|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Sen rozumu nad Wełtawą. Rzecz o szaleństwie w Czeskiej Republice [2] Author of this text: Sławomir Budziak
Tyle tytułem suchych
faktów. Ciekawsze jest to, czego czescy sceptycy dokonali i jaki społeczny oddźwięk
mają ich działania. Pewnych sukcesów nie da się im odmówić. Na przykład
dzięki konsekwentnie wywieranemu naciskowi sprawili, że czeskie Towarzystwo
Lekarskie usunęło ze swoich szeregów Towarzystwo Homeopatyczne czy też, że
wycofano ze sprzedaży oszukańcze urządzenie do neutralizowania
elektromagnetycznego promieniowania. Wspólny front światłych umysłów tak z szeregów Syzyfa, Akademii Nauk jak i niezrzeszonych sceptyków doprowadził, do
tego, że czeska telewizja publiczna zdjęła z anteny „Detektor",
program który realizował redakcyjną linię znaną z dziesiątek tanich
sensacyjnych programów wykorzystujących konwencję dziennikarstwa śledczego.
Treści temu spektaklowi głupoty dostarczały ogólnoświatowe standardy w tej
dziedzinie i tak czeski miłośnik dreszczyków i tajemnic mógł wyprawić się
do świata kręgów w zbożu, latających spodków i tym podobnych. Zmasowana
krytyka położyła jednak kres temu poszukiwaniu tajemnic pod egidą państwowej
telewizji.
Mogłoby się zatem wydawać, że sceptycyzm ma w Czechach jakąś
siłę rażenia. Prawda jest jednak odmienna, bowiem czeski sceptyk konfrontuje
rzeczywistość, w której jedna trzecia część współobywateli w badaniu
opinii daje wyraz wierze w teorie konspiracyjne, zaś czeski odpowiednik ZUS-u
bada związek pomiędzy częstotliwością wypadków a znakiem zodiaku swoich
klientów.
I dlatego nie dziwi, że pomimo
kilku triumfów (tak wspomnianych powyżej jak i kilku pomniejszych),
mimo swojej obecności w telewizji, radiu i internecie działalność klubu pozostaje z jednym wyjątkiem w dużej mierze
niezauważona przez przeciętnego Czecha.
W społeczeństwie konsumpcyjnym o gustach określanych przez
przemysł rozrywkowy i prasę bulwarową, pewnym sukcesem okazał się bowiem
pomysł udzielania satyrycznych antynagród autorom i promotorom najcięższych
pseudonaukowych idiotyzmów. Owe nagrody noszą niezbyt pochlebne miano Bludný
Balvan, co z jednej strony odnosi się do zabłąkanego kamienia (otoczaka,
diabelskiego kamienia) a z drugiej skraca się jako „ Bl. b.", co
budzi raczej nieprzypadkowe skojarzenia z czeskim słowem „blb" czyli
„głupiec". Z tego też powodu pozwolę sobie na konsekwentne
stosowanie tak pasującego określenia „bałwan" mimo że nie jest
odpowiednikiem czeskiego słowa „balvan".
Bałwanów ci u nas dostatek
Gdyby puścić wodze
fantazji i wyobrazić sobie bankiet upamiętniający okrągłą rocznicę
powstania antynagrody Bludný Balvan, w wystawnej i niemałej bankietowej sali zebrałoby się osobliwe towarzystwo.
Oto na podium bryluje Karel Gott a wśród VIP-ów jest i sam Erich von Däniken
czy Raymond A. Moody junior. Lista gości jest nad wyraz pstrokata. Mamy tu
astrologów, odkrywców czy też budowniczych piramid i kamiennych kręgów.
Stan akademicki reprezentują psycholodzy i wykładowcy w rozmaitych dziedzinach
począwszy od szamanizmu przez egiptologię po alchemię, zaś instytucje państwowe
mają swych reprezentantów w osobie wysoko postawionego pracownika
prezydenckiej kancelarii czy też delegacji Ministerstwa Przemysłu. Nie brakuje
przedstawicieli świata mediów -
tak pismaków z tuzina ezoterycznych pism
jak i przedstawicieli środków przekazu z głównego nurtu. Goście konsumują
LSD i jogurty. Nie, nie takie zwykłe jogurty ale te wykazujące telepatyczny
kontakt pomiędzy kulturami bakterii. Przyjęcie tonie w gwarze rozmów na
uczone i ważkie tematy jak kwantowa homeopatia, numerologia i kosmiczna świadomość.
