|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » Philosophy of science »
Sieć pojęciowa a logika [1] Author of this text: Bernard Korzeniewski
W
rozdziale drugim została naszkicowana zależność pomiędzy siecią pojęciową
a językiem. Obecnie zajmiemy się wzajemnymi relacjami sieci pojęciowej i logiki. Zaznaczyliśmy już, że nie będziemy
argumentować za pomocą
analizy logicznej, lecz spróbujemy stworzyć taką „wizję pojęciową",
która pasowałaby do sieci pojęciowej
odbiorcy. Oznacza to negację logiki jako uniwersalnego narzędzia badawczego
w filozofii. Poniżej postaramy się podać uzasadnienie
takiego stanowiska. Czymże jest logika? Logika podaje reguły orzekania
prawdy i fałszu o pewnych zdaniach (czy też, za Wittgensteinem, po prostu jest tymi regułami). Zdania te zawierają relację (lub
relacje) pomiędzy jakimiś
elementami, lub po prostu określają pewne właściwości elementów.
Elementami są byty indywidualne lub ich zbiory (kategorie). Logika wydaje się
na pozór być tworem absolutnym, autonomicznym, jak matematyka.
Jej zasady są tak intuicyjnie jasne, oczywiste, tak niepodatne na jakiekolwiek
wątpliwości co do ich prawomocności, że odnosimy wrażenie, iż wszystko
możemy zanegować, ale nie logikę. Wittgenstein w "Tractatus
Logico-Philosophicus"
zabsolutyzował ją do tego stopnia, iż przypisywał jej rolę nie
przedmiotu, lecz struktury poznania, więcej, struktury świata. Logika w jego
wczesnym systemie była immanentną cechą języka, który zakreślał granice
(dostępnego nam) świata. Nawet więcej niż immanentną — jedyną możliwą
i sensowną, konieczną.
A jednak spróbujemy pokazać, że absolutna prawomocność
logiki jest złudzeniem. Weźmy najprostsze twierdzenie typu „A jest
B", na przykład "róża jest czerwona". Zdanie intuicyjnie
oczywiste dla każdego,
idealnie jednoznaczne i zrozumiałe. Czy jednak jest ono rzeczywiście
absolutnie jednoznaczne? Przeanalizujmy jego elementy. Zacznijmy od słowa
„róża". Do jego desygnatu, to jest realnej rośliny, można zastosować
paradoks łysego. Jeżeli róży zabierzemy jeden atom, nadal pozostanie różą.
To samo, jeżeli
zabierzemy dwa, trzy lub cztery atomy. Ale proces kolejnego odejmowania atomów doprowadzi w końcu do powstania
tworu, który już różą nie będzie i momentu, w którym się to stanie,
nie możemy określić inaczej
niż arbitralnie. Oczywiście „róża" nie jest nazwą pojedynczego
obiektu, lecz pewnej ich kategorii. Powyższa analiza służyła pokazaniu,
iż nie możemy
stwierdzić, w którym momencie rozbierana na atomy róża zaczyna się
tej kategorii wymykać. A więc pojęcie róży jest niedookreślone
przestrzennie (strukturalnie). Aby je
dookreślić, musielibyśmy w definicji określić położenie każdego atomu
(chociaż ze względu na mechanikę kwantową zapewne i to by nie
wystarczyło). To jednak doprowadziłoby do zdefiniowania pojedynczego
obiektu materialnego, a nie kategorii obiektów będących różami.
Dowodzi to, że kategoria róż w sposób idealny (absolutny) nie istnieje, i
to w każdym znaczeniu tego słowa. W tej sytuacji albo opieramy logikę na pojedynczych
indywiduach, rezygnując z kategorii (co zresztą na niższym poziomie także
prowadzi do deabsolutyzacji, jak o tym powiemy za chwilę), albo
akceptujemy fakt, że logika operuje na elementach niedookreślonych idealnie.
Zresztą podany przykład to tylko pojedynczy aspekt ogólniejszego zjawiska.
