The RationalistSkip to content


We have registered
199.564.466 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Culture » Art » »

Ajakos [1]
Author of this text:

Dramat w jednym akcie

MOTTO:

Świat istnieje tylko po to, żeby bańki mydlane miały co w sobie odbijać.
Stanisław Brzozowski

OSOBY:
Kwiatkowski
Hermes
Ajakos
Burmistrz
Szewc
Klientka
Klient
Dyrektor
Literat

SCENA PIERWSZA

Pałac bogów na Olimpie. Posadzka pałacowego holu jest biała, ściany także, białą barwę ma również stojąca pośrodku kolumna w stylu jońskim. Tylko zamknięte na głucho drzwi wejściowe są czarne.

Jest cicho, słychać jedynie dobiegającą z oddali, łagodną muzykę. Po dłuższej chwili w holu pojawia się Hermes. Ma na sobie strój starożytnych Greków ijest wyposażony w swoje atrybuty boskości: małe skrzydełka na przegubach dłoni, u stóp i na czapce, kaduceusz w dłoniach.

Hermes wolnym krokiem podchodzi do drzwi, nadstawia ucha. W tej samej chwili rozlega się głośne pukanie w drzwi.

Hermes: — (sam do siebie, ze zdziwieniem) Na mego ojca, gromowładnego Zeusa! Przeczucie mnie nie myliło — ktoś się do nas dobija!

Kwiatkowski:- (zza drzwi) Otwórzcie! Otwórzcie! (puka coraz mocniej) Jak długo mam czekać? Przecież jestem umówiony!

Hermes: — Spokojnie, spokojnie. (ziewa przeciągle) Tu jest Olimp, tu się nikomu nie spieszy… (mocuje się z drzwiami, usiłując je otworzyć, ale bezskutecznie) Od jak dawna nie otwieraliśmy tych drzwi! Nic dziwnego, że w końcu zardzewiały...

Pukanienie ustaje. Hermes mocuje się z drzwiami jeszcze przez chwilę, ale potem rezygnuje.

Hermes: — (sapiąc) Szkoda mojego wysiłku. Trzeba to załatwić w inny sposób. (prawą dłonią podnosi kaduceusz nad głowę) Niech ten kaduceusz wreszcie mi się do czegoś przyda… (trzykrotnie lekko uderza kaduceuszem w drzwi, a te natychmiast się otwierają, skrzypiąc przeraźliwie)

Do wnętrza wchodzi Kwiatkowski. Ma na sobie elegancki garnitur, w dłoni trzyma walizeczkę. Drzwi zamykają się za jego plecami, skrzypiąc ponownie.

Kwiatkowski: — (oglądając się na drzwi) Te drzwi są w fatalnym stanie. Moglibyście wstawić nową futrynę… (daje kilka kroków do przodu, rozgląda się wokół) Ciekawe wnętrze, klasycystyczne… Przydałoby się tylko więcej ozdób… (do Hermesa, wyniośle) Miło mi. Chciałbym się widzieć z szefem. Proszę mnie zaprowadzić. Jestem Kwiatkowski, z Polski... Oto moja firmowa wizytówka… (wyciąga z kieszeni wizytówkę i podaje ją Hermesowi)

Hermes umieszcza kaduceusz pod pachą, a potem bez pośpiechu drze wizytówkę na strzępy, nie czytając.

Hermes: — To nie będzie ci tutaj potrzebne, przyjacielu… Walizka też się nie przyda... (zabiera walizeczkę z rąk zaskoczonego Kwiatkowskiego, a potem niedbałym ruchem rzuca ją obok siebie, na podłogę)

Kwiatkowski: — (z oburzeniem) Coś takiego! Oburzające! To takie obyczaje panują w tej firmie? Ja w tej walizce mam rzeczy osobiste i dokumenty! Nie wiem, czy warto podpisywać z wami kontrakt, jeżeli współpraca tak się zaczyna… Proszę mnie natychmiast zaprowadzić do szefa! (przygląda się krytycznie Hermesowi) I co to w ogóle za maskarada? Co to za strój? Czy wy tutaj nie wiecie, że mamy już rok dwa tysiące...

Hermes: — (przerywając mu) Czy to ważne, który? Bogowie czasu nie liczą. Bo i po co? Numeracja to sprawa umowna: wszystko zależy od tego, który rok przyjmie się jako pierwszy. Wy, ludzie, zaklinacie czas, dzieląc go na dni, miesiące i stulecia. A w rzeczywistości czas upływa ciurkiem, jak rzeka…

Kwiatkowski: — Jak to „wy, ludzie"? A pan to kim, przepraszam, jest?

