|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Neutrum »
Biuletyn Neutrum, Nr 4 (31), Listopad 2003 [2]
Właśnie o to chodzi.. są pewne medyczne, filozoficzne, teologiczne różnice.
Są,
oczywiście. Ale
dla większości ludzi jedno jest tutaj wspólne, pewne: życie poczęte
jest święte, nienaruszalne. I jeśli ja słyszę, że ktoś mówi:
„absolutnie jestem przeciwko aborcji", a z drugiej strony uważa, że tu nie
powinno być żadnych ograniczeń, to nie widzę tu logiki. Dlaczego jest
przeciwko aborcji? Czy dlatego, że jest nieestetyczna, czy dlatego, że jest
nieetyczna? Jeśli jest nieetyczna, to nie można tutaj szermować deklaracjami o wolności.
Ja nie twierdzę, że
nie jestem przeciwko ograniczeniom. Uważam, że prawo państwowe powinno to
regulować w odpowiedni sposób. Natomiast uważam również, że problem
bardziej leży w wychowaniu, w informacji, w postawie wyrażającej szacunek dla
drugiego człowieka.
Ależ
ja się tu z panem całkowicie zgadzam! I uważam, że niechrześcijańskie i zarazem nieskuteczne są gromy, jakie się nieraz rzuca z ambony albo też w prasie pseudokatolickiej czy w radiu pseudokatolickim. Jakieś straszenie piekłem,
poniżanie kobiety znajdującej się nieraz w tragicznej sytuacji, obrażanie
tych, którzy zajmują inne niż my stanowisko.. Natomiast ważne jest
wychowanie i — jak powiedziałem — konkretne inicjatywy, żeby kobieta, która znajdzie się w trudnej
sytuacji, wiedziała, gdzie ma się udać i gdzie znajdzie konkretną pomoc..
Żeby była pewna ludzkiej życzliwości i pomocy, tak psychicznej jak i materialnej, żeby mogła dyskretnie urodzić dziecko, żeby miało ono
zapewnioną opiekę, np. ułatwioną adopcję; a może ona sama zdecyduje się
jednak je zachować? Ale zważywszy na słabość ludzkiej natury pewne
ograniczenia prawne są jednak konieczne, podobnie jak w wypadku innych przestępstw..
Nawet jeśli nie wszyscy uważają, że to już jest życie ludzkie. Tak jak często
złodziej sądzi, że nie jest złe to, co on robi. Nie chcę na jednej płaszczyźnie
stawiać tych spraw, ale z drugiej strony, jeśli w innych dziedzinach prawne
ograniczenia są potrzebne, dlaczego tutaj nie? Oby nie były tylko zbyt
restrykcyjne. Oby nie karały przede wszystkim matki. Oby..
To jest
problem na szerszą dyskusję. Skończmy na tym, bo i tak na jego pogłębienie
nie starczy czasu, jaki ksiądz profesor był łaskaw mi poświęcić.
Jeszcze tylko dwie sprawy.
Trzeba dokonać odróżnienia sprawy ochrony poczętego życia od pewnych kościelnych
nakazów, zakazów, które obowiązują tylko katolików. Nie możemy narzucać
niewierzącym czy niekatolikom swojego spojrzenia na kwestię np. środków
antykoncepcyjnych. Katolik, jeśli uważa się za wiernego członka Kościoła,
stara się podporządkować nauczaniu Kościoła w tej materii. Natomiast sprawa
tzw. aborcji to jest już nie tylko sprawa wyznania chrześcijańskiego czy
katolickiego. Dla nas jest to zamach na życie ludzkie. Ale na jedno barbarzyństwo
(zabicie dziecka) nie wolno odpowiadać drugim barbarzyństwem (metody
protestu), bez względu na zasadniczą różnicę między nimi. Przybicie do
polskiego portu statku aborcyjnego to wiatr w żagle polityczne dla niektórych
krzykaczy Ligi Rodzin Polskich czy Młodzieży Wszechpolskiej. W Stanach
Zjednoczonych doszło wręcz do zamordowania pod kliniką aborcyjną lekarza.
Nic dziwnego, że biskupi amerykańscy odcięli się od radykalnych form protestów
antyaborcyjnych.
