Często obserwuję dyskusje, prowadzone w Internecie między osobami wierzącymi i niewierzącymi, zwykle przedstawicielami obrządku rzymskiego i tzw. ateistami.
Mam na myśli oczywiście te dyskusje, które dotyczą religii, wiary, światopoglądu
oraz historii. Polemiki te są zwykle mocno nacechowane emocjonalnie, pełne uwag
ad personam, ale także błędów merytorycznych i logicznych. Jeżeli bierzesz udział w takich dyskusjach, lub jesteś tylko ich obserwatorem(ką), przeczytaj ten tekst.
Dyskusje, jeżeli są prowadzone przez ludzi racjonalnych, mają swoje cele. Głównym celem,
nie oszukujmy się, jest przekonanie oponenta do swoich racji. Inaczej mówiąc, do zbratania go z własnym obozem. Czy to będzie pogląd na religię, wiarę czy historię, zawsze
celem jest wygrana. Byłoby to podejście racjonalne, gdyby takie dyskusje
rokowały szanse na tego typu zakończenie. Tak jednak nie jest. Kończą
się one bowiem zwykle jednym z kilku scenariuszy: obrażeniem się na siebie,
ucieczką jednego z dyskutantów, zmianą tematu lub wreszcie (bardzo rzadko) przyznaniem
komuś racji (lub sobie jej braku). Co ciekawe, dyskusje takie prowadzą
zwykle mężczyźni, na co z pewnością psychologia ma ciekawe uzasadnienie i czemu autor tego tekstu zupełnie się nie dziwi.
Jest to zrozumiałe, jeżeli potraktujemy poglądy dyskutantów jako zespoły memów,
które dążą do replikacji w cudzym umyśle. I tak, dyskutant ateista będzie dążył do
obalenia wiary swojego oponenta-fideisty, poprzez dyskredytowanie tejże.
Służą temu różnorakie metody, z których wymienić można takie, jak: mówienie o historii jego Kościoła (co już samo w sobie jest dla wielu wierzących
zaskoczeniem), pokazywanie sprzeczności w świętej księdze jego religii
(co jest nie mniejszym zaskoczeniem), wskazywanie błędów logicznych w argumentacji teistycznej a także wskazywanie na związki między religiami
oraz na ich naturalną genezę. Metody te bywają skuteczne, wg mojej pobieżnej
oceny, w około 20% przypadków. Mam na myśli skuteczność objawiającą się tym,
że dyskutant chwilowo przyzna mu rację, zmieni temat lub zignoruje dany wątek. W pozostałych przypadkach, argument okazuje się nieskuteczny (teista nie uzna go,
nie przyzna mu wystarczającej wagi) lub okaże się on zwyczajnie błędny.
Wówczas jednak dyskusja staje się jałowa, jeżeli jedna ze stron nie uznaje
racji drugiej i jest głucha na jej argumenty. Powszechne jest także niezrozumienie
charakteru podanego argumentu, lub nawet podawanie argumentów nie mających
związku z tematem.
Dyskusja kończy się zwykle w momencie, gdy pozostałe jeszcze wątki nie niosą
ze sobą dostatecznego ładunku emocjonalnego, aby komuś zależało na
pokazaniu, że ma rację. Zgodnie z przysłowiem, „lepszy wróbel w garści niż
gołąb na gałęzi", dyskutant kończy swój udział w dyskusji, gdy tylko zyska
przewagę a pozostałe pytania okażą się zbyt kłopotliwe.
Biorący udział w dyskusji zwykle zakładają (lub nawet wierzą), że to, co
napiszą publicznie (na forach, w usenecie) zostanie przeczytane w całości
dokładnie tak, jak oni to czynią i że czytelnik wyciągnie z tego taki sam
wniosek, jak ich autorzy. Jest to jednak założenie zupełnie nieracjonalne, ponieważ
czytelnik prawie na pewno nie przeczyta całości, a już na pewno nie dysponuje
taką wiedzą i poglądami, jak dyskutanci. Dlatego subiektywne odczucie
dyskutanta, że odniósł przewagę, ma niewielkie znaczenie dla czytelnika.
