|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Various topics »
Komisarz Parku Niagara [4] Author of this text: Witold Stanisław Michałowski
W 1881 roku towarzyska elita Toronto prezesem ekskluzywnego Ontario Jockey Club
wybrała wysokiego inżyniera ciągle jeszcze mówiącego z polskim akcentem.
Jego ekwipaż zaprzężony w cztery starannie dobrane siwki uchodził za
najelegantszy, a w tonącej w zieleni rezydencji przy ulicy Bathurst, z dala od
zgiełkliwego gwaru śródmieścia bywała cała śmietanka stołecznego wówczas
grodu. Rozległe salony wypełniały dzieła sztuki, liczne obrazy dobrych,
europejskich malarzy, odlane w brązie kopie antycznych rzeźb, doskonale
wytresowana, ubrana w liberie służba. Szeroki gest i nietuzinkowe
zainteresowania gospodarza. Rzekomo zatrudniał cerberów do odganiania
namolnych żebrzących nędzarzy. Być może byli wśród nich i współ rodacy,
zwabieni znajomym brzmieniem nazwiska. Z podziwu godną konsekwencją część
dziejopisów dziewiętnastowiecznej emigracji Polaków do Kanady rozgłasza
niezbyt pochlebne opinie o tym „lutrze". Ich zdaniem nie zasługiwał na życzliwe
wspomnienie. Prawdziwy Polak to przecież obowiązkowo katolik. Ogłupiały od
pracy w fabrykach i fermach należących do tych, co w domu mówią po
angielsku, niemiecku czy w idisz, Żyjący w nędznych, brudnych slumsach,
niewykształcony, biedny, wyzyskiwany i oszukiwany przez obcych. Casimir Gzowski
wyłamał się z stereotypu. Tego bardzo wielu nie mogło mu darować W kronikach Toronto odnotowano, że w dniu 24 maja 1883 roku ówczesny gubernator
generalny Dominium Kanady markiz Lorie z żoną księżniczką Luisą — a wiec
zięć i córka królowej Wiktorii. zaszczycili swą obecnością rozgrywane w dniu urodzin królowej na torze Woodbine wyścigi konne. Książęcą parę
podejmował osobiście i udzielił jej gościnny w swoim domu sam Sir Casimir
Gzowski. Wyścigi o Queens Plate srebrną paterę, ufundowaną w imieniu Królowej Wiktorii przez
Sir Casimira Gzowskiego, są do dziś najstarszą nagrodę sportową Ameryki Północnej.
Rozgrywane są na torze w Woodbine. W 1985 roku zaszczyciła je brytyjska królowa
matka wraz z premierem Kanady. Schyłek kariery zawodowej jednego z najpopularniejszych swego czasu kanadyjskich dziennikarzy radiowych był gorzki.
Przez lata, poczynając od 1971 roku, robił furorę na antenie CBC jego program
This Country in the Morning.
Codziennie przez trzy godziny. Słuchała go cała Kanada. Każdy mógł znaleźć
coś dla siebie. Rozmowy z popularnymi politykami, rozważania na temat notowań
cen pszenicy na światowej giełdzie w Winnipegu, kłopoty zwykłych ludzi,
muzykę w stylu old bluess, recytacje
poezji Earla Birney’a, sport, dowcipne komentarze do aktualnych wydarzeń,
plotki z życia filmowych gwiazd, kryminałki. Podobało się to wszystkim. Gospodyniom domowym, ojcom rodzin zmierzającym rano do pracy,
młodzieży. Programistka komputerów z Lavalu, kierowca z Wyspy Księcia
Edwarda, inżynier z Chicoutimi, marynarze z promu z Prince Rupert, czy strażnik
Parku Narodowego Jasper znali jego nazwisko. Nie wiedzieli, że był jeszcze ktoś
inny kto je nosił. W małej prowincjonalej dziurze, w której się zaszył
kupując niezbyt dużą farmę — imie Gzowskiego też nosiła jedna z ulic. Nikt z mieszkańców nie ma cienia wątpliwości, że chodzi tu o mnie — śmieje się
Peter. Nie zamierzam tego korygować. I tak by nie uwierzyli.
Urodził się z piórem w ręku. Już jako kilkunastolatek zasłużył na pseudonim Boy
Wonder. Mając lat dwadzieścia zapełniał w Moose Jaw lokalny dziennik swymi
artykułami. Trzy lata później wydawał w Chatchem nad Jeziorem Św. Klary
„Daily News". Pradziadek
ongiś dzierżawił tam teren łowiecki,
trzymał psiarnie i urządzał polowania z sokołami. Następnie był start w telewizyjnym programie 90 Minutes Live. Czując się najlepiej w dżinsach został zmuszony do poddania się długotrwałemu makijażowi,
starannego przycięcia włosów i włożenia eleganckiego garnituru. Zarabiał
75 000 dolarów rocznie. W 1977 r. na dobre pożegnał telewizje. Następne lata
był autorem stałego felietonu w „Toronto Star" oraz horroru o katastrofie małego samolotu nad północną tajgą Sascatchewan.
