|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Wiara, realizm i poznanie [2] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Ja spotkałem nowe, dość
wierne wcielenie uczonego ks. Kłósaka. Sposobem udowodnienia niedorzeczności
tej argumentacji jest nie tyle wykazanie jej formalnej błędności, gdyż tym
sposobem nierzadko można bronić największych bzdur, lecz ukazanie jej materialnej
absurdalności.
1. Pierwszym nadużyciem
jest ukazanie wiary jako przeciwieństwa wiedzy. Z braku wiedzy wynikać
ma wiara. Np. mówisz: „Wiem, że istnieją Pigmeje, bo je widziałem; nie
wierzę w anioły, bo żadnego nie spotkałem, ani nie znam nikogo kto by spotkał, a ponadto kłóci się to z rozumem". Na to scholastyk odpowiada ci: „Zatem
wierzysz, że anioły nie istnieją" (sprytne, ale niedozwolone logicznie
przestawienie negacji). Wiara wobec wiedzy jest innym aspektem
epistemologicznego stosunku do czegoś, ale nie prostym przeciwieństwem,
alternatywą.
2. Najważniejszym nadużyciem
jakie widzimy, jest rozmycie pojęcia 'wiara', poprzez rozciągnięcie
jego denotacji. Wykoślawienie zakresu znaczeniowego pojęcia powoduje, że w sądach
naszych wpadamy często w logiczny błąd ekwiwokacji [ 4 ],
który wedle mojego Scholastyka znamionować miał światopogląd ateistyczny,
oraz sprowadzamy praktyczne znaczenie takiego pojęcia ad absurdum.
Tak na przykład na użytek
polemiki teolog podważa świadectwo zmysłów i rozumu jako jedynych narzędzi
poznawczych, mówiąc, że nie dają one pełnej wiedzy o rzeczywistości [ 5 ],
gdyż niektóre jej aspekty im się wymykają (skąd to wie? — wierzy… i odrzuca „domniemanie naturalne"). Dalej konkluduje: „a zatem wierzysz w swoją rzeczywistość poznawaną na sposób sensualno-racjonalny; podobnie ja
wierzę w rzeczywistość, która oprócz świadectwa zmysłów i rozumu opiera
się na świadectwie Objawienia" (o sprzeczności Objawienia ze świadectwem
rozumu przezornie nie wspomina, ani tym bardziej o ułomności samego
Objawienia). I kończy: „widać więc, że obaj jesteśmy ludźmi wiary", mój
Scholastyk dopowiedziałby: „Popularne zawołanie
ateisty 'nie wierzę!' warte jest funta kłaków". To właśnie była ekwiwokacja (dwa różne znaczenia wyrazu wiara).
Gdzie leży błąd?
„Każdy światopogląd
musi opierać się na niesprawdzalnych podstawach" — mówi scholastyk i wnioskuje: „Każdy więc opiera się na wierze". Jednak myli się tutaj
ograniczoną i ułomną wiedzę (ale jednak wiedzę!) z wiarą. Natura nasza
podała nam naturalne nasze domniemanie: otaczającą cię rzeczywistość
poznajesz zmysłami i rozumem. Dlaczego? Dlatego, że tymi jedynie narzędziami
udaje nam się zdobywać wiedzę o otaczającej nas rzeczywistości, która jest
wiedzą praktyczną, czyli weryfikowalną (też w zakresie praktyki) i funkcjonalną. Można wprawdzie sobie wyobrazić inny rodzaj poznania, ale nigdy
jeszcze nie udało się na jego podstawie osiągnąć zbliżonej choć
funkcjonalności, jak w przypadku narzędzi sensualno-racjonalnych. Intuicja może
nam pomóc w jakimś pojedynczym przypadku (albo może się nam tak wydawać),
ale przecież nie uda nam się wieść życia na jej podstawie. Zatem to jest
„domniemanie z natury", ale dlatego mówimy, iż jest to wiedza ułomna, gdyż
ma charakter niejako aksjomatyczny, którego człowiek rozumny nie będzie podważał
(z konieczności naturalnej), ale umysł nasz może stworzyć koncepcje
alternatywne. Tak samo nieweryfikowalne, ale jednak bez „sankcji naturalnej"
(np. koncepcja, że nasze poznanie powinno się opierać na sadze Sapkowskiego,
Biblii, itd. — równie trudno jest udowodnić, że jednak nie istnieją budzące
sympatię elfy, czy anioły stróże pętające się wszędzie za nami, jak i to, że rzeczywistością jest świadectwo naszych zmysłów; przecież nie
powiesz, patrząc na główkę szpilki, że z absolutną pewnością nie tańczą
na niej setki czy tysiące diabłów i że taka jest na pewno obiektywna
rzeczywistość; powiesz za to: nie ma tutaj żadnych zgromadzeń diabelskich,
bo ich nie widzę; jeśli jesteś przesadnym formalistą, możesz dodać: taka
jest moja wiara. [ 6 ]
Jednak nie musisz tego dodawać, gdyż dla swojego twierdzenia masz podpowiedź
natury, świadectwo zmysłów i rozumu. Jeśli pomimo tego dodałbyś to, wówczas
przyczepi się do ciebie jakiś scholastyk, który wprawdzie na uzasadnienie
swego stanowiska nie ma podobnych argumentów, ale przyciągnie go słowo
"wierzę". Otóż sobie pomyśli, że skoro ty wierzysz zmysłom, a on
Objawieniu, tedy wasze stanowiska jakoś ze sobą korespondują
epistemologicznie. Ja wierzę, ty wierzysz… Obaj jesteśmy fideistami...