Ewentualnego czytelnika, ponieważ niektóre dyskusje rozpoczynają się w taki
sposób, że trzeba by dysponować cierpliwością taką, jak redaktorzy
Racjonalisty, aby przeczytać ją do końca w całości.
Czytelnicy zachowują się jednak zwykle racjonalniej niż autorzy
tych dyskusji, ponieważ nie marnują swego czasu na czytanie polemik, z których
zwykle nic nie wynika. A nie robią tego głównie dlatego, że, po pierwsze,
nie są zaangażowani emocjonalnie (a w każdym razie dużo mniej), po drugie,
ich memy nie mają zwykle interesu, aby pochłaniać inne memy i się nad nimi
zastanawiać. Czytanie krytyk dzieł swojego ulubionego pisarza nie jest
zajęciem przyjemnym, szczególnie wtedy, gdy jego dzieła mają dla wielu ludzi takie
znaczenie, że byliby gotowi życie za nie oddać. Na szczęście większość z nas posiada także mem, który nakazuje nam poszukiwanie nowości, wrodzoną
chłonność wiedzy i ciekawość na opinie innych.
Czemu o tym wszystkim piszę? Otóż chciałbym dodać parę swoich memów
do dyskusji prowadzonych w Internecie. A dokładniej, spróbuję stworzyć
podręczny poradnik dla tych wszystkich, którzy nie chcą tracić czasu
na jałowe dyskusje i chcą, aby ich polemiki przynajmniej przypominały
dyskusje racjonalnie prowadzone. Jako przykład posłużą mi tematy,
jakie najczęściej poruszają ateiści i katolicy w naszym kraju.
Proszę nie ulegać złudzeniu: będzie to poradnik dla obu stron.
Tak, obie strony mogą na tym skorzystać, ponieważ dzięki temu
będą mogły zmniejszyć ilość polemik do racjonalnego minimum,
ominąć te tematy, które są jałowe lub, przez swoją wybitną
nieścisłość, nie prowadzą do niczego sensownego.
Czytelnik z pewnością zastanowi się, czemu w takim serwisie pomagam
teistom i piszę takie treści? Przecież jest to chyba nieracjonalne pomagać
swoim oponentom. Otóż wystarczy powiedzieć, że sprawia mi to przyjemność.
Nie jest też tak, że komuś pomagam. Ja raczej chcę przeszkodzić tym,
których to autorstwa dyskusji już mi się nie chce czytać. Przyznaję jednak,
że gdybym był sensu stricto walczącym ateistą, byłoby to działanie nieracjonalne.
Zamieszczone poniżej tematy/wątki zaopatrzone są w dwa podpunkty, z których
jeden jest przeznaczony dla walczących ateistów, drugi dla apologetów religii
(jeżeli używasz starszej przeglądarki, zobaczysz oba na raz).
Nie omówię niestety tych tematów, które są zbyt
skomplikowane, aby dyskutować o nich w Internecie lub też są one
tego rodzaju, że nie uznałem ich za wystarczająco wartościowe. Nie omówię
też takich, o których istnieniu nie wiem, za co przepraszam.
Zanim jednak przejdziemy do praktyki, warto zauważyć, że sensowna dyskusja
powinna być przeprowadzana w sposób systematyczny i uporządkowany.
Nie warto zarzucać rozmówcy wieloma tematami czy pytaniami, ponieważ
mało kto ma na tyle cierpliwości (co np. redaktorzy Racjonalisty)
aby na wszystkie odpowiedzieć. Zmasowany atak nie doprowadzi
do zdobycia zamku, ale najwyżej do zburzenia mostu.
Kolejnym warunkiem jest unikanie jak ognia obrażania swojego rozmówcy.
Niech ten obowiązek spoczywa na nas — nie wymagajmy tego od rozmówcy!
