|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Wspomnienie Author of this text: Bartosz Jastrzębski
Wspominamy. Zazwyczaj będąc
niezadowolonymi, lub nie w pełni zadowolonymi, z teraźniejszości
(która wszak zawsze mogłaby być lepsza)
zdani jesteśmy na wspomnienia lub marzenia. Jeśli chodzi o te drugie,
to te z nich, które — jak mniemamy — mogą się spełnić, szumnie i na
wyrost zwie się planami. Pozostałe zaś marzenia są osobliwą i nieekonomiczną
nadprodukcją świadomości, nadprodukcją mającą ukryć to, na czym świadomość
jest posadowiona, czyli niemą pustkę głębokiego snu bez śnienia. Marzy się
więc chyba po to, by się ta niemota do mózgu nie wdarła stupor jego powodując.
Można jeszcze lękliwie oczekiwać, co
jest swego rodzaju czarną fantazją. Wyobraża sobie wówczas człowiek
konieczne nadejście rzeczy złych i od razu zastanawia się także czy da radę
jakoś je przetrwać. Jeśli uznaje, że da — czarna fantazja przestaje już
być całkiem czarna, jeśli uznaje, że przetrwać nie sposób (bo przeżyć
takich złych rzeczy i zachować siebie niepodobna) wtedy czerń fantazji staje
się wręcz trójwymiarowa, namacalna, gęstsza od smoły. Wówczas w przerażeniu
stara się porzucić fantazję, wykonując choćby jakąś prostą czynność.
Podrywa się przeto z Madejowego łoża imaginacyjnej męki, by zrobić herbaty,
wyjrzeć przez okno, wyjść do kiosku po papierosy, by zadzwonić do kogoś i zapytać: co słychać? Cokolwiek bowiem byłoby słychać marzenie czarne
zostanie oddalone — przynajmniej na jakiś czas.
Nie o marzeniu będzie jednak mowa
(marzeniu, które tyczy się tego, czego nie było, nie ma i najpewniej też nie
będzie), lecz o wspomnieniu, które jest chwiejnym, świadomościowym zapisem
tego, co się zdarzyło. To zaś, co się zdarzyło stanowi bezwzględną
konieczność. Nawet Bóg nie może uczynić, by Troja nie została zniszczona.
Teraz już nie, w swoim czasie miał na to szansę. Przeszłość jest
nienegocjowalna. Trzeba ją zaakceptować, nawet jeśli była ohydna. Jest
konieczna i nieunikniona jak śmierć.
Wspomnienie jako ślad przeszłości, mojej
własnej przeszłości, obejmuje rozległe dziedziny. Rozpoczyna się tu zaraz,
pod nosem, w ledwo przeszłej chwili, bo wspominam jak piłem rano pierwszą kawę
pijąc teraz drugą (choć nadal jest rano). I sięga daleko, bardzo daleko, w stare dzieje, gdym był dzieckiem małym i chłopcem. Sięga w czas tak odległy,
że podług osobistej chronologii, dociera do prawdziwej prehistorii -
wspomnienie staje się tu intymną Księgą Rodzaju, obrazkowym i pourywanym świadectwem
wyłaniania się z Wielkiej Nieświadomości, w której zalega to wszystko, co
zdarzyło się zanim się urodziłem.
O tych najstarszych i o tych najmłodszych
wspomnieniach nie będziemy jednak tutaj mówić. Te pierwsze są zbyt szczątkowe,
niepewne, czasem dziwaczne, zbyt też ubogie w treść. Niosą jedną tylko
informację: tak to jakoś się zaczęło. Są jak obrazki dzieci — zbyt długo
im się przyglądać nie można. Albo jak biblijny zapis rajskiego bytowania
Prarodziców przed Upadkiem — za wiele powiedzieć się nie da. Znowuż te
drugie są zbyt świeże, zalatują jeszcze teraźniejszością i są nieciekawe
jak ona sama. Są suche i dosłowne, niedojrzałe. Wspomnienie potrzebuje czasu
by dojrzeć do właściwej sobie postaci, musi obrosnąć treścią i znaczeniem
jak ziarenko piasku obrasta perłową macicą. Interesować nas zatem będzie ów
rozległy „środek", wspomnienia ani zbyt stare, ani zbyt świeże. Międzystrefa, w której z wolna kształtowała się tożsamość.
