|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Articles and essays »
Administracja hamuje skutki rozwoju gospodarczego Author of this text: Witold Filipowicz
Temat
służby cywilnej, z konsekwencją i uporem jeszcze kilka miesięcy temu
lansowany przez wszystkie ugrupowania, wynoszony pod niebiosa przez urzędników i inne osoby publiczne, wychwalany na wszystkie strony przez największe media,
teraz nagle jakby się rozpłynął we mgle. Również dla wszystkich. polityków,
mediów, urzędników. Po prostu go nie ma.
Dlaczego?
Odpowiedzi możemy poszukać choćby w tekście zamieszczonym poniżej.
Znamienne jest to, że po raz kolejny publikuje takie treści, bez osłonek, bez
skrótów czy wygładzeń Redakcja, której nikt by nie podejrzewał, że treści o takiej wymowie będzie zamieszczać na swoich łamach.
A
jednak.
Miesięcznik
DZIŚ (Nr 8/05 z sierpnia) po raz kolejny publikuje to, czego nie mają odwagi
publikować żadne redakcje o zasięgu ogólnopolskim, w tym największe
wydawnictwa tzw. mediów opiniotwórczych.
Zwłaszcza
te, które jeszcze do niedawna ten akurat obszar administracji publicznej
prezentowały jako twór nadprzyrodzony niemalże, bo poprzez kontrast z ustawicznie krytykowaną administracją publiczną, jako całością aparatu
wykonawczego państwa.
Teraz
zaś całą energię skumulowały, by koncentrować uwagę społeczeństwa poza
granice RP, gdzie po raz kolejny Najjaśniejsza z całą swoją potęgą udała
się bronić praw człowieka i zasad demokracji.
W
kraju pozostały liczne sierotki, w tym i służba cywilna, o której najwyraźniej
nikt nie chce już nawet słowem wspomnieć. Artykuły, o których mowa w zamieszczonym poniżej liście, ale i wiele innych, od lat otrzymywali wszyscy, o których na wstępie. W tym i kolejny artykuł z tej samej serii o ostatnim
wydarzeniu — nowelizacji ustawy o służbie cywilnej.
Jak
wszystkie pozostałe i ten rozpłynął się w elektronowej mgle, za wyjątkiem
wspomnianej Redakcji, która nie wahała się go opublikować w tym samym
wydaniu, w którym opublikowała poniższy list.
"SLD — brak dialogu
Wśród
wypowiedzi na temat kryzysu lewicy, pojawia się oczywiste pytanie: dlaczego,
mimo niewątpliwej poprawy gospodarki, nie nastąpiło zmniejszenie bezrobocia i nie polepszyła się sytuacja pracowników najniżej uposażonych? Wszystkie
znane mi próby wytłumaczenia tego braku spodziewanych skutków wzrostu PKB,
sprowadzają się do ogólnikowych stwierdzeń o braku odpowiednich działań
(bez wyjaśnienia, jakie to konkretnie przedsięwzięcia zostały zaniechane),
czy o faworyzowaniu finansjery (w tej kwestii jako konkrety wypomina się udział
Millera w bankietach i jego propozycję przedyskutowania ewentualnych skutków
podatku liniowego).
Prawdopodobnych
przyczyn braku spodziewanych efektów jest znacznie więcej. O jednej z nich,
bodaj najistotniejszej, przypomina lektura artykułu Witolda Filipowicza w dwumiesięczniku "Forum Klubowe" (2005 nr 1), zatytułowanego "Dyrektora
na chwilę przyjmę", w którym opisane są bulwersujące praktyki
stosowane powszechnie przy obsadzaniu odpowiedzialnych stanowisk w administracji państwowej.
Wydaje
się bowiem, że o ile czynnik podstawowy, jakim jest stan gospodarki ujmowany
statystycznie przez tzw. PKB, może zależeć głównie od decyzji rządowych,
to zjawiska wtórne (stan zatrudnienia, poziom płac, stan oświaty, opieki
zdrowotnej itp.), są w znacznej mierze pochodną jakości zarządzania na niższych
szczeblach. Jeśli to przypuszczenie jest słuszne, mamy wniosek, że winnymi
katastrofy są: kierownictwo resortu odpowiedzialnego za administrację i premier, obowiązany do szczególnego nadzoru nad tak istotnym dla państwa
działem.
Ta
mająca charakter rozliczenia dawnych błędów (coś jak IPN) konkluzja stanowi
wstęp do wyjaśnienia tego, co — jak sądzę — należy wiedzieć o przyczynach słabości
lewicy, w praktyce, niezależnie od ambicji innych ugrupowań, reprezentowanej
przez SLD.
Chodzi o wnioski wynikające z faktu, że wspomniany artykuł Filipowicza nie jest
jego pierwszą opublikowaną wypowiedzią na ten temat. Mam na myśli w pierwszej kolejności artykuł "Chora służba cywilna" („Dziś" 2003 nr 9), a także
późniejszy (tamże, 2003 nr 12) "Raport o służbie cywilnej" wyróżniający się tym, że zawiera zdania będące
wyraźnym oskarżeniem (s. 63: „Kto ma interes w tym, by tysiące stanowisk
tylko pozornie obsadzano pod rządami ustawy…").