Hermes: — (odchrząkując) Dawno nikt mi nie zadawał tego pytania… Jak by to w waszym, ludzkim języku powiedzieć… Czas i przestrzeń nie mają dla mnie tajemnic: jestem tam, gdzie chcę, kiedy chcę i kim chcę. Mówiąc krotko — jestem bogiem. (widząc zdumioną minę Kwiatkowskiego) Tak, tak, naprawdę! Może nie wyglądam, ale…

Kwiatkowski: — Bogiem? Szkoda, że nie Napoleonem! (z obawą odsuwa się od Hermesa) Ludzie, ratujcie mnie, to jakiś czubek! (odchodzi na bok, staje, oddycha ciężko, usiłuje się skupić) To wszystko na pewno da się racjonalnie wyjaśnić... Tylko muszę sobie przypomnieć, co się stało. Zaraz, zaraz, po kolei… Dokąd to ja leciałem? Niech sobie przypomnę… Do Aten! Tak, do...Grecji! Do Grecji!

Hermes: — (z ironią) No i udało ci się — jesteś w samym sercu Grecji. Witamy na Olimpie!

Kwiatkowski: — Bez głupich żartów, ja leciałem do współczesnej Grecji, do dużej firmy, która ma biuro w Atenach. Miałem tam podpisać kontrakt! A tutaj… może to zakład dla obłąkanych? Albo jakiś skansen? (z rozpaczą rozgląda się wokół) Dość tego. Ja chcę stąd wyjść! Natychmiast! (podbiega do drzwi i bezskutecznie usiłuje je otworzyć)

Hermes: — (ze śmiechem) Próbuj, próbuj… To nie jest takie proste. Wiem coś o tym… (po chwili) Daj już sobie spokój, śmiertelniku! Tych drzwi i tak nie otworzysz.

Kwiatkowski odstępuje od drzwi, dysząc ciężko. Hermes podchodzi do niego i klepie go przyjaźnie po ramieniu.

Hermes: — Ja naprawdę jestem bogiem, przyjacielu, mówią na mnie Hermes. Bogiem! Wprawdzie jednym z wielu bogów, a nie jedynym i wszechmocnym, jak wy, ludzie, to sobie wyobrażacie, ale zawsze. Nie wierzysz mi, śmiertelniku? Nie? Jak ci to udowodnić… (rozgląda się wokół) Patrz! (trzykrotnie macha kaduceuszem nad głową. za każdym razem widać błysk, a potem rozlega się grzmot) Te błyskawice to akurat dzieło Zeusa, tatuś zawsze robi to dla mnie, jak go poproszę… (Hermes wyciąga dłoń z kaduceuszem w prawo, a wówczas w tej części sali pojawia się duże, rzeźbione krzesło) Niezłe, co? To dla ciebie, siadaj… (Kwiatkowski niepewnym krokiem podchodzi do krzesła, siada)Zaraz pojawi się drugie, a potem trzecie… (Hermes ponownie wskazuje kaduceuszem w prawo, a wówczas pojawiają się jeszcze dwa krzesła, takie same jak pierwsze. podchodzi do najbliższego krzesła, siada na nim, a potem kładzie sobie kaduceusz na kolana)

Kwiatkowski: — (oszołomiony) Po co ci takie sztuczki? Sam nie wiem, co powiedzieć… Efekty specjalne, jak w filmie. Może i naprawdę jesteś tym tam ...bogiem, sam nie wiem. Ale zachowujesz się jakoś dziwnie… Nie o takim bogu słyszałem…

Hermes: — Mi osobiście sztuczki nie są do niczego potrzebne. Ale bez nich, czy byś uwierzył, że jestem bogiem? Czy ktokolwiek ze śmiertelników by uwierzył? (kiwa głową) Wiem, wiem, jest w tym coś z paranoi — bogowie ustalają prawa natury, ale co jakiś czas muszą je złamać, żeby pokazać, że są mocni, że są bogami… Ludzie wtedy mówią, że stał się ten, jak mu tam ...cud! (po chwili) Ja przyjmuję różne postacie. To, co teraz widzisz (pokazuje na siebie) to taka, powiedzmy, wersja robocza. Ludzie tak mnie sobie wyobrażają i ...niech mają. Takim się im ukazuję. (pstryka palcami i w jego dłoni niespodziewanie pojawia się napełniony kielich. z uśmiechem wyciąga rękę do Kwiatkowskiego i podaje mu kielich) Masz, napij się. Na pewno zaschło ci w gardle. To ambrozja, napój bogów. Ten napój uspokaja i pozwala spojrzeć na świat z dystansem. (Kwiatkowski nieufnie sięga po kielich, a potem pije małymi łykami) Tu, na Olimpie, znajdzieszcałą dwunastkę bogów, a każdy z nas jest inny. Każdy ma swój repertuar tricków, swoje obyczaje, swoje upodobania… No i swój zakres obowiązków. Ja na przykład jestem patronem kupców i złodziei. (z uśmiechem) Co wcale nie oznacza, że zawsze umiem odróżnić jednych od drugich… Jestem też opiekunem podróżników, a twoja dzisiejsza podróż to przecież najdalsza z wypraw, w jakie może się udać człowiek. Tak, przyjacielu, to ja odprowadzam ludzkie dusze w zaświaty.

