|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Neutrum »
Rola mitu w społeczeństwie obywatelskim [1] Author of this text: Czesław Janik
Jesteśmy w Kuźnicy na Helu. Za oknami mamy piękną polską jesień i sztormowe morze. Też polskie. Kalendarz wskazuje, że jesteśmy w piątym roku trzeciego tysiąclecia. Już od ponad 15 lat żyjemy w nowej Polsce. Miała ona, w założeniu jej twórców, być lepsza od tej, którą w 1989 r. złożono do grobu. Jednak rzeczywistość nijak się ma do nierzeczywistości, zbliżonej do mitologii.
Ad rem. Terminy „mit", „mitologia" w świadomości jednoznacznie przywołują przeszłość jak
najbardziej oddaloną od nas w czasie; kojarzą się nam z czasami starożytnych cywilizacji Mezopotamii, Egiptu, Grecji, Rzymu, z cywilizacjami Ameryki przed Kolumbem (inkaską, aztecką i innymi), niekiedy zaś z wierzeniami współcześnie żyjących plemion, które postrzegamy jako słabo rozwinięte cywilizacyjnie, zamieszkujących Polinezję czy dorzecza Amazonii. Rzadko zdarza się nam kojarzyć terminy te ze współczesnością, a z pewnością sporadycznie ze współczesnością polską. Mówić zaś o znaczeniu mitu we współczesnej Polsce, to poruszać się w problematyce bogatej i trudnej, a choć jest ona niezmiernie ważną, to jednak pomijaną, niezauważalną. Powinno wywoływać zdziwienie niedocenianie mitu w kształtowaniu świadomości, a przez wpływanie na świadomość pożądanych postaw. Każdy z pewnością zdaje sobie sprawę, że odpowiednia manipulacja świadomością pozwala sprawującym władzę na działania poza wszelką kontrolą. Skutek tych działań bywa z reguły odmienny od oczekiwanego przez społeczeństwo. Wielką rolę w manipulowaniu społeczeństwem spełnia socjotechnika, której roli w tworzeniu potrzebnej mitologii nie da się przecenić. I o mitologii chcę mówić. O mitologii, mitach, mitomanii i mitomanach.
Każdy mieszkaniec Rzeczypospolitej Polskiej doświadcza codziennie bombardowania przez środki masowego przekazu informacjami o współczesnych narodowych bohaterach, żyjących obok nas, którzy według — z nazwy niezależnej — machiny propagandowej funkcjonują lub winni funkcjonować w świadomości polskiego społeczeństwa. Potężne znaczenie publikatorów w tworzeniu składników współczesnej polskiej
mitologii poświadczają, przykładowo, ostatnie wybory do parlamentu i na urząd prezydencki. Baczny obserwator działań mediów w okresie kampanii wyborczej z pewnością uzna za prawdziwe stwierdzenie, że pięć minut ówczesnego przekazu telewizyjnego przekładało się na około 100 artykułów prasowych.
Ilu bohaterów narodowych telewizja wykreowała od 1989 r., kiedy rozpoczęliśmy życie w nowej rzeczywistości, w wolniej i niezakłamanej Polsce? A ilu wykreowała ostatnio? Ilu ludzi w tym okresie pogrzebała? Uczyniła nieistniejącymi w świadomości narodowej, pomimo że żyją oni w świadomości innych narodów, i że są przez inne narody doceniani? Aby odpowiedzieć na te pytania i potwierdzić rolę telewizji w tych działaniach, konieczne są badania naukowe. Jednak w Komitecie Badań Naukowych na badania z pewnością zabraknie pieniędzy, bowiem świadomość oparta na informacjach prawdziwych, ale źle o nas mówiących, nam Polakom jest niepotrzebna! Taka właśnie jest Polska i Polacy, do których ja też się zaliczam. Wolimy żyć mitem, półprawdą, a czasami nawet specjalnie spreparowanym kłamstwem.
Ostatnimi czasy do roli narodowego „guru" roszczą pretensje panowie Pospieszalski, Wrzodak, Kamiński, Rydzyk i wielu, wielu innych, promowanych przez stacje telewizyjne. Tak wielu ich jest, że uprawnionym staje się termin „rzesza". Pierwszy z wymienionych uwierzył, że posiadł wiedzę, że nabył potrzebnych umiejętności, i że na pomniki i stosowne miejsce w świadomości społecznej zasługuje on właśnie. Podobnie myślą Kaczyńscy, Tusk, Bochniarz! Postacie rzeczywiste, lecz 99% tego, co o nich mówią publikatory, to rzeczywistość wirtualna — czysta mitologia! Dzisiaj nie da się zwarzyć, zmierzyć rzeczywistego udziału telewizji — czwartej władzy III Rzeczypospolitej — w kreowaniu wizerunku przyszłego prezydenta, przyszłych parlamentarzystów; nie da się zbadać wpływu telewizji na tworzenie mitologii polskiej. Z łezką w oku wspominamy czasy, kiedy to list 46 profesorów polskich zatrząsł strukturami państwa, zwanego PRL-em; dzisiaj nie chce się dopuścić do głosu profesorów, bo ich poglądy przestały mieścić się w schemacie; dlatego też jesteśmy skazani na słuchanie mitomanów.
