|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » » » »
Religia jako nerwica, nerwica jako religia [4] Author of this text: Damian Janus
„Po wszystkie czasy, a osobliwie w czasach chrześcijańskich zadawano sobie wiele trudu, żeby człowieka
zredukować do postaci "człowieka dobrego": dziś jeszcze nie brak
spaczonych przez wykształcenie kościelne i osłabionych, dla których ten
zamiar utożsamia się z „uczłowieczeniem" w ogóle, albo z „wolą Boską",
albo ze „zbawieniem duszy". Jako istotne żądanie stawia się tutaj
wymaganie, żeby człowiek nie czynił nic złego, żeby pod żadnym warunkiem
nie szkodził, szkodzić nie chciał...[...] Ten sposób myślenia, hodujący
pewien typ człowieka, wychodzi z niedorzecznego założenia: dobro i zło
bierze jako rzeczy realne, które są z sobą w sprzeczności (a nie jako dopełniające
się wartości, co byłoby prawdą) radzi wziąć stronę dobra, wymaga żeby
dobry wyrzekł się zła aż do ostatniego korzenia, i żeby mu się opierał — w rzeczy samej zaprzecza przez to życiu, które we wszystkich swoich
instynktach ma zarówno „tak", jak i "nie"" (Nietzsche, 2003, s. 149 -
150). Właśnie
owa beznadziejna próba uczynienia z części całości, a więc bycia wielkim
„tak" bez budzącego lęk „nie", zdaje się mieć miejsce w przypadku większości
nerwic. Osoba neurotyczna zarówno emocjonalnie, jak i konceptualnie nie potrafi
sobie poradzić ze „złem" (agresją, seksualnością, nieustrukturowaniem),
które w sobie odnajduje. Gdyby spróbować wykryć ukrytą antropologię i etykę,
jaką kieruje się neurotyk, to prawdopodobnie otrzymalibyśmy koncepcję
dualnego podziału na pierwiastki „dobra" i „zła", wraz z twierdzeniem o możliwości (i konieczności) pomieszczania w sobie jedynie „dobra". Ludziom bezinteresownym i litościwym, a więc w zasadzie
egoistycznym pośrednio, Nietzsche przeciwstawia typ dumnego egoisty. Jest on
przede wszystkim mniej lękliwy, a wiedząc, że nie zdoła skutecznie zaradzić
cierpieniu, potrafi znieść upadek swego narcyzmu i nie podejmować działań
pozornych. Do tego nie wydają mu się czymś tak bardzo nie na miejscu
cierpienia innych, skoro i sam cierpi nie domagając się wsparcia. Różnica między
oboma typami jest taka, że pierwszy w naszej kulturze określa się mianem człowieka
„dobrego", a drugi pojmowany jest jako „zły". Jednak, jak stwierdza
Nietzsche, jest to tylko kwestią moralnej mody oraz kulturowej dekadencji.
Niejeden, jeśli nie każdy neurotyk odpowiada krytykowanemu przez Nietzschego
typowi — nazwijmy go tak -zakamuflowanego
egoisty. Będzie on stale „przepraszał za to, że żyje" nie uwzględniając
tego, iż jeżeli coś jest dla otoczenia szczególnie męczące, to właśnie
te ciągłe bezproduktywne i w gruncie rzeczy egoistyczne przeprosiny. Jednocześnie
będzie unikał uświadomienia sobie, że postawa ta wcale nie jest dobra, a otoczeniu jego niesamodzielność może sprawiać o wiele większe przykrości
niż okresowe zgrzyty związane z bardziej bezpośrednią ekspresją siebie.
Ludzie tacy są w zakamuflowany sposób skoncentrowani na sobie, strachliwi i nie zdolni do konstruktywnego poświecenia się czemukolwiek, gdyż już dawno
poświęcili się swemu dającemu święty spokój cierpieniu. Szczególny
rodzaj postawy wycofania spotykany niekiedy wśród neurotycznych kobiet. Osoby
te można określić mianem „kobiet-które-nigdy-nie-myślały-o-sobie". Właśnie
tak siebie opisują, gdy mówią: „nigdy nie myślałam o sobie", „zawsze
robiłam wszystko dla rodziny", „nie potrafiłam zadbać o siebie", i niekiedy dodają: „teraz przez to się załamałam". Postawa ta, jak każda
postawa psychologiczna, jest skomplikowana i trudna do jednoznacznej oceny.