Istota pomieszania pojęć polega na tym,
że „wiedza naturalna" (jak można określić sposób i treść myślenia i rozumienia narzucony nam przez naturę) nie ma u swych początków żadnego realnego
aktu wiary. Stosunek do przedmiotu owych naturalnych domniemań w żaden
sposób nie jest związany ze słowem 'wierzę', które występuje w twierdzeniu: „wierzę, że bóg istnieje". Użycie do tego określenia
„wierzę" jest pewnym skrótem myślowym, ale by zwątpić w ten głos
natury należy przedtem złamać domniemanie, czyli uwierzyć, że jest
jakiś inny rodzaj poznania, choć nie ma na to żadnych przekonujących
racjonalnie dowodów. Inaczej nasze „wierzę w świat…" jest „wiedzą
naturalną". Kiedy już wpadniemy w najczarniejszy sceptycyzm co do niej, wówczas i tak nie można używać w jednym wnioskowaniu „wierzę w boga" z „wierzę w świat…". Oba pojęcia mają ze sobą "dokładnie tyle wspólnego, co
egzorcyzmy z medycyną". Tymczasem właśnie taki, wyraźnie ekwiwokacyjny
sposób rozumowania przedstawił Scholastyk:
1. Wiara to przyjmowanie czegoś bez
dowodu
2. Nie potrafisz udowodnić podstaw swojego światopoglądu
3. Wynika stąd wprost i trywialnie, że twój światopogląd opierasz na wierze
4. Wierzysz w świat bez Boga
5.
Ja wierzę w świat z Bogiem
6.
Obaj jesteśmy fideistami
Nędzę i jałowość
teoretyczną, jak i praktyczną takich rozważań widać na pierwszy rzut oka,
pomimo jednak tego cały tabun teologów gotów jest argumentować w ten właśnie
sposób ("Ateista wierzy w świat bez
boga", itd.). Frazeologia ta reprezentuje zupełną nicość jakościową,
lecz korzystając z nauk formalnych produkuje naukowo brzmiące argumenty. Jest
czymś doprawdy żenującym słyszeć naukowy żargon od kogoś kto wierzy w plejady anielskie i resztę teologicznych baśni, lecz oni "lubią chełpić
się swoją naukowością i nieprzejednaniem wobec wszelkiego irracjonalizmu;
proces demaskatorski może w zasadzie poprzestać na ukazaniu irracjonalnych,
fideistycznych treści ukrytych pod pseudonaukowym kostiumem, a to
przeciwstawienie wykwintnej fasady i spróchniałego wnętrza wystarczająco
obnaża istotny sens takich systemów (...) pojawiają się zrozumiałe wątpliwości,
skoro stajemy w obliczu doktryny… której fundamentalne dzieła trudnią się
szczegółowym omawianiem dziewięciostopniowej hierarchii aniołów, podają
wiadomości dotyczące udziału diabła w sztukach czarnoksięskich oraz
informują drobiazgowo o wieku i płci ludzi zmartwychwstałych na sądzie
ostatecznym i o duchach poruszających ciała niebieskie" (L. Kołakowski)
4. Konsekwencją punktu
3. jest sprowadzenie pojęcia 'wierzę' ad absurdum. Absurd
objawia się w tym, że zrównany zostaje sąd: „wierzę, że aniołów nie
ma", z sądem: „wierzę, że anioły istnieją", jako po prostu dwa
rodzaje wiary. „Wiara" ateisty „w świat", zrównana została z wiarą
teisty w boga. Ateista nie tyle wierzy, co nie do końca może mieć pewność, a teista na tej podstawie przyrównuje do tego swoje fantazje o zaświatach. "Wiara w ukryte moce jest tak samo absurdalna i zabobonna jak wiara, że słownik kryje w sobie mnóstwo niewidzialnych słów, które jakimś sposobem wpływają na
znaczenia i użycie słów widzialnych" (Don Cupitt)
Wygląda to tak: nie
mamy danych empirycznych na temat bytu. W byt ten wierzy
ktoś, a drugi wierzy, że bytu nie ma — to nie są wiary równoważne, gdyż
wiara drugiego wprawdzie nie ma potwierdzenia ostatecznego, ale przecież jakieś
ma. Nie można się o czymś przekonać, wiec pewnie nie ma tego. Moje