Kwiatkowski: — (siląc się na spokój) Zaraz, zaraz. Jaki Olimp, jakich dwunastu? Proszę mi natychmiast powiedzieć, co to za dziwna gra! (podejrzliwie) A może to program telewizyjny? Skąd ja się tu wziąłem? Muszę sobie przypomnieć! (pociera dłońmi czoło, mówi powoli) Leciałem samolotem do Grecji… W interesach, na podpisanie kontraktu… Zasnąłem w trakcie lotu i ...dalej nic nie pamiętam. Znalazłem się tutaj, przed bramą do pałacu…

Hermes: — (wzrusza ramionami) To proste. Twój samolot rozbił się w górach, niedaleko stąd, na zboczach Olimpu. Zginąłeś w katastrofie, a twoja dusza trafiła tutaj. I wtedy ja wyszedłem ci na spotkanie. (kręci głową z niedowierzaniem) Trochę to dziwne, bo od lat żadna dusza tu nie przybyła, a teraz — nagle — ty. Może dlatego, że zginąłeś tak blisko naszego pałacu? Nie wiem. Ale czuję, że przeznaczenie ma wobec ciebie wielkie plany...

Kwiatkowski: - Przeznaczenie? Skoro istnieją bogowie, to czym jest przeznaczenie? Nic nie rozumiem. (przez dłuższą chwilę siedzi w milczeniu, drżącą dłonią podnosząc kielich do ust) Wierzyłem w innego boga, a tu okazuje się, że niby istniejecie wy, tutaj, na Olimpie… (pije do dna) Jednocześnie mówisz, że od lat żadna dusza tu nie przybyła. Jak to możliwe, przecież ludzie w tym czasie umierali!

Hermes: — A żebyś wiedział, to możliwe. Są tylko dwie drogi: niektóre dusze, te najdoskonalsze, trafiają tutaj, na sąd. Jeśli wyrok okaże się pomyślny, to mają szansę wejść do Elizjum. To inaczej Pola Elizejskie, a po waszemu — Raj. Czasem nazywamy je Wyspami Szczęśliwymi… Jeśli wyrok jest niekorzystny, to dusza wraca na ziemię…

Kwiatkowski: — Pola Elizejskie? Jest taka ulica w Paryżu…

Hermes: — Ulica? A tak, rzeczywiście! Bywam tam czasem. (kiwa głową) Prawdziwe Pola Elizejskie wyglądają zupełnie, zupełnie inaczej. Na razie nie mogę ci powiedzieć, jak…

Kwiatkowski: — (cichym głosem, z obawą) A co się dzieje z duszami, które nie… nie zasługują na to Elizjum? Trafiają pewnie do ...Piekła?

Hermes: — Do Tartaru? Możesz być spokojny, nie ma czegoś takiego. Za co mielibyśmy was karać, przecież jesteście dokładnie takimi, jakimi was stworzyliśmy! Na swój obraz i podobieństwo. Nie ma Piekła — sami je sobie wymyśliliście, żeby mieć motywację do uczciwego życia. (tonem wyjaśnienia) Dusze, które nie osiągnęły jeszcze doskonałości, nie trafiają tutaj, tylko od razu wcielają się w nowe ciała. Rodzą się, jako dzieci. Przybyłeś tutaj, bo pewnie masz za sobą wiele wcieleń i nosisz w sobie ziarna boskości. Pozostaje tylko pytanie, czy już możesz wejść do Elizjum, czy musisz wcielić się jeszcze raz. A może nawet kilka razy... To rozstrzygnie nasz sędzia. Już za chwilę. Zaprawdę, powiadam ci… Tu trafiają tylko te dusze, które mają zostać osądzone… Wchodzą przez te drzwi, tak samo jak ty… (wskazuje na drzwi) Rzadko się to zdarza, bo większość ludzkich dusz jest jeszcze na bardzo kiepskim poziomie. Ty jesteś tu pierwszą duszą gdzieś od stu lat…


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Copywriter
Formalne bycie razem


«    (Published: 21-08-2002 Last change: 06-09-2003)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lech Brywczyński
Ur. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu).
 Private site

 Number of texts in service: 13  Show other texts of this author
 Newest author's article: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI!
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 1821 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)