Nie da się podważyć faktu, że stałym elementem polskiej polityki jest rozbrajanie społeczeństwa. Tuż po 1989 roku symbolizowana przez „Solidarność" aktywność społeczna została odgórnie wytłumiona. Kto dzisiaj pamięta ile wówczas powstało różnych stowarzyszeń pozarządowych
[ 1 ], iloma sprawami ludzie zajmowali się społecznie, poświęcali swój czas w zamian za uśmiech czy dziękuję? Kto dzisiaj wie, ile tych stowarzyszeń przetrwało? Można je na palcach policzyć. A dlaczego tak się stało? Otóż dlatego, że politycy przeforsowali mandaryńską formułę rządzenia, uważając, że lepiej zdać się na rozum elit władzy (oczywiście, własnej władzy!), niż na porywy serca u mas. Choć antydemokratyczna, idea ta nie musiała być wcale zła. Jednak była, bo nie zauważono, że w Polsce nie jest spełniony podstawowy warunek, od którego zależy sukces paternalistycznej władzy. Otóż nie istnieje tu grupa sprawnych mandarynów. Efektem tego błędu jest dzisiejsza frustracja Polaków. Póki co na poziomie prostej emocji — choć coraz bliższej dobitnej artykulacji — Polacy czują, że odebrano im wpływ na losy własnego kraju. I coraz bliżsi są decyzji, by zdefiniować polityków jako uzurpatorów, jako obcych najeźdźców. Ostatnie wybory dobitnie pokazały, że oszukiwani od '89 r. — czyli w „wolnej" Polsce — Polacy nie identyfikują się z własnym państwem, a oszustwa popełniane wobec społeczeństwa w 1948, 1956, 1970, 1980, 1989 r. wyczerpały pokłady zaufania do władzy, bo dotychczas każda władza społeczeństwo oszukiwała i oszukuje nadal. Dzisiaj większość Polaków już wie, że przyczyn przewrotu z 1989 r. nie należy szukać w chęci naprawy państwa, poprawy życia narodu, lecz że prawdziwą inspirację działań przeciwko ówczesnemu systemowi stanowiła chęć przejęcia władzy. Po piętnastu latach (1989-2005) nowych porządków i prezentowanych w tym czasie poglądów i postaw przez ludzi wywodzących się z kręgu dawnych struktur NSZZ „Solidarność" i z kręgu wspierającego ten związek zawodowy Kościoła, można mieć pełne przekonanie, że przewrotu dokonano tylko dla władzy! Bardzo prozaiczna to przyczyna, jakże jednak wiele mówiąca o ludziach i motywach ich działań. I jeżeli Polak-Szarak — wiele mówiąca zbitka słowna, ukuta przez Stanisława Tyma — odznaczał się dobrym słuchem, słyszał szatański śmiech w niebiosach, kiedy „elity", zupełnie nierozważnie, coraz bardziej rozgoryczonym Polakom proponowały rok w rok wizyty „najdroższego gościa" z Watykanu, czy huczne obchody rocznicy „Sierpnia". Nierozważnie, bo polityczny morał wizyt papieża, czy tradycji „Sierpnia" jest wielką apoteozą buntu. Wizyty papieża, rocznice „Solidarności" miały i będą miały nadal ten efekt, że kolejne pokolenia Polaków dowiadywać się będą, iż piękną i czystą politykę robi się nie w instytucjach państwa, lecz w buncie, w rewolcie, w bezkompromisowym akcie moralnego buntu wobec zła. W dzisiejszych realiach tak właśnie tłumaczyć można kontekst kłopotów z własnym tyranem. Naturalną konsekwencją tej edukacji będzie marzenie, aby pójść śladami przodków — buntowników z pierwszej Solidarności. Zbuntować się! Przeżyć swój Sierpień! Dać własne świadectwo odwagi! Wydaje się, że prawicowi politycy, ludzie Kościoła, ci wszyscy, którzy zaczęli „odcinać kupony" po przejęciu władzy w 1989 r., wierzą (czyli żyją mitem), że w realiach demokracji, jaką mamy rzeczywiście, a nie tej, wynikającej z zasad konstytucyjnych RP, społeczny bunt jest niemożliwy.
