|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Humanista na rozstaju dróg [1] Author of this text: Edward Kasperski
1. Niewygody bycia humanistą.
Czy wiara w człowieka to credo quia absurdum?
Przewaga myślenia krytycznego we współczesności
sprawiła, że trudno dziś powiedzieć pozytywnie,
na czym polega humanizm, a jeszcze
trudniej zdecydować się, czy być humanistą i jak nim być, jeśli ktoś miałby takie życzenie.
Humanista to niewątpliwie brzmi dumnie, ale
to brzmi także nieco staroświecko i pompatycznie. W epoce rzeczowości, pragmatyzmu i upadku „wielkich narracji światopoglądowych"
deklaracji takich nie odbiera się najlepiej.
Dobra podpowiedź mówiłaby, że najstosowniej
być humanistą powszednio i potocznie, w głębi serca i w skrytości ducha, bez fanfar i szumu. Pojawia się jednak ciągle to ambarasujące pytanie, co to
znaczy być humanistą, jak nim być,
chociażby właśnie na co dzień. Pytanie to uświadamia, że związek między deklaracjami i wiedzą na temat humanizmu a praktykowaniem humanizmu jest w istocie rzeczy
dość luźny. Można bowiem spotkać ludzi, którzy mają jasne wyobrażenie o humanizmie i nawet uważają się za humanistów, a postępują
całkiem nie po ludzku. Zbieżne spostrzeżenia nasuwa tutaj także
życie zbiorowe. Chrześcijańską „miłością
do człowieka", jak wiadomo z kart historii, podpalono wiele stosów, a wzniosłe deklaracje ustrojowe na temat „humanizmu
socjalistycznego" nie hamowały bynajmniej
terroru stalinowskiego. I odwrotnie.
Można często zetknąć się z ludźmi, którzy praktykują
humanizm zupełnie bezwiednie, a nawet sprzecznie z wyznawanym przez
siebie światopoglądem. Gdyby ktoś
przypisał im postawę humanistyczną, wyraziliby zdziwienie i zaskoczenie, a być może
zaprzeczyliby temu. Pokazuje to, jak
delikatną sprawą jest ustalenie,
czym naprawdę jest ów „humanizm". Czymś odrębnym wydaje się
bowiem humanizm teoretyczny, czymś innym bywa humanizm
jako spontaniczna postawa życiowa, a jeszcze czymś innym jest
wzajemny stosunek humanistycznej teorii i wiary do praktyki.
Humanizm teoretyczny, przypomnijmy tu kilka
oczywistości, jest przede wszystkim wiedzą,
filozofią i poglądem na świat. Stanowi
trwały i płodny nurt w historii idei, a jego rozkwit
przypada na epokę renesansu. Ośrodkiem zainteresowania jest w nim istota ludzka, uważana za twórcę i cząstkę cywilizowanego świata, który zamieszkuje, zaludnia i kształtuje.
Humanizm postrzega w niej ośrodek, cel, podmiot sprawczy i przedmiot dziejów. Jest ona również podmiotem
refleksji, która obejmuje „wszystko, co
istnieje", tj. kosmos, człowieka, jego dzieła i dzieje, samą siebie. To skupienie uwagi na człowieku — na gatunku ludzkim, jednostce i społeczeństwie — decyduje o intelektualnej i światopoglądowej
odrębności humanizmu. Wszystko, co wychodzi od człowieka i co go dotyczy, wyjaśnia on za pośrednictwem
jego własności, zachowań,
stosunków, urządzeń, narzędzi i działań. W dziedzinie wartości widzi w nim wartość najwyższą,
źródło i miarę wszystkich innych wartości.
Humanista nie zgadza się z poglądami, które istotę ludzką ujmują
jedynie jako rzecz wśród rzeczy, organizm wśród organizmów, zwierzę wśród
zwierząt, mechanizm wśród mechanizmów.
Nie
zgadza się także ze stanowiskami, w których ludzi uważa się za byty pochodne i zależne od istot nadprzyrodzonych, istniejących poza
zasięgiem przyrody, rozumu i doświadczenia, poza obrębem historii, stworzonej w niej kultury i cywilizacji. Istoty nadprzyrodzone uważa za wytwór i dziedzictwo samych ludzi. Odmawia
uznania, że sprawują one jakąś rzeczywistą władzę nad ludźmi. W przypisywanej tym istotom „władzy
nadprzyrodzonej" zauważa ukrytą władzę innych
ludzi. Według humanisty byt ludzki jest swoisty i autonomiczny. Gdy
pominąć to, co zależy od nieujarzmionej
przyrody, potęgę i klęski człowiek
zawdzięcza wyłącznie samemu
sobie.