Nad tym pstrokatym zgromadzeniem unoszą się aniołowie wespół z dobrotliwymi
kosmitami z gromady Plejad.
Powyższa
fantasmagoria nie jest oderwana od rzeczywistości, bowiem wszelkie podobieństwo
do prawdziwych postaci i zdarzeń jest zupełnie nieprzypadkowe. Smutną prawdą
jest, że na różnych szczeblach tego pozornie pragmatycznego i świeckiego społeczeństwa
roi się od osobników zacięcie pracujących na wyróżnienie w niezbyt
chwalebnej dziedzinie szerzenia bzdur. I być może nie byłoby powodu bić na
alarm, gdyby była tu mowa o jakimś skraju życia społecznego. Ostatecznie,
nie wystawia jeszcze żadnej wspólnocie złego świadectwa sam fakt, że w jego
szeregach od czasu do czasu natkniemy się na kogoś szerzącego niedorzeczności.
Kiedy jednak odkrywamy, że na każdego takiego osobnika — czy to mowa o kimś
niespełna rozumu czy też o hochsztaplerze — przypada grupa gorących zwolenników,
jest powód, aby podnieść w zdumieniu brew i przypomnieć sobie ową pamiętną
scenę z „Życia Briana", w której wepchnięty wbrew swej woli do
roli proroka główny bohater gubi sandał, a goniąca go tłuszcza w swoim głodzie
metafizyki i ukrytych sensów dostrzega w tym tajemne przesłanie.
I tak w czeskim krajobrazie natykamy się na kwantowego homeopatę
współpracującego z archaniołami w dziedzinie terapii eterycznych i astralnych ciał
pacjentów. Spragnieni egzotycznych diet Czesi mogą zaspokoić swoje łaknienie w duchu inedii, znanej też jako breatharianism czy po prostu niejedzenie,
bowiem i ten przełomowy trend znalazł tu zwolenników. W 2012 dwoje znanych
promotorów tego sposobu nieodżywiania się (Francuz Henri Monfort i Ellen
Greve) odwiedziło Czechy i nie przemawiali bynajmniej do pustej sali. Na szczęście
Czesi nie muszą się zdawać na niejedzenie z importu i wyhodowali sobie
miejscowych ascetów — jest wśród nich i czołowa twarz czeskiego kina.
Ezoteryka
to tradycyjnie dziedzina dla wybranych, ale zarazem odbija się z niej
egalitaryzm naszych czasów. Swoją niszę i grono entuzjastów znajdzie sobie
tutaj nie tylko utytułowany psychotronik czy różdżkarz. Nawet skromne
dwudziestoparoletnie dziewczę z morawskiej wsi uzbrojone w domowej roboty stronę
internetową może przebić się do szerszej publiczności. Warunkiem jest tu
niezłomny upór, z którym powtarza się na forum publicznym — w tym przypadku
na internecie — ekscentryczne stwierdzenia z dziedziny taniej ezoteryki.
Przykładem
niech będzie pogląd, że spoglądanie na Słońce wbrew potocznym opiniom nie
tylko nie zaszkodzi oczom, ale na odwrót wyleczy je, a co więcej odblokuje
nasz mózg i przywróci jakieś mistyczne, zapomniane zdolności. Autorka tego
popularnego blogu poucza nas, że temperatura powierzchni Słońca jest porównywalna z temperaturą naskórka, a raka wyleczymy grzybem boczniakiem ostrygowatym w zaledwie pięćdziesiąt dni. Za drobną opłatą udziela rad z bez mała każdej
poddziedziny wiedzy tajemnej. I ona za swoją wytrwałość — blog działa od
roku 2006 — doczekała się Bałwana.
Powyższe przykłady — które tak na marginesie są wierzchołkiem
góry lodowej — potwierdzają osąd, że nie ma takiego głupca, który nie
dorobi się świty wyznawców. Ale co gorsze, tego rodzaju obłęd nie ogranicza
się do takich samozwańczych ezoteryków, których wpływ na społeczeństwo
nawet w dobie elektronicznej komunikacji jest zazwyczaj ograniczony. Na odwrót,
bezrozumność wylewa się na widzów popularnych stacji telewizyjnych i czytelników poczytnych dzienników oraz znajduje głosicieli wśród znanych
postaci życia publicznego i — co uderza najbardziej — w kręgach akademickich.