Grubo się mylą. W dzisiejszej Polsce społeczeństwo nie wie dokładnie, kto faktycznie rządzi i przeciw komu się buntować, jakie gremia zastąpiły peerelowskie „politbiuro". Ale to wcale nie musi być istotną przeszkodą dla buntu społecznego, który bez przerwy wisi w powietrzu [ 2 ]. Polacy potrafią organizować "marsze milczenia", w których protestują przeciw istnieniu zła. Społeczeństwo nie będzie miało kłopotu z buntem przeciw politykom i ich irytującym rządom. I dlatego też czas już wreszcie skończyć z mitem Solidarności. Niech mit ten znajdzie wreszcie właściwe sobie miejsce wśród innych mitów.
Nie wolno zapominać o micie upodmiotowienia społeczeństwa po 1989 r., jak również o micie niezależności państwa i Kościoła. Według ludzi Kościoła i prawicy w PRL-u Polacy byli przez państwo traktowani przedmiotowo, po przełomie roku 1989 stali się zaś rzeczywistym podmiotem w działaniach państwa. Nie jest wymagany wielki wysiłek intelektualny, aby dowieść, że Polacy są nadal traktowani przedmiotowo, a nabycie podmiotowości przez społeczeństwo polskie jest
mitem [ 3 ]. Zbyt wiele pojawia się codziennie przykładów, omawianych w prasie, potwierdzających trwanie zjawiska przedmiotowego traktowania społeczeństwa; również wiele wypowiedzi „reprezentantów narodu" wygłaszanych z trybuny parlamentarnej fakt ten potwierdza. Przywołany powyżej Polak-Szarak mając świadomość faktu, że nic w państwie nie znaczy i jest temu państwu potrzeby tylko po to, aby raz na 4 lata wziąć udział w wyborach, pokazuje państwu „gest Kozakiewicza" i do wyborów nie idzie. Ma świadomość, że na wszystko, co się zdarzy w okresie od wyborów do wyborów, nie będzie miał żadnego wpływu, bo
jest dla państwa tylko przedmiotem działań [ 4 ].
1 2 3 4 5 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Cz. Janik, Stowarzyszenie „Neutrum" w społeczeństwie obywatelskim,
(w:) Przestrzeń polityki i spraw wyznaniowych. Szkice dedykowane Profesorowi
Januszowi Osuchowskiemu z okazji 75-lecia urodzin, Praca zbiorowa pod red.
Beaty Górowskiej, INP Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2004, ss. 299-318. [ 2 ] Możliwość wybuchu społecznego zauważa bp polowy Tadeusz Płoski:
„Jeśli bogaci nie będą wrażliwi na biedę głodnych, bezdomnych i bezbronnych, to biedni będą wrażliwi — nawet bardzo wrażliwi, na bogactwo
bogatych". Brak w tej wypowiedzi słowa na temat niemoralnego postępowania w procesie zawłaszczania (rozkradania) ogólnonarodowego dorobku; jest to raczej
ostrzeżenie i przestroga skierowane do „reformatorów": „Nie kradnij tak
bezczelnie, bo okradany może się zdenerwować"; patrz: O rządzie,
patriotyzmie i naprawie państwa — biskupi w Święto Niepodległości,
„Wiadomości KAI", nr 46 z 20 listopada 2005 r., s. 7. [ 3 ] Polskie społeczeństwo nie może być traktowane podmiotowo, bowiem — jak twierdziła na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia
Nowina-Konopczyna ze Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego — „mamy społeczeństwo
przypadkowe". [ 4 ] Uprzedmiotowienie społeczeństwa
najlepiej ilustrują poczynania prezydentów: Warszawy — Lecha Kaczyńskiego
(zakaz „Parady Równości"), i Poznania — Ryszarda Grobelnego (zakaz
marszu podczas „Dni Równości i Tolerancji"). Środki przekazu poinformowały,
że imprezy, jeżeli się odbędą, będą nielegalne; nic zaś nie mówiły o łamaniu prawa przez zakazujących, którzy winni działać zgodnie z prawem i w
granicach prawa. Tak więc społeczeństwo znowu żyje w państwie, w którym
jedni mogą prawo łamać, drudzy zaś ponad prawem stoją; patrz: Piotr
Bratkowski, Dajcie sobie szansę, „Rzeczpospolita", nr 268 z 17
listopada 2005 r. « (Published: 30-11-2005 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4491 |
|