|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Polska, Białoruś, Międzymorze [4] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Polaków i Ukraińców wciąż dzieli ocena rzezi wołyńskiej. Strona polska trzyma się zdania, że jest to jednostronny akt barbarzyństwa i ludobójstwa, i
pokajanie ma być dokonane bez żadnej relatywizacji. Strona ukraińska nie godzi się na tak jednoznaczne potępienie i taką ocenę. Oto jednak pojawił się
wyłom ze strony kościołów obu narodów. W czerwcu 2013, w 70. rocznicę rzezi wołyńskiej abp Światosław Szewczuk w imieniu Ukraińskiego Kościoła
Greckokatolickiego oraz abp Józef Michalik w imieniu Kościoła katolickiego w Polsce zaapelowali o wzajemne przebaczenie win i pojednanie obu narodów,
podpisując wspólny apel wzorowany na liście biskupów polskich do niemieckich z 1965:
Przebaczamy i prosimy o wybaczenie. Odtąd strona ukraińska mówiąc o rzezi, trzyma się tej
formuły. Użył jej prezydent Poroszenko w 2014 i rok później
aktywista Euromajdanu pod warszawskim pomnikiem ofiar rzezi. Rychło jednak w sieci pojawiła się gniewna replika na
ten gest, którą nagrał w języku ruskim jako odpowiedź w imieniu Polaków Tomasz Maciejczuk. Odpowiedź sprowadza się do roszczenia o jednostronności winy, lecz niestety pomija fakt, że ta krytykowana przez Maciejczuka formuła „Przebaczamy i prosimy o wybaczenie" to formuła, którą dalekowzrocznie zaproponowały
kościoły Polski i Ukrainy.
W relacjach polsko-ukraińskich nie ruszymy pewnie z miejsca dopóki nie uznamy, że taka kompromisowa formuła ma sens nie tylko pragmatyczny.
Oczywiste jest, że profanacja cerkwi i prześladowanie popów to nie to samo, co wymordowanie tysięcy niewinnych osób. Tyle że w rozgrzanej atmosferze
nacjonalistycznej takie zdarzenia działają jak spirala ekscesów: jeden niewinny gest, powoduje radykalną odpowiedź, ta z kolei zbrodnie, aż do ludobójstwa.
Tak działa logika darwinizmu społecznego, której wówczas ulegano, która zakładała, że narody toczą ze sobą walkę na śmierć i życie i że albo zginiesz, albo
sam zabijesz.
Poza tym dochodzą do tego uczucia religijne, które się spajają i wzmacniają z narodowymi. Przypomnijmy sobie dzieje rewolucji grodzińskiej. Zakłócono tam
chłopom uroczystość religijną, w efekcie zatłukli kijami dwóch policjantów i chcieli dokonać pogromu całej komendy. Polacy zburzyli ponad sto cerkwi przed
wojną.
Gdyby rządzili ludzie pokroju Piłsudskiego, gdyby żywa była kultura sarmacka, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej.
Trzeba to potraktować jako lekcję. Wszelkie doktryny polityczne i nauki społeczne muszą się bezwzględnie uwolnić od wszelkich biologizmów, które infekują
je obserwacjami na poziomie naturalnym, unaukowienie i unowocześnienie tych doktryn polegało na wniesieniu do nich „ducha dżungli".
Idea narodowa nie musi polegać na teoriach walki narodów, która jest tak samo prymitywna, jak i marksistowska walka klas — może bowiem polegać na
afirmowaniu tożsamości narodowych (także i regionalnych!). I takie idee narodowe przyświecały kontynuatorom prawdziwej kultury polskiej — tej z dworków
szlacheckich.
Skimuntówna uważała się za Litwinkę, zabiegała o państwo litewskie i białoruskie, lecz sama mówiła po polsku, litewskiego nie znała. W przytoczonym wyżej
eseju krytykowała zdecydowanie pojęcie Kresów, jako inkorporacjonistyczne, sprowadzające te tereny — przez które wszak biegnie najkrótsza droga wodna
między Morzem Czarnym a Bałtykiem — do jakichś peryferiów Polski, a nie zaprzyjaźnionych krajów, które mają się stać równoprawnym partnerem Międzymorza.