Trudne i niewdzięczne zadanie przed tym,
kto wnika we wspomnienia, czyniąc to wnika bowiem w przemijanie. W przemijanie
więc w to, co czas uczynił niebyłym, co uczynił bezpowrotnie utraconym.
Utracone zostały szanse, możliwości, alternatywne światy tego, co mogło być.
Oczywiście te nigdy nie zaistniałe realności nie musiały być wcale dobre,
lepsze od tego, co się zdarzyło: wspominając niekiedy niemal wiemy, że uniknęliśmy
niebezpieczeństw, pułapek losu. A jednak czegoś tam żal. Tu i ówdzie można
byłoby żywot skorygować, paru fatalnych decyzji i posunięć uniknąć. Niektórzy
zapewne myślą, że zupełnie inaczej należało życiem pokierować.
Tym jednak, co przede wszystkim bieg czasu
czyni utraconym jest sam czas, który już upłynął. Nie chodzi już nawet o to, czegośmy nie zrobili lub czymżeśmy się nie stali. Chodzi o sam upływ
czasu, że jest on nieustannym i nieodwracalnym porzucaniem właśnie minionej
chwili, a wraz z nią miejsc, ludzi i stanów umysłu. Wspominamy bowiem na ogół
to, co się jednak stało, a czego już nie ma i nie będzie. Porzucanie zaś,
nawet jeśli konieczne, bo wynika z natury czasu, z reguły jest smutne: wolimy
gromadzić niż porzucać. Dlatego i przyjemności i przykrości wspomina się
ze smutkiem. W samym wspomnieniu jest smutek. Smutniśmy, że rzeczy dobre
przeminęły, smutniśmy, że złe w ogóle się zdarzyły. Wspomnienia dobrych
czasów wywołują także tęsknotę, która jest rozpaczliwym poszukiwaniem
tego, czego już nie ma, a co chcielibyśmy by wciąż było.
Wspomnienie — wraz ze swym towarzyszem
smutkiem — jest refleksją. Jest jak echo, które uzmysławia człowiekowi w jak wielkiej i pustej przestrzeni się znalazł, i że w przestrzeni tej tylko
swój własny głos usłyszeć może — w pustce odbity. Echo mówi: tu nikogo
nie ma, twój głos powróci do ciebie, osłabiony i zmęczony tylko odległością,
którą przebył. Wspomnienie tą samą wieść przekazuje: że wszystko odeszło.
Jest ono jak zbyt mała świeca płonąca w zbyt dużym pokoju: rzuca światło w ciemność, ale ujawnia tylko kontury i wyraźne kontrasty, przekształcając je zresztą i deformując w swym
chybotliwym świetle. Bo niektóre rzeczy, nawet duże, światła nie odbijają, w innych znowu światło się załamuje i rozszczepia. Jeszcze inne cień wielki
rzucają, starając się nas przekonać jakoby same wielkie były — a małe są i nieważne.
Ale wspomnienie — znowuż jak światło
świecy — też w romantyczny nastrój przywodzi. Nostalgia, melancholia
wspomnienia nie są czarne jak śmierć — bośmy przecież przeżyli. Mają
one w sobie jakieś ciepło, jakąś woń miłą, woń dyskretnie ciepłego,
jesiennego dnia — wilgotnej ziemi i wilgotnych, spadłych już liści. To ciepło
pochodzi może stąd, że w świetle wspomnienia rozpręża się teraźniejszość.
Charakterystyczne dla teraźniejszości: spięcie, gotowość, zaangażowana w różne
projekty uwaga, nerwy gotowe eksplodować w odruchu samoobrony, wyostrzona świadomość
powinności i przymusów — wszystko to twarde jak lód, jak lód również w świetle wspomnienia zaczyna tajać. Cały ten kierat teraźniejszości — uświadamiamy sobie — jest tylko chwilowym skurczem umysłu, maleńkim wirem
we wnętrzu drobnej istoty, która znika jak rosa — szybko i bez śladu.
Wspomnienie może przynieść w darze wyzwalający dystans, ten zaś jest istotą
spokoju i pogodzonej z życiem kontemplacji.
