|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Moralność a religia [1] Author of this text: Bohdan Chwedeńczuk
Oto [ 1 ]
rozpowszechniony pogląd: Istnieje
moralność religijna. Pogląd ten (będę go nazywał tezą MR) występuje w wersji skrajnej i w wersji umiarkowanej. W tej
pierwszej głosi, że istnieje tylko
moralność religijna: nie ma moralności bez religii; moralność niereligijna
to pozór moralności. W wersji umiarkowanej głosi, że istnieje także moralność religijna, ale ma zalety, którym żadna inna
moralność nie dorównuje i nie może dorównać.
Tezę MR rozumiem następująco: (A) nie da się utworzyć pojęć moralnych bez pojęć
religijnych; (B) nie da się uzasadnić przekonań moralnych bez przekonań
religijnych; (C) nie da się żyć moralnie dobrze bez religijnych wskazań
moralnych. Warunki A-B-C, które ustanawia nasza teza, będę nazywał
odpowiednio: (A) pojęciowym, bo dotyczy związków między pojęciami; (B)
metodologicznym, bo mówi o uzasadnianiu przekonań moralnych przez przekonania
religijne; (C) prakseologicznym, bo odnosi się do związków między
przekonaniami moralnymi a działaniem. W umiarkowanej wersji warunki te występują
na przykład w takiej postaci: nie da się utworzyć najlepszych pojęć
moralnych bez pojęć religijnych. Będę dowodził,
że teza MR jest fałszywa, bo żaden z warunków A-B-C nie jest spełniony.
Nie istnieje moralność religijna,
nie da się bowiem osiągnąć pojęć moralnych na podstawie pojęć
religijnych, nie da się uzasadnić przekonań moralnych, biorąc za podstawę
przekonania religijne, nie da się też żyć moralnie dobrze, korzystając z religijnych wskazań moralnych. (A) Warunek pojęciowy Moralność
wymaga rozróżnienia dobra moralnego i zła moralnego. Oceny i nakazy moralne
zakładają użycie tego rozróżnienia. Zakładają je w tym mianowicie sensie,
że ocena pochwalna świadczy, iż to, co chwalę, mam za dobre (słuszne)
moralnie, zaś to, co ganię, mam za złe (niesłuszne) moralnie; nakazuję to,
co dobre moralnie, a zakazuję tego, co złe moralnie: „Ratuj tonące
dziecko!", „Nie będziesz podrzynał gardła twojej śpiącej matce"
[ 2 ].
Czyny moralne również wymagają tego rozróżnienia.
Jeśli bezwiednie robię coś moralnie wartościowego, nie jestem
podmiotem moralnym, lecz co najwyżej przedmiotem oceny moralnej. Jeśli
bezwiednie wypowiadam ocenę moralną, jestem jak ten, kto coś dorzecznego mówi
przez sen. Są różne
odpowiedzi na palące w tej sytuacji pytanie, co to jest dobro moralne. Jedna z nich głosi, że dobrem moralnym jest wszystko to i tylko to, czego chce
Bóg [ 3 ]. Odpowiedź ta ma zaspokajać warunek pojęciowy tezy MR,
bo definiuje dobro, czyli podstawowe pojęcie moralne, korzystając z religijnego pojęcia Boga. Dlaczego
ludzie definiują w ten sposób dobro? Z różnych powodów, a w szczególności
ze względu na następujące wyobrażenia. Potrzebujemy niezawodnej busoli
moralnej, czyli takiej, która wskazuje, co powinniśmy czynić, i wskazuje tylko dobro. Bóg jest niezawodną busolą moralną,
inaczej bowiem nie byłby Bogiem, musimy więc uznać, że dobre i chciane przez Boga to jedno. Gdy to uznamy, będziemy
wiedzieli, co powinniśmy czynić, by czynić dobrze — to, czego chce Bóg. Definicję tę
można brać pod uwagę dopiero wtedy, gdy wiemy, jak zachowuje się wobec wyzwania
Sokratesa, bo dopiero wtedy wiemy, jaki wprowadza związek między dobrem a Bogiem. Oto oryginalna
wersja wyzwania Sokratesa: „Czy bogowie lubią to, co zbożne, dlatego że ono
jest zbożne, czy też ono jest dlatego zbożne, że je bogowie lubią?"