Opisywane kobiety są rzeczywiście ofiarami swojego poświęcenia, jednocześnie
jednak są więźniami swego egoizmu. W przemyślny sposób ochroniły one
siebie, anihilując swoje osobowe istnienie. Niejako rozpięły swą osobę w sieci relacji i obowiązków, przez co nie musiały konfrontować się twarzą w twarz ze swymi partnerami, dziećmi oraz z innymi ludźmi. Jest to rodzaj
samooszukiwania, które polega na zaprzeczaniu, iż posiada się egoistyczne popędy. W ten sposób osoby te zbudowały swoją tożsamość, której ogniskiem stało
się podkreślanie swej wielkiej „dobroci". A ponieważ poczucie tożsamości
jest czymś niezmiernie ważnym, ich postawa ulegała samowzmocnieniu. Jednak
bezproblemowe podtrzymywanie takiego stanu jest na dłuższą metę niemożliwe.
Egoistyczno-popędowe pierwiastki dążą do bezpośredniej ekspresji. Jeśli ta
nie jest im dana, tworzą się objawy, a egoizm zaspokajany jest w sposób
ukryty, bierny i pośredni, co dla otoczenia może być szczególnie uciążliwe.
Opisana postawa ma też inny aspekt. Jeśli nigdy nie mówi się „nie", robi
wszystko czego inni oczekują (chodzi głównie o rodzinę: dzieci, męża), można
mieć poczucie bycia niezastąpionym, jedynym w swoim rodzaju. A tożsamości
„jedynego-i-wyjątkowego" każdy neurotyk potrzebuje. Struktura
neurotyczności Aby móc wyrobić sobie zdanie na temat ewentualnych zbieżności
pomiędzy tym, co religijne a tym, co neurotyczne musimy mieć ogólne pojęcie o nerwicy. Oczywiście, nie możemy liczyć na wyłuszczenie
jedynej jej istoty. Nawet jeśli w trakcie dalszego wywodu będę z asercją mówił
czym jest nerwica, zdaję sobie sprawę z tego, iż jest ona też czymś innym i czymś więcej. Podaję ogólny jej schemat, w żadnym razie nie wyczerpujący
zagadnienia od strony szczegółów. Ujęcie to możemy nazwać
psychoanalityczno-egzystencjalnym. Chodzi więc o te dynamizmy popędowe i struktury psychiczne, które należy uznać za egzystencjalne w tym znaczeniu,
że stanowią one uniwersalną kondycję ludzką. Najogólniejszy obraz nerwicy
oprzemy na dwu filarach: wewnętrznego konfliktu, oraz pozostałości z relacji
opiekuńczej. Na pierwszy filar składa się seksualność oraz agresywność,
drugi buduje zależność. Seksualność, agresywność oraz zależność
rozumiem tu bardzo szeroko, jako elementy niezbywalne, konstytuujące człowieka.
Zacznijmy od pierwszego filaru, który jest konfliktem wewnątrzpsychicznym. Freud za podstawowy obszar konfliktu neurotycznego uznał
seksualność. Przedstawiał nerwicę jako wynik istnienia i ścierania się w człowieku dwu sfer: sfery ja i sfery popędu seksualnego (Freud, 2000,
s. 371). Owo rozszczepienie jest faktem egzystencjalnym, nie możliwym do obejścia.
