|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
Czym różni się Bóg filozofów od Boga prostaczków Author of this text: Barbara Stanosz
[Odpowiedź]
Wyznaję, że ludziom wierzącym niechętnie odpowiadam na pytania o argumenty na rzecz ateizmu. Nie dlatego, bym bała się urazić ich
„uczucia religijne": nie podzielam przekonania o potrzebie ochrony
uczuć tego rodzaju. Stan psychiczny osoby, która twierdzi, że cierpi, ilekroć
ktoś okazuje brak uwielbienia dla czegoś, co ona wielbi, zasługuje zapewne na
terapię, ale nie na sankcjonowanie go przez zakazywanie ludziom zachowań, które
mogą wywołać u kogoś takie cierpienie (na ogół zresztą nieodróżnialne
zewnętrznie od postawy nietolerancji). Podzielam natomiast przekonanie
psychologów, iż należy chronić pewne inne ludzkie uczucie, mianowicie
uczucie samoakceptacji. Tymczasem mam nieodparte wrażenie, że argumentując na
rzecz ateizmu wobec teisty narażam go na utratę wiary we własną sprawność i uczciwość intelektualną: sugeruję — mimo że dokładam starań, by tego
nie czynić — że myśli on w sposób niesamodzielny i niedość krytyczny, że
jest podatny na indoktrynację, skłonny do myślenia życzeniowego, a co
najmniej niedouczony lub niekonsekwentny. Sugestie tego rodzaju zdają się być
naturalnym produktem ubocznym samej logiki sporu ateisty z teistą. Unikam więc
takich rozmów. Nie mam jednak takich oporów przed udzieleniem odpowiedzi na
pytanie postawione przez Pana w „Liście otwartym …", jestem bowiem
prawie pewna, że dzielą nas nie poglądy, lecz tylko sposób ich artykulacji, i chętnie wyłożę racje przemawiające za moim sposobem mówienia. Ateistą
jest ktoś, kto odmawia prawdziwości tworom językowym zwanym doktrynami
religijnymi. Doktryny te ogniskują się na ogół wokół tezy o strukturze
„Istnieje coś, co ma własności X, Y, Z, …" , nazywają owo coś
(jedno lub więcej) bogiem (bogami) i nawołują do żywienia wobec niego (nich)
uczucia miłości i/lub strachu, okazywania posłuszeństwa i składania dowodów
czci, obiecując w zamian rozmaite dobra i przepowiadając kary za niestosowanie
się do tych zaleceń. Z punktu widzenia, który z Panem podzielam, główna różnica
między doktrynami religijnymi ma źródło w charakterze określeń, które
występują na miejscu liter X, Y, Z, … w owej centralnej tezie. Jeśli są to
wyrażenia odnoszące się do własności empirycznych (takie, jak „ma
ludzką postać", „jest sprawiedliwy", „ulepił z gliny
pierwszego człowieka" lub „spłodził pierwszych ludzi"), mamy
do czynienia z doktryną typu mitologicznego, czy też — stosując Pański sposób
mówienia — z „Bogiem zwykłych ludzi" (mniej lub bardziej
antropomorficznym). Jeśli natomiast na miejscu tych liter występują wyrażenia
spoza słownictwa empirycznego (takie, jak „istnienie samoistne",
„czysty akt", „transcendencja", „absolut", albo
„bytujący w zaświatach"), mamy do czynienia z doktryną metafizyczną — z „Bogiem filozofów".
