|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Neutrum »
Rola mitu w społeczeństwie obywatelskim [5] Author of this text: Czesław Janik
Eskalację zawłaszczania państwa przez Kościół potwierdzają
informacje przekazane w „Wiadomościach KAI" nr 45 z 13 listopada 2005 r.,
s. 2, zawarte w artykule "Premier spotkał się z sekretarzem
Episkopatu". Informacje te są na tyle istotne, że zrezygnowałem z ich omówienia
na rzecz dokładnego zacytowania: "Bp Libera ujawnił, że nie przedstawiał
premierowi Marcinkiewiczowi żadnych problemów i spraw do rozwiązania w stosunkach państwo-Kościół. 'To byłoby przedwczesne. Trzeba poczekać, czy
Sejm poprze ten rząd' — stwierdził. Dodał, że istnieją dwie płaszczyzny
kontaktów Kościoła z rządem: Komisja Wspólna i Komisja Konkordatowa i właśnie
tam będą poruszane sprawy związane ze stosunkami państwo — Kościół. Bp
Libera nie wykluczył, że w przyszłości zostanie wypracowana jakaś formuła
bezpośrednich spotkań z premierem, aby na bieżąco zajmować się wynikłymi
problemami..." [podk. Cz. J].
Innym mitem, który chcąc czy nie chcąc dotyczy poczynań polskiego Kościoła katolickiego, jest mit polsko-niemieckiego pojednania. W pamięci społeczeństwa zapisały się uściski kanclerza H.
Kohla i premiera T. Mazowieckiego. Wmawia się Polakom, że proces pojednania polsko-niemieckiego rozpoczął się listem biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r. Nic bardziej mylnego; być może była to chęć pojednania hierarchii polskiej z hierarchią niemiecką, bowiem obie mają swoje grzeszki związane z II wojną światową. Nie zmienia tego faktu możliwość wskazania jakiegoś jednego czy drugiego księdza, który jak biskup Benvollio z „Nędzników" W. Hugo, działał tak jak powinien działać i czynić człowiek. Współcześnie Kościół niemiecki rozpoczął wypłacanie obywatelom polskim odszkodowań za pracę niewolniczą w niemieckich włościach kościelnych, w okresie „złego" okresu Kościoła w hitlerowskiej Rzeczy. Około ośmiuset ówczesnych niewolników kościelnych żyje jeszcze w Polsce. Gdyby Kościół niemiecki uważał, że wypłacając odszkodowania załatwia problem i jedna się z narodem polskim, byłoby to dziwne. Brakuje ze strony tego Kościoła prośby o przebaczenie za swoje czyny, skierowanej do tych, których Kościół skrzywdził. Byłby to gest, ale gest, w którym zawarta byłaby minimalna przyzwoitość. Dla Polaków czytelnym sygnałem o chęci pojednania niemiecko-polskiego, byłby głośny protest niemieckiego Kościoła skierowany przeciwko działaniom Eriki Steinbach, Powiernictwa Pruskiego itd. Brak reakcji niemieckiego Kościoła w momencie, kiedy jego wierni czynią starania, aby z morderców zrobić ofiary, jest co najmniej wieloznaczne. Nie ma w tym nic dziwnego, kiedy omawiana postawa niemieckiego Kościoła katolickiego przypomina postawę papieża Piusa XII z czasów wojny i okresu powojennego. Są to bowiem zachowania tradycyjne kościołów.
Niepoślednią rolę w kreowaniu współczesnej mitologii polskiej spełnia niezależna od państwa, ale zależna od Kościoła telewizja, w której dzisiaj siłę przewodnią pełnią ludzie związani z półtajną organizacją Opus Dei (dawniej W. Walendziak, J. Selin; dzisiaj J. Dworak, P. Gaweł; po objęciu władzy przez PiS zaproponuje się dodatkowe osoby o podobnej proweniencji). Społeczeństwo polskie codziennie podlega działaniom mistyfikacji i mitologizacji; słyszy, że Polacy we wszystkim są gorsi od przedstawicieli innych nacji (nawet podręczniki piszą nam ludzie z Zachodu). Świadomość Polaków kształtują polskojęzyczne gazety, których właścicielom z pewnością nie chodzi o dobro społeczeństwa polskiego, ale o dopływ gotówki. Od 15 lat w publikatorach stałym gościem jest mit demokracji amerykańskiej i jej standardów. Zdumiewające, ale nawet polski prezydent uwierzył, że Amerykanie w Iraku walczą o prawa człowieka. Wchodząc w układy z Amerykanami prezydent RP powinien mieć świadomość, że Amerykanie mają u siebie od ponad 200 lat rasizm, prześladowanie tubylczych Indian, i że jak kiedyś Niemcy śpiewali
Deutschland, Deutschland über alles, tak dzisiaj Amerykanie o sobie mówią
über alles. Podobnie jak w USA, Polacy zapatrzeni są w Zachód. Kojarzy się on współczesnym Polakom przede wszystkim z Watykanem. To zaś, co dzieje się np. w Hiszpanii w sprawie konkordatu, aborcji, związków partnerskich, w Polsce
jest „be". Socjalizm szwedzki dla rządzącego Polską Kościoła i prawicy też nie jest do przyjęcia! Polska państwem opiekuńczym? Niedorzeczność!
