|
|
Neutrum » Reports »
Stanowisko Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego [2] Author of this text: Zachariasz Łyko
Dotychczasowe osiągnięcia Unii
Europejskiej oceniane są powszechnie jako pozytywne, a nawet pod wieloma względami
imponujące. Narody Zachodniej Europy potrafiły tak sobie ułożyć wzajemnie
relacje i współdziałania, że przyniosło im to o wiele więcej korzyści
materialnych i cywilizacyjnych niż krajom Europy Wschodniej należącym w tym
czasie do bloku wschodniego epoki jałtańskiej. Dzięki rozsądnej ekonomicznie i społecznie polityce, kraje Zachodu wyprzedziły — w różnym stopniu i zakresie — kraje Wschodu i żaden kraj, który przyłączył się do Wspólnoty,
nie pragnie z niej wystąpić. Postęp cywilizacyjny zawsze jest rezultatem mądrych
planów oraz rzetelnej i twórczej pracy. Przy czym oba te warunki realizowane
były na Zachodzie konsekwentnie i komplementarnie. Do nowych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, przystępujących do Unii Europejskiej, dołączyła również
Polska z nadzieją na polepszenie swego ekonomiczno-społecznego bytu oraz
wkroczenie na ścieżkę wielokierunkowego rozwoju. Ten fakt stanowi wielką
szansę, zwłaszcza dla młodego pokolenia, w postaci możności swobodnego podróżowania
po krajach Europy oraz studiowania na uniwersytetach świata i realizacji swej
drogi życiowej w większej niż dotąd przestrzeni. Nie bez znaczenia jest
zniesienie granic i swobodne podróżowanie oraz możność korzystania z unijnych urządzeń administracyjno-prawnych i kulturowych.
Nie dzieje się źle, gdy ludzie i narody zbliżają się do siebie, zaprzyjaźniają się i łączą we współpracy
na rzecz wspólnego dobra, pomyślności materialno-duchowej i perspektyw
rozwoju. Jest to zjawisko pozytywne, w którym ujawnia się jakaś odwieczna tęsknota
za przyjaźnią, pokojem, dobrobytem i szczęściem. Wierzący widzą w tych
zdarzeniach dalekie echo tęsknoty za utraconym rajem oraz paradygmat
perspektyw, które wypełnią się w przyszłości — w wymiarach doskonałości
absolutnej — w eschatologicznych i wiekuistych dobrach mesjańskich niezmąconego
pokoju i nienaruszonego sacrum.
Dążenie ludzi i narodów do wspólnych
osiągnięć drogą pokojową i współpracy jest oczywiście o wiele lepsze niż
gdyby miało to być urzeczywistnione poprzez wyścig zbrojeń, militaryzm,
wojny i przelew krwi. W tym właśnie tkwi moralna i duchowa moc obecnych współdziałań
ludzi i narodów Europy. Jest to zresztą w jakimś sensie zaczynem nadziei na
przyszłe powodzenie i sukces. Człowiek jest istotą społeczną, a współpraca
jednostek oraz wspólnot rodzinnych, rodowych, społecznych, narodowych i międzynarodowych,
mających na celu wspólne osiąganie pomyślności, zwłaszcza, gdy przyświecają
jej najwyższe ideały ducha, jest wpisana w egzystencję świata i dzieje
ludzkości, bo sensem istnienia świata jest zorganizowane społeczeństwo,
zapewniające pewne minimum ładu społecznego, umożliwiającego życie i posłannictwo
dziejowe człowieka, chroniącego podstawowe wartości bytu.
Wielu myślicieli jest zdania, że
Polska pod wieloma względami zyska pozostając w Europejskiej Wspólnocie Narodów
niż będąc poza nią. Uważa się powszechnie, że Unia Europejska wpłynie
także twórczo i cywilizacyjnie, a nawet dyscyplinująco, nie tylko na sferę
ekonomiczną, ale także społeczną i polityczną.
Zjednoczona
Europa jest również szczególną szansą dla Kościołów chrześcijańskich. Z jednej strony będzie dobrą okazją do prezentacji własnych wartości
eklezjalnych i najlepszych wzorców życia, wzbogacając tym samym wspólne
europejskie dobro, a z drugiej strony skorzystania z wielu wartości kulturowych
świata Zachodu. Będzie także okazją próby wiary i życia wobec nie
wszystkich i nie zawsze pozytywnych postaw i relacji panujących na Zachodzie.
Nie bez znaczenia pozostaną międzyludzkie i międzywyznaniowe kontakty w duchu
chrześcijańskiego i międzywyznaniowego dialogu oraz współdziałań w czynieniu dobra, co może przyczyniać się do zaniku z jednej strony wszelkich
przejawów tryumfalizmu czy fundamentalizmu konfesyjnego orientacji większościowych
oraz ich różnych form ksenofobii lub sektofobii, a z drugiej strony do rozwoju
miłości braterskiej i poszanowania godności osobistej każdego człowieka bez
względu na wyznawane różnice.