Przejdźmy do następnych. Róża jako dojrzała roślina powstaje z nasiona
(poprzez stadium siewki). Nie da się określić dokładnego momentu przejścia
pomiędzy tymi stadiami, to znaczy dokąd mówimy „nasiono", a odkąd
„róża". Róża jest więc niedookreślona w czasie (ontogenetycznie),
co jest zresztą powiązane z
niedookreśleniem strukturalnym, tyle że innego rodzaju,
niż w przykładzie poprzednim. Róża jako roślina powstała w trakcie ewolucji
poprzez cały szereg form przejściowych z roślin, które jeszcze różami
nie były. Jest to niedookreślenie pojęcia róży filogenetyczne. I wreszcie
należy powiedzieć o niedookreśleniu
najważniejszym, kategorialnym, które zresztą zawiera w sobie wszystkie
poprzednie. Otóż można sobie wyobrazić ciągły szereg
obiektów (to znaczy o dowolnie małej różnicy pomiędzy sąsiednimi obiektami),
coraz bardziej różniących się od naszej standardowej róży. W tym szeregu
istnieje gdzieś punkt, w którym danego obiektu nazwać różą już z całą
pewnością nie można. „Szereg" taki oczywiście nie jest
jednowymiarowy, lecz posiada nieskończoną
liczbę wymiarów (czyli cech, którymi mogą się różnić obiekty w
szeregu). Na takim szeregu także tylko arbitralnie da się określić, gdzie
sięga kategoria „róży". Tu okazuje się, że, tak wydawałoby się
jasne, pojęcie róży nie było zdefiniowane jakoś absolutnie, lecz po
prostu intuicyjnie. Wrażenie
jasności i jednoznaczności tego pojęcia bierze się stąd, że na ogół w
zbiorze dostępnych nam fenomenów róże dzieli od innych obiektów wyraźna
przerwa (luka w ciągłym szeregu zmienności), co powoduje, że łatwo jest
nam wyodrębnić klasę róż jako odrębną kategorię. Jest to jednak cecha empiryczna,
w tym przypadku pragmatycznie przydatna, ale niemogąca dowodzić
absolutnego dookreślenia kategorii. W wielu jednak przypadkach, na przykład
w filozofii, nawet takie pragmatycznie „względnie dobre" dookreślenie
pojęcia nie ma miejsca.
Jeszcze prościej możemy zdeabsolutyzować ścisłość
nazwy „czerwona". W ciągłym spektrum barw od pomarańczowej do fioletowej
tylko arbitralna decyzja może wskazać odcinek dla barwy czerwonej.
Zresztą badania naukowe wykazały, że zakres nazw barw jest zmienną międzyosobniczą
(tzn. różni ludzie nieco inaczej przeprowadzają granicę na ciągłym
spektrum barw pomiędzy barwą np. czerwoną i pomarańczową) i, w większym
stopniu, międzyjęzykową (tzn. dla różnych języków etnicznych). Poza
tym, nawet dla danej jednostki, o ile może ona na czerwonofioletowym odcinku
spektrum określić pewne punkty jako zdecydowanie czerwone, inne jako zdecydowanie fioletowe, to w pewnych punktach określić
kategorycznie przynależności barwy do jednej z katerorii nie jest po
prostu w stanie. Brakuje nam nazw dla ciągłego,
a więc nieskończonego spektrum fenomenów. Logika zatem, posługując się nazwami, może opisać świat jedynie w sposób
przybliżony. Także znaczenie
czasownika „jest", dobrze dookreślone w pewnych obszarach
semantycznych, rozmywa się na ich obrzeżach. „Być" można obiektem,
kategorią, pojęciem, myślą, ideą, uczuciem, rzeczą, fantazją, można też
po prostu „być" jako istnieć.
W każdym wypadku jest to inny rodzaj istnienia (przysługują
mu różne atrybuty) i na dobrą sprawę każdy powinien posiadać odrębną
nazwę. W inny przecież sposób „istnieje" konkretne drzewo, a w inny zasada
moralna czy kategoria. Ale to jeszcze nie rozwiązuje sprawy, ponieważ
granice pomiędzy powyższymi typami „bycia" nie są absolutne. Ma tu
miejsce płynne przejście jednych w drugie. Na przykład fizyka teoretyczna często
boryka się z trudnościami w określeniu,
czy dane pojęcie jest „obiektem materialnym" czy „tworem matematycznym" i okazuje się, że
takie rozróżnienie nie jest do
końca możliwe. Dobrym przykładem jest problem „realnego" istnienia
orbitali atomowych, opisywanych funkcją falową. Niemożność ścisłego
oddzielenia od siebie różnych sposobów istnienia (nie możemy na przykład
przeprowadzić ścisłej granicy pomiędzy osobami realnymi a spotykanymi
we śnie, dopóki nie będziemy mogli się upewnić, że w danej chwili nie śnimy
lub nie halucynujemy, a to nie jest do końca możliwe) prowadzi do wniosku,
że w zasadzie przysługuje im jeden rodzaj istnienia, że pod tym względem
wszystkie dostępne nam fenomeny (przedmioty, idee, kategorie) są
„równouprawnione". W naszej koncepcji odpowiada to spłaszczeniu hierarchii
pojęć w sieci pojęciowej do jedności kategorialnej.