Jednym jednak z największych mitów zakodowanych w umysłach Polaków jest mit społeczeństwa obywatelskiego. Ostatnio, polityk o wieloletnim stażu parlamentarnym i rządowym, Krzysztof Janik, wypowiedział zdanie o fundamentalnym wręcz znaczeniu: „mamy społeczeństwo obywatelskie, bo mamy samorząd terytorialny". Jeżeli taką wykładnię terminu „społeczeństwo obywatelskie" prezentuje przedstawiciel SLD, również nie powinno dziwić stwierdzenie prezydenta RP, że podczas debaty nad polską konstytucją organizacje pozarządowe nie były dla niego (jako szefa KKZN) partnerem do dyskusji; jego partnerem byli ludzie Kościoła. I nie powinno dziwić, dlaczego mamy taką konstytucję, jaką mamy; dlaczego przepisy konstytucji nie zauważają istnienia bezwyznaniowców i ateistów. Czy więc obywatel musi wierzyć w mit, że w Sejmie, Senacie, rządzie RP zasiadają jego przedstawiciele? Że oddając głos na jakiegoś kandydata spełnia właściwie swoją powinność wobec państwa? Jak wyżej zauważyliśmy, sposób prowadzenia kampanii wyborczej przez przytłaczającą większość osób, to artykulacja steku kłamstw i obietnic bez pokrycia; ma to w konsekwencji umożliwić wybranie kandydata. Po wyborach zaś… No, cóż! Wybrani nie muszą już społeczeństwa słuchać, bo wyborcy poza postawieniem "+" nie mają innych praw; nawet prawa zawarte w Konstytucji i ustawach są w stosunku do nich łamane przez kolejnych nowych wybrańców Narodu. Wybrańcy Narodu wiedzą, że nikt nie może ich odwołać w czasie kadencji, bo nie ma stosownych przepisów prawa, które uczyniłyby podmiotem wyborczym wyborcę, z możliwością egzekucji obietnic od wybranego. Wybrańca może odwołać tylko Bóg, poprzez zesłanie skutecznego zawału serca lub jakiś wypadek drogowy. Lecz to się zbyt rzadko zdarza.
Mit praw człowieka. W 1991 r. rozpoczęła działalność Szkoła Praw Człowieka Fundacji Helsińskiej. Na pierwszym kursie ówczesny prezes Fundacji, nieżyjący już Marek Nowicki, postawił pytanie, co zdaniem uczestników kursu będzie miało decydujący wpływ w najbliższych latach na stan przestrzegania praw człowieka w Polsce. Zgodził się z otrzymaną odpowiedzią, zawartą w krótkim zdaniu: tym czynnikiem będzie strach. Od tego pierwszego kursu minęło wiele lat. Okazuje się, że ówczesna odpowiedź znalazła odbicie w dzisiejszej rzeczywistości. Ludźmi rządzi strach, odwaga zaś osiągnęła niebotyczną cenę.
Od roku 1991 czas dopisał swoją złośliwą pointę. Uczucie strachu opanowało również wielu członków Fundacji Helsińskiej, którzy unikają jak diabeł święconej wody tematyki wyznaniowej. Ostatnio zaś zachowanie według wzorca wypracowanego przez strach zaprezentował sekretarz Fundacji — prof. A. Rzepiński. W przytomności prof. W. Osiatyńskiego przyrzekł Stowarzyszeniu NEUTRUM pomoc w wydaniu materiałów z konferencji „Polska w Unii Europejskiej a stosunki wyznaniowe". Jednak po obejrzeniu materiałów wycofał się; nie chciał nawet podać samodzielnie
uzasadnienia, dlaczego wycofał się. Dzisiaj, po zaprezentowaniu przez niego w Senacie RP wartości, jakim hołduje, podczas przesłuchania kandydata na urząd RPO, nie powinna dziwić jego odmowa
pomocy [ 36 ]. O prezentowanych przez A. Rzeplińskiego wartościach więcej można się dowiedzieć, przeglądając stenogram z posiedzenia Senatu.
