|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Język religii [3] Author of this text: Andrzej Rusław Nowicki
— Anaksagorejczyk
Metrodorz
Lampsakos dokonał odkrycia, że Atena nie jest bóstwem,
lecz personifikacją rozumu i umiejętności
panowania nad sobą. Ares nie jest bóstwem, lecz personifikacją
zapalczywości i zaślepienia, i Afrodyta nie jest bóstwem, lecz personifikacją
nierozumnej namiętności miłosnej, a zatem, kiedy Homer o Atenie, Aresie i Afrodycie
mówi, to nie o bogach
mówi, lecz o pewnych stanach psychiki ludzkiej. Tak więc
teologia jest
mistyfikacją psychologii. — I wreszcie, sofista
Prodikos z Julis na Keos dokonał odkrycia, że
Demeter i Dionizos nie
są bóstwami, ale personifikacjami chleba i wina. Zdania o bogach są w gruncie
rzeczy zdaniami o tym,
co ludzie
cenią; mówiąc o bogach ludzie informują nas nie o istotach nadprzyrodzonych,
ale o swoim własnym wartościowaniu. Tak więc teologia jest mistyfikacją
aksjologii.
Te cztery teorie
nazywać będziemy w dalszym ciągu euhemeryzmem, theagenizmem, metrodoryzmem
i prodykizmem. Terminy te
okażą się przydatne do dalszych rozważań. Dla podkreślenia
ateistycznego sensu tych teorii posłużymy się następującą
aparaturą pojęciową,
wymagającą od Czytelnika przyswojenia
sobie jeszcze kilku nowych terminów, takich
jak teologemat, socjologemat, kosmologemat,
psychologemat i aksjologemat.
Według
teorii teistycznej w zdaniach teologów o bogach znajdują się
teologematy, czyli pewne prawdy o istniejącym obiektywnie bóstwie.
Według euhemeryzmu w zdaniach teologów o bogach nie ma
żadnych teologematów, a są jedynie socjologematy, czyli
twierdzenia o boskości władców personifikujących określony porządek polityczny i społeczny. Według theagenizmu w zdaniach teologów o bogach nie ma żadnych
teologematów, lecz są jedynie kosmologematy, czyli twierdzenia o przyrodzie.
Według metrodoryzmu w zdaniach teologów o bogach nie ma żadnych teologematów, a są jedynie
psychologematy, czyli pewne twierdzenia psychologiczne. Według prodykizmu w zdaniach teologów o bogach nie
ma żadnych teologematów, a są jedynie aksjologematy, czyli pewne sądy o wartościach.
Inaczej mówiąc, według omawianych teorii
teologia posiada treść pozareligijną.
Wybitny
filolog i religioznawca niemiecki Gottfried Hermann (1772-1848) posunął się jeszcze dalej,
twierdząc, że najstarsza mitologia Greków jest
właściwie
[...]
teorią pochodzenia i wzajemnego związku rzeczy, pewnym systemem naukowym, stworzonym w tym celu, żeby położyć kres wszelkim religijnym wyobrażeniom o bogach.
A
zatem mity nie tylko posiadają treść pozareligijną, ale niekiedy mogą posiadać nawet treść antyreligijną.
Mitologia może łączyć się z ateizmem; twórcy mitów mogli być
ateistami, ponieważ mity są tylko formą, „obrazową szatą" i „ubraniem" treści pozareligijnych, a wiec również i ateistycznych.
Teorie
te były reprezentowane również w czasach nowożytnych, a nawet są reprezentowane,
rozwijane i pogłębiane do dziś dnia. Euhemeryzm, który w wiekach średnich służył
apologetyce chrześcijańskiej do walki z politeizmem greckim, w okresie Odrodzenia — u Postela i Giordana Bruna — służył do wyjaśniania mitów starożydowskich i chrześcijańskich,
umieszczanych na jednej płaszczyźnie z mitami pogańskimi. Wystarczy przypomnieć,
że Guillaume
Postel (1510-1581) dał śmiałą euhemerystyczną interpretację Jehowy, wysuwając
przypuszczenie,
że Jehową nazwano śmiertelnego człowieka, mianowicie Noego, podobnie jak
Rhea, Cybela, Maia, Ceres, Demeter, Tetyda itd. to tylko różne imiona jego małżonki Noemi. Wątki
euhemeryzmu
odnajdujemy u wielu ewolucjonistów XIX wieku, a w religioznawstwie
marksistowskim euhemeryzm jest jedną z centralnych kategorii wyjaśniających
klasową funkcję religii.