Pasażerowie aby przeżyć musieli...Każdy wie co. Parę lat wcześniej środki
masowego przekazu na całym świecie obiegły wstrząsające relacje z peruwiańskich
Andów. Ocalałym pasażerom pasażerskiego samolotu biskup Limy dał wówczas
rozgrzeszenie, mimo, że z głodu zjedli bliźnich. Książka The Game of Our Lives — kronika jednego sezonu hokejowej drużyny
Oilers z Edmonton — natomiast stała się bestsellerem. Hokejem żyją mieszkańcy
kraju klonowego liścia od pokoleń. Na liście najlepiej sprzedawanych utrzymywała się przez wiele tygodni. W 1982 r. wraca na antenę w programie CBS Morningsonde rozpoczynającym się codziennie o 530
rano i trwającym aż do godziny 11 przed południem. Szybko się nim znuży. Co
będzie robił później? All
my life that same question, what I can do now?" (przez całe życie to
samo pytanie co robić dalej).. Ciągle poszukuje, drąży, niczego nie jest
pewien, z niczego nie jest zadowolony. Czuje się Kanadyjczykiem z krwi i kości, a jednocześnie ciekaw jest czy rzeczywiście ten „prapra" to był ktoś w kraju przodków. Hrabia? Baron? Czy są w Polsce stare zamki i pałace ozdobione
herbowymi kartuszami Junoszy, herbu wyrżniętego w krwawniku noszonego przezeń
pierścienia? Sprawiam mu zawód. Gzowscy mazowiecka szlachta nazwisko wzięli
od wsi Gzy. Nie znałem innego poza fly
określenia gza — w języku angielskim, a fly
to wszelkie latające, kłujące i gryzące paskudztwo od much poczynając.
Gospodarz wyraźnie nabrał dystansu i spogląda na zegarek. Niezręczną
sytuację przerywa telefon. Rozmawia z kimś, kto właśnie przylatuje, do
Toronto na lotnisko. Wypada się żegnać. O nie, teraz panów nie puszczę,
musicie poznać jeszcze jednego Gzowskiego. Z innej gałęzi. Pani Mary z Montrealu którą poznaliśmy przy innej okazji wie lepiej kto kogo i kiedy
rodził. Wayne jest jej bratankiem. Mieszka na dalekiej północy w Yellowknife. Wybitny spec od nurkowania pod lodem. Na dnie oceanu wynajduje
cmentarzyska morsów, zbiera ich kły. Robi też trochę zdjęć. Pokaźnych
rozmiarów karton ze zdjęciami ląduje na stole pomiędzy kieliszkami z winem,
które już zdążyliśmy osuszyć. Czekając na przyjazd Wayna oglądamy dom, który ten pierwszy Gzowski wybudował w Rockwood.
Masywna, kamienna budowla. Nie podobna do tych w okolicy. Doskonale wpasowana w zboczu wzgórza, osłonięta od wiatru..
Zaprojektowano ją z rozmachem, zachowując dbałość o każdy detal, proporcję,
jakość wykonania. Solidność kamieniarskiego rzemiosła przypomina konstrukcję
filarów i przypór mostowych. Budynek
trafił do albumu z najciekawszymi przykładami
starej architektury. Autor albumu nazwiska budowniczego nie znał. Oczekując na
powrót gospodarza z lotniska tłumaczę listy jakie otrzymał po bytności w Polsce. Z okazji nadania szkole w Opolu imienia Gzowskiego pisała o tym
„Panorama". Listy były różne. Pisane wyrobionym charakterem z nienaganną
ortografią i koszmarnymi kulfonami. Zawierały w zasadzie tylko jedno. Żałosne,
żenujące żebractwo. Czas najwyższy, aby redaktorzy wydania Who
is Who, nie wstając od biurek wzięli się za opracowywanie Księgi Żebractwa
Polskiego. Od razu w paru tomach. Materiałów źródłowych dostarczą na pewno
obszerne wykazy odbiorców darów z parafialnych krucht i nadawcy listów wysyłanych
do bliższych i dalszych krewnych za oceanem, i często do zupełnie obcych
ludzi, którzy „muszą", wałkoniom, pijakom i leniom pomagać tylko
dlatego, że raczyli się urodzić.