Pisała:
"Wspaniała idea jagiellońska, która niegdyś jaśniała nad Polską i nad połączonymi z nią narodami — dziś leży cała w mrokach i mgłach nieznanej
przyszłości. Polska dzisiejsza jej nie rozumie. Polska, aby podjąć wielką ideę dziejową, swoją i bratnią — ideę jagiellońską nie w starych, ale w nowych
formach — musi wyrzec się nacjonalistycznego samouwielbienia, zrozumieć dusze narodów, z którymi przeżyła wieki, pomóc w ich nowożytnej rozwojowej pracy i
razem z nimi budować na wschodzie wał obrony wiary i cywilizacji. Zostając w swoim etnicznym i egoistycznym zasklepieniu — Polska wyrzeknie się wielkości
moralnie i politycznie...
Jagiellonowie opierali się o trzy morza
Ale pojęcie „kresów" snuje dalej swoją sztuczną robotę i wznosi nietrwałe budynki, które w wielu punktach pierwszy silniejszy wiatr zmiecie, jeśli się nie
połączą z miejscowym fundamentem… nowoczesna Polska widzi w nich tylko… kresy polskości. — Nie dojdzie do niczego, póki nie zobaczy zamiast kresów -
krajów i narodów."
Czyż nie były to słowa prorocze? Wszyscy chcieli Wielkiej Polski, lecz dawna Wielka Polska opierała się na wielkiej kulturze, a nie wielkim terytorium czy
wielkiej armii. Z wielkości kulturowej rozkwitają inne wielkości, gdyż one przyciągają narody. Dalej wyjaśniała Skurmuntówna:
„Czasy jagiellońskie działały całkiem inaczej. Pod promieniami zachodniej oświaty rosły i rozwijały się w swoich krajach ludy. Dźwigały się kościoły i
szkoły. Płynął do nich żywioł miejscowy, kształcił się, rządził się sam, i silnymi barkami wspierał wspólne państwo. Dziś na tych ziemiach — Wileńszczyzna,
Białoruś, Polesie, Ruś południowa — te same narodowości, lecz stuletnia niewola rozdzieliła, wojna światowa połamała ich warstwy; ziemiaństwo, miejscowa
inteligencja w większości odsunięte od wpływów politycznych i rządów; do życia politycznego powołane zostały ciemne jeszcze masy, które z prądem czasów
wybijają się do światła i rozwijają w narody, ale rząd polski centralny, sięgający dotąd wzrokiem i pojęciem tylko po Bug, nie potrafił dać tym masom nie
tylko dobrej administracyjnej opieki, która by kształciła w nich poszanowanie prawa i zdrowe pojęcie własności, lecz ani obrony od wrogich wpływów naokół,
ani szkół własnych narodowych, tam, gdzie one tego pragną, pod światłym państwowym kierunkiem… przymusowa polonizacja, ignorująca ocknienie się plemienne
ludów, nie zaszczepi się nigdzie trwale na ziemiach jagiellońskich."
Kiedy dziś rozważamy nasze stosunki ze wschodnimi sąsiadami, nie można zapominać o tym, że w II RP mieliśmy nie tylko nowoczesność snującą opowieści o
walce klas i walce narodów, ale i prawdziwe pozostałości kultury staropolskiej w wybitnej osobie Józefa Piłsudskiego czy rodzie Skirmuntów. Ci ostatni
stali się prawdziwymi męczennikami sarmatyzmu. Kiedy w 1939 weszli do Polski bolszewicy, Skirmuntowie byli torturowani, odzierani ze skóry i zakopani
żywcem w lesie.
Białoruś jako klucz do reintegracji dawnych ziem jagiellońskich
Spójrzmy dziś na byłe ziemie i ludy żyjące niegdyś w państwie jagiellońskim. Polityka społeczna i historyczna zaborców oraz przenikanie na nie prymitywnych
doktryn zewnętrznych, dość skutecznie nas ze sobą poskłócało. Polacy nie ufają Ukraińcom — za Wołyń. Litwini nie ufają Polakom — za aneksję Wilna. Jedynie
Białorusini nie mają z nikim poważniejszych zaszłości.
