The RationalistSkip to content


We have registered
200.038.742 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
  » Church law

Rozwód po katolicku [2]
Author of this text:

Tak więc, kiedy dowiedliśmy, iż nie chodzi tutaj ani o racje biblijne, ani prawnonaturalne, ani społeczne, zapytujemy się

Cui bono?

"...nie ma żadnych wątpliwości, że nierozerwalność małżeństwa jest dobrem dla Kościoła, bo zrywanie małżeństw kanonicznych przez rozwody cywilne jest oczywistym złem dla tej instytucji" — odpowie prof. Woleński, do czego Tadeusz Żeleński-Boy dorzuciłby jeszcze: "...o 'nierozerwalności' małżeństwa nie może tu być mowy, może chodzić jedynie o monopol w jego rozrywaniu oraz ograniczenie tego przywileju na ludzi bogatych."Poniżej zostanie to uzasadnione i rozwinięte.

Kościół Katolicki będąc nieprzejednanym wrogiem rozwodów, sam ich jednak udziela, jednakże pod zmienioną nazwą — unieważnienia małżeństwa. Jakkolwiek formalnie jest to zupełnie coś innego, tak jednak materialnie — częstokroć zupełnie to samo. W ten to sposób, za pomocą "pokrętnej moralności", dał Kościół Bogu świeczkę, a Diabłu ogarek. Udziela rozwodów, a owszem, ale pod innym płaszczykiem — "nie kijem, to pałką, dla pacjenta wszystko jedno jak się nazywa", jak pisał Boy.

Nierozerwalność 'od kuchni'

Zobaczmy jednak nieco zakulisów katolickiej nierozerwalności małżeństwa.

Sprawy katolickich rozwodów rozpatrywane są przez tzw. konsystorze, czyli sądy diecezjalne, w pierwszej instancji, w sprawach zwykłych śmiertelników zasobnych w odpowiednie fundusze, oraz przez Świętą Rotę Rzymską (Sacra Romana Rota), w instancji odwoławczej (czyli w sytuacji gdy powód rozwodu w konsystorzu nie otrzymał, a ma pieniądze, aby go mimo wszystko otrzymać) oraz w pierwszej instancji dla notabli. Dla Roty pracują promotorzy sprawiedliwości (doradcy prawni Kościoła, pełnią również funkcje prokuratorskie), obrońca węzła (uzasadnia ważność związku) oraz oczywiście audytorzy, czyli sami sędziowie. Sprawę powoda prowadzą adwokaci pracujący przy Rocie (włoscy prawnicy prawa kanonicznego, ludzie świeccy), których wynagrodzenie ustala sąd kościelny. Właściwość Roty jako sądu w sprawach o małżeństwa uznano na ostatnim soborze.

Katolicki rozwód, czyli rozwiązanie małżeństwa, otrzymuje się pod pozorem jego nieważności (kanonicznej) od samego zawiązania, przyjmuje się więc, iż takie orzeczenie wywiera skutki ex tunc, że w istocie małżeństwa w ogóle nie było. O nieważności decydują przeszkody małżeńskie, tzw. impedimenta matrimonii, które wylicza kodeks kanoniczny. Przykładowo wedle prawa kanonicznego nieważne jest małżeństwo bigamistów, zawarte przez duchownego bez dyspensy, zawarte pod przymusem, pod warunkiem wykluczenia potomstwa, takie, które zawarte było w niezgodzie z procedurą (czyli jak pisze Boy: stara się wówczas wyłuskać pozór nieważności, "szuka nie zapalonej świeczki przy ołtarzu", czy czegoś innego, o co dałoby się zaczepić), że ukryto chorobę psychiczną jednego z małżonków, że jedno jest niezdolne do wydania potomstwa, czy skonsumowania małżeństwa, i in. W istocie jednak te przepisy są nad wyraz pojemne i rozciągłe. [ 2 ]

Redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego, ks. Adam Boniecki, broniąc papieskiego apelu, pisze, iż nie chodziło tutaj o wydawanie rozkazów prawnikom, lecz o to aby sędziowie wykazali więcej zaangażowania w przeciwdziałanie rozwodowi, a w szczególności o coś jeszcze innego — "Ojciec Święty wyraźnie stara się zapobiec sytuacji w której trybunał Stolicy Apostolskiej (tj. Święta Rota) będzie postrzegany jako instytucja — mówiąc nieco trywialnie — sankcjonująca rozwody, o których dopuszczalności w Kościele katolickim w żadnym przypadku mowy nie ma" [ 3 ]. Przypatrzmy się więc, czy ów rzymski trybunał nie może być właśnie tak postrzegany przez nas, zwłaszcza jeśli spojrzymy nieco wstecz.

Swojego czasu, tj. w okresie przedwojennej batalii o cywilne prawo małżeńskie, najgłośniejszą tubą przeciwną kościelnej obłudzie był Tadeusz Żeleński-Boy [ 4 ], który poświęcił temu problemowi szereg felietonów, drukowanych w Kurierze Porannym. Okolicznością było opracowywanie nowych kodeksów przez Komisję Kodyfikacyjną, przeciwko której największe działa wytoczył Kościół i związane z nim środowiska klerykalne.

