|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Bezzasadność poznawcza tezy teizmu [2] Author of this text: Bohdan Chwedeńczuk
Mam więc przynajmniej rozwiązanie werbalne: „Ludzie nie
rozumieją tezy teizmu, gdyby ją jednak rozumieli, toby ją uzasadniali". Samą
implikację: „Gdyby ją jednak rozumieli, toby ją uzasadniali", mogę
przekształcić tak, by jej składniki były zdaniami oznajmującymi: „Gdy
ludzie rozumieją tezę teizmu, to ją uzasadniają", a sprzeczności z hipotezą Hume’a, do której doszłoby, gdybym miał przyznać, że ludzie
rozumieją tezę teizmu, mogę uniknąć, przekształcając następująco — na
mocy tego, co powiedziałem o mistyfikacji semantycznej — poprzednik naszej
implikacji: „Gdy się ludziom zdaje, że rozumieją tezę teizmu, to ją
uzasadniają". Wprowadziwszy tym sposobem założenie, że ludzie rozumieją
tezę teizmu, mogę zastanowić się nad jej uzasadnieniami, bo mogę zastanowić
się nad „uzasadnieniami" obrazów, które żywią, gdy wypowiadają tezę
teizmu, a raczej, nad uzasadnieniami twierdzeń nawiązujących do obrazów
religijnych, twierdzeń wzbudzanych przez tezę teizmu. Że nie są to
twierdzenia równoważne tezie teizmu (żadne zdanie bowiem nie może być równoważne
zdaniu bezsensownemu), to mojemu badaniu nie stoi na przeszkodzie. Ludzie
nierzadko bowiem uzasadniają nie to, co im się zdaje, że uzasadniają, i bywa
wówczas, że uzasadniają coś zgoła innego lub że niczego nie uzasadniają.
Przyjrzyjmy się zatem poznawczej wartości układów świadectw i zdań, które
ludzie mają za uzasadnienia tezy teizmu. Uzasadnienia te nie dotyczą
tezy teizmu, bo nie jest to teza w sensie właściwym — nie jest sensownym
poznawczo zdaniem twierdzącym — ale dotyczą jakiegoś przybliżenia do tej
tezy — na przykład jakiejś myśli, że istnieje ktoś, kto to wszystko zrobił i się nami wszystkimi opiekuje, potężna i majestatyczna osoba, niczym ów
starzec z tympanonu katedry w Bambergu.
Mogę teraz bez obawy przed czymś, co miałbym za
nieporozumienie, zatytułować następująco kolejny paragraf tych rozważań.
C. Uzasadnienia tezy teizmu
Skorzystajmy z tradycyjnego podziału uzasadnień na bezpośrednie i pośrednie. Gdy uzasadniam coś bezpośrednio, za podstawę zdania, które
uzasadniam, biorę doświadczenie. Gdy uzasadniam coś pośrednio, za podstawę
zdania, które uzasadniam, biorę inne, już uzasadnione, zdania. Te inne zaś,
już uzasadnione zdania, to albo zdania uzasadnione bezpośrednio przez doświadczenie,
albo (jak w logice i matematyce) zdania, które uznaję za prawdziwe na mocy
znaczenia składających się na nie słów. Niech uzasadnianie, które opisałem,
będzie uzasadnianiem standardowym. Uzasadniam bezpośrednio zdanie mówiące,
że piszę te słowa, biorąc za jego podstawę doznanie wzrokowe pojawiających
się przede mną słów. Spytany, skąd wiem, że piszę te słowa, odpowiem, że
widzę, iż je piszę. To zaś, że jutro będzie wtorek, uzasadniam pośrednio,
biorąc za podstawę tego zdania różne zdania, które uznaję za uzasadnione
(a wśród nich zdanie mówiące, że dziś jest poniedziałek, oraz wiele
innych zdań, zdań astronomii, wiedzy o kulturze itp.). Spytany, skąd wiem, że
jutro będzie wtorek, odpowiem, że wywnioskowałem moje zdanie o jutrzejszym wtorku ze zdań, które już znam.
Tezę teizmu ludzie uzasadniają na oba sposoby, bezpośrednio i pośrednio. Ci, którzy uzasadniają ją bezpośrednio, robią to dwojako: bądź
tak, że za podstawę przekonania, iż istnieje Bóg, biorą zwykłe doznania
zmysłowe (widzą na przykład krzak gorejący i mówią, że widzą Boga, albo
widzą układ plam na szybie czy żłobienia na pniu sosny i mówią, że widzą
matkę Boga); bądź tak, że za podstawę przekonania, iż istnieje Bóg, biorą
tak zwane doświadczenia religijne.
