|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« bunga-bunga.gov.pl [4] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Jakkolwiek było, dziś nawet wrogowie Lisa z uznaniem
odnoszą się do tego, co wówczas zrobił, wskazując, że zrobił tyle, ile się
wówczas dało. Marek Król jeszcze w 2012
był przekonany, że
odbyło się bez zgody Waltera: „To dziennikarz który miał uczciwe momenty. Wypuścił
przecież wbrew Mariuszowi Walterowi taśmy z pijanym Kwaśniewskim na grobach w Charkowie. Widziałem to z bliska… Mieliśmy wtedy program Wprost TV w TVN.
Dostaliśmy te taśmy i chcieliśmy je pokazać. Pojechałem do Mariusza Waltera,
chodziliśmy po ogrodzie przed domem i on tłumaczył mi że nie może tego puścić.
Bo zabiega o częstotliwości, reklamy itp. (...) kiedy zobaczyłem je wieczorem w Faktach TVN, byłem zdziwiony. Okazało się że Lis puścił je samowolnie".
O ile dziś Tomasz Lis ma podstawy, by liczyć sobie tę
sprawę do zasług, to wykorzystywanie jej przez TVN do
autopromocji może budzić
wątpliwości. Sensacja, która leżakowała kilka dni w „sejfie" szefa, by w końcu
pójść, kiedy podano ją w BBC i zaczęły o tym pisać pomniejsze tytuły, nie
stanowi wielkiego tytułu do chwały.
Wydaje się, że Leszek Miller głęboko do serca wziął
sobie paternoster Olejnik o uczeniu
się dyskrecji od arcybiskupa Głódzia. Oto bowiem polskie bulwarówki,
Fakt, a po nim
Super Express, sprytnie połączyły wypłynięcie na powierzchnię sprawy
Charkowa z zapowiedzią tygodnika Wprost o ujawnieniu pijackich ekscesów w archidiecezji gdańskiej. Wyciągnięto wówczas wyznanie Millera dla Wyborczej
sprzed 5 lat o tym, jak Kwaśniewski pił z Głódziem w samolocie do Charkowa
(które na dodatek sprawiało wrażenie jakby było aktualne). „Leszek Miller...
oskarża o to arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia. Ówczesny biskup polowy i prezydent mieli wypić morze whisky w samolocie do Charkowa. Tyle że duchowny
miał mocniejszą głowę". Ponieważ jednak oskarżanie się w polskiej polityce jest
generalnie pochodną bieżącego układu, więc oskarżenia LM z 2008 w 2013
zdezaktualizowały się, co było wyraźnie widać w jego komentarzu z 21 marca b.r. w TVN24: „Było co było i Kwaśniewski sam o tym powiedział. Ja to powiedziałem
tylko dlatego, że on powiedział o tym wcześniej. Gdyby on tego nie wspomniał, to
ja bym tego tematu nie tknął". O samym Głódziu powiedział, że to „biskup
niejednowymiarowy", wspominając jednocześnie, jak poruszającą homilię wygłosił
wielebny w czasie pogrzebu Jerzego Szmajdzińskiego, która na chłopakach z SLD (o
paniach nie było mowy) zrobiła „niesamowite wrażenie", „byliśmy tym naprawdę
szczerze poruszeni i utkwiło to w naszej pamięci", dodał, że nikt inny nie
odważyłby sie tak skomplementować polityka SLD, jak były biskup polowy (Kto z kim pił?). W czasie tej
homilii arcybiskup podkreślał, że zmarły „miał w sobie sumienie
obywatelskie", a jego lewicowość „nie stawała się synonimem agresywnego ateizmu i antyklerykalnej neurozy".