Theagenizm
był w XV wieku rozwijany przez Plethona — renesansowego odnowiciela greckiego politeizmu,
który w jego rękach stał się narzędziem językowym do wyrażania treści
filozofii racjonalistycznej i materialistycznej.
Z
metrodoryzmem spotykamy się u Feuerbacha i Junga, a z prodykizmem u Hoffdinga i Brightmana.
W
szczególności w mitologii greckiej rzuca się w oczy fakt, że najważniejszą treścią
każdej religii jest jej treść aksjologiczna
(i za jej pośrednictwem wyraża się również treść społeczna). Istotną treścią wielu mitów, w których Atena (uosobienie rozumu) występuje jako
bogini, jest — jak się wydaje — aksjologiczny pogląd,
według którego jedną z najwyższych wartości
(czyli „czymś boskim") jest rozum. Podobnie istotną
treścią mitów o Afrodycie i Erosie jest aksjologiczny pogląd, według którego do najwyższych
wartości należą: miłość, piękno i miłość do piękna.
Istotną treścią mitów o Apollinie i Muzach jest,
jak sądzę, przekonanie o „boskości" (to znaczy o wielkiej wartości) sztuk i nauk, entuzjazm dla poezji,
teatru, astronomii, historii. Istotną treścią mitów o Hebe jest przekonanie, że młodość jest czymś
„boskim", o Asklepiosie i Hygiei — przekonanie o wartości zdrowia, o Herze — przekonanie o „świętości" domowego ogniska. W starożytnym
Rzymie były — jak powiada Cycero — świątynie
Wierności, Rozumu, Nadziei, Cnoty, Zgody, Wolności,
Zwycięstwa. W starożytnej Grecji były posągi
bogini Demokracji. Kulty tego rodzaju nie były
przejawem wiary w obiektywne istnienie takich
nadprzyrodzonych istot, ale sposobem wyrażania
hołdu wartościom pozareligijnym.
Wszystko
to potwierdza słuszność zdania Gabriela Marcela, twierdzącego, że „kiedy o Bogu się
mówi, to
nie o Bogu się mówi". Ale jaki stąd wniosek? Czyżbyśmy
się domagali od myślicieli katolickich porzucenia tego — charakterystycznego dla
nich — „sposobu
mówienia"?
Nie należy bynajmniej sądzić, że myśliciele katoliccy musieliby z góry wykluczyć
wszelką możliwość dyskusji na ten temat. Wspominaliśmy przecież
już o tym, że Gabriel Marcel posługuje się w swoich rozważaniach rozróżnieniem „języka adekwatnego", i „języka nieadekwatnego", a nawet wyraźnie postuluje zmianę „sposobu mówienia". Pozwolę
sobie przytoczyć kilka charakterystycznych zdań:
Grzech, łaska, zbawienie — powiada Marcel — są starzyzną o tyle, o ile są słowami, a nie
rzeczami, samym sercem naszego przeznaczenia [...] Wierzę głęboko, że
nawet w tej dziedzinie potrzeba odnowy jest w pewnych granicach uprawniona — ściśle tam, gdzie
dotyczy ona sposobu wyrażania się [...] Uważam [...] za szkodliwe twierdzenie,
że formuły
filozoficzno-teologiczne [...] które spotykamy np. u św. Tomasza z Akwinu, nadają się do powszechnego użytku społecznego w swej oryginalnej wersji.
Skłonny jestem przypuszczać, że [...] podstawowe prawdziwe intuicje,
które te formuły tłumaczą, zyskałyby na sile przekonywającej, na sile napędowej, gdyby były
podawane w innym języku — nowszym, bardziej bezpośrednim, ostrzejszym,
dokładniej dostosowanym do naszej własnej próby doświadczeń. Lecz to zakłada
gruntowną przebudowę, którą musi poprzedzić ogromna praca, przebudowę
jednocześnie krytyczną i konstruktywną. Obecnie jesteśmy niemal
przysypani gruzami i zanim gruzy nie zostaną sprzątnięte, budowanie jest niemożliwe.
