|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Humanista na rozstaju dróg [2] Author of this text: Edward Kasperski
U podstaw humanizmu antropocentrycznego tkwi bez wątpienia pozytywna — mimo świadomości niewiarygodnych ekscesów — ocena człowieka, jego
natury, dokonań, możliwości rozwojowych. Humaniście
trudno pogodzić się z maksymą homo homini
lupus, człowiek człowiekowi wilkiem, którą
zresztą wymyślili i stosowali (stosują) ludzie. Konfrontacja obu tych zasad — człowiek najwyższą wartością i człowiek człowiekowi wilkiem — uzmysławia jednak, że humanizm jest
trudnym i ryzykownym przedsięwzięciem. Wśród ludzi, którzy przyjęli
naturę wilków i stali się z własnego wyboru drapieżnikami,
humanista nie powinien być ani łatwym łupem, ani też upodobnić się do
wilka. Słabością humanizmu antropocentrycznego wydaje się
przede wszystkim jego wspomniany już idealizm i utopizm. Dobrze jest uważać
innego człowieka za „wartość najwyższą" — pod warunkiem, że inny człowiek postępuje podobnie. Jak wiadomo, taka wzajemność nie jest bynajmniej regułą. W zawikłanych i nierównych stosunkach międzyludzkich spolegliwość humanisty
przynosi nierzadko rozczarowanie. Miara „najwyższej wartości" jest
wysoka i górnolotna, a proza życia niska i banalna.
Humanizm antropocentryczny zdawał egzamin w czasach
wielkich przełomów historycznych, jak renesans, oświecenie, zniesienie niewolnictwa,
rewolucje socjalne, krach systemu kolonialnego, upowszechnienie
demokracji politycznej. W warunkach malej
stabilizacji i na co dzień niewygodnie jest jednak poruszać
się na koturnach oraz wchodzić do biur, fabryk i na uczelnie za każdym
razem w natchnionym nastroju
humanistycznego patosu. Zresztą ów
patos jakby nieco się zużył. Będąc historycznie
zaprzeczeniem i odwróceniem teocentryzmu,
humanizm nie przestał być „centryzmem" i nie zaniechał sztucznego hierarchizowania bytów na „byt najwyższy" i „byty niższe". Otóż ten centryzm i pionowe hierarchie odstają od realiów i wrażliwości współczesnej
cywilizacji. Nie jest zresztą już takie pewne,
czy człowiek jest rzeczywiście pępkiem (wszech)świata.
Być może — zamiast na górze — z bytami lepiej być za
pan brat.
3. Humanista outsider...
Humanistą można być z niska i z boku, bez aspiracji do górowania nad kimkolwiek lub nad czymkolwiek.
Gdy bowiem humanista stwierdza „nic co
ludzkie nie jest mi obce", to na „to, co ludzkie" składa się również szarość i przeciętność
życia, tzw. padół ziemski, a nie tylko rzeczy
wzniosie, patetyczne i heroiczne. Losem
człowieka może być nuda, zagubienie, bezradność, nijakość, brak perspektyw, nędza, dyskryminacja,
szykany, lęk, rozdarcie, niedola, uwikłanie w sprawy pozorne, niedołęstwo, umieranie,
zawody życiowe itd. Humanista, którego
rzeczywiście obchodzą „rzeczy ludzkie" nie może przejść nad
nizinami egzystowania do porządku.
Powinien odnieść się również do tego, co „na dnie" w najszerszym tego słowa znaczeniu. Taka właśnie
wrażliwość i perspektywa
poznawcza ukształtowały osobny
typ postawy humanistycznej. Dawała ona niejednokrotnie o sobie znać w filozofii, literaturze, sztuce. Pojawia się w życiu codziennym i stosunkach międzyludzkich. Można ją nazwać roboczo humanizmem bez pompy, z pozycji outsidera.
Humanizm
teoretyczny ma często charakter
reprezentacyjny, ogólny, normatywny, niejako urzędowy i fasadowy. Ideały humanistyczne odzwierciedlają w nim jednostkowe i zbiorowe potrzeby ekspresji, wymogi oświatowe, dążenia
wychowawcze i racje polityczne. Mają one na celu urabianie ludzi według
wyraźnych i prostych wzorów, a nie przygnębiający
opis ich słabości i niedołęstwa. Biorą zazwyczaj miarę z publicznego człowieka sukcesu: władcy,
męża stanu, reformatora, przedsiębiorcy, wynalazcy,
administratora czy po prostu — przykładnego
obywatela. W obrazie „człowieka w ogóle"
często afirmują idealne przymioty typowych przedstawicieli kręgów
panujących.