Podrzucę
księdzu profesorowi problem, który nie dość, że jest bulwersujący, to do
dzisiaj nie został rozwiązany. Od 1967 r. obowiązuje w Polsce zarządzenie
MSW, według którego jeżeli kobieta poroni, nastąpi przedwczesny poród i „to", co się urodziło waży mniej niż 601 g, to „tego" nie ma. A rodzi się człowiek! Według obowiązującego zarządzenia „to" nie ma aktu
urodzenia, aktu zgonu, nie ma imienia i nazwiska. „To" nie istnieje! Jest to
problem, który -
biorąc pod uwagę zaangażowanie w związku z ustawą o ochronie dziecka poczętego
-
powinien być w centrum zainteresowania jego rozwiązaniem ludzi Kościoła
katolickiego. Specjalnie użyłem sformułowania „to", aby podkreślić
absurdalność tego zarządzenia. Z jednej strony „od poczęcia do naturalnej
śmierci", z drugiej -
„to".. i nikt problemu nie widzi..
Dla
chrześcijanina to nie jest „to". To jest człowiek, obdarzony duszą nieśmiertelną.
Dziękuje panu, że zwrócił pan uwagę na ten bolesny problem. Na absurdalność
przepisu z roku 1967.Tak,
tonie tylko
problem matki, która straciła dziecko i czasem przeżywa to dramatycznie.
To także problem nas wszystkich, a zwłaszcza Kościoła, który głosi świętość
każdego życia ludzkiego, od poczęcia do śmierci. To, co się dzieje w niektórych
szpitalach po poronieniu przez matkę, to prawdziwe barbarzyństwo..
W
naszej rozmowie, jak na razie, nie pojawiła się kwestia finansów. Ostatnio bp
Skworc mówiąc o krytyce sposobu finansowania Kościoła, nazwał ją
„brakiem znajomości prawa i obowiązujących uregulowań". Zaznaczył, że
sprawiedliwość nakazuje płacić człowiekowi za pracę. Czy np. nauka religii w szkole to praca, czy też jest to misja? Czy to państwo powinno płacić za tę
misję, czy też wierni?
To jest i misja i praca.
Gdyby to była tylko misja, to opłacać winni tylko katolicy. Ale jeśli jest
to praca wykonywana wobec dziecka i jego rodziców, którzy płacą podatki, to
należy się tutaj zapłata. Zresztą nie wolno nikogo zatrudniać za darmo.
Niektórzy księża katecheci próbowali nie brać pieniędzy za prowadzenie
katechezy w szkole, ale okazało się, że prawo na to nie zezwala.
Wspomniałem wcześniej zasadę „niezależności" państwa i Kościoła..
Tak, ale rodzice mają prawo
do wychowania swojego dziecka zgodnie ze swoją wiarą.
A kto
im tego zakazuje? Jeśli ktoś chce posłać syna na naukę pływania, na naukę
gry na skrzypcach, to czy ktoś im nie pozwala? Oni posyłają i płacą, bowiem
państwo im tego nie gwarantuje. Kto mi zabraniał posyłać dziecko na naukę
religii w salkach katechetycznych przy kościołach i ją opłacać? Państwo i Kościół to są zupełnie inne twory i ja osobiście oddzielam kwestie ich
tyczące, zgodnie z zapisem „każde w swojej dziedzinie".
Tak, zgoda. Ale niech to będzie
niezależność życzliwa, nie
uciekająca od współpracy dla dobra wspólnego, w tym wypadku dla wychowania
także dobrych obywateli państwa, bo i ku temu zmierza katecheza chrześcijańska. I jeszcze jedno, proszę pana. Za opiekę duszpasterską, za posługi religijne
opłacają księdza wierni, nie państwo. Zupełnie słusznie. Natomiast nauka
religii -
to jest także.. nauka. Istnieje cała wielka dziedzina wiedzy teologicznej, a więc nauki. Jest to powszechnie uznawane, także przez państwa. Np. wydziały
teologiczne na uniwersytetach państwowych są tak samo traktowane (i tak samo
opłacane) jak inne wydziały. I gdy chodzi o przekazywanie tej porcji nauczania
teologicznego, jaką jest katecheza, to właśnie szkoła stwarza najlepsze do
tego warunki. Ale nie zapominam, że wielu rodziców i księży było za
pozostawieniem nauczania religii przy kościołach. I pamiętam też, jak się
obawiano, że religia w szkole to będzie pole dla nietolerancji i dyskryminacji, co się na szczęście nie sprawdziło, poza nielicznymi (ale
godnymi piętnowania) wyjątkami. Jeśli jest udany katecheta (katechetka), nie
tylko Kościół, ale i państwo zyskuje na tych „lekcjach religii". I dlatego właśnie, że to jest nauczanie młodych obywateli, państwo płaci. Zwłaszcza,
że nie ma obowiązku -
na szczęście -
uczęszczania „na religię" i że tam, gdzie jest więcej dzieci z innych Kościołów,
organizuje się -
za państwowe pieniądze, czyli za pieniądze rodziców -
naukę religii danego Kościoła; ba, istnieje też nauka etyki opłacana przez
państwo dla dzieci tych rodziców, którzy nie życzą sobie, żeby ich dziecko
było wychowywane religijnie.