Zresztą o zmianach, jakie nastąpiły w „sposobie mówienia" myślicieli katolickich łatwo się przekonać,
jeżeli się zestawi z jednej strony prace Marcela, Mouniera, Lacroix, a z drugiej antologię
Lubaca. Prace
Marcela, Mouniera, Lacroix są co najmniej w trzech czwartych czytelne: przemawiają do
nas językiem
współczesnego człowieka i włączają się do współczesnej kultury. Natomiast
„katolicyzm" z antologii Lubaca wyrażony językiem średniowiecznym
jest od każdej strony reliktem przeszłości, który dla ateisty może być tylko
obiektem muzealnym. We współczesnej, żywej teraźniejszości teksty te są
„obcym ciałem".
Wynika z tego, że „sposób mówienia" nie jest bynajmniej rzeczą błahą. Ale rzecz
bynajmniej nie w „sposobie
mówienia". I ateiści nie tego domagają się
od wierzących. Warto przypomnieć, że już Lukrecjusz — a więc jeden z najbardziej bojowych ateistów
starożytności — przejawiał daleko posuniętą tolerancję dla
„teologicznego sposobu mówienia". I nie tylko pozwalał innym posługiwać się imionami bogów — „morze zwać
Neptunem, a Cererą zboża" — (oczywiście pod warunkiem, że nie będzie się
przy tym „kalać ducha podłym zabobonem"), ale i sam chętnie używał metaforycznego sposobu mówienia.
Tak
więc w swoim poemacie Lukrecjusz posłużył się imionami bogini Wenus i boga Marsa jako symbolami
centralnych kategorii własnej ateistycznej filozofii.
Kiedy na samym początku poematu natrafiamy na strzelistą inwokację
do bogini, to oczywiście nie o bogini tu
mowa, ale o pewnej elementarnej sile kosmicznej, która spaja, łączy i sprzęga atomy. A kiedy
Lukrecjusz mówi o Marsie,
to nie o bogu mówi, lecz o sile kosmicznej rozrywającej
atomy.
Podobnie i Giordano Bruno był szermierzem idei tolerancji dla
rozmaitych „sposobów mówienia" i chociaż demaskował metafizykę jako metaforykę, to
przecież sam również chętnie posługiwał się metaforycznym sposobem mówienia obfitującym w imiona bogów. Najwyraźniej wystąpiło to w jego
Lampie trzydziestu posągów. Bogowie,
których imiona tam spotykamy,
nie są jednak niczym innym
jak tylko „posągami", czyli
symbolami pojęć filozoficznych. Bruno — autor kilku prac o „sztuce za pamiętywania" — zastosował tu jeden z polecanych przez siebie chwytów mnemotechnicznych:
dla zapamiętania oderwanego pojęcia należy je skojarzyć z jakimś obrazem.
A
zatem kiedy w Lampie trzydziestu posągów Bruno
pisze o Apollinie, Saturnie, Prometeuszu, Wulkanie,
Tetydzie, Marsie, Junonie, Minerwie, Wenerze i Kupidynie to nie o bogach mówi, ale o jedności, początku, przyczynie, formie, materii, dzielności, środku, poznaniu, zgodzie i pożądaniu. Bogowie pogańscy
zostali tu zdegradowani do roli mnemotechnicznych
symboli pojęć filozofii Bruna, który
jednocześnie w taki sam sposób potraktował wszystkie trzy osoby chrześcijańskiej Trójcy Świętej.
To znaczy, kiedy Bruno pisze o Bogu Ojcu, Synu Bożym i Duchu Świętym,
to wcale nie o chrześcijańskiej Trójcy Świętej, ale o myśli,
intelekcie i duszy świata, a więc znów o pewnych pojęciach własnej
filozofii. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty pełnią w Lampie
trzydziestu posągów Bruna taką samą rolę, jak imiona Saturna,
Marsa czy Wenery. Są one tylko symbolami mnemotechniki.
Podobnie
było i z innymi wybitnymi ateistami. Na przykład Sylvain
Marechal, ateista okresu rewolucyjnej dechrystianizacji
Francji, a zarazem historyk ateizmu, nie tylko potrafi wyłuskiwać ateistyczną
treść z tekstów sformułowanych „językiem religijnym", ale
nawet — w kilkudziesięciu przypadkach — mówiąc w Słowniku
ateistów o ateistycznej treści pewnych poglądów i postaw świadomie posługuje się pewną formą, która w jego użyciu traci charakter
formy religijnej i staje się po prostu pewnym
umownym „sposobem mówienia".
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 03-01-2007 )
Andrzej Rusław NowickiUr. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety. Private site
Number of texts in service: 52 Show other texts of this author Newest author's article: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5190 |
|