Humanista outsider punktu zaczepienia dla refleksji i postawy praktycznej poszukuje intuicyjnie w człowieku konkretnym, a nie w abstrakcyjnym człowieku w ogóle. Ma do czynienia ze zwykłymi ludźmi, a nie z ideałami. Zagłębia się w realia życia, a nie w książkowe esencje. Skala człowieka w kosmosie lub skala rodzaju ludzkiego przerasta jego wyobraźnię. Skale te
zresztą mają się nijak do potocznego i powszedniego doświadczenia, gdzie
ma się do
czynienia konkretnie z sobą samym, rodziną,
sąsiadami, szkołą, pracą, kręgiem towarzyskim oraz z innymi
jednostkami, które spotyka się na co dzień na
takiej czy innej stopie. Nie obcuje się przecież z „ludźmi w ogóle". Człowiek, jak pisał poeta
Tadeusz Różewicz, to „ten, ta, to/ tamten, ów". Na tle tych
prozaicznych konkretów identyfikowanie dobrze znanego sobie X-a czy Y-a jako „Człowieka" z dużej litery graniczy ze śmiesznością. Teoretyczny
dyskurs humanistyczny z perspektywy outsidera
wydaje się nieco sztuczny. To przecież tylko, jak powiada Szekspirowski
bohater, „słowa, słowa, słowa".
Być może postawa tego rodzaju jest mało porywająca. Wydaje się jednak, że powszedniość, wręcz
trywialność życia, sytuacje ludzi „z podciętymi skrzydłami",
złamanych, „na dnie", „na marginesie" i „na uboczu" mogą
stanowić — i rzeczywiście
stanowią — ważne punkty zaczepienia refleksji humanistycznej. Ukazują człowieczość, by tak rzec, od kuchni, od strony nieoficjalnej, bez
idealizacji. Odsłaniają jej
niepochlebne, wypierane i wstydliwie przemilczane aspekty. Uwalniają tym
samym myślenie humanistyczne od nadmiaru abstrakcji i przesadnego optymizmu. Rozszerzają pole widzenia
humanisty. Uczulają go przede wszystkim
na negatywność istnienia.
Perspektywa „z niska" uświadamia zwłaszcza występowanie negatywności zawinionej przez ludzi i niekoniecznej, tj. niesprawiedliwości, krzywdy, agresji, wyzysku, zepchnięcia na marginesy. Są to zjawiska, którym można zapobiec i które
są do usunięcia lub do naprawienia. Wykazuje ona, że
humanizm powinien być postawą aktywną i praktyczną,
etycznie zaangażowaną, a nie jedynie, jak to
czasem głoszono, „użyciem życia" lub, jak współcześnie
postulują nieroztropnie niektórzy (nie wszyscy!) postmoderniści,
postawą, gdzie „o nic nie chodzi,
wszystko uchodzi" (nothing matters,
anything goes Carlosa Fuentesa).
Sam wybór takich sytuacji z „prawdziwego życia" jest znaczący. Wiąże się z przekonaniem, że
humanista powinien uczestniczyć w kształtowaniu
środowiska ludzkiego, wpływać na zachowania
konkretnych jednostek i grup. Humanista
występuje tu jednak w roli osoby, która zazwyczaj zawiesza uprzednią i gotową wiedzę na temat tego, „kim
jest człowiek". W praktycznym
byciu humanistą nie zawsze bowiem pomaga przekonanie o posiadaniu „jedynie
słusznej" definicji człowieka. Wiedzę o nim kształtują przede
wszystkim bezpośrednie kontakty, żywe
doświadczenia i współżycie z konkretnymi ludźmi. Dla humanisty z niska „prawdziwie być" ma w istocie większą wartość niż
„wiedzieć". By „wiedzieć", wystarczy zaszyć się w ciszy bibliotek, wśród pełnych mądrości
książek, ale czy tylko na tym ma
polegać humanistyczna „pełnia życia"?