[ 4 ]. A to parafraza wyzwania Sokratesa: Czy Bóg chce tego, co dobre, dlatego że
jest dobre, czy też jest ono dlatego dobre, że chce go Bóg? Rozpatrzmy
pierwszą ewentualność. Dobre jest wszystko to i tylko to, czego chce Bóg, a Bóg chce dobra, bo jest ono skądinąd dobre. Weźmy analogię: smaczne jest
wszystko to i tylko to, co jadają Tajowie, a Tajowie to jadają, bo jest
skądinąd smaczne. Bóg chce dobra, bo ma to do siebie, że chce rzeczy
dobrych. Podobnie, Tajowie jadają smacznie, bo lubią jadać rzeczy smaczne.
Wola Boga nie stanowi, by tak rzec, o istocie dobra; coś zgoła innego o niej
stanowi. Podobnie, upodobania kulinarne Tajów nie stanowią o istocie tego, co
smaczne; coś zgoła innego o niej stanowi. Mamy tu zatem
twierdzenie o Bogu, nie zaś religijną definicję dobra. Dobro jest uprzednio
niereligijnie zdefiniowane, my zaś słyszymy ponadto, że Bóg chce dobra.
Moglibyśmy usłyszeć, że ktoś inny, na przykład Trybunał Konstytucyjny, ma
to do siebie, iż chce dobra, a informacja ta, podobnie jak informacja o woli
Boga, nie zmieniałaby niczego w ustalonej gdzie indziej treści pojęcia dobra.
Mogłaby natomiast wpływać na naszą postawę wobec dobra, zależnie od naszej
postawy wobec Trybunału Konstytucyjnego. Na tej drodze
więc religia nie wystarcza do utworzenia pojęcia dobra moralnego, ani nie jest
do tego potrzebna. Przeciwnie, niereligijne pojęcie dobra jest nieodzowne do
utworzenia religijnego twierdzenia, że Bóg jest dobry. Rozpatrzmy
drugą ewentualność. Dobre jest wszystko to i tylko to, czego chce Bóg, a jest dobre, bo chce tego Bóg. Non quia
bonum est auscultare debet, sed quia Deus praecepit (nie tego, co dobre,
winniśmy słuchać, lecz tego, co Bóg poleca) [ 5 ]. Weźmy analogię: prawdziwe
jest wszystko to i tylko to, co mówią Szkoci, a jest prawdziwe, bo Szkoci to mówią.
Dobro ma to do siebie, że czyni je dobrem okoliczność, iż chce go Bóg.
Podobnie, prawda ma to do siebie, że czyni ją prawdą okoliczność, iż głoszą
ją Szkoci. Dobro polega więc na tym, że Bóg czegoś chce; podobnie, prawda
na tym, że Szkoci coś mówią. Mamy tu
arbitralną umowę terminologiczną, jedną z wielu, jakie można wprowadzić,
by rozumieć słowo „dobry". Możemy rzecz jasna przystać na tę umowę,
ale możemy też nie przystać. Podobnie, możemy przystać na arbitralne i ekstrawaganckie utożsamienie prawdy z mową Szkotów, ale trzeba przyznać, że
są inne umowy, regulujące sens słowa „prawda", co najmniej równie
atrakcyjnie. Sprzeciwi się
ktoś może powiedzeniu, że definiując dobro w terminach woli Boga wprowadzamy
arbitralną umowę terminologiczną. Nie ma tu nic arbitralnego — powie — bo
wola Boga to wola dobra i dlatego wszystko to i tylko to, ku czemu się ta wola
kieruje, jest dobre. Autor tego sprzeciwu staje jednak również przed wyzwaniem
Sokratesa. Musi bowiem powiedzieć, na czym polega dobro owej dobrej woli Boga:
jeśli na czymś innym niż to, że Bóg go chce, wracamy do niereligijnego
rozumienia dobra; jeśli zaś na tym, że Bóg go chce, otrzymujemy następującą
definicję dobra: dobre jest wszystko to i tylko to, czego chce Bóg kierowany
wolą, która jest czymś, czego chce Bóg.
Tym sposobem dodajemy tylko do starego kłopotu nowy — cofanie się w nieskończoność. Religia
wystarcza, by na tej drodze utworzyć arbitralne pojęcie dobra moralnego. Nie
jest jednak do tego potrzebna, skoro bez jej pomocy możemy utworzyć wiele
innych arbitralnych pojęć dobra moralnego.