Ujęcie Freuda koresponduje z fundamentalną obserwacją przyrodniczą, odnoszącą
się niemal do całości świata organicznego, którą biologia przedstawia w formie dwu „praw". Tak zwanym „pierwszym prawem biologicznym" jest dążenie
osobnika do zachowania swego życia, a więc popęd samozachowawczy. Drugim
„prawem" jest dążność do zachowania gatunku, której podporządkowany
jest popęd płciowy. Nie wdając się w rozważania, które z tych praw
przyroda uznaje za naprawdę pierwsze, trzeba stwierdzić, że człowiek bez wątpienia
łączy w sobie energie obu dążeń. Tworzą one wielkie pęknięcie w jego
osobowej jedności, są też źródłem ogromnej wewnętrznej dynamiki. Każda
jednostka jest rozdarta pomiędzy tendencją do koncentracji na sobie, na własnym
istnieniu jako indywiduum, a siłą, która prze w kierunku nie zawsze z tym
zgodnym, w kierunku połączenia z innym organizmem, w stronę rozmnażania,
przekazu materiału genetycznego i kontynuacji gatunku. Nerwica jest stanem, w którym owo pęknięcie — czy to ze względu na słabość ja, czy z powodu specyficznego oddziaływania popędu lub szczególnych wydarzeń życiowych,
albo też ze wszystkich tych przyczyn jednocześnie — jest szczególnie duże.
Objawy nerwicowe są koniecznym do życia kompromisem i spełniają w życiu
jednostki rolę pomostu między obiema wymienionymi siłami. Zapewniają one
swego rodzaju „minimum socjalne", często są niczym renta, która nie
pozwala na to by w pełni korzystać z życia, lecz jednocześnie zabezpiecza
podstawową egzystencję bez narażania na przykrości związane z rynkiem
pracy. Człowiek żyjący z renty będzie narzekał na skromność swych zasobów,
lecz będzie pełen obaw przed próbą aktywnego ich powiększenia. Podobnie żyje
neurotyk. Jego ja poznało siłę drugiego prawa biologicznego, przeraziło
się jej i wycofało. Jednak neurotyk nie może bezpiecznie zamknąć się w skorupie swego ja, struktura psychiki człowieka nie pozwala na to. Stale
więc słyszy głos drugiego prawa, lecz odpowiada na nie jedynie częściowo,
nie wprost. Jest wiec ciągle niespełniony, bierny, w pół drogi. Tym zawsze
jest nerwica: rozedrganym trwaniem w miejscu. Chcę wyraźnie podkreślić, iż
uważam, że nerwica „wykorzystuje" samą naturę człowieka. Człowiek nie
jest jednostką, w sensie monadycznej niezależności, lecz walczy o pogodzenie
aspektu jednostkowego i pozajednostkowego. Aspekt pozajednostkowy jest pępowiną
łączącą nas z całym szeregiem pokoleń i prawami ewolucji biologicznej.
Nasza jednostkowość jest czymś kruchym, stale wymagającym podtrzymywania. Drugą obok libido energią, która buduje obraz nerwic
jest agresja. Freud, koncentrując się na konflikcie wynikłym z seksualności,
początkowo zaniedbał tę składową, a i później nie bardzo ją eksplorował
(por. Fromm, 1998, s.496 i nast.). Jednak problemy z własną agresją mają
wszyscy neurotycy, a wiele objawów służy jej kanalizowaniu. Najpospolitszym z nich jest depresja, która w wielkiej części przypadków (jeśli nie w każdym)
jest sposobem radzenia sobie z agresją. Podobnie sprawa ma się ze
spowolnieniem psychoruchowym, apatią, utratami świadomości, problemami z pamięcią i koncentracją. Wszystkie te objawy są bezpośrednimi sposobami anihilowania
agresji (poprzez obniżanie ogólnej żywotności), bądź wtórnymi przejawami
jej tłumienia. U większości pacjentów neurotycznych możemy zaobserwować różnorakie,
mniejsze lub większe, epizody o charakterze dysocjacyjnym. Mam tu na myśli
wykonywane bezwiednie czynności, częste zapomnienia, lunatykowanie, nie
wspominając o mimowolnych ruchach, tikach, drętwieniach rąk lub szczęk,
drobnych natręctwach. Analiza tych elementów nie pozostawia żadnej wątpliwości
co do tego, iż wynikają one z prób odcięcia agresji. Objawy te pojawiają się,
gdyż odcinając agresję, ludzie ci pozbawiają się także pewnej „części"
siebie, to jest części swoich umiejętności, możliwości intelektualnych i motorycznych, życiowej energii. Jednak lęk przed własną agresją jest tak
wielki, iż zdecydowani są żyć połowicznie, byleby tylko nie skonfrontować
się z nią. Często jedynym dostępnym sposobem na zapanowanie nad tą
archaiczną (wczesnodziecięcą i nieoswojoną) agresją jest mechanizm zwrócenia
popędu przeciw sobie, czego przejawem są różne formy autodestrukcji. Człowiek
cierpi, nieświadomie się karze, miota, jest napięty i nieproduktywny, jednak
za tę cenę trzyma swoją agresję przy sobie. Oczywiście kontrola agresji
jest zadaniem każdego człowieka, jednak neurotyk obawia się nie tylko jej
konsekwencji, ale nawet samego wymiaru symbolicznego, to jest uświadomienia jej
sobie i „przyznania" się do jej posiadania. Drugą osią nerwicy, również w zgodzie z twierdzeniami
Freuda, są pozostałości dziecięcej zależności od opiekunów. Freud
przedstawił je szczegółowo w formie teorii o nierozwiązanym kompleksie
Edypa. Ujmując je bardziej ogólnie, bez koncentracji na szczegółowej
architektonice relacji edypalnej, możemy mówić o „kompleksie rodziców".