Humanista
współczesny musi tedy nolens volens zmierzyć
się z gorzkim faktem, że w świecie
ludzkim ciągle istnieją wpływowe poglądy oraz potężne siły społeczne,
zwierane przez te poglądy, które odmawiają człowiekowi
prawa do autonomii i do bycia człowiekiem — tym, kim rzeczywiście
jest — i które nieustannie odnoszą jego istnienie, własności, pragnienia i losy do wydumanych instancji ponad i pozaludzkich. Często stosują wobec ludzi, powołując
się na te instancje, praktyki z gruntu nieludzkie,
pełne pogardy i bezwzględności. Prawdziwy zawód zawiera się jednak w tym,
że według humanisty poglądy i praktyki tego rodzaju
wychodzą od samych ludzi, są ich dziełem.
Humanista nie może wygodnie zasłonić się szatanem, karą za
grzechy, ślepym losem, immanentnym złem
historii. Ludobójstwo, tortury,
niewolnictwo, dyskryminacja, przemoc, wyzysk,
prostytucja nieletnich, narkotyki i nietolerancja nie pochodzą przecież z zaświatów. Wypływają one z rzeczywistego stosunku ludzi do
łudzi, człowieka do człowieka. Nie można
zatem uchylić pytania, jak wobec tych praktyk „wierzyć w człowieka".
Wiara współczesnego humanisty przypomina niekiedy credo quia absurdum.
Nie jest również tak, jak się czasem głosi, że negatywy są dziełem tylko jakiejś jednej, wyjątkowo zdegenerowanej grupy lub kategorii ludzi. Dzieje dokumentują, jak nierzadko ludzie, którzy sami doświadczyli piekła, gotowali później piekło innym. Nie było czymś niezwykłym, że „religie miłosierdzia", jak chrześcijaństwo
czy islam, praktykowały bezlitosne rzezie, a polityczne ideologie wolności — bezwzględną
tyranię. Trzeba zgodzić się w tej kwestii z wielkimi moralistami, że
granica między pozytywnością i negatywnością przebiega raczej wewnątrz
poszczególnych ludzi, a nie gdzieś między nimi lub na zewnątrz
nich. Nie jest to także granica stalą. „Kiedy zło triumfuje", pisała poetka noblistka,
„dobro się utaja;/
gdy dobro się objawia, zło czeka w ukryciu./ Jedno i drugie
nie do pokonania/ ani do odsunięcia na bezpowrotną odległość" (W. Szymborska, Krótkie życie naszych przodków).
Jeśli te spostrzeżenia poetki odnieść do natury ludzkiej, to usprawiedliwienia typu „to nie my, to oni są źli" trafiają w próżnię. Próbują one uwolnić nas od współodpowiedzialności za powszechne dziedzictwo zła, niesprawiedliwość
urządzeń społecznych, zapisane gwałtami
karty historii. Dają alibi, które nic nie kosztuje, ale i niczego nie zmienia. Myśl humanistyczna
musi w tej sytuacji odważnie przyznać, że
możliwość negatywności osacza wszystkich ludzi bez wyjątku,
pojawia się wszędzie, gdzie pojawiają się
zbiorowości ludzkie, a jej akty powinny stanowić
przedmiot zbiorowej troski i współodpowiedzialności.
Powoduje to, że dwudziestowieczny
humanizm przestaje być wiedzą radosną o człowieku, pełnią zachwytu
nad jego potęgą i cnotami. Chociaż humanizm z istoty swej jest afirmacją niepowtarzalnego „życia na ziemi", musi jednak przyznać, że nie wszystko w życiu jest warte przeżycia.
Doświadczenia XX wieku dowiodły, że humanizm jest
pewnym normatywnym projektem człowieka, a nie jakimś
jego bezwzględnie prawdziwym opisem czy zdaniem sprawy z tego, „jakim jest naprawdę". Zmodyfikowały one
sztandarową zasadę humanizmu: „człowiek jestem i nic co ludzkie nie jest mi
obce". Doświadczeniom mijającego
stulecia bardziej odpowiadałyby
zasady: „człowiek jestem i nic co
nieludzkie nie jest mi obce" oraz „obcym potrafi być człowiekowi wszystko, co ludzkie". Dowodzą
one, że projekty humanistyczne „na trzecie
tysiąclecie" nie mogą zadowolić się mechanicznym powrotem do tradycji. Wymagają jej oceny i przewartościowania.
Pozycja
światopoglądowa humanisty utraciła,
jak wykazują powyższe uwagi, jasne, pewne i trwale zakorzenienie w przeszłości oraz w świadomości współczesnej. Stała się w rezultacie
ekscentryczna, płynna oraz otwarta na impulsy
płynące z doświadczeń międzyludzkich.