Pisze Pan: „Bóg zwykłych ludzi
istnieje w ludzkich głowach jako wyobrażenie". Ateista mówi zwykle, że
bóg taki po prostu nie istnieje. Wolę ten drugi sposób mówienia, a to z następującego
powodu. Wyobrażenia są zjawiskami psychicznymi, te zaś zachodzą zawsze w określonym miejscu i czasie. Wyobrażenia boga przeżywane przez różnych
wyznawców danej doktryny, a także wyobrażenia boga przeżywane przez jednego z nich, ale w różnych chwilach, to oczywiście zjawiska nieidentyczne. Jeśli
więc nie chcemy rażąco grzeszyć przeciw brzytwie Ockhama („Nie mnożyć
bytów ponad konieczność"), tj. przyjmować ontologii zaludnionej
miliardami bogów (a także Hamletów, Faustów, Frankensteinów i wszystkiego
innego, co ludziom zdarzało się wyobrażać sobie), to nie mówmy serio o istnieniu w naszych głowach bytów tego rodzaju jako wyobrażeń. (Warto też
zauważyć, że taki sposób mówienia zmusza nas — jeśli chcemy być
konsekwentni — do uznania każdego wyznawcy dowolnej doktryny religijnej za
multi-politeistę.)
Z drugiej strony, twierdzenie, że nie chodzi tu o pojedyncze wyobrażenia, lecz o pewne ich powtarzalne aspekty, które pozwalają
mówić o wspólnych obiektach różnych wyobrażeń (co redukuje ową
przeludnioną ontologię), nie respektuje innej, ważnej zasady metodologicznej,
sformułowanej przez W. V. Quine’a: No entity without identity (w swobodnym
przekładzie: „Nie postulować bytów, dla których nie ma kryterium
identyczności"). Jak bowiem można by rozstrzygnąć kwestię, czy -
powiedzmy — bóg, którego wyobraża sobie Jan, jest tym samym bogiem, którego
wyobraża sobie Piotr? A także kwestię, czy bóg, którego wyobrażenie Jan
przeżywa dzisiaj, jest tym samym bogiem, którego wyobrażenie przeżył
wczoraj? Obiektywne kryterium tego rodzaju (a „kryterium subiektywne"
to żadne kryterium) jest wręcz nie do pomyślenia. Nie wypada też wykręcać
się od spełnienia wymogu Quine’a mówiąc, że chodzi tu o istnienie w innym
sensie, skoro się żadnego innego sensu tego słowa nie zdefiniowało. Stare i bardzo pożyteczne słowo „istnieje" zasługuje na to, by — za przykładem
nauki — posługiwać się nim odpowiedzialnie, oszczędnie i konsekwentnie, a wymienione wyżej zasady dwóch wielkich filozofów są minimalnymi warunkami
takiego obchodzenia się z tym słowem.
Tak więc, ci z nas, którzy nie są
wyznawcami żadnej doktryny religijnej typu mitologicznego, muszą uznać występujące w tych doktrynach zdanie „Bóg istnieje" za fałszywe. Nie znaczy to
jednak, że zdania „Bóg zwykłych ludzi istnieje w ludzkich głowach"
nie można użyć jako metafory; przeciwnie, jest ono zgrabnym metaforycznym
opisem faktu, że wielu ludzi uznaje mitologiczne doktryny religijne, przeżywa
pod ich wpływem rozmaite wyobrażenia, doznaje związanych z tymi wyobrażeniami
uczuć — uwielbienia, strachu itp. — i niekiedy żyje w sposób zalecany przez te
doktryny. Przypuszczam, że właśnie taką interpretację tego zdania miał Pan
na myśli, pisząc w poetycki sposób o rodowodzie i losach bogów zamieszkujących
ludzkie głowy. Nie ma więc chyba między nami różnicy zdań w tej sprawie.
Odnoszę natomiast wrażenie, iż Pańskim zdaniem, mamy zasadniczo odmienne
postawy wobec metafizycznych doktryn religijnych — wobec „Boga filozofów":
chwali Pan (i zapewne podziela) postawę agnostycyzmu, sądząc słusznie, że
jest mi ona obca. Myli się Pan jednak zakładając, że jestem gotowa powiedzieć,
iż nie ma takiego boga, tj. że wzięta z doktryny metafizycznej wypowiedź
„Bóg istnieje" jest zdaniem fałszywym. Wypowiedź tę wprawdzie
odrzucam, lecz nie uważam jej za zdanie fałszywe: uważam ją za pozbawioną
sensu, a wszak fałszywe (lub prawdziwe) mogą być tylko sensowne zdania.