Nie da się więc
osiągnąć pojęć moralnych na podstawie pojęć religijnych, żeby bowiem mówić
religijnie o dobru, trzeba mieć niereligijne pojęcie dobra, bądź trzeba mieć
religijne, lecz arbitralne pojęcie dobra. Mieć to ostatnie tymczasem to tak,
jak nie mieć żadnego, gdy się chce mówić religijnie o dobru [ 6 ]. (B) Warunek metodologiczny Choćby nie dało się — usłyszę
od zwolennika tezy MR — utworzyć pojęć moralnych na podstawie pojęć religijnych, ludzie
bezspornie opierają przekonania moralne o przekonania religijne. Oto moja
odpowiedź: opierają je, lecz ich nie uzasadniają. Opierają w tym sensie, że
czerpią z wyobrażeń religijnych podnietę do przeżywania wyobrażeń
moralnych, nie zaś w tym, że wnioskując z przekonań religijnych dochodzą
prawomocnie do przekonań moralnych. To drugie jest niemożliwe. Na przeszkodzie
takiemu wnioskowaniu stoi bowiem wyzwanie
Hume’a [ 7 ]. Wyzwanie
Hume’a ma postać pytania, na jakiej podstawie z tego, że coś jest,
wnioskujemy, że coś być powinno. Wyzwaniu temu sprostać nie można, bo nie
ma takiej logicznej podstawy: z tego, że rękawice chronią ręce przed mrozem,
nie wynika, że powinniśmy nosić rękawice, z żadnych
bowiem zdań o faktach nie wynikają zdania o powinnościach; wynikają
tylko wtedy, gdy dołączymy do zdań o faktach zdanie o powinności. (W naszym
przykładzie: do mówiącej o faktach przesłanki, że rękawice — i tylko one,
dodajmy, by dostać wynikanie — chronią ręce przed mrozem, trzeba dołączyć
powinnościową przesłankę, że powinniśmy
chronić ręce przed mrozem, by otrzymać wniosek, że powinniśmy nosić rękawice.)
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Artykuł ten jest nieznacznie zmienioną
wersją mojego artykułu Moralność a religia, zamieszczonego w kwartalniku „Bez Dogmatu", nr 39 (zima '99),
ss. 10-12. Z kolei tamten tekst korzysta, w partii poświęconej warunkowi pojęciowemu
tezy MR, z rozważań, które
przeprowadziłem w artykule O autonomii
dobra, zamieszczonym w: Magdalena Środa (red.), O
wartościach, normach i problemach moralnych. Wybór tekstów z etyki polskiej dla nauczycieli i uczniów szkół średnich, Warszawa 1994, ss. 285-291. [ 2 ] Przykłady nakazów moralnych pochodzą od Józefa M. Bocheńskiego. Zob.
jego Podręcznik mądrości tego świata, Kraków 1992 (wyd. drugie), s.
73. [ 3 ] Odpowiedzi takiej udziela na swój sposób autor następującego
zdania: „Osoba, przez swą godność bezpośrednio moralnie powinnościotwórcza,
jest powinnościotwórcza ostatecznie dzięki uobecnieniu się i objawieniu w niej osobowego Absolutu". Zob. Tadeusz Styczeń, hasło Etyka, w: Encyklopedia
katolicka, Lublin 1985, t. IV, s. 1236. [ 4 ] Pytanie to stawia Sokrates w dialogu Platona Eutyfron. Zob. Platon, Eutyfron,
Obrona Sokratesa, Kriton, przełożył Władysław Witwicki, Warszawa 1958,
s. 38. [ 5 ] Powiedzenie Tertuliana biorę
od Kazimierza Twardowskiego; zob. jego Etykę, Toruń 1994, s. 48. [ 6 ] Mój pogląd,
że trudności, którą rodzi wyzwanie Sokratesa, nie da się uniknąć, zdaje
się podzielać Harry J. Gensler, jezuita i autor książek z zakresu logiki i etyki. Zob. jego Ethics. A Contemporary Introduction, Routledge,
London — New York 1998, ss. 40-41, a także ss. 42-43, gdzie opowiada się
za moralnością religijną (w ujęciu zbliżonym do ujęcia Tomasza z Akwinu), mimo
wyzwania Sokratesa. Nie jest to jednak moralność religijna w moim
rozumieniu tego pojęcia, lecz moralność o religijnym zapleczu światopoglądowym i z religijną motywacją uczynków. [ 7 ] Wyzwanie Hume’a w postaci oryginalnej występuje w Traktacie o naturze ludzkiej Davida Hume’a (wyd. polskie w przekładzie Czesława
Znamierowskiego, Warszawa 1963, t. II, ss.
259-260). Tezę Hume’a, że z jest nie wynika powinien, obalano
na różne sposoby (zob. na przykład John R. Searle, Czynności mowy,
przełożył Bohdan Chwedeńczuk, Warszawa 1987, ss. 218-245), ale żaden z nich
nie wydaje mi się skuteczny. « (Published: 16-07-2006 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4922 |
|