Dotychczasowa regulacja prawna tej kwestii była nader chaotyczna i sprzyjała wielkim nadużyciom (zwłaszcza przez mechaniczne zmiany wyznań w celach małżeńskich) i niesprawiedliwości (nierozerwalność obowiązywała w praktyce tylko ludzi biednych). Kwestia rozwodu wyglądała następująco: jeśli małżonkowie nie mieli pieniędzy i faktycznie postanawiali zakończyć swój związek, "wówczas w ogóle są poza prawem, nie mają u nas prawa do niczego", jeśli pieniądze posiadali, wówczas zmieniało się religię, po czym można było zarejestrować nowy związek (stąd później były takie sytuacje, że choć formalnie wyznania ewangelickiego, w praktyce nadal pozostawało się przy obrzędach katolickich; nierzadko w pismach klerykalnych kościelni pisarze, zarejestrowani byli formalnie jako ewangelicy — cóż, musieli zarejestrować nowe związki, co jednak nie przeszkadzało nadal pisać dla Kościoła Katolickiego). Postąpił tak m.in. ostatni szef MSZ II RP, Józef Beck. Była to o tyle mała strata dla Kościoła, że Beck był i tak niewierzący, zaś dokonał konwersji tylko na okoliczność zmiany małżonki. Za to spotkał go przykry afront w Watykanie, podczas oficjalnej wizyty w Rzymie w 1938 r. Zgodnie ze zwyczajem powinien być przyjęty przez papieża, ten jednak odmówił mu tej łaski. Za cały ten incydent ówczesny ambasador polski przy Stolicy Apostolskiej stracił stanowisko. Aby spojrzeć na tę papieską manifestację przez właściwy pryzmat moralny, warto zdać sobie sprawę, że przez całą wojnę przyjmował zbrodniarzy faszystowskich, nie czyniąc im z powodu ich kondycji moralnej żadnych problemów. Widać według reguł kościelnej moralności hitlerowiec Ribbentrop, czy herszt ustaszów Ante Pavelic zasługiwali na lepsze traktowanie niż nasz Beck. Wróćmy jednak do rozwodów
Boy pisze o "gromadnych zmianach religii", oczywiście fikcyjnych najczęściej, tak więc i pastorzy nie mieli zbyt wielkiej pociechy z nowych wiernych. "Widzimy znamienne symptomy: jeden z dostojników państwa, sam katolik, dał syna ochrzcić w Kościele ewangelickim, iżby ten syn mógł przejść przez życie jako uczciwy człowiek i korzystać z pełni praw obywatelskich. I takich jest wielu, coraz więcej… Ludzie przechodzą na prawosławie, na mahometanizm! Niechby wreszcie przechodzili, ale rzecz w tym, że wszystko razem to jest wielka szkoła fałszu dla całego społeczeństwa. I trzeba w końcu spytać: dla kogo ta cała olbrzymia komedia?" [ 5 ]. Dla kogo? Wiadomo dla kogo. Zawsze najważniejsze jest aby wszelki pozór był zachowany — liczy się przede wszystkim pozór. Pytasz o aborcję, odpowiadają, że jej nie ma, bo statystyki o tym milczą. To, że jest turystyka aborcyjna i partactwo — nie ważne. Pytasz o wiarę, odpowiadają, że chrześcijanie, bo do kościoła chodzą. To, że Kazania na Górze nie znają — nie ważne. Aby z zewnątrz wszystko błyszczało, reszta nieistotna. "To istna rewolucja!" — podsumowywał ówczesną sytuację Boy. Jednakże ta "mimowolna ofensywa protestantyzmu na Polskę mogła stać się groźniejsza od owej z czasów reformacji", dlatego też Kościół musiał iść na ustępstwa, musiał przeciwdziałać utracie własnych owieczek. Zliberalizowano więc nieco wymogi uzyskania katolickiego rozwodu (unieważnienia), paragrafy święte interpretowano odtąd bardziej rozszerzająco.

Znany był wówczas przypadek księdza katolickiego, który postanowił się ożenić, a w wyniku czego postawiono pod sądem pastora, który udzielił mu tego ślubu. Pisze o tym Boy: "superintendent ks. Jastrzębski, zgodnie z zasadami swojej religii, dał ślub byłemu księdzu katolickiemu Ch., który go o to błagał i który żył w konkubinacie. Ten ksiądz Ch. to był wielki zdobywca serc; kiedy wziął ślub, przyznał się żonie, że ma mnogie dzieci, od których musi płacić alimenta; liczył na żonę, że mu ze swej pensyjki w tym dopomoże. To się nie spodobało pani Ch. i małżeństwo rychło się rozbiło. Wówczas Ch. zwrócił się do władzy duchownej z prośbą, aby go przyjęła z powrotem na swoje łono; poczynił zeznania obciążające jego dobroczyńcę, ks. Jastrzębskiego, i prosił, aby po naznaczeniu kościelnej pokuty dano mu jaką posadę. I wiecie, jaką posadę obmyśliła mu władza duchowna? Posadę… katechety w szkole żeńskiej w Trokach. Ale kuratoria — władza świecka — stojąc na straży moralności, nie zatwierdziła tej nominacji; wówczas Ch. przeszedł na łono Kościoła narodowego." [ 6 ]