Omawiana postawa przyjmuje zresztą, że wiedza o człowieku jest płynna, relatywna pod względem
egzystencjalnym i kulturowym. Jej dossier — istota i rodzaj ludzki — jest
przecież nieustannie niekompletne, z białymi plamami w przeszłości i z niewiadomą przyszłością. Człowiek,
„wieczny wędrowiec", jak poetycko powiada Biblia, znajduje się
bowiem ciągle w drodze, w ruchu, w stawaniu się. Podobnie niegotowy
jest zresztą sam humanista. Nie jest on w stanie objąć swego ludzkiego „przedmiotu" z lotu ptaka, sam
bowiem jest jego cząstką. Nie może,
jak uczynił to sławny baron Münchhausen, chwycić się za włosy i wydostać z topieli egzystencji. To
wszystko, co zauważa na zewnątrz,
ma, z grubsza biorąc, w sobie samym.
Postawienie się zatem pryncypialnie „na zewnątrz" w roli beznamiętnego obserwatora „rzeczy
ludzkiej" odczłowiecza i humanistę, i tych, którzy są obiektem
obserwacji. Tymczasem intencją humanizmu,
jak wiadomo, było zawsze uczłowieczenie
człowieka, a nie — jego odczłowieczanie.
Humanista outsider uzmysławia więc prawdę,
że „całościami" są także poszczególne indywidua, a nie tylko „elity", „masy pracujące", społeczeństwa
czy rodzaj ludzki. Kosmos humanistyczny
można odnaleźć również w subiektywnym
mikrokosmosie. Z formuły „człowiek jestem i nic co
ludzkie…" najbliższa zapewne byłaby
mu taka interpretacja, która „jestem" i „bycie" odnosi do
konkretnych jednostek, łącznie z nim
samym, a „ludzkie" pojmuje
takim, jakim ono rzeczywiście jest i bywa, nawet
jeśli bywa czymś niepoetyckim i nieheroicznym
oraz spada poniżej przeciętnej.
4. Na skrzyżowaniu
szlaków. Humanizm
policentryczny
Ideały
humanistyczne, podobnie jak sama nazwa humanizm narodziły się, patrząc
historycznie, w europejskim środowisku cywilizacyjnym i kulturowym, w kręgu
kultury grecko-rzymskiej. Wyrażał je
obrazowo chociażby mit Prometeusza,
kradnącego ogień bogom, przekazującego
go ludziom. Przez wiele stuleci
ideały te odgrywały rolę alternatywy oraz opozycji wobec panującej,
judeochrześcijańskiej, teokratycznej wizji człowieka i życia ludzkiego. Kościelnemu i kapłańskiemu
ideałowi życia ascetycznego, zatopionego w poczuciu winy i w pokucie, zapatrzonemu w zaświaty
humanizm przeciwstawił wyzwolenie człowieka z lęku przed bogami, pochwalę
rozumu, natury, potrzeb i przedsiębiorczości. Na czoło wysunął
hasła autokreacji i życia pełnią życia. To wszystko prawda, ale jednak
niecała prawda.
Faktem jest bowiem, że zasady humanizmu, jakby je nie oceniać, ukształtowały się lokalnie, w śródziemnomorskim środowisku geograficznym, demograficznym i cywilizacyjnym, w splocie konkretnych warunków historycznych i tradycji.
Powstawały i rozwijały się na ogół w oderwaniu od odrębnych doświadczeń, wyobrażeń i socjotechnik społeczności zaludniających
inne kontynenty. Towarzyszyło im niekiedy poczucie dominacji, wyższości i pogardy wobec ich mieszkańców.
Humaniści europejscy pozostawali przez całe stulecia mało
wrażliwi na specyficzną, egzotyczną i daleką — tak różną od ich własnej — „ludzkość" ortodoksyjnych Żydów,
Azjatów, Arabów, Murzynów oraz
tubylczych mieszkańców Ameryki lub Australii. Nieufnie odnosili się
do ich sposobu życia, wierzeń, obyczajowości, wzorów osobowych i wyobrażeń o istotach ludzkich.
Dostrzegali w nich często „dzikość",
„prymitywizm" i „barbarzyństwo". Ofensywny kolonializm, zalegalizowane niewolnictwo i prozelityzm religijny dowodzą, jak wielka
przepaść dzieliła zadufaną Europę od innych
cywilizacji. Zawężała ona humanistyczny
ideał człowieka — do człowieka europejskiego.
Humanizm utrwalony w dotychczasowej tradycji
europejskiej był humanizmem cząstkowym i wybiórczym, europocentrycznym. Ten stan rzeczy utrzymuje się do
pewnego stopnia również współcześnie.
Człowieka europejskiego zastąpił
człowiek północnoatlantycki.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 13-01-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5197 |
|