Przyczyną, dla której odmawiam sensu tej wypowiedzi, jest fakt, iż w centralnej tezie każdej takiej doktryny — w charakterystyce domniemanego bytu
nazywanego bogiem — występują terminy, które tylko z pozoru coś znaczą. Są
one wprowadzane do języków tych doktryn w kontekstach, lub za pomocą
pseudo-definicji, które zaledwie budzą w nas jakieś niejasne intuicje (głównie
dzięki temu, że znamy etymologię niektórych składników występujących w nich słów), ale nie wyposażają w zdolność czynienia odpowiedzialnego użytku z tych terminów w komunikacji językowej i w działaniach poznawczych. (Oto
typowy przykład takiej charakterystyki: „Będąc Samoistnym Istnieniem [Bóg]
jest na mocy tego realny sam z siebie i jest czystym aktem. Nie przeniknięty możnością
ani nie uzupełniony przypadłościami, także fizycznymi, jest bytem duchowym.
Różni się od innych bytów odrębnym obszarem bytowym, … posiada tożsame z samym sobą własności transcendentalne …" (Mały słownik terminów i pojęć filozoficznych, Inst. Wyd. Pax, Warszawa 1983, s. 38).) Ponieważ tak
wprowadzone słowo „bóg" nie zostaje wyposażone w znaczenie, więc
zdanie (ściślej: wypowiedź, która jest zdaniem z gramatycznego, lecz nie z semantycznego punktu widzenia) „Bóg istnieje" nie jest ani prawdą,
ani fałszem; jest nonsensem. A skoro tak, to nie można mu sensownie zaprzeczyć:
poprzedzenie nonsensu zwrotem „nieprawda, że" daje również nonsens.
Z tych samych powodów nie można sensownie powiedzieć „Wiem, że bóg
istnieje": warunkiem sensowności wypowiedzi o strukturze „Wiem, że
p" jest to, by na miejscu litery p znajdowało się sensowne zdanie. Ale
skoro tak, to nie można też sensownie powiedzieć „Nie wiem, czy bóg
istnieje". Oto powód, dla którego racjonalista nie powinien deklarować
się jako agnostyk w sprawie istnienia bogów z doktryn metafizycznych. Doktryny
teologiczne (w tym chrześcijańskie) łączą w charakterystyce boga terminy
empiryczne z metafizycznymi. A ponieważ występowanie w danej wypowiedzi terminów,
które nic nie znaczą, pozbawia ją sensu jako całość, więc zdanie „Bóg
istnieje" ma w takiej doktrynie te same właściwości, co w doktrynie typu
metafizycznego: nie można mu sensownie zaprzeczyć, ani poprzedzić słowami
„nie wiem, czy". Racjonalna postawa poznawcza wyraża się w ignorowaniu tego zdania, a wraz z nim doktryny, której jest ono ośrodkiem.
Nie
wynika stąd, oczywiście, że należy ignorować zjawisko społeczne, jakim
jest wyznawanie religii jakiegokolwiek rodzaju. Jest to zjawisko tak
rozpowszechnione i brzemienne w konsekwencje praktyczne dla życia społecznego,
że warto je wnikliwie analizować w kategoriach psychosocjologii. Sądzę, że
także fakt deklarowania agnostycyzmu w sprawach religii przez niektórych ludzi — wśród nich, jak Pan pisze, przez „intelektualną śmietankę świata" — ma czysto psychospołeczne źródła. Ale to już zupełnie inna historia.
*
[Tekst ukazał się w Bez Dogmatu nr 34. Publikacja w Racjonaliście
za zgoda Autorki.]
« (Published: 02-01-2004 Last change: 30-09-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3160 |
|