Można tutaj przywołać również mit państwa neutralnego światopoglądowo. To, że działa stowarzyszenie na rzecz państwa neutralnego światopoglądowo, że wiele partii politycznych w swoich programach i statutach zawarło zapis o państwie neutralnym światopoglądowo, to jeszcze o niczym nie świadczy. Jeżeli już, to o czymś zupełnie odwrotnym. Ostatnio szef „lewicowego" SLD już nie mówi, że chciałby państwa neutralnego światopoglądowo, on mówi o państwie tolerancyjnym (!), jakby nie rozumiał, że tolerancja może być w stosunkach między ludźmi, termin ten nie ma jednak żadnych konotacji prawnych. Poza tym, kiedy ktoś mówi o tolerancji, rodzi się obawa, że za chwilę będziemy mieli do czynienia z dyskryminacją, a więc precz z tolerancją! Niech żyje życzliwa akceptacja. Człowiek nie musi akceptować poglądów innego człowieka; nie musi akceptować poglądów ateistycznych czy religijnych; nie musi akceptować ani Kościoła, ani partii. Powinien jednak zawsze wykazywać życzliwość dla inności. Jeżeli już mamy zaakceptować „tolerancję", to jedynie pod tym warunkiem, że tolerancja ze strony innego człowieka, grupy, instytucji, Kościoła nie będzie próbowała wdeptać nas w ziemię.
Konkludując: tak trzeba wychowywać społeczeństwo, aby z istniejących mitów zdawało sobie sprawę. Aby znając naszą współczesną mitologię, spróbowało dać jej odpór, dać odpór zjawisku mitomanii i różnym mitomanom — twórcom mitów. Wszyscy zaś rozumiejący w czym tkwi problem, powinni — rozpoczynając od mitu, który zawarła w kilku słowach J. Szczepkowka, poprzez inne,
zasygnalizowane jedynie powyżej i te, które ze względu na ograniczenia zostały tutaj pominięte — zwalczać je zawsze i wszędzie
[ 37 ]. Postrzeganie rzeczywistości przez pryzmat mitów nie pozwala na prawidłową diagnozę stanu państwa i społeczeństwa, a w konsekwencji każdy środek mający zaradzić niedomaganiom będzie zły. Zamiast więc skutecznej terapii, opierając się na błędnej diagnozie stanu Rzeczypospolitej, będziemy ją spychać w stan zawałowy; jedynym lekarstwem jest więc profilaktyka — zwalczanie mitów, i terapia — w przypadku stanu zawałowego czasami potrzeba wymienić rozrusznik serca.
Przebywając o sferze polskiej współczesnej mitologii, często samowolnie w obszar myślenia wkrada się tekst słynnej piosenki Jacka Kaczmarskiego „Mury". Kaczmarski śpiewał w latach osiemdziesiątych, że czas by runął mur, zaś słuchacze wyciągnęli stosowne wnioski. Kaczmarski śpiewał:
„Wyrwij murom zęby krat!/ Zerwij kajdany, połam bat!/ A mury runą, runą, runą/I pogrzebią stary świat!" Od 1989 r. „mury rosły, rosły, rosły", a społeczeństwu (podobno wolnemu już) „łańcuch kołysał się u nóg". Paul Tillich twierdził, że „nie ma żadnej wolności tam, gdzie panuje samozadowolenie, co do prawdy swoich własnych wierzeń. Nie ma żadnej wolności tam, gdzie panuje ignorancja i fanatyczne odrzucenie obcych idei i sposobów życia. Nie ma żadnej wolności, lecz panuje demoniczna niewola tam, gdzie jakąś własną, szczegółową prawdę uważa się za prawdę ostateczną". Społeczeństwo żywi nadzieję, że dożyje czasów, kiedy te nowe, żelbetonowe mury, budowane z premedytacją przez ludzi „Solidarności" i jedynego beneficjenta polskiej transformacji (Kościół rzymskokatolicki) "runą i pogrzebią stary świat"! Znowu NOWO-STARY świat.
1 2 3 4 5
Footnotes: [ 36 ] O spotkaniu z senatorami kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich
informuje marszałek Senatu Ryszard Jarzembowski w artykule „Tusk, Rzepliński i cykliści", „Trybuna", nr 175 z 28 lipca 2005 r. M.in. pan marszałek
przekazał, że „Nie powinien być rzecznikiem praw obywatelskich ktoś, kto
nie lubi ludzi — oto motyw wypowiedzi internautów komentujących decyzję
Senatu RP o odrzuceniu kandydatury A. Rzepińskiego na stanowisko RPO ...
Kandydat PO pokazał się podczas przesłuchań w Senacie jako zwolennik
teczkowego szaleństwa, … i osoba bez własnego zdania w sprawach
powstrzymania faszystowskich ekscesów". Nic dodać, nic ująć. Można
jedynie podziękować Senatowi rozwagi. [ 37 ] Jan Gadomski w artykule Bez cudów („Trybuna", nr 254 z 29-30 października
2005 r.): "Jeśli ukołysany pogodną bajką o katolickiej doktrynie społecznej
przyśnie nieco w błogim oczekiwaniu — niech się nie dziwi temu, co po
przebudzeniu zastanie..." « (Published: 30-11-2005 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4491 |
|