przekonanie nie jest wiarą, a już na pewno nie jest wiarą którą można zrównać z przekonaniem tego co wierzy, że to jest. Mówimy o rzeczywistości z bogiem:
badam rzeczywistość „nie widać" boga. Mówimy o rzeczywistości bez
boga: badam rzeczywistość i boga nie ma. Czy da się racjonalnie zrównać te
postawy? Stanowisko pierwszego nie uzyskało absolutnego potwierdzenia,
stanowisko drugie — nie ma potwierdzenia jakiegokolwiek, trwa tylko z racji
braku absolutnego zaprzeczenia. Równowaga teoriopoznawcza miałaby miejsce
wtedy gdyby dwie osoby opowiadały się za dwoma różnymi nieempirycznymi
bytami, albo między dwoma osobami, które opowiadałyby się przeciw takim rożnym
bytom. Równowaga więc jest między wiarą w nieistnienie Kryszny i wiarą w nieistnienie Jahwe. Tak samo można się zgodzić na równowagę
teoriopoznawczą w przypadku podzielania wiary w dwóch tych bohaterów świętych
ksiąg. Między teistą i ateistą nie ma równowagi teoriopoznawczej wobec
boga, lecz niemożliwość ostatecznego potwierdzenia sądów, a jest to coś
innego niż równowaga.
O tej kwestii Kołakowski wspominał w eseju „Nauka przed sądem Ciemnogrodu": "Filozofia kościelna nader często
korzysta z tej właśnie argumentacji: kto dowiedzie, że boga nie ma. Jest to
rzeczywiście pytanie zabójcze dla ateisty. W istocie: kto dowiedzie, że nad głową
księdza Wettera nie unosi się milion szatanów, kto dowiedzie, że w jego głowie,
nie żyje tuzin niewidzialnych i nieprzestrzennych duchów, kto dowiedzie, że
nie ma krasnoludków, kto dowiedzie, że nie istnieje we wszechświecie takie
ciało niebieskie, gdzie żyją gryfy, chimery i centaury, kto mógłby dowieść,
że nie ma bytów absolutnie niepoznawalnych? I nie znajdzie się mąż taki, który
dowiódłby tej rzeczy, albowiem mógłby dowieść jedynie własnego nieuctwa.
Nie można oczywiście na serio, poza murami klasztorów, spierać się o istnienie i nieistnienie obiektów nieprzestrzennych i pozaczasowych i nauka od
dawna nie troszczy się o nie."
1 2 3 4 Dalej..
Footnotes: [ 4 ] We wnioskowaniach używamy jednego pojęcia dwukrotnie, które w istocie mają różne znaczenia [ 5 ] Choć warto zaznaczyć, że prawowierny katolik nie może w tego typu polemice użyć argumentu, że zmysły wodzą nas za nos, a rozum oszukuje. Nie może np. powiedzieć, że wszystko to matrix, a nasze postrzeżenia oddają nam rzeczywistość całkiem zafałszowaną — od czasu potępienia Kartezjusza za tego typu supozycje, odcięcia się od subiektywistycznych idealistów w dziewiętnastym wieku oraz wyklęcia modernistów w wieku dwudziestym — wierzyć w podobne rojenia jest herezją lub co najmniej błędem w wierze (chodziło o to aby nie deprecjonować ziemskiej misji kościoła). Prawowierny katolik może sobie pozwolić na powiedzenie, że zmysły i rozum nie oddają nam pełnej rzeczywistości, choć oddają ją w swym zakresie w sposób poprawny [ 6 ] Jak np. fizyk Sheldon Glashow: „Wierzymy, że świat jest poznawalny, że istnieją proste reguły rządzące zachowaniem materii i ewolucją wszechświata … (oraz że) każda inteligentna istota, w jakiejkolwiek części wszechświata by nie żyła, zastosowałaby te same logiczne reguły myślenia do wyjaśnienia struktury protonu lub natury gwiazd supernowych. Tego twierdzenia nie potrafię ani udowodnić, ani uzasadnić — taka jest moja wiara". W 1979 otrzymał wraz z S. Weinbergiem nagrodę Nobla. Weinberg dodałby jeszcze do tego: „Religia jest obrazą ludzkiej godności"; „Religia jest kompletnym nonsensem i okropną szkodą dla ludzkiej cywilizacji" « (Published: 29-10-2002 Last change: 07-02-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2005 |
|