O postępowaniu tych pierwszych (postępowaniem drugich
zajmę się potem w innym kontekście) wystarczy powiedzieć, że jest na
pierwszy rzut oka nieprzekonujące, a gdy mu się bliżej przyjrzeć, widać powód
tej ułomności — ten, że nie jest uzasadnianiem bezpośrednim. Uzasadnianie
bezpośrednie jest przekonujące, gdy każdy, kto ma sprawne zmysły i zna język,
do którego należy uzasadniane zdanie, w obliczu stosownego doświadczenia uzna
to zdanie. Każdy, kto ma sprawny wzrok, rozumie po polsku i ma pewne
skojarzenia, przeżywszy stosowne spostrzeżenie wzrokowe, uzna zdanie: „Na
tym pniu sosny występują żłobienia przypominające rysy twarzy z obrazu
Matki Boskiej Częstochowskieję (dokładniej: ze znajdującego się na Jasnej Górze w Częstochowie obrazu przedstawiającego, według niektórych ludzi, osobę
nazywaną przez nich Matką Boską; dalsze uściślenie wymaga rozróżnienia dwóch
klas czcicieli jasnogórskiego obrazu — tych, dla których przedstawia on Matkę
Boską, oraz tych, dla których przedstawia Matkę Boską Częstochowską). Nie
każdy natomiast — na kanwie tych kompetencji językowych i kulturalnych oraz w obliczu owego spostrzeżenia żłobień na pniu sosny — uzna zdanie: "Na tym
pniu sosny widać Matkę Boską". I nie ma sposobu, by go doprowadzić do
uznania tego zdania. A gdy się upiera przy nieuznawaniu go, nie ma sposobu, by
go uznać za ślepego idiotę (za kogoś, kto niedowidzi i nie rozumie po
polsku). Doświadczenie wzrokowe tego, że na pniu sosny jest Matka Boska (obojętne,
ona sama czy jej wizerunek), jest więc — jak pokazuje ten test niemożliwości
zdyskredytowania tego, kto nie widzi tam Matki Boskiej — nieprzekonujące.
A jest to doświadczenie trywialnie nieprzekonujące, bo
nie jest doświadczeniem. Skoro zaś nie jest doświadczeniem, odwoływanie się
do niego nie jest uzasadnianiem bezpośrednim. Żeby bowiem widzieć w plamach
na szkle czy żłobieniach na drzewie Matkę Boską, trzeba je uprzednio
religijnie zinterpretować. Dopiero po takiej interpretacji stają się Matką
Boską lub znakami obrazującymi Matkę Boską. Żeby zaś dokonać takiej
interpretacji, trzeba uznać różne zdania religii, a wśród nich tezę teizmu — trzeba wierzyć w istnienie Boga, by zinterpretować spostrzeżenie jako
widzenie jego matki. Nie sposób zatem z doświadczenia wzrokowego plam na szkle
czy żłobień na drzewie uczynić podstawę zdania religii, to bowiem wymaga
uprzedniego przyjęcia różnych zdań religii, a wśród nich tego, które miałoby
się, sięgając do owego doświadczenia, uzasadniać.
Można jednak powiedzieć, że zwykłe świeckie widzenie słów,
które właśnie piszę, również wymaga interpretacji. Cokolwiek widzę — czy
słowa, które piszę, czy Matkę Boską — gdy widzę coś, owo coś jest dziełem
interpretacji. Nie ma więc różnicy między jednym a drugim widzeniem; różne
są tylko środki interpretacji.
Mam dwie odpowiedzi na ten zarzut. Słabsza mówi, że można
wprawdzie naszą percepcję rzeczy zmysłowych uznać za coś pośredniego, a więc
za wynik interpretacji, ale można też stać na stanowisku, że kiedy je
postrzegamy, obywa się bez interpretacji — postrzegamy je bezpośrednio. W oczach tego, kto stoi na tym stanowisku, znika analogia między widzeniem słowa a widzeniem Matki Boskiej. Odpowiedź zaś mocniejsza mówi, że to mi wystarczy — wystarczy, że autor zarzutu przyznaje, iż bez interpretacji nie widzi Matki
Boskiej w plamach na szybie czy w żłobieniach na drzewie, tak jak nie widzi
bez interpretacji słów, które pisze. Jeśli to przyznaje, tym samym
przyznaje, że nie istnieją doznania zmysłowe niosące bez interpretacji treści
religijne. Nie istnieją tedy bezpośrednie uzasadnienia tezy teizmu, bo nie ma
tu nic bezpośredniego. Tak samo — na gruncie tego stanowiska — nie istnieją
bezpośrednie uzasadnienia tezy, że piszę te słowa. Czy obie tezy, teza o pisaniu słów i teza teizmu, są w tej sytuacji bezzasadne, czy obie są
zasadne, czy zasadna jest tylko jedna z nich-to inna sprawa. Tu ważne jest to
tylko, że żadna nie poddaje się bezpośredniemu uzasadnieniu.