Warunki sine qua non
W świetle dotychczasowych doświadczeń,
nie trudno zrozumieć, że dalsze istnienie, umacnianie się i rozwój Wspólnoty
Europejskiej — wspólnoty państw, narodowości, kultur i religii — jako
swoistej jedności wśród różnorodności czy różnorodności w jedności lub — jak mówią niektórzy myśliciele — wspólnoty pojednanej wielości,
wymagać będzie zarówno wielkiej troski, dobrej woli, współdziałań, jak i licznych wyrzeczeń. Wymagać zwłaszcza będzie realizacji czterech
przynajmniej warunków sine qua non, a mianowicie: po pierwsze -
umacniania i rozwijania ideałów dotyczących praw człowieka i pozytywnych społeczno-ekonomiczno-politycznych
warunków ludzkiej egzystencji, po drugie — umacniania ducha tolerancji i powszechnej życzliwości, po trzecie — umacniania neutralności światopoglądowej
politycznych struktur Unii Europejskiej, po czwarte — tworzenia i umacniania
mechanizmów zapobiegających duchowym kryzysom takim, jak samouwielbienie,
pycha i arogancja władzy.
Co do ideałów, to nadal powinny
być z największą pieczołowitością i konsekwencją realizowane
cywilizacyjne wartości naczelne, jak: prawa człowieka, pokój i bezpieczeństwo,
pomyślność duchowa i materialna ludzi, wyrównywanie różnic ekonomicznych
między społeczeństwami narodowymi i narodami świata, jak również ochrona
przyrody, walka z ubóstwem, terroryzmem i chorobami. Na szczególną uwagę zasługuje
wolność religii i poglądów. Niedomogi w tym zakresie zawsze były i są źródłem
największych dramatów świata, hekatomb ofiar i tragedii ludzkiego cierpienia.
Zapisy zawarte w projekcie Konstytucji Europejskiej są pod tym względem bardzo
obiecujące. Pozostaje tylko kwestia niezłomnego ich urzeczywistniania w praktyce życia. Wydaje się, że zapisy dotyczące tradycji religijnych, oświeceniowych i humanistycznych podnoszą ich znaczenie w sposób harmonijny i zachwianie tej
równowagi mogłyby być brzemienne w skutki.
Tolerancja z kolei nie może być
tolerancją pojętą wąsko, jako czasowej, trudnej do zniesienia, bolesnej i przymusowej zgody na zaistniałe odmienności, połączonej z nieodpartym dążeniem
do jak najszybszej ich likwidacji i możności pełnego rewanżu, gdyż taka
tolerancja jest bliska nietolerancji, ale tolerancja szeroko pojęta, jako
poszanowanie godności ludzkiej oraz akceptacja podobieństw i rzeczy wspólnych,
połączona z życzliwym, nacechowanym zrozumieniem i wysoką kulturą osobistą,
stosunkiem do odmienności, np. narodowych, religijnych czy innych, jednakże w granicach uniwersalnych wartości moralnych. Tolerancja szeroko pojęta nie
oznacza tolerancji bez granic, bo w przeciwnym przypadku trzeba byłoby zgodzić
się na wszelkie zło, łamanie praw Bożych i ludzkich oraz zbrodnie, a także
tolerancję wobec nietolerancji, co uderzałoby w istotę człowieczeństwa i egzystencję świata. Stąd słuszny postulat granic tolerancji, którymi
powinny być uniwersalne wartości moralne. Powstaje tylko pytanie: kto miałby
wyznaczać te granice? Nie wydaje się, żeby mogły tego dokonać w sposób
obiektywny orientacje fideistyczne, które nigdy nie są wolne od lepiej lub
gorzej pojętego pierwiastka misjologicznego i wyznaniowego ekskluzywizmu, w przeciwieństwie do orientacji afideistycznych, z natury bardziej obiektywnych,
uwzględniających także postulaty przyrodzonych praw człowieka, w tym zwłaszcza
wolności religii i przekonań.
Z kolei neutralność światopoglądowa
politycznych struktur Unii Europejskiej ma być gwarantem praw i wolności oraz
nienadużywania władzy w imię jakiejś jednej czy dominującej opcji
ideologicznej, co w praktyce oznacza m.in. rozdzielenie państwa i kościoła.
Połączenie tych czynników w przeszłości prowadziło zawsze do przejawów
nietolerancji, dyskryminacji i łamania ludzkich sumień. Życzliwy stosunek do
religii czy przekonań ze strony władz, a nawet pewne formy współpracy, nie
powinny naruszać jasno określonej linii rozdziału między tym, co świeckie, a tym, co religijne.