I tak dostało się czasopismu Vesmir (Wszechświat), będącemu
odpowiednikiem „Wiedzy i życia", które dopuściło się zastanawiających
ataków na metodę naukową czy też niezwykle popularnej prywatnej telewizji
Prima, która wpisała się w tradycję programów typu „Zagadki i Tajemnice" swoimi reportażami o wampirach, menhirach, aurach czy
kontaktach trzeciego stopnia.
Na manowce schodzą też media publiczne. Fale pierwszego programu
Czeskiego Radia niosły do czeskich domów na ten przykład wieści z dziedziny
leczenia poprzez poprawę karmy homeopatią kwantową. Innym razem zbliżające
się wybory stanowiły natchnienie dla interdyscyplinarnego ożenku politologii i numerologii w wydaniu pewnej znanej czeskiej numerolożki. A jak wyjaśnia między
innymi te przykłady wykorzystania najlepszego czasu antenowego kierownictwo
radia? A to rozrywkowym charakterem takich wystąpień, a to pluralizmem.
Zaciekawienie wzbudza stoickie stwierdzenie, według którego takie dyrdymały
towarzyszyły ludzkości od jej zarania, więc nie ma sensu z nimi walczyć. Z tej fałszywej przesłanki — jak się domyślamy, bo takie słowa już nie padły — wynika jasno wniosek, że pozostaje nam tylko robić głupstwom reklamę.
Czeska Telewizja już się tu raz przewinęła w związku ze zdjętym z anteny programem „Detektor", ale jeśli ktoś myśli, że odium wiążące
się z bycia laureatem antynagrody za szerzenie głupoty, ciąży lub skłania
do refleksji, zawiedzie się srodze. I tak lata 2011 i 2012 były latami tłustymi
dla odkrywców tajemnic i tych spod znaku latających spodków, apokaliptycznych
przepowiedni i tych od wody która pamięta. Widzowie mogli się nauczyć o niebezpieczeństwach wiążących się z używaniem telefonów komórkowych czy
też o istnieniu mentionów, czyli poruszających się z nadświetlną prędkością
cząstek myślenia. Przy tej okazji można było wpoić sobie perły dedukcji,
do których należy stwierdzenie, że mentiony istnieją, bo nikt nie dowiódł,
że jest inaczej. [ 1 ] To
wszystko w ramach misji publicznej i w jej duchu.
Warto też wspomnieć, że ośmiornica irracjonalności sięga
mackami do innym instytucji państwowych niż same środki przekazu, a wspomniany już Petr Hájek nie jest jej jedyną ofiarą. Bodaj największy
blamaż datuje się na rok 2009, gdy widmo finansowego kryzysu i cięć w budżetach
państw i firm już wisiało nad światem. Kierując się osobliwie pojętą
dyscypliną finansową czeskie Ministerstwo Przemysłu wydaje 29 milionów koron
na projekt „Urządzenie ułatwiające wykrycie osób za przeszkodą".
Badania do których sektor prywatny dorzuca kolejne 46 miliony koron, zasadzają
się na przesłance o istnieniu jakiegoś hydroidalnego promieniowania i stwierdzeniu że około 10% populacji ma po odbyciu treningu zdolność
wykrywania obecności żywych osób. W ramach eksperymentów osoba rzekomo
obdarzona pozazmysłowymi zdolnościami, uzbrojona w rzeczone urządzenie,
stetoskop i różdżkę usiłowała wykrywać obecność żywych osób, w sytuacji symulującej poszukiwanie ofiar lawin czy też zawalonych budynków.
Ministerstwo Przemysłu wyraziło zadowolenie z przebiegu
eksperymentu i cele uznało za spełnione, co też w tym przypadku wypada zinterpretować
jako potwierdzenie istnienia jakichś nadprzyrodzonych sił. W pewnym sensie
trudno się nie zgodzić. Nadnaturalnym jawi się tu fakt, że jedynymi
reperkusjami tej „inwestycji" była antynagroda od stowarzyszenia
Syzyf a nie zawiadomienie do prokuratury.
1 2 3 4 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Autorem
koncepcji mentionów jest pewien profesor Kahuda, ze względu na połączenie
swojej działalności w partii komunistycznej z wkładem w rozwój psychotroniki
zyskał miano "bolszewickiego czarodzieja. « (Published: 01-05-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8938 |
|