Weźmy się więc za inną sprawę, czyli za pytanie o wartość pośrednich uzasadnień tezy teizmu. Przyjmę, że „główne dowody
istnienia Boga podzielić można ze względu na ich charakter metodologiczny na
trzy rodzaje: dowody aprioryczne, dowody empiryczno-dedukcyjne i dowody
empiryczno-indukcyjne". Przesłankami dowodów apriorycznych są przede
wszystkim definicje pojęcia Boga, z których usiłuje się wyprowadzić
dedukcyjnie tezę o istnieniu Boga; przesłankami dowodów
empiryczno-dedukcyjnych są między innymi zdania empiryczne (na przykład
zdania o zależnościach między poruszającymi się ciałami), z których usiłuje
się wyprowadzić dedukcyjnie tezę o istnieniu Boga; a w dowodach
empiryczno-indukcyjnych teza teistyczna uchodzi za hipotezę wyjaśniającą całość
naszego doświadczenia, zaś dowody takie zmierzają do okazania, że teza
teistyczna pociąga logicznie naszą wiedzę o świecie lub przynajmniej w znacznym stopniu ją uprawdopodobnia.
"Otóż, wszystkie te dowody wielokrotnie poddawano
krytyce. Krytyka ta ujawniała nie tylko przygodne, formalne czy materialne
usterki poszczególnych dowodów, lecz ujawniała przede wszystkim zasadniczą
niekonkluzywność trybów takiego dowodzenia. Nerw dawno znalezionych
zarzutów można wysłowić następująco: nie da się wywnioskować z pojęcia
rzeczy istnienia rzeczy (przeciw dowodom apriorycznym); nie da się przejść
dedukcyjnie od stanów świata do istnienia czegoś pozaświatowego (przeciw
dowodom empiryczno-dedukcyjnym); nie da się przypisać hipotezie teistycznej wyższego
niż 1/2 prawdopodobieństwa, a istnieją znacznie lepsze niż hipoteza
teistyczna wyjaśnienia" [ 3 ] znanego nam dziś stanu świata
(przeciw dowodom empiryczno-indukcyjnym). Innymi słowy, można bez sprzeczności
przyjąć definicję Boga, a odrzucić rzekomo wywiedzioną z niej tezę
teistyczną (przeciw dowodom apriorycznym); obraz świata nie może pociągać
logicznie tezy teistycznej, bo można go przyjąć, a tezę tę bez sprzeczności
odrzucić (przeciw dowodom empiryczno-dedukcyjnym); trudno też oprzeć się
intuicji przyznającej tezie teistycznej, jako hipotezie, niskie prawdopodobieństwo
(przeciw dowodom empiryczno-indukcyjnym).
Trafnie zatem przekonany jest ten, kto jest przekonany, że
„w przypadku każdej argumentacji metafizycznej [a dowody tezy teistycznej są
argumentami metafizycznymi, bo mają nas wyprowadzać poza świat przyrody — B.C.]
okaże się, że gdy przesłanki są bezsporne, to rozumowanie jest niestety
niepoprawne, gdy zaś rozumowanie jest poprawne, to przesłanki są równie wątpliwe,
jak wniosek, który mają wspierać".
Jeśli mój podział uzasadnień na bezpośrednie i pośrednie
jest poprawny, czyli rozłączny i wyczerpujący, to teza teizmu jest
bezzasadna. Mój podział uzasadnień uznaję za poprawny, tezę teizmu uznaję
więc za bezzasadną. W dalszym zaś postępowaniu z tezami bezzasadnymi kieruję
się pewną zasadą.
D. Dyrektywa Berkeleya
„Dla mnie wystarczającą racją, aby nie wierzyć, jest
brak dostatecznych racji do tego, aby wierzyć" (G. Berkeley). Wyznanie to
przekształcę w dyrektywę postępowania, którą nazwę, od nazwiska autora
owego wyznania, dyrektywą Berkeleya: „Nie uznawaj żadnego zdania dopóty,
dopóki nie masz dostatecznych racji, by je uznać!". Dyrektywę tę uważam
za nieodłączny atrybut osobnika racjonalnego. Osobnik racjonalny bowiem unika
zdań fałszywych, wystrzega się więc takich sposobów przyjmowania zdań, które
go na zdania fałszywe narażają. Na zdania fałszywe naraża nas przyjmowanie
zdań bez dostatecznych racji. Tylko wtedy zatem jesteśmy racjonalni, gdy nie
uznajemy zdania, dopóki nie mamy dostatecznych racji, by je uznać.
1 2 3 4 Dalej..
Footnotes: [ 3 ] Zob. mój „Wstęp" do antologii: B. Chwedeńczuk, Filozofia religii, s.14 « (Published: 15-03-2003 Last change: 07-02-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2328 |
|