Nieco lepiej prezentuje się sojusz piastowski, czyli układ wyszehradzki. Istnieje obecnie szansa na zbudowanie w oparciu o ten układ pewnego projektu
politycznego, tyle że w szerszej perspektywie ważniejszy jest układ ziem jagiellońskich (oby komplementarnie wobec układu piastowskiego!).
| 5. Biblioteka Narodowa w Mińsku |
Jak tutaj poskładać to, co rozbite i skłócone? Choć to paradoksalne i nader ryzykowne stwierdzenie, jądrem odbudowy wydaje mi się Białoruś. Wydaje się to
może kuriozalne, gdyż zostaliśmy zaczarowani demonizacją sytuacji na Białorusi. Tymczasem Białoruś jako społeczeństwo nie tylo z nikim nie ma zaszłości, to
dodatkowo była jądrem kulturowym upadającej Rzeczypospolitej. Białoruś zachowała najlepsze wspomnienia z dawnej Rzeczypospolitej, bo to, co u nas wyglądało
jak upadek, tam kojarzyło się z rozwojem.
Jak wskazywałem, to co najlepsze w naszej kulturze w ostatnich dwustu latach wyszło z tych ziem.
Białoruś — folwark, który chciał opanować Rosję
Stawiam tezę, że współczesna Białoruś nie jest kołchozem, jak chcą niektórzy, lecz raczej folwarkiem, rządzonym przez ambitnego magnata. Folwark oczywiście
rozwija się bardzo wolno, gdyż jest mocno wyizolowany od odmiennego otoczenia gospodarczego, tym niemniej to jest folwark. I jak na nasze wyobrażenia o
folwarku, mimo wszystko się rozwija.
Gospodarz tego folwarku — Aleksander Łukaszenka — to człowiek o fenomenalnych ambicjach. Jego osobista kariera dała mu tę perspektywę. To człowiek z ludu,
który wdrapał się na szczyt. Jego matka doiła krowy w kołchozie, niezamężna. On zaś zdobył wykształcenie, został nauczycielem, a następnie kierownikiem
kołchozu, po czym całego państwa. Przy czym nie był to kres ambicji.
Najpoważniejszym zarzutem wobec Łukaszenki jest bez wątpienia rusyfikacja Białorusi, wokół czego organizowany jest zresztą główny opór. Popełniamy błąd
patrząc na to przez pryzmat rusyfikacji aplikowanej pod zaborami Polakom, podczas kiedy jest to zupełnie inny proces, analogiczny do polonizacji Białorusi
w Rzeczpospolitej, kiedy tamtejsza elita polityczna sama się polonizowała, by robić kariery na poziomie całej Rzeczypospolitej. I dokładnie to samo stoi za
aktualną rusyfikacją Białorusi! Łukaszenka chciał „podbić" Rosję.
Choć brzmi to dziś absurdalnie, wobec agresywnej polityki Putina, jednak zupełnie inaczej wyglądało to w latach 90., kiedy zapijaczony Jelcyn prowadził
Rosję wielkimi krokami do ruiny a tym samym nieuchronnego podboju przez Zachód. W 1997 Łukaszenka z Jelcynem podpisali akt konfederacji Rosji i Białorusi i
stały za tym mocne ambicje Łukaszenki.
Dla bardzo wielu Rosjan, na których oczach rozsypywał się kraj i gospodarka, Białoruś budziła żywe sentymenty sprawnie działającego kołchozu, a że na
dodatek wspierał on język rosyjski w swoim kraju, to już zupełnie mógł uchodzić za Rosjanina „świętszego od patriarchy". Te ambicje Łukaszenki opisano w książce z 2014 Andrzeja Brzezieckiego i Małgorzaty Nocuń:
Łukaszenka.
Niedoszły car Rosji.
1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
« (Published: 08-02-2016 Last change: 17-02-2016)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9972 |
|