Jest jeszcze jedno zagadnienie
wymagające przemyśleń. Dotychczasowe doświadczenia dziejowe dowodzą, że każda
większa struktura organizacyjna czy ruch, wykazuje — w miarę upływu czasu,
wzrostu i narastającej siły — tendencje totalizujące i unifikujące, będące z jednej strony przejawem niebezpiecznego syndromu władzy, która choć jest
wielka, to pragnie być jeszcze większa, ogarniając idee, poglądy,
przekonania i postawy ludzkie, a z drugiej strony — wyrazem złowrogiej hybris,
czyli pychy, zadufania i samouwielbienia. Postawom takim mogą towarzyszyć
przeróżne ideologiczne widma (czy wręcz psychozy) faktycznych lub urojonych
zagrożeń, wskazujące na potrzebę stosowania radykalnych działań. Arogancji
władz bowiem najczęściej wtóruje jej brutalizacja oraz koniunktura i aplauz
mas. W tym momencie powstaje akademickie pytania: czy wówczas, przypuśćmy,
gdy Unia Europejska ogarnie całą Europę, a może większy jej wymiar w postaci zglobalizowanych pod względem politycznym, gospodarczym i religijnym
narodów świata, znajdzie się jeszcze miejsce np. na tolerancję dla
odmiennych poglądów i postaw mniejszości? Co zatem zrobić, aby zapobiec tego
rodzaju uniwersalistycznym i totalistycznym przejawom wszechwładzy, arogancji i pychy, które potencjalnie mogą przecież zaistnieć? Jakie zastosować
mechanizmy samoobronie przed powstaniem i rozwojem takich właśnie form
patologii ducha, czy symptomów autoagresji, destrukcji, samozagłady i samozniszczenia? Jest to zagadnienie głęboko filozoficzne i wymaga poważnych
przemyśleń.
Nadzieje i obawy
Konsekwentna i twórcza realizacja wspomnianych wyżej
uwarunkowań egzystencji i postępu, leżących u podstaw ideowych Wspólnoty
Europejskiej, z pewnością obfitować będzie dalszym jej rozwojem i urzeczywistnieniem podjętego przez nią historycznego posłannictwa w skali
europejskiej, a może także globalnej, stając się wielkim dobrodziejstwem
naszego kontynentu i chyba świata. Takie zresztą mniej więcej nadzieje przyświecały i przyświecają współczesnym przywódcom Europy i świata oraz szerokim
rzeszom ludzkości, oczekującym bardziej aktywnego przeciwdziałania złu i wszelkim innym zagrożeniom ludzkiej cywilizacji i pokoju.
W przeciwnym jednak przypadku,
gdyby z ogólnego postępu cywilizacyjnego oraz procesów europeizacji czy
globalizacji świata wyłonił się niebezpieczny syndrom samouwielbienia i wszechwładzy oraz nastąpiło raz jeszcze zespolenie religii i polityki w nowym
globalnym wymiarze oraz realizacja totalitarystycznej i uniformistycznej wizji
uszczęśliwienia ludzkości kosztem praw Boga i ludzi, to wówczas mogłyby
wypełnić się najczarniejsze scenariusze biblijnej Apokalipsy obrazujące
przesilenia końcowych dni ziemskiej cywilizacji. W ich świetle ludzka hybris
nie może stanowić duchowej przewodniczki postępu, a tandem
religijno-polityczny — jego ideowej siły, nieprawość zaś z natury swej
musi ugodzić sama w siebie. Interesująca zaś Danielowa metafora kolosa na
gliniano-żelaznych stopach dowodzi, że — w sytuacji powszechnej apostazji — gdyby nawet stan zjednoczenia świata osiągnął swą formę szczytową w postaci zespolenia się ludzi pokrewieństwem krwi, to i tak — wobec nie
przezwyciężonych i narastających sprzeczności ducha — „nie będzie się
trzymał jeden drugiego" (Dn 2,43) [ 1 ], a w konsekwencji, ocaleńczym wydarzeniem dla planety-Ziemi pozostanie
eschatyczna misja uwielbionego Chrystusa i zaistniały w jej wyniku kosmiczny
porządek pokoju, prawa i sprawiedliwości, dobra, prawdy i piękna.
1 2 3 4 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Po hebrajsku faza brzmi: mitharebin
(areb — zmieszać się) lehewon (od hawah — być)
bizera (zera — nasienie) anasza (ludzi), wela-lehewon
(lecz nie będą) dabqin (dabaq — trzymać się razem)
dena im-dena (jeden drugiego). « (Published: 03-09-2004 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3613 |
|