To zapewne do tych wypowiedzi odniósł się Cezary
Michalski pisząc kilka dni później: „Kościół, im bardziej patologiczny, tym
bardziej jest "szanowany". Właściwie to jego patologie są „szanowane", a nie
jakiś Chrystus, ewangelizacja, Miłosierdzie i inne „pierdoły". Kiedy „Wprost" i „Gazeta Wyborcza" opisały coraz bardziej popularną metodę rządzenia polskim
Kościołem „na Głódzia" (pijaństwo, bogactwo, chronienie i awansowanie księży
pedofilów, upokarzanie księży, którzy pedofilami nie są), hołd lenny na antenie
TVN 24 złożyli Głódziowi Radosław Sikorski i Leszek Miller" (Cień
Kaczyńskiego).
Nie nazwałbym tego „hołdem lennym", lecz „pozyskaniem wierzytelności". Będący w tarapatach arcybiskup po tym, jak zbuntowało mu się kilkoro księży w archidiecezji , który złożyli swe zeznania przed dziennikarzami śledczymi, jest
teraz dłużnikiem obu panów, którzy pewnie nie wykluczają, że sami mogą
potrzebować kiedyś takiej czy innej pomocy. Nadto w relacjach Miller-Głódź nie
sposób dopatrzyć się żadnej liniowości, raczej doraźne układy sytuacji.
Zwłaszcza, że obaj panowie cechują się dużą, by tak rzec,
elastycznością.
Przykładowo, nasz bohater uchodzi za największego
przyjaciela SLD w Episkopacie, jak i jednocześnie za największego przyjaciela
hałaśliwie antysldowskiego Radia Maryja. W ubiegłych latach dzielnie nadstawiał
swą pierś w obronie Radia Maryja. Teraz zaś, obok Millera z SLD i Sikorskiego z PO, całe Radio Maryja ruszyło mu z odsieczą. Zespół Wspierania Radia Maryja
„sprzeciwia się kłamliwej nagonce medialnej na metropolitę". 23 marca na antenie
Radia prof. Wolniewicz
gardłuje przeciwko „obłudnemu i łajdackiemu" artykułowi „jakiejś Magdaleny
Rigamonti", wyjawiając, że to reakcja na to, że Arcybiskup mógł załatwić „u tych
tam Dworaków czy Luftów, czy jak oni się tam nazywają w tym radiokomitecie
telewizyjnym", czyli w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji — gniazdko na
multipleksie dla Radia Maryja. O tym, że LSG może w Polsce załatwić wiele, nie
ma powodów wątpić. Sam przecież był chroniony przez wraże wobec Radia Maryja
siły jeszcze szczelniejszym murem milczenia aniżeli Prezydent RP.
A pije z każdym.
Wiele wskazuje na to, że ponosi on także
współodpowiedzialność za skandal na pogrzebie Anny Walentynowicz, kiedy
delegacja Marszałka Sejmu RP wpadła 2,5 h po zakończeniu ceremonii pogrzebowej,
kiedy zakopywano trumnę, i „chwiejnym krokiem zanieśli wieniec od Bronisława
Komorowskiego… Delegacja położyła wieniec tuż przed zakopywanym właśnie
grobem. Panowie musieli uważać, aby nie stracić równowagi i nie wpaść. Jeden z nich był wyraźnie 'zmęczony'…" — podawał 22 kwietnia 2010
portalpomorza.pl , który ujawnił sprawę.
Przywieziony fotograf zrobił panom zdjęcie przy grobie. Jeszcze pod grobem
wykonano telefon do szefa, by zaraportować wykonanie zadania. Przy grobie wciąż
stała grupa ludzi,w tym redaktor
Portalu Pomorza, który zamienił kilka słów z liderem delegacji, którym się
okazał Waldemar Strzałkowski. Asystował mu Jerzy Smoliński, rzecznik marszałka.
Redaktor napisał później, że Strzałkowski, od którego „cuchnęło alkoholem", mówił
„bełkotliwym głosem".
Na drugi dzień przedstawiciele marszałka wszystkiemu
zaprzeczyli i ...przedstawili dwie wersje wydarzeń, które łączyła jedynie osoba Głódzia.
