|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Metoda poznawcza racjonalizmu [4] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
III. To, co obserwujemy, jest pewne, bowiem dodatkowo
weryfikujemy to z rzeczywistością.
W części trzeciej mowa jest głównie o braku „wzorców
poznawczych", które by potwierdzały „ateistyczne" odkrycia, oraz o fałszywych
„autorytetach", które potwierdzają je w sposób niedostateczny. Główna
teza wokół której obraca się rozumowanie autora głosi, iż światopogląd
racjonalistów (opierający się na nauce) jest niepewny, gdyż nie ma "ostatecznego
autorytetu do którego można by się odwołać w swych twierdzeniach",
zatem nie jest ani odrobinę bardziej pewny niż teizm. Nie wiadomo za bardzo o jakim autorytecie pisze autor, ale niewątpliwym jest, iż nie ma czegoś
takiego jak „papież nauki". Widać zarazem charakterystyczne myślenie
katolickie: o wiarygodności tez przesądza Autorytet — Nieomylny Weryfikator
Prawdy. W tym kontekście nasuwają się pewne spostrzeżenia o charakterze naukowym, które Edward Wilson ujął następująco: "Sądzę, że
etolodzy z innej planety od razu zauważyliby semiotyczne podobieństwo między
zachowaniem się podporządkowanych członków grup zwierząt a przejawami posłuszeństwa
wobec autorytetów religijnych i świeckich obserwaowanego wśród ludzi. Zauważyliby,
że najbardziej rozbudowane rytuały posłuszeństwa są adresowane do bogów,
hiperdominujących choć niewidzialnych członków ludzkich społeczności.
Doszliby przeto do słusznego wniosku, że nie tylko pod względem anatomii, ale
także podstawowych zachowań społecznych Homo sapiens całkiem niedawno
oddzielił się ewolucyjnie od swych krewnych z rzędu naczelnych. (..) Zgodnie
ze swoim małpim dziedzictwem ludzie łatwo dają się uwodzić pewnym siebie
charyzmatycznym przywódcom, zwłaszcza mężczyznom. Najsilniej tego typu
predyspozycje zaznaczają się w organizacjach religijnych. Wokół takich przywódców
powstają zwykle kulty. Władza przywódcy rośnie, jeśli potrafi przekonać
innych, że ma specjalny dostęp do najwyższej, dominującej istoty, którą
zwykle jest męska postać Boga. W miarę jak kulty przekształcają się w religie, obraz najwyższego bytu wzmacniają kolejne elementy mitu i liturgii. Z czasem autorytet twórców religii i ich następców zostaje uwieczniony w świętych
księgach. Bezwzględnie tłumione są wszelkie nieprawomyślne wystąpienia
podporządkowanych członków grupy zwanych bluźniercami." (Kosiliencja)
Jeden z najniezwyklejszych naukowców XX w., Richard P.
Feynman, jeden ze swych wykładów popularnonaukowych rozpoczął w ten sposób:
„A gdybyście zaczęli wierzyć w to, co powiedziałem wcześniej, tylko
dlatego, że jestem uczonym i że, jak wyczytaliście z programu, dostałem
wiele nagród i tak dalej, zamiast zastanawiać się bezpośrednio nad
problemami — czyli jeśli drzemie w was tęsknota za autorytetem — sprawię,
że dzisiejszego wieczoru pozbędziecie się balastu tego rodzaju. Poświęcam
ten wykład wykazaniu, jak śmieszne wnioski i niespotykane stwierdzenia może
wygłosić ktoś taki jak ja. Chcę zniszczyć zbudowany wcześniej obraz siebie
jako autorytetu." Nie zanotowano chyba podobnego zachowania ze strony
jakiegokolwiek propagandysty lub proroka jednej ze wspaniałych epistemologii
religijnych. Coś takiego możliwe jest tylko wśród ludzi, którzy jak Feynman
mówią o sobie: „Oczywiście, ja sam zaliczam się do niewierzących", a których
światopogląd określany jest przez piewców miłości jako „ułomny obraz świata"
(w takim katalogu znalazła się krytyka „poznawczej metody ateizmu").
Postawa naukowa nie jest wprawdzie weryfikowana przez żaden
autorytet, ale nie jest tym samym nieweryfikowalna, choć to sprawdzona i godna
zaufania metodologia o tym decyduje, a nie autorytet.