Chodzi więc o ogół afektywnego przylgnięcia do sytuacji dziecięcej zależności, o świadomą i nie uświadamianą tęsknotę za rodzicami. Zgodnie z tym ujęciem
każdy neurotyk prezentuje jakiś rodzaj niedojrzałości, pozostaje wewnętrznie
dzieckiem i nie uzyskuje pełnej samodzielności. Neurotyk nie jest osobą
naprawdę dorosłą, w głębi swojej psychiki ciągle zbyt wiele oczekuje od
innych, których widzi potężniejszymi od siebie po to, by mogli spełniać rolę
rodziców. Tym samym w pewnym sensie nie żyje on wśród realnych ludzi,
lecz w otoczeniu wyimaginowanych postaci, z których jedne czyni dziećmi, a w innych pragnie dostrzec rodziców. Neurotyk nie traktuje ludzi jako
sobie wzajem równych, nie dochodzi do jego świadomości ów prosty fakt, że
wszyscy ludzie wrzuceni są w ten sam egzystencjalny dramat. Ma wrażenie, że
jest słaby i wrażliwy, a inni są mocni i życie nie dotyka ich tak silnie jak
jego. Od tych ludzi — których obdarza tymi samymi mocami, jakie dziecko widzi w rodzicach — będzie oczekiwał pomocy, rady, opieki. Nie dociera do niego ani
to, że dzieciństwo odeszło bezpowrotnie ani też, że teraz już sam musi być
za siebie odpowiedzialny. Zamiast tego jawnie bądź skrycie wciąż oczekuje
podparcia swego życia z zewnątrz. Obie wymienione osie nerwicy pozostają
oczywiście w ścisłym związku. Neurotyk nie potrafi przyjąć i przetworzyć
energii popędów, gdyż jego ja jest za słabe i wciąż marzące o wsparciu. Energię seksualności i agresywności spostrzega jako rozrywającą
go, jako zagrażającą utratą osobowej autonomii. Neurotyk nie może w pełni
włączyć się w dorosłość, gdyż stale jest wyobrażeniowo lub realnie zależny
od swoich rodziców. Jest silnie „zrelatywizowany" (do związku z obrazami
rodziców bądź też powstałej na jego podłożu specyficznej zależności od
dzieci lub partnera), czego wynikiem są obawy przed utratą jednostkowej
spoistości, prowadzące do egoizmu i koncentracji na sobie. Taka struktura
powoduje stałe napięcie. Neurotyk jest osobą ze wszech stron uwikłaną, z pewnością nie jest człowiekiem,
który staje twarzą w twarz ze swoim losem, biorącym za siebie pełną
odpowiedzialność.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 22-07-2005 )
Damian JanusAbsolwent psychologii, filozofii i religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Psycholog kliniczny. Odbył szkolenie w zakresie terapii Gestalt, psychoanalizy oraz metody ustawień systemowych. Pracuje jako coach i psychoterapeuta. Autor uznaje wartość religii w życiu człowieka oraz rolę chrześcijaństwa w rozwoju zachodniej kultury. Number of texts in service: 9 Show other texts of this author Newest author's article: Popęd i symbol - słowo o perwersjach seksualnych | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4268 |
|