Wspomnienia, zwłaszcza te starsze, mają
strukturę mitu. Poszczególne obrazy łączą się nicią sekretnych powiązań.
Nic nie jest tu przypadkowe, nic nie jest bez znaczenia. Tworzą one sensowną
całość (nic to, że miejscami, jak mity, niewyraźną i wieloznaczną). To całość
zakładanego sensu życia, to wewnętrzna — znana tylko Bogu i mnie -
historia. Historia pełna napięć, nagłych zwrotów akcji, porażek i zwycięstw,
choć także błogich okresów spokoju, lecz także mniej błogich: nudy i nijakości. Wspominane wydarzenia doprowadziły do tej tu oto chwili, są więc
odpowiedzią na zagadkę wrzucenia w „teraz". Jest to heroiczna opowieść o zmaganiach z Losem. Bohaterem jestem tu ja sam. I póki jest komu wspominać
znaczy, że bohater żyje i walka trwa nadal. Opowieść ta ma ten walor, że
jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna i niepodrabialna. Jest moja. Jest pełna
ważnych chwil. I kiedy ludzie, wspominając, powiadają, że dawniej było
lepiej niż dziś, to ulegają chyba temu czarowi mitu, który powoduje, że
znikają we wspomnieniu rzeczy miałkie i pospolite, a pozostają i błyszczą w pełni ważne i znaczące — i te dobre i złe. W teraźniejszości zaś jest
odwrotnie: mizeria i pospolitość przesłaniają niemal całkiem wartość i znaczenie. Dlatego przeszłość jest zawsze lepsza od teraźniejszości.
Ale nie tylko spamiętane wydarzenia określają
stan „teraz". Moje „teraz" określa również przeszłość poprzez
wspomnienie. Wspomnienia płyną i zmieniają się razem ze mną. Poszczególne
obrazy zmieniają swą wartość i znaczenie. Niektóre całkiem je tracą i zanikają, inne zyskują wielce. Niekiedy jakiś zapach, przedmiot, miejsce,
stare zdjęcie lub muzyka powodują, że z głębin Wielkiej Nieświadomości
wynurzają się całe sekwencje wspomnień. Odzyskujemy wówczas, stracone na
skutek złego czaru Niepamięci, cenne chwile minionego życia. Przynajmniej na
moment, w rozbłysku. Bo, jeśli nie można przypisać im trwałego znaczenia i ważności, szybko zanikną. Zostaną dyskretnie eksmitowane ze świadomości
jako niepotrzebny balast, zajmujący tylko jej ograniczoną przestrzeń.
Pośród tych zmiennych, chwiejnych
wspomnień istnieją również wspomnienia-giganty. Czasem mgła Niepamięci
wydaje się zasnuwać niemal wszystko. Wszystko staje się bezforemne i bezkształtne.
Tylko strzeliste, gotyckie wieże wspomnień-słupów milowych życia wynurzają
się z pomroki. Są niezbywalne, wrośnięte fundamentem w samą substancję
duszy. Ich utrata oznaczałaby utratę tożsamości, lobotomię, złamanie kręgosłupa
wewnętrznej narracji o życiu. Są to wspomnienia prywatnych olśnień, nagłych
błysków zrozumienia, dzięki którym zmieniłem się ja, zmieniło się moje
widzenie świata, a przez to i świat sam. Te doświadczenia towarzyszyły
niekiedy obiektywnie doniosłym zdarzeniom życia, niekiedy występowały
spontanicznie, z nagła — choć być może przygotowywane były długo przez
pracę, odbywającą się gdzieś poniżej progu świadomości. Wspominam i wiem, że czułem wtedy, iż w amorficznej magmie rzeczywistości znajduje się
jednak mój własny szlak, ścieżka, którą muszę podążyć — gwiezdny trakt w Nocy Świata. Ścieżka obiecywała wyjście z labiryntu. Niestety, znów ją
gdzieś zagubiłem.
Pamięć — pałac wspomnień — jest też
skarbcem. Są w nim rzeczy nie tylko ważne i znaczące, ale po prostu bezcenne. A bezcenne są wspomnienia o ludziach, których już nie ma. Są one ostatnim śladem
ich istnienia. Nie wiemy wprawdzie czy jedynym zapisem przeszłości jest nasza
pamięć, czy też to, co się zdarzyło zostawiło znak w jakiejś Kosmicznej
Świadomości. Ale w Kosmiczną Świadomość ostatnimi czasy się powątpiewa.