1. Metodologia naukowa
W innym miejscu a propos metodologii naukowej obrońca
wiary pisze coś takiego: "Jak widzimy, dla cytowanego ateusza nie jest aż
tak istotne to, czy istnieje uzasadnienie dla jego poglądu głoszącego, że w sposób nie zniekształcony może on poznawać rzeczywistość, tylko ważne
jest dla niego to, czy jest wierny pewnej modnej we współczesnym świecie
eleganckiej metodzie. Zatem nie jest ważna dla niego prawda, lecz wierność
naukowej modzie". Tutaj widzimy już jak mój oponent posunął się
daleko poza granice dorzeczności. Tym jest nie tylko uznanie metodologii
naukowej za „naukową modę" (!), ale pogalopowanie poza oficjalne
stanowisko jego pryncypałów z Watykanu, którzy dziś robią co mogą, aby
wykazać jak głeboko leży im na sercu metodologia nauk przyrodniczych (watykańskie
sympozja naukowe, konferencje, panele dialogowe itd.). Zaleca się zatem dla
zachowania prawomyślności nieprzywdziewanie surduta postmodernistycznego [ 9 ], a na dobry początek jakąś dobrą lekturę o tym czym naprawdę jest
metodologia naukowa. [ 10 ]
W tym miejscu ograniczmy się tylko do wskazania, że
domniemana „moda naukowa", to zespół założeń którym musi odpowiadać
hipoteza (model matematyczny), aby mogła być uznana za udoskonalającą nasze
przybliżenie do prawdy teorię naukową, wśród których wyróżnia się
przede wszystkim:
-
oszczędność — im mniej podstawowych pojęć i procesów niezbędnych
dla wyjaśnienia zjawiska, tym lepiej; to co nie jest niezbędne traktujemy
„brzytwą Ockhama";
-
ogólność — im większy zakres zjawisk opisuje model, tym większe
zachodzi prawdopodobieństwo, że będzie on prawdziwy;
-
konsiliencja — nowe teorie, które są spójne z solidnie
ugruntowaną dotychczasową wiedzą z innych dyscyplin, są zdecydowanie
skuteczniejsze w teorii i w praktyce od takich, którym tej spójności brak;
-
moc przewidywania — najważniejsza cecha porządnej teorii
naukowej. Największe szanse przetrwania mają teorie, które zawierają
precyzyjne hipotezy obejmujące swym zasięgiem wiele zjawisk, a ich
przewidywania najłatwiej sprawdzić za pomocą obserwacji i eksperymentu.
[ 11 ]
Absurdalne jest stwierdzenie, że jest to jakaś moda.
Osobiście jestem jednak przekonany, że dość powszechne kwestionowanie nauki z punktu widzenia filozofii, a najczęściej wśród kręgów
humanistyczno-postmodernistycznych, jest modą naszych czasów i jako taka musi
przeminąć, kiedy jej wyznawców znudzą już jałowe ataki na naukę. Podkreślmy
więc: „Nauka jest uniwersalna — to zapewne najbardziej uniwersalne spośród
osiągnięć człowieka, przenikające wszystkie ludzkie kultury. Religie i filozofie mają swój kulturowy (chociażby wschód — zachód) czy narodowy
wymiar — nauka jest dorobkiem całej ludzkiej rasy. (...) Na ironię zakrawa
fakt, iż nauka, która nigdy nie dążyła do odkrycia prawd absolutnych, a wręcz
odcinała się od takich poszukiwań, dziś jest bliżej pełnego zrozumienia świata
niż filozofia, która zawsze miała takie aspiracje. Współczesne koncepcje
upadku czy "wrodzonego zła" nauki to czysty nonsens. To kolejna przemijająca
intelektualna moda, która odejdzie w niepamięć wraz ze swymi twórcami, jak
Theodore Roszak czy Carlos Castenada. Tymczasem Newton i Einstein żyją, a to,
co stworzyli, jest tak samo ważne na Biegunie Północnym, równiku i w
najbardziej odległym zakątku wszechświata." [ 12 ]
Nauka jest oczywiście produktem kulturowym. Jednak przy
takim stwierdzeniu nie trudno o nieporozumienia. Kultury są zmienne, umowne i przypadkowe. „Prostą pochodną rozbieżności ewolucji kultur jest fakt, że
istniejące w ich obrębie sensy dotyczące religii, sztuki, relacji społecznych,
języka są czysto intersubiektywne, znikają zaraz po opuszczeniu danej
kultury. Dzieje się tak dlatego, że świat obiektywny jest neutralny wobec
kultur — pozostawia im zupełną swobodę rozwoju, dopóki nie ignorują one
najprostszych faktów tego świata, na przykład tego, że trzeba się odżywiać i unikać drapieżników oraz chronić przed zimnem, aby przeżyć. Większa część
kultury ma zatem tylko tyle związku ze światem zewnętrznym, ile musi. Bez
tego kultura nie mogłaby istnieć, jako że fizyka nie uznaje żadnych wartości
etycznych lub estetycznych, ani też nie afirmuje żadnego rodzaju bóstwa.