Aktualne koncepcje humanizmu różnią się
tedy głównie tym, jak ujmują stosunek człowieka
do człowieka, a nie tym, jak definiują jego
„istotę". Ten stosunek można przedstawić jako swego rodzaju wzajemne
usytuowanie ludzi, ich pogląd na
siebie samych, stanowisko wobec innych oraz zbiorowości ludzkiej. Wydaje
się, że współcześnie można wyodrębnić trzy
takie usytuowania człowieka, co zresztą nie znaczy, że tylko one istnieją lub że jedynie one
się liczą. Można je nazwać odpowiednio centralnym,
peryferyjnym i na skrzyżowaniu szlaków.
Odpowiadają im stosowne wersje humanizmu.
2. Pępek świata?
Jedna z koncepcji humanizmu, mocno osadzonych w tradycji i bodajże najbardziej rozpowszechnionych, przeciwstawia go
teocentryzmowi
oraz fundamentalizmowi religijnemu. Głosi ona, że to człowiek, a nie istota boska, jest celem samym w sobie, miarą wszechrzeczy oraz
stanowi najwyższą wartość. Jest on według tej koncepcji koroną istot i bytów, niejako
punktem szczytowym architektury kosmosu. Przymioty rozumności, języka,
pracy, kreatywności, wolności — źródła ludzkiej potęgi — oddaliły go bezpowrotnie od reszty natury i wynoszą go zawrotnie wysoko ponad naturę. Powołaniem człowieka jest bycie
jej „panem", jeśli jeszcze
nie dzisiaj, to być może w przyszłości.
Humanizm antropocentryczny utrzymuje tedy, że nie ma na Ziemi i w dotąd poznanym kosmosie
istot, które mogłyby się mierzyć z człowiekiem. Choć być może
pod wieloma względami rodzaj ludzki nie jest do
końca uformowany, chociaż stale zagrażają mu
różne słabości i wyniszczające konflikty,
stanowi tak czy owak twór natury, który wywalczył
samodzielność i począł kształtować odrębny — aczkolwiek w naturze osadzony i od jej zasobów zależny — świat. Jest
to mianowicie świat, jak dotąd, stałego postępu cywilizacyjnego i kultury, zorganizowanych społeczności, dramatycznej
historii i bogatej duchowości. Wybija się
on wysoko ponad spowity nieświadomością i zasklepiony w sobie bezwład
natury. Potrafi w wielu dziedzinach
zapanować nad nią i podporządkować ją własnym potrzebom.
Humanizm jest jedną z wizji urządzenia tego
świata, zbiorem wartości, które winny go tworzyć.
Zawiera wiele wątków, ale szczególnie
jeden warto tutaj przypomnieć. Głosi on, że — oprócz pełni jedynego życia, jakie powinno się przeżyć -
dla człowieka najwyższą wartością jest, a w każdym razie: powinien być inny człowiek. W tym względzie humanizm antropocentryczny stanowi także pewną
wizję stosunków między ludźmi oraz projekt budowy świata
wewnątrzludzkiego. Nie jest więc jedynie optymistyczną i uwznioślającą — nieco abstrakcyjną, bez następstw
politycznych i społecznych -
interpretacją położenia człowieka w naturze i w kosmosie. Zasada „człowiek najwyższą wartością dla człowieka"
nabiera bowiem dramatycznej aktualności i treści wtedy, kiedy potępia konkretny ucisk i zniewolenie w stosunkach
międzyludzkich i postuluje ich zmianę. Staje się wówczas zasadą
reformatorską, a nawet rewolucyjną.
Stosunki oparte na zniewoleniu, ucisku czy wyzysku odzwierciedlają bowiem wewnętrzne podziały
świata ludzkiego na swojski i wrogi, zasobny i wyzuty ze środków do życia, panujący i służebny, gdzie istotę ludzką sprowadza się do roli i rangi narzędzia pracy, „mięsa armatniego"
czy, jak to ukazuje na przykład wymuszona prostytucja, środka
przyjemności dla innego człowieka.
Stanowią one przejaw „niszczenia
człowieka w człowieku przez innego człowieka". Humanistyczna idea
„człowiek najwyższą wartością" — o ile
bierze się ją serio i o ile zdobywa szeroką akceptację — zawiera treści emancypacyjne oraz inspiruje czynny opór przeciwko tego typu praktykom. Jej idealizm i utopizm okazywał się w dziejach niejednokrotnie siłą nie do zwalczenia przez rządy i ustroje oparte na zniewoleniu.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 13-01-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5197 |
|