Dlatego sądzimy — wiele wskazuje na to, że słusznie — że kiedy znikną
nasze wspomnieniowe obrazy umarli ludzie stracą ostatni pozór bytu i obrócą
się w Nicość nieodwołalną, tak, jak to stało się z nieprzeliczoną rzeszą
ludzi, co nas poprzedzała. Ale — nie łudźmy się — zmarli nie żyją we
wspomnieniu. To tylko pośmiertna maska. Ożywiana wprawdzie wyobraźnią,
uczuciem i wiarą w to, że może gdzieś istnieją, lecz jednak maska. Ich już
nie ma. Mamy tylko bezcenne relikwie, okruchy pozostałe po przegranej walce z czasem. Bolesne relikwie.
Dlatego też w końcu wspomnienie uczy rezygnacji. Widząc
nieistniejące z dawna stany jaźni — umarłe uczucia i pragnienia, umarłe myśli — połknięte przez Nicość Czasu, człowiek myśli: nie warto czuć, nie
warto pragnąć ni myśleć, bo nic z tego nie zostaje. Albo może warto, ale
tak, jak czyni to umierający: bez złudzenia trwałości, bez złudzenia wagi,
bez iluzji urzeczywistnienia czegokolwiek. Nad wszystkim i tak w końcu zapanuje
Mrok i Cisza. Wszystko powróci do stanu zerowych potencjałów. Apatycznemu i skłonnemu do bezruchu bytowi przywrócony zostanie jego kamienny spokój. Coś
go kiedyś wytrąciło z równowagi — to fakt. Coś wprawiło go w ruch. I wytrysnął z niego świat form. Ale wszystko się uspokoi, gorączka Stworzenia
opadnie, wszystko wystygnie i zaśnie. Świat zmęczony sam sobą postanowi
umrzeć.
Nie ma porządku w tych wspomnieniach o wspomnieniu. Nie ma i być nie może, bo żyje ono własnym, cichym jak
opuszczony dom, życiem. Przychodzi i odchodzi kiedy chce. Czasem zagrzewa u nas
dłużej, nawet zbyt długo, czasem wypatrujemy go tęsknie, ale nie nadchodzi.
Czasem staramy się je uprawiać jak cenną roślinę, która jednak, mimo
naszej troski, karleje i obumiera w końcu. A bywa i tak, że — niechciane -
jak chwast się wciąż odnawia i pleni wściekle z niemożliwego do usunięcia
korzenia. Nie znamy reguł — o ile są tu w ogóle jakieś reguły — pamiętania i zapominania. Gdybyśmy je znali, znalibyśmy reguły powstawania nas samych,
istotę naszej tożsamości, znalibyśmy siebie. Takie poznanie nie jest chyba
jednak możliwe. Pozostaje więc tylko samo wspominanie. Sycenie się intymnością
tego, co nam ono przynosi. Wspomnienie jest wszak furtką, która pozwala nam
uciec z teraźniejszości, furtką, która oferuje nostalgiczne błąkanie się
po czarownych, tylko naszych, pięknych i strasznych, obszarach minionego. Błąkanie
się w błogiej samotności, w zadumie, w ciszy, w oddaleniu od zgiełku i krzątaniny
płynących miarowo dni. To nic, że jest to włóczęga smutna — tylko rzeczy
smutne są piękne. Radość jest barbarzyńska, bezrefleksyjna i fizjologiczna.
Bo nie ma się z czego cieszyć. Można tylko przez pamięć stawiać opór
przemijaniu. Opór, który zostanie oczywiście złamany. Opór zatem heroiczny,
beznadziejny, skazany na porażkę, sensowny tylko póki trwa. Na razie jednak
trwa. Bohater bowiem żyje i głowy przed przemijaniem nie skłoni. Jest ono
przecież tylko mętną rzeką, on zaś kamieniem naprzeciw niej stojącym.
Kiedyś go porwie. Ale jeszcze nie teraz.
« (Published: 04-06-2007 )
Bartosz JastrzębskiUr. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).
Number of texts in service: 11 Show other texts of this author Newest author's article: Czy demokracja jest niemoralna? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5403 |
|