Powitanie z Waynem było krótkie. Hello i uścisk
dłoni. Potężna klatka piersiowa gracza w rugby. Wysokie czoło. Szczere
spojrzenie jasnych oczu. Człowiek, który odbiera tajemnice podwodnemu światu
ukrytemu pod lodową skorupą, rozmowny nie był. Jego dziad, wnuk Sir Casimira,
również nosiciel rodowych imion, należał do najwybitniejszych kanadyjskich
budowniczych kolei. będąc głównym inżynierem towarzystwa Canadian National
Railway. Miał swój udział w budowie słynnego spiralnego tunelu w Górach Skalistych poniżej przełęczy
Kicking Horse Pass i zbudowanie w 1932 roku linii kolejowej do Churchill nad
Hudson Bay. Wayne dziadka nie pamięta. Urodził się rok po jego śmierci. Po
matce, z domu Batten, jest na wpół Niemcem. Nurkować zaczął w wojsku.
Najbardziej pokochał północ. Jest
właścicielem nieźle prosperującej Arctic Divers Ltd. Z naciskiem podkreśla,
że najwyższe potencjalne możliwości rozwoju rybołówstwa i przemysłu
rybnego są na wodach Arktyki. Jego firma może podjąć się zbadania
podwodnych zasobów. Przy biesiadnym stole, po paru szklanicach grzanego wina,
do którego słabość odziedziczył chyba po germańskich przodkach, otwiera się.
„Nie macie pojęcia — mówi — jakie to fantastyczne uczucie, gdy po pokonaniu
za kierownicą wielu mil śnieżnej pustyni można wykuć otwór w lodzie i opuścić
świat bieli, aby znaleźć się w zielonym rajskim ogrodzie morskiego dna."
Praktykę
zdobywał karkołomną metodą prób i błędów. Dużo zawdzięcza pierwotnym
mieszkańcom Arktyki. Nauczył się nieco języka Eskimosów, poznał ich
zwyczaje. Nigdy nie schodzi pod wodę, gdy krajowcy mu to odradzają. Od lat ma
stałego partnera. Pracując w zanurzeniu rozumieją się bez słów. Pamięta,
jak na początku wspólnej kariery, gdy nie mieli jeszcze sprzętu do podwodnej
telekomunikacji, zamarzł mu zawór na wężu doprowadzającym powietrze do
oddychania. Nad głową blisko 30 metrów wody i półtorametrowej grubości
warstwa lodu. Zostało kilkadziesiąt sekund świadomości. Parę minut życia. I wówczas, pracujący w pewnym oddaleniu partner — nie wzywany, bo jak — jakby
kierowany szóstym zmysłem, podał mu swój sprawnie działający wąż. Razem,
po bratersku dzieląc się odmierzoną sekundami możliwością oddychania,
odnaleźli wykuty w lodowej tafli otwór.
Prace najlepiej prowadzić jest zimą.
Morze pod lodową skorupą jest spokojne, przejrzyste. Bezpośrednio nad
miejscem nurkowania można rozpiąć namiot z generatorem zasilającym źródło
światła. Pozwala to na dobrą widoczność nawet do stu metrów. Duże trudności,
nastręczało wykucie w grubym lodzie otworu o odpowiedniej średnicy. Parę
lasek dynamitu czy solidny ładunek prochu nie rozwiązywały problemu.
Spoczywający na powierzchni wody, żeby nie wiadomo jak gruby, lód jest
elastyczny. Pokruszony, w niskiej temperaturze zestala się prawie natychmiast.
Wprowadzenie spalinowych ślimakowych wierteł o dużej średnicy i traktorów wyposażonych w pionowe piły, łańcuchowe, zlikwidowało problem.
Zakres
usług Arctic Divers Ltd. jest szeroki. Od podwodnego spawania i cięcia tlenem,
inspekcyjnego badania spoin podwodnych rurociągów i stalowych konstrukcji
naftowych wież, po instalowanie kamer telewizyjnych, trudne na znacznych głębokościach
roboty minerskie i górnicze, udział w prowadzeniu prac badawczych i naukowych
oraz fotografia.
Tej pasji Wayne oddaje się szczerze. Zdjęć na powierzchni ziemi a raczej ponad
lodem bo, całe Terytorium Północno-Zachodnie o powierzchni 11 razy większej
od Polski, to „tylko lód i zima" — jest raczej niewiele. Stalowy kontener
na płozach z zawieszeniami dla helikoptera o dużym udźwigu, żółte niemiłosiernie
poobijane sanie motorowe i pustka. Aż po kraj horyzontu białe, gładkie śnieżne
pola. Czyjaś ręka zaznaczyła prawie niewidoczne wydrążenie w lodzie parę metrów od
drzwi kontenera długopisem DIVE HOLE. Przerębel.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 30-01-2007 Last change: 11-02-2007)
Witold Stanisław MichałowskiPisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Biographical note Number of texts in service: 49 Show other texts of this author Newest author's article: Kaukaz w płomieniach | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5242 |
|