I wreszcie trzecia sytuacja — małżonkowie mają dużo pieniędzy. Wówczas można było oszczędzić sobie kłopotliwych zmian religii, bowiem "przy pomocy paru fałszywych świadków i fałszywych zeznań, popartych w potrzebie krzywoprzysięstwem za cichą zgodą organizatorów tej komedyjki, mogą po kilku latach mozołów uzyskać szczęśliwe unieważnienie małżeństwa". To o czym pisze Boy to właśnie cała istota katolickich rozwodów - fikcyjna komedyjka odegrana pod parawanem paragrafów kanonicznych, służących jako narzędzie dowolnie dostosowywane, w zależności od zasobności portfela, albowiem "każdą stronę takich akt procesowych należy przekładać grubym banknotem". I jak słusznie konstatuje: "tak jaskrawa nierówność jest trochę rażąca, zwłaszcza w religii, którą przyniesiono na świat głównie dla ubogich." Nie były to wcale sytuacje anomalne, lecz najzupełniej normalne, przy cichej zgodzie Kościoła. W artykule Biedne prababki Boy przytacza list, w którym jeden z czytelników pisał: "Co do tych krzywoprzysięstw to mówił mi jeden adwokat, iż nawet jest tak utarte, że świadek krzywo przysięga, a później tenże ksiądz spowiada go i rozgrzesza, nakazując przy tym odpowiednie zadośćuczynienie, tj. pokutę". Czy więc można z takim nadęciem mówić o zakazie rozwodów, ba!, czy w ogóle o tym można mówić!? Czy fikcyjna zmiana podstawy rozwiązania małżeństwa powoduje, że mamy do czynienia z czymś innym? Biorąc pod uwagę pozory — niewątpliwie tak, albowiem orzeczenie, że małżeństwo nie istniało od początku, jest czymś innym niż jego rozwiązanie z chwilą uprawomocnienia orzeczenia sądowego o rozwodzie. W ten to sposób, za pomocą zwykłej hipokryzji, dał Kościół Bogu świeczkę, a Diabłu ogarek. Udziela rozwodów, a owszem, ale pod innym płaszczykiem — "nie kijem, to pałką, dla pacjenta wszystko jedno jak się nazywa", jak pisał Boy. Tylko po cóż ten cały faryzeizm?


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kościelne stwierdzenie nieważności małżeństwa
Chrześcijaństwo i rozwód


 Footnotes:
[ 2 ] W jaki sposób dało się je wyzyskiwać świadczy choćby koncept dotyczący przeszkody małżeńskiej wynikającej z instytucji error in personam (błąd co do osoby). Kanon ten był archaiczną pozostałością jeszcze z końca starożytności, na podst. którego onegdaj udzielano unieważnienia jeśli kto poślubił kobietę w przeświadczeniu, iż jest ona stanu wolnego, a ta okazała się niewolnicą z pochodzenia; w średniowieczu error in personam służył do unieważniania małżeństwa w którym mąż zakontraktował sobie przykładowo z ojcem przyszłej małżonki jego córkę młodszą, a później się okazało, że dostała mu się starsza. Jako że po I wojnie św. takie sytuacje się nie zdarzały, error in personam miał służyć jako błąd co do ...duszy. Bo to przecież za nią, a nie za ciało Jezus dał się ukrzyżować — jak dowodzono. Tak więc błąd co do osoby miał być stosowany w przypadku, gdy jedno z dwojga zawiodło się w przewidywaniach co do charakteru drugiej połówki. Przykładowo: ktoś poślubia pannę w przekonaniu, iż ta jest wielce pobożna, a okaże się, że jest bezbożnicą — miał mieć rozwód.
[ 3 ] "Papież i rozwody", Tygodnik Powszechny, 10 II 2002
[ 4 ] Katolicki Głos Narodu, obrzucając Boya setkami niewybrednych epitetów, narzekał wówczas: „...Jeden tylko ze współczesnych polskich pisarzy został przez część prasy nazwany 'mędrcem'. Nie Roztworowski, który..., nie Berent, który..., nie Staff, który..., ale właśnie on, Boy, tłumacz francuskich Diderotów…" Boy przywykł jednak do ataków na własną osobę, pisał: "co dzień lub co drugi dzień otrzymuję paczkę obelg, porcję nienawiści wyzianą przez ludzi skupionych pod sztandarem miłości bliźniego. Przywykłem do tego jak do rannego masażu."
[ 5 ] Tadeusz Żeleński-Boy, Piekło kobiet, PIW 1960
[ 6 ] W kościele tym prawdy wiary są generalnie takie jak w Kościele Rzymskokatolickim, z tym, że nie ma celibatu i nie uznaje się władzy papieża.

« Church law   (Published: 06-06-2002 Last change: 05-12-2010)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Private site

 Number of texts in service: 952  Show other texts of this author
 Number of translations: 5  Show translations of this author
 Newest author's article: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 407 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)