|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Articles and essays Jak to science-fiction igrało z Bogiem [3] Author of this text: Łukasz Kubasiewicz
Czyż bóg samolubny,
takie wszechmocne, wieczne dziecko, które nie chce zwracać uwagi na nieciekawe
mrówki tłoczące się u jego stóp, być może bardziej zajęte gaszeniem i zapalaniem
dla zabawy odległych słońc nie był by, tak jak uznał główny bohater powieści -
Kris, jedynym bogiem w jakiego skłonni bylibyśmy uwierzyć bez większych oporów?
Być może największą trudnością w zaakceptowaniu takiego postawienia spraw, jest
właśnie fakt odrzucenia ludzkości, jako niegodnej uwagi. Bóg nie poświęcający
dla nas swojego potomstwa, nie zajmujący się wciskaniem swojego przemądrzałego
nosa w każdą dziedzinę naszego życia, nie próbujący nas przekonać do siebie
ckliwymi formułkami o wszechobecnej miłości, istota organiczna pozbawiona
duchowych wartości — czyż nie jest to idealny Bóg w tym zepsutym świecie, taki
na jakiego ów świat zasługuje, taki na jakiego my zasługujemy?
Nie przeczę, nasz
gatunek wydał na świat wiele osobowości godnych naśladowania, zwyczajnie dobrych
bądź o niezwykłej inteligencji, lecz obserwacja jak każdy kolejny pomysł na
ułożenie społeczeństwa w pewnych, akceptowalnych ramach kończy się mniej bądź
bardziej subtelnym zniewoleniem jednostki, każe przypuszczać, iż cnotliwa istota
wyższa, zwyczajnie nie ma tu prawa bytu.
Być może Solaris był kiedyś podobnym
nam społeczeństwem aż do momentu gdy uległ drastycznemu w założeniach skokowi
ewolucyjnemu, być może osiągnął swój status poprzez degradację organiczną, nie
jest to w tym wypadku ważne. Ważne jest, iż jako istota boska mógłby wypełnić
ogromną lukę jaką nasza potrzeba kontaktu z czymś wyższym i lepszym od nas,
nadal drąży w próbach naukowego ogarnięcia problemu życia przez wciąż zacofane
pod tym względem społeczeństwo. Mimo, iż zawsze starałem się nie zamykać za sobą
furtki prowadzącej do możliwości istnienia sfery duchowej w religijnym tego
słowa znaczeniu, wydaje się, iż najlżejszy podmuch wiedzy o wszechświecie
wystarczył by dość solidnie ją zatrzasnąć.
A
może by tak o krok dalej?
Na
sam koniec spróbuję podejść do problemu boskości w science-fiction z odrobinę
innej perspektywy. Bez przedłużania stanu niepewności, zdradzę, iż zainspirowała
mnie do tego powieść Arthur'a C. Clarke’a pod tytułem 2001: Odyseja Kosmiczna.
Powieść ta, dość różna w wydźwięku od swojej znanej powszechnie ekranizacji,
stara się koncentrować bardziej na technicznym utorowaniu drogi istotom
biologicznym do stanu bóstwa. Arthur C. Clarke, w pewnym momencie roztacza przed
nami wizję, zupełnie pominiętą w filmie Stanleya Kubricka, mechanicznej ewolucji
właśnie poprzez pewnego rodzaju uświęconą naukę.
Nauka, traktowana przez obce
istoty jako świętość, jako pewnego rodzaju bóstwo, pozwala im na niekomplikowane
przez kwestie moralne porzucenie organicznych ciał, przybranie formy, którą
porównać można jedynie do formy duszy, z początku związanej z mechanicznymi
wytworami obcej technologii, później jednak wyrwanej z jakichkolwiek
ograniczających ram. Z pominięciem koncepcji upośledzonego boga z powieści
„Solaris" oraz postaci Leto II, również poprzednie przykłady przeze mnie
przytoczone wydają się mniej bądź bardziej odnosić do naukowego rozwoju istot
żywych.
Clarke, bez względu na to jakie motywy kierowały nim podczas tworzenia
obrazu rozwoju obcych, wydaje się ostrzegać nas (nie zgodzę się ze zdaniem tych,
którzy twierdzą iż jest to zachęta) przed nadmiernym zawierzeniem w boga-naukę,
gdyż prędzej czy później doprowadzi to do porzucenia tego co uważamy za tak
cenne, porzucenia naszego człowieczeństwa wiążącego się z fizycznym odczuwaniem
bodźców.
Stan w jakim znaleźli się obcy po przebyciu sterowanej mechanicznie
ewolucji pozwalał im na dokonywanie wielkich rzeczy, na nieograniczone podróże
międzygwiezdne oraz obserwowanie życia rodzącego się i umierającego we
wszechświecie, ale również na decydowanie o losie gatunków, które mogły według
ich przewidywań wyrządzić jakąś szkodę wszechświatowi. Zdecydować się na zagładę
całej rasy?
Wydawać by się
mogło, iż istoty podejmujące takie decyzje muszą być całkowicie pozbawione
sumienia, a najprostszą do tego drogą jest pozbycie się ważnej części własnej
osobowości, gdyż wbrew pozorom, zrzeknięcie się ciała materialnego, implikuje
również zrzeknięcie się cząstki własnego jestestwa i musi prowadzić do groźnych
anomalii w sposobie postrzegania świata. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, iż
istnieje jakiś złoty środek do bezustannego rozwoju technologicznego, bez
konieczności ustawiania jego statutu jako boga, oraz nie powodujący konieczności
wyzbycia się resztek naszej moralności.
Zejście.
Eddie Izzard rzekł kiedyś, że religie nie są tak
naprawdę religiami, a jedynie filozofiami, jedne z ciekawymi założeniami, a inne
z (tu wstawić można niecenzuralne słowo zaczynające się na literę, której nawet
nie śmiem przytaczać) dziwacznymi [ 3 ]. Jeśli więc „zdarza" się ludziom
akceptować zupełnie nielogiczne filozofie i opierać na nich swój światopogląd,
czemu nie mielibyśmy rozważać innych, równie lub bardziej fantastycznych?
Bibliografia:
1.
Herbert Frank, Bóg Imperator Diuny, Rebis, Poznań 2009.
2.
Strugaccy Borys i Arkadij, Trudno być bogiem,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2008.
3.
Simmons Dan, Hyperion, Mag, Warszawa 2007.
4.
Simmons Dan, Upadek Hyperiona, Mag, Warszawa 2008.
5.
Simmons Dan, Endymion, Mag, Warszawa 2008.
6.
Simmons Dan, Triumf Endymiona, Mag, Warszawa 2009.
7.
LemStanisław, Solaris, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002
8.
Clarke Arthur C., 2001: Odyseja kosmiczna, Vis a vis/Etiuda,
Kraków 2008.
1 2 3
Footnotes: [ 3 ] Eddie Izzard, Circle Live Stand Up Comedy. « Articles and essays (Published: 15-03-2010 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7201 |
|