Wersja Smolińskiego z 22 kwietnia: Smoliński powiedział
Dziennikowi Bałtyckiemu, że przed wizytą na cmentarzu byli na obiedzie u abpa Głódzia, który poczęstował ich winem: „Piliśmy alkohol, ale absolutnie nie
byliśmy pijani. Byliśmy bardzo zmęczeni". Smoliński tego samego dnia
dla TVN24: „Serwis pisze, że byliśmy 'zmęczeni'. To prawda. O godz. 5:40
byliśmy już w pracy. Po pogrzebach Sebastiana Karpiniuka w Kołobrzegu i Macieja
Płażyńskiego w Gdańsku zostaliśmy zaproszeni na obiad do abpa Sławoja Leszka
Głódzia. Do obiadu podano wino. Wypiliśmy po lampce, może dwie. Wtedy zadzwonił
marszałek, że sam nie może złożyć wieńca na grobie pani Walentynowicz, więc żeby
nie zabierać go z powrotem do Warszawy w drodze na lotnisko zawieźliśmy go na
cmentarz". I następnie
dla gazeta.pl: „Nie byliśmy delegacją, byliśmy tam prywatnie, po pracy...
Bronisław Komorowski miał złożyć wieniec osobiście, jednak po uroczystościach w Kołobrzegu i w Gdańsku zatrzymały go inne obowiązki. My, po pogrzebie Macieja
Płażyńskiego, udaliśmy się na obiad do rezydencji biskupów, gdzie zaprosił nas
metropolita gdański biskup Sławoj Leszek Głódź… gdzie mój kolega wypił lampkę
wina". Niemniej na zdjęciach z tej „prywatnej" wizyty widać, jak obaj panowie
taszczą wieniec z inskrypcją
„Marszalek Sejmu — Bronisław Komorowski". Serwis anarchistyczny
Czarny Sztandar przytomnie
zauważał: „Przypomnijmy, że wspólne biesiadowanie ze znanym z mocnej głowy
arcybiskupem już kiedyś nie wyszło na zdrowie jednemu z polityków".
Wersja Strzałkowskiego z 23 kwietnia: Kiedy i Strzałkowski uporał się ze
zmęczeniem, przedstawił dziennikarzowi
swoją wersję wydarzeń, różniła się ona istotnie od wersji Smolińskiego.
Obiad w rezydencji biskupów zamienił się w tajemniczą stypę w Centrum
Ekumenicznym Sióstr Brygidek, gdzie poza przybocznymi Komorowskiego udział wziąć
miało „kilkadziesiąt osób — ministrowie, samorządowcy". Strzałkowski miał tam
zasiąść na honorowym miejscu, mając z jednej strony (od lewicy?) abpa
Gocłowskiego, a po drugiej (od prawicy?) abpa Głódzia. Doradca marszałka
opisywał wielki przepych jadła i napitków: „Pieczone mięsa, sałatki i czerwone
wytrawne wino w kielichach — wszystko w najlepszych gatunkach". Być może tutaj
jest wyjaśnienie zagadki, jeśli bowiem wino, jakie podawano na imprezie
serwowano w kielichach (które mogą mieć pojemność do litra), to wychylenie
jednego czy dwóch takich „kieliszków", może być trudnym doświadczeniem. Na
imprezie usługiwali „klerycy z nowicjatu". Inną deklaruje też ilość spożytego
alkoholu: „Wypiłem kieliszek, może półtora, to wszystko", która jeszcze bardziej
się
kurczy w Rzeczpospolitej: „Wypiliśmy tylko po jednej lampce".
Jak widać pytanie wyłania się zasadnicze: gdzie w końcu
panowie zostali podjęci przez arcybiskupa: przy Cystersów 15 czy kilometr dalej
przy Polanki 124? A może na łączącej Cystersów i Polanki
ulicy Bezimiennej — w Wytwórni Filmów Urwanych? Wersja z ul. Cystersów brzmi
cokolwiek mniej onirycznie, lecz z drugiej strony, czyż
nowa rezydencja tego pomorskiego księcia „ze stadem danieli hasających po
ogrodzie" nie sprawia bajecznego wrażenia?
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 02-04-2013 Last change: 16-06-2013)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8873 |
|