednio: ześlę na was przerażenie, wycieńczenie i gorączkę, które prowadzą do ślepoty i rujnują zdrowie /../ Jeżeli nadal
będziecie postępować Mnie na przekór i nie zechcecie Mnie słuchać, ześlę na was
siedmiokrotne kary za wasze grzechy: ześlę na was dzikie zwierzęta, które pożrą
wasze dzieci /../ Jeżeli i wtedy nie będziecie Mi posłuszni i będziecie
postępować Mi na przekór, to i Ja z gniewem wystąpię przeciwko wam /../
Będziecie jedli ciało synów i córek waszych /../ rzucę wasze trupy na trupy
waszych bożków, będę brzydzić się wami /../ nie będę wchłaniał przyjemnej woni
waszych ofiar. Ja sam spustoszę ziemię /../ Was samych rozproszę między
narodami" Kpł 26,14 — 33.
„I rzekł Pan do Mojżesza: "Zbierz wszystkich (winnych) przywódców ludu i powieś ich dla Pana wprost słońca, a wtedy odwróci się zapalczywość
gniewu Pana od Izraela /../ Zabijajcie każdego z waszych ludzi, którzy
się przyłączyli do Baal — Peora" Lb 25,4,5.
1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
« (Published: 29-04-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1218 |
|