Istnieje jednak dziedzina kultury która, z własnego wyboru, zdecydowała się
na znacznie ściślejszy związek ze światem obiektywnym, a zatem zrezygnowała z owego prawa do niczym nie skrępowanej produkcji dowolnych i umownych znaczeń,
które, kiedy już zaistnieją, stają się sensami jedynymi i obowiązującymi.
Dziedziną tą jest oczywiście nauka" (B. Korzeniewski).
2. Niepewność ostateczna
Jeśli chodzi o bardziej ogólną niepewność prawd światopoglądu
racjonalistycznego — niepewność ostateczną, to sprawa wygląda tak, że
przyznajemy, iż brak nam „ostatecznego odniesienia" przesądzającego o wszystkim w sposób absolutnie pewny, natomiast teistom jedynie wydaje się,
że posiadają takie ostateczne odniesienie, którym miałby być Bóg, a że
jest to „Ktoś" bardzo małomówny i wstydliwy, czasowo zastępuje go jego
ziemski gaduła — papież. Racjonalista zdaje sobie sprawę, iż nie istnieje
ostateczna instancja poznawcza, zatem „posiadanie ostatecznego autorytetu"
może być co najwyżej neutralne dla poznania, ale najczęściej bywa zniekształcające i wprowadzające w błąd: ślepiec oprowadza ślepców po Muzeum Abstrakcji.
Brak nam wspominanego przez autora „wzorca" poznania,
ale właśnie dlatego odkrywanie tajemnic natury jest tak fascynujące, gdyż
jest wyprawą w nieznane. Gdyby było dopasowywaniem obserwacji do całkowicie
pewnego wzorca (zawartego np. w jakiejś kosmologii religijnej), byłoby daleko
mniej intrygującym wyzwaniem i znacznie mniejszym powodem do ludzkiej dumy.
3. Kardynalny błąd
Zasadnicza ułomność jaką obarczony jest tekst apologety
katolickiego polega na tym, iż nie dostrzega on, iż wszelkie wyliczane
przezeń skrupulatnie słabości poznania zmysłowo-racjonalnego dotyczą nie
tyle „światopoglądu ateistycznego", ale generalnie człowieka, a więc także
teistów. Historia religii dostarczyła nam przygniatającego dowodu, iż
wszelkie słabości tego poznania były przenoszone do doktryn religijnych i jeśli
na danym etapie rozwoju ludzkości ogólnie przyjmowano jakiś błędny pogląd o świecie, to jeśli akurat komponowano w tym okresie jakąś „świętą księgę"
to się okazywało, iż po zwrotach typu „to mówi pan bóg stwórca wszechświata" — mogło równie dobrze padać orzeczenie: „ziemia jest płaska", „ziemia
jest nieruchoma i znajduje się w centrum kosmosu", „kobieta powstała z żebra
mężczyzny", „gwiazdy są młodsze od ziemi", „światłość dnia jest
starsza niż Słońce" itd. Bogowie nie interweniowali nigdy w lapsusy i niedorzeczności, jakie płodzili o świecie ich skrybowie. Choć często
poprawiali te poglądy bezbożni naukowcy. Zatem jeśli chodzi o nasz aparat
poznawczy, wszyscy jedziemy na tym samym wózku, a jedynie niektórzy do
niepewności istniejącej dodają różnorakie swoje fantazje (w myśl zasady:
„jak szaleć to szaleć i tak nie ma ostatecznej pewności"?), które już
nie tylko nie mają ostatecznej pewności, ale i nawet nie opierają się na
jedynym aparacie poznawczym, jakiemu możemy i musimy zaufać.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
Footnotes: [ 9 ] Lewandowski obficie
wspiera się w swych wywodach na literaturze postmodernistycznej — P.K.
Feyerabenda (wściekłego przeciwnika nauki, poprzedzającego nurt
postmodernistyczny) oraz J.F. Lyotarda (tuza postmodernizmu, byłego
aktywisty lewicowej grupy Socialisme ou barbarie). Zestaw dość
osobliwy u katolika. [ 10 ] Np. W. Krajewski, Prawa
nauki. Przegląd zagadnień metodologicznych i filozoficznych, Warszawa
1998. [ 11 ] E.O. Wilson, Konsiliencja.
Jedność wiedzy, Poznań 2002, s.300-301. Zob. więcej: P. Krukow,
„Fundament nauki: metodologia", Racjonalista, str. 2432. [ 12 ] M. Moskovits (red.), Czy
nauka jest dobra, Warszawa 1997, s.7. « (Published: 14-11-2003 Last change: 26-02-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2915 |
|