To On poniesie stratę w oczach rozumnych czytelników, co na dłuższą
metę jest dla nas (mam na myśli Czytelnika) korzystne.
Jeżeli zostaniemy obrażeni, mamy prawo odpowiedzieć w ramach skali, w jakiej
nas obrażono (jeszcze lepiej jest to zignorować, wszak człowiek obraża
się tylko za prawdę, nie za kłamstwo).
Chciałbym także zachęcić was do używania w dyskusjach własnego nazwiska
lub przynajmniej używanego 'oficjalnie' pseudonimu. Co prawda kosztem
anonimowości, ale jednak zyskamy możliwość odnalezienia (być może po latach),
dyskusji, na którą, bądź co bądź, poświęciliśmy sporo czasu.
Byłoby nieracjonalnie prowadzić dyskusje, z których potem sami nie możemy
skorzystać.
Przedstawione uwagi nie mają na celu służyć jako gotowe odpowiedzi, ale
jako wskazówki do odpowiedzi. Autor nie odpowiada za nie zrozumienie podpowiedzi. Kolejność
tematów jest przypadkowa.
Wybierz zestaw odpowiedzi:
Pierwsza odpowiedź: teista, druga: ateista. Odszedłeś(aś) od religii w zbyt młodym wieku, aby mogła to być decyzja świadoma.
Argument zwykle nieskuteczny. Wielu ateistów odpowie, że z religii po prostu wyrosło jak z bajek.
Argument ad personam, logicznie bezwartościowy, merytorycznie — zasłona dymna.
Ludzi religijnych jest dużo więcej niż ateistów.
Argumenty ilościowe zwykle nie mają dużej wartości.
Ludzi biednych jest zdecydowanie więcej niż bogatych.
Skoro na świecie jest tyle zła, to dobry Bóg nie może istnieć.
Brak wynikania logicznego. Jest więcej możliwości i więcej możliwych interpretacji. Podaj rozmówcy zarys teologii zbawienia.
Należy wzmocnić ten argument o inne przykłady, prowadząc do wniosku, że świat jest dokładnie taki, jakby Boga nie było. Uważaj
na sofistykę rozmówcy, domagaj się definiowania pojęć typu dobro i zło (wszak to twój rozmówca twierdzi, że są to wartości absolutne).
Z powodu złego wydarzenia nie powinieneś tracić wiary w Boga. To może być tylko próba.
Chcesz rozmówcę nawrócić, czy pogrążyć? Jeżeli jakieś wydarzenie odebrało mu wiarę, to jest to kwestia jego emocji, a nie rozumu.
Jeżeli straciłeś(aś) wiarę z tego rodzaju powodu, to lepiej jeszcze się zastanów, czy jesteś ateistą.
Jeżeli jesteś, to masz przykład na to, że wiara jest kwestią emocji, a nie rozumu. I po co Bóg miałby kogoś testować, skoro wszystko o nim wie?
Bóg nie może zrobić wszystkiego, więc nie może być wszechmocny. Więc nie ma istot wszechmocnych.
Od razu napisz, że wszechmoc nie oznacza robienia wszystkiego. Broń tezy, że wszechmocny nie jest ograniczony w swojej naturze, ale tylko w swoim działaniu w naszym świecie.
Każ rozmówcy sprecyzować, co znaczą pojęcia wszystko i wszechmoc. Jeżeli na ich podstawie sam sobie zaprzeczy, nie będzie
już nic do dodania. Jeżeli nie, wykaż mu, że wszechmoc nie oznacza robienia wszystkiego, ponieważ to absurd.
Skoro Boga nie ma, jak powiadasz, czemu się miły tak często o niego zakładasz?
Uwagi ad personam już były, prawda?
Rozmówca zmierza do wykazania, że jesteś wojującym ateistą, a stąd już krok do wykazania, że nie
jesteś lepszy od ewangelizatorów. Najlepiej, oczywiście, napisać prawdę.
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.