Dotychczasowe
przykłady dotyczyły kategorii i bytów ogólnych. Ale otrzymane
wnioski odnoszą się także do bytów indywidualnych. Weźmy zdanie
„Jan jest w tym pokoju". Jeżeli znamy Jana i znajdujemy się w tym
samym pokoju, to jesteśmy w stanie bez
trudu orzec o prawdziwości lub fałszywości tego
zdania. Postąpmy jednak z Janem podobnie jak z różą, a pojawią się problemy.
Obetnijmy mu włosy i paznokcie. Nadal Jan znajduje się w pokoju. Amputujmy
mu ręce i nogi. Tak okrutnie okaleczony Jan jest nadal Janem. Jeżeli
jednak udałoby nam się utrzymać przy życiu izolowany mózg Jana, nazwanie
go Janem mogłoby już budzić pewne wątpliwości. Dajmy jednak na to,
że kierowani humanitaryzmem uczynimy to. Na mózgu tym można następnie
przeprowadzić kallotomię (przecięcie spoidła wielkiego). Otrzymujemy dwie,
w dużym stopniu izolowane świadomości. Czy to jeszcze dalej Jan, czy już
dwóch Janów? Oczywiście wspomniany mózg możemy dalej dekompletować,
aż otrzymamy twór, który już na pewno Janem nie będzie. Widzimy zatem,
że rozmontowując Jana mechanicznie, rozkładamy go też semantycznie.
A jeżeli tożsamość Jana polega na tożsamości jego świadomości? Proszę
bardzo! Wiadomo, iż poważne uszkodzenie mózgu może ze świętego uczynić mordercę,
a z geniusza idiotę. Jeżeli jednak nie naruszymy mózgu Jana sposobem od
razu radykalnym, a będziemy przecinać po jednym neuronie? Kiedy skończy się
Jan, a zacznie kto inny? Widzimy zatem, iż jesteśmy zmuszeni, przeprosiwszy
wprzódy Jana za tak brutalne potraktowanie jego osoby, do uznania nieuprawomocnienia logiki także w odniesieniu do bytów
indywidualnych.
Idąc dalej, znaczenie żadnego zdania (także zdania zbudowanego
wedle prawideł logiki) nie jest niezależne od kontekstu. Kontekst znaczeniowy
można oczywiście, tak jak pojęcie, wydatnie dookreślić. Nigdy jednak
zdanie zbudowane w obrębie języka nie zyska absolutnej jednoznaczności,
to znaczy nigdy nie będzie mu można zupełnie dokładnie przypisać ściśle
określonego obszaru sieci pojęciowej. Logika zachowuje w przybliżeniu swą
ważność (tzn. opisywane przez nią elementy i relacje są w zadowalający sposób
dookreślone) tylko w pewnych regionach kryształu pojęć. Są to te fragmenty
sieci pojęciowej, gdzie znaczenie pojęć jest dostatecznie dobrze ugruntowane
poprzez relacje z innymi pojęciami, gdzie sieć pojęciowa jest gęsta, a natężenie „pola semantycznego" — duże.
Filozofia do tych regionów nie
należy. Dlatego logika jest wobec niej bezsilna. Jeżeli sylogizmy dotyczyć
mają nazw niewiele więcej „znaczących" od nazw pustych, jeżeli
zdania logiczne mają
operować pojęciami powiązanymi relacjami o niskim stopniu dookreślenia, to ich treścią okazuje się bełkot
dowolności. Dlatego każda konsekwentna
analiza logiczna prowadzi do kompletnej desemantyzacji dowolnej
filozofii i dlatego wczesny Wittgenstein i neopozytywiści uznali twierdzenia filozofii za bezsensowne, chociaż błędnie
przeciwstawiali oni zdania filozofii
zdaniom nauki — z punktu widzenia absolutystycznego wszystkie one są
bezsensowne, natomiast zdania nauki są niewątpliwie lepiej dookreślone, co jest miarą ich sensowności w prezentowanej tutaj koncepcji.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 30-10-2004 )
Bernard KorzeniewskiBiolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011). Private site
Number of texts in service: 41 Show other texts of this author Newest author's article: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3725 |
|