Otóż
na te alarmujące doniesienia nie było żadnej reakcji ani ze strony rządu,
ani władz partyjnych. Ani premier, ani inne wpływowe osoby z jego otoczenia,
nie uważały za konieczne wytłumaczenie się przed społeczeństwem, a zwłaszcza
przed desygnującą ich partią z tego, co uczyniono w odpowiedzi na tak wyraźnie
postawione zarzuty.
A
obowiązek taki, wynikający z realnych możliwości działania, miał nie
tylko Miller, lecz również m.in. Borowski i Celiński, przedstawiający się
obecnie jako jedyni sprawiedliwi na lewicy.
Trudno
bowiem sobie wyobrazić, że nikt z wymienionych nie zauważył alarmujących
artykułów w najpoważniejszym periodyku swojej orientacji politycznej. Tym
bardziej, że jeśli chodzi o numer wrześniowy, tytuł sygnalizujący problem
najwyższej rangi jest uwidoczniony wielkimi literami na okładce. Równie
nieprawdopodobne jest przypuszczenie, że, odmiennie niż pozostający na niższych
szczeblach hierarchii partyjnej, nie miał możności podjęcia nie dających
się ukryć przed opinią publiczną działań.
W
dalszym ciągu jednak celem moim jest uzyskanie wskazań na przyszłość, a nie
osądzanie. Chodzi mi głównie o to, że przedstawiona sprawa potwierdza
wynikającą również z innych danych tezę, że źródłem słabości SLD
jest brak demokracji, szczególnie przejawiający się w traktowaniu partii
jako tworu „wodzowskiego", a w konsekwencji, że należy doprowadzić
do tego, by SLD jako reprezentujący w naszym społeczeństwie lewicę, był
partią demokratyczną, tzn. taką, w której podstawową rolę odgrywają członkowie.
Powtarzam:
podstawową przyczyną klęski lewicy jest lekceważenie ogółu członków
przez kierownictwo, które nie prowadziło rzeczywistego dialogu z partią,
wykonywało swój mandat samowolnie, jako niezależny podmiot. (...)
Do
szczególnie jaskrawego naruszenia nie tylko obowiązków, lecz nawet
podstawowych zasad kultury czy grzeczności, do jawnego lekceważenia członków
doszło w przypadku zmian dokonywanych wielokrotnie w podstawowym dokumencie,
jakim jest statut SLD. Mimo usiłowań, nie udało mi się natrafić na ślad próby
wyjaśnienia, kto, na jakiej podstawie i w jakim celu wprowadził kolejną
innowację. Po prostu: władza jest od rządzenia, a członkom nic do tego!
Zresztą
nasi prominenci partyjni statutu chyba nie czytają, gdyż np. z artykułu 8.
pkt. 2d wynika niedwuznacznie obowiązek przeprowadzania konsultacji, sondaży i innych, obejmujących wszystkich członków, których to form zbierania
informacji nie zastosowano ani razu, a przynajmniej nie objęto nimi nikogo ze
znanych mi osób. A dobrze byłoby orientować się np., ilu z nas czyta prasę
lewicową, jak przedstawia się stan faktyczny oraz potencjalne możliwości
korzystania z SLD-owskich stron internetowych, jak są oceniane ważniejsze
decyzje zarządu itd."
Stanisław
M. Głąbiński Gdańsk („DZIŚ -
przegląd społeczny", Nr 8/2005, s. 196)
Na
palcach jednej ręki można policzyć te wydawnictwa, które zdecydowały się
zamieścić na swoich łamach artykuły obrazujące ów system w sposób
diametralnie różny od oficjalnych wersji.
Dziesiątki
serwisów internetowych publicystyki niezależnej, również i poza granicami RP,
publikuje te teksty od lat, setki parlamentarzystów, wszystkie ugrupowania
polityczne, bez względu na opcje, światopogląd, programy — otrzymywały w tym samym czasie dokładnie to samo.
Efekt
każdy może zaobserwować, a przyczyn się domyślić, jeśli tylko zechce poświęcić
chwilę czasu na lekturę i pogłębioną analizę problemu.
Pytanie:
„o co w tym wszystkim chodzi" zdaje się być pytaniem podstawowym, a odpowiedź mogłaby się stać punktem zwrotnym w procesie konstruowania
sprawnego, przejrzystego i uczciwego państwa, o rzeczywiście profesjonalnym
aparacie wykonawczym.
Póki
co, ta swoista ekstraklasa administracji publicznej oczekuje na swojego
Dziurowicza. Znajdzie się. Prędzej czy później, ale się znajdzie.
« (Published: 06-08-2005 )
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Number of texts in service: 21 Show other texts of this author Newest author's article: Przekrzywiona opaska Temidy | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4303 |
|