Nie ma
etyki w szkole.
Nie ma? Dlaczego nie ma?
Bo nie ma..
A to już jest wina państwa
czy raczej konkretnej szkoły. Ja znam wiele szkół, gdzie jest etyka. I na świadectwie
jest etyka.
Na świadectwie
jest.
Moje dawne studentki, które
uczą religii, mówią mi o swoich koleżankach czy kolegach uczących etyki, o ich kłopotach.. Jeśli więcej młodych wybiera religię niż etykę, albo jeśli
rzeczywiście w jakiej szkole nie ma w ogóle takiej alternatywy, to już nie
jest winą Kościoła.
Spytałem o to, ale teraz wydaje mi się, że się zapętlimy, bo w tym momencie można byłoby
zadać takie pytanie funkcjonariuszom państwa. Nie chcę szukać innego słowa..
wydaje mi się, że można postawić pytanie: Czy państwo indoktrynuje w tym
momencie.. za państwowe pieniądze?
Proszę pana, katecheza autentyczna,
ewangeliczna, posoborowa, ekumeniczna, jest zaprzeczeniem jakiejkolwiek
indoktrynacji. Ale gdybyśmy się upierali przy równaniu nauki religii z indoktrynacją, to można by się jej obawiać, gdyby wszystkie dzieci obowiązywała
nauka religii, a przecież korzystają z niej tylko te dzieci, których rodzice
widzą w nauczaniu religii szansę wychowania ich dzieci na dobrych ludzi.
Ale ksiądz
profesor z pewnością zna przypadki różnych zachowań.. Można powiedzieć,
że państwo jest wmanipulowywane przez X, Y, Z. A zawsze jest tak, że trzy złe
przypadki rzutują na obraz całości.
Praktyka bywa różna.
Oczywiście są takie przypadki, zdarzają się tu i tam, dochodzą do mnie różne
skargi ze strony rodziców, czasem ze strony uczniów, także ze strony chrześcijan
innych Kościołów, sporadycznie ze strony żydów (bo jest ich mało).. Na
szczęście są coraz rzadsze, co nie znaczy, że należy je lekceważyć. Każde
słowo czy gest nietolerancji to zranienie drugiego człowieka. Na szczęście,
nie spełniły się -
jak już mówiłem -
początkowe obawy, po wprowadzeniu przez premiera Mazowieckiego religii do szkół,
że będzie to świetna okazja do gnębienia inaczej wierzących czy niewierzących.
Są takie wypadki, ale nie jako zasada. Czarny scenariusz -
Bogu dzięki -
się nie sprawdził. I jeszcze dodajmy jedno. Wprawdzie niektórzy księża i rodzice nadal uważają, że religia powinna być raczej przy kościołach (tak
jak za komunistów, kiedy nie była opłacana przez państwo), to jednak większość
uznała, że nauczanie w szkole jest szczęśliwszym rozwiązaniem.
I na koniec pytanie o konkordat. Jak pamiętamy, w latach
1993-98 toczyła się burzliwa debata. Stawiano liczne zastrzeżenia, były wątpliwości,
których do końca nie usunięto. Wystąpiliśmy do Rzecznika Praw Obywatelskich z prośbą, aby zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego o ostateczną wykładnię.
Prof. A. Zieliński obawiał się jednak wywołania niepokojów i sprawa nie
znalazła się przed Trybunałem. Czy nie uważa
ksiądz profesor,
że dla
czystości sprawy, żeby utrącić wszelkie posądzenia o nieczyste
intencje, Kościół Katolicki sam powinien wystąpić ze stosownym wnioskiem do
TK, którego orzeczenie załatwi definitywnie sprawę?
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 18-05-2002 Last change: 31-10-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 258 |
|