|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
O naukowym ateizmie i teologii wojującej [1] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Streszczenie mojej polemiki i zarzutów z wątku „A propos Kołakowskiego…" na Forum Racjonalisty, wobec Jarosława
Dąbroskiego, zwanego też Wujem. Część trzecia cyklu dotyczącego krytyki
ateizmu zawartej w wypowiedziach teologii wojującej.
Cz. 1: „Ja, wierzący ateista" http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1872
Cz. 2: „Wiara, realizm i poznanie" http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2005
I. Moje krótkie podsumowanie tezy, że tzw. naukowy ateizm nie opiera się
na wierze, lecz na wiedzy i metodzie naukowej
1. Kolejne źródło pomieszania pojęć
dotyczy metafizyki. W wywodach ateizmu naukowego metafizyka występuje w znaczeniu metafizyki teologicznej, gdyż metafizyki jako takiej nigdy naukowy
ateizm nie unieważniał (problem metafizyki znikł chyba tylko u neopozytywistów,
ale neopozytywista nie powie o sobie, iż jest naukowym ateistą, gdyż dla
niego problem taki po prostu przestaje istnieć). Przykładowo marksizm, który
najbardziej wiązany jest z pojęciem naukowego ateizmu, przyjmował jednocześnie
metafizyczną dialektykę, cały swój pogląd na historię dziejów. A zarazem
Marks, Engels, czy Lenin swą filozofię dialektyczną przeciwstawiali filozofii
metafizycznej. Dlatego, że pod tym pojęciem rozumieli nie twierdzenia
nie-fizyczne, czy też nad-fizyczne, ale poglądy o niezmienności bytu i o
bycie absolutnym. Istnieją więc co najmniej trzy rozumienia używane odnośnie
terminu metafizyka:
1) ontologiczne, dotyczące poznania istoty
rzeczy i rzeczywistości;
2) jako statyczne ujmowanie zjawisk i bytu;
3) mówienie o bycie transcendentnym i absolutnym.
Pojęciem 2. najczęściej posługiwali się
zwolennicy naukowego ateizmu; pojęciem 1., będącym rozumieniem sensu largo
metafizyki posługiwałeś się ty; ja zaś mówiłem o metafizyce w rozumieniu 3. i jest to rozumienie sensu stricto. Na takim gruncie nie można
było dojść do uzgodnienia stanowisk. Przykładowo jeśli ateista-marksista mówić
będzie o metafizycznym błędzie, to mieć on będzie na myśli przede
wszystkim niezmienność bytu, zaś dla neopozytywisty tzw. błąd metafizyczny
polega na tym, że sama metafizyka jest błędem (Wittgenstein mówił:
metafizyki nie ma, jest tylko błąd metafizyczny). Stanowisko pierwsze było
antymetafizyczne, stanowisko drugie — ametafizyczne. Powiesz może, że
odbiegam od tematu, ale ja od samego początku widzę, że spór nasz nie opiera
się wcale na kontrowersji filozoficznej materialnej, lecz tylko i wyłącznie
na nieporozumieniach i niedomówieniach pojęciowych; jeśli wyjaśnimy dobrze
pojęcia — problem zniknie. Skoro więc mówimy o metafizyce sensu largo,
to ja odtąd będę dookreślał tę o której dotąd mówiłem jako: metafizyka
teologiczna. Jest ona, moim zdaniem, najbardziej poprawna jeśli idzie o spór
ateisty z teistą, gdyż jest niejako domyślnym rozumieniem tego pojęcia, a inne należałoby wcześniej doprecyzować.
2. Teza, że tzw. naukowy ateizm nie opiera
się na wierze, lecz na wiedzy i metodzie naukowej jest całkowicie poprawna,
bez względu na nasze rozumienie metafizyki, a jej podważanie bierze się tylko
z mieszania pojęć wiary.
3. Status naukowości światopoglądu nie
bierze się z likwidacji metafizyki sensu largo w nim (gdyż wówczas
naukowym światopoglądem mogliby się szczycić — nie wnikajmy w to, czy byłoby
to uzasadnione czy nie — tylko członkowie tzw. Koła Wiedeńskiego i ich
sympatycy), lecz z wyzbycia się fideizmu (nie mówiąc już o mistycyzmie), na
rzecz racjonalizmu (nie mylić z racjonalnością). Tak jak paradygmatem
poznania jest poznanie naukowe, tak paradygmatem naukowego myślenia jest
racjonalizm.
4. W każdy sposób myślenia mogę
wpisać coś co można nazwać wiarą, jeśli pojmować ją będziemy jako
przyjmowanie czegoś bez dowodu. Nie dość, że konieczne są aksjomaty (które
wszak dowodu nie posiadają), to w wielu innych twierdzeniach pojawią się
uzasadnienia, które rodzić będą problem „cofania się w nieskończoność" z dowodem. Tak pojmowana wiara będzie zarówno u najczarniejszego
irracjonalisty, u racjonalisty, jak i nawet w samej metodzie naukowej — nikt mi
nie udowodni z całą pewnością, że filmy Matrix czy 13. Piętro oparte
są na fikcyjnym scenariuszu. Nie zgadzam się, aby tak mieszać pojęcie wiary,
gdyż osiąga to 3 tylko cele: 1) daje bezsensowny argument teistom; 2) prowadzi
do absurdu; 3) praktycznie unicestwia pojęcie wiedza. O samej materialnej różnicy
tych dwóch rodzajów 'wiar' mówiliśmy już bardzo dużo i jest to chyba
poza sporem, że nie są one tożsame, lecz różnią się w sposób istotny.
Chyba wystarczający na to dowód podałem w sposób uporządkowany w swym tekście
„Wiara, realizm i poznanie" (ten z Kołakowskim) w blokach I, 1.-4.
5. Istota różnicy tych dwóch wiar nie
jest tylko materialna (o tym pisałem w powyższym tekście), ale i formalna.
Po pierwsze, wiara fideisty „do
kwadratu": mogę sobie pozwolić na więcej — na chwilowe i czysto
teoretyczne przyjęcie, że każdy światopogląd potrzebuje wiary. A to za
sprawą trudności w jakie wikłają nas wydumane przez filozoficznych mocarzy
teorie poznania. Czyli, że aby poznanie było w ogóle możliwe potrzebna jest
wiara. I cóż nam to daje? Ano to, że jest to przypadłość każdego śmiertelnika,
bez względu czy jest on ateistą czy chrześcijaninem. Każdy u początków
poznania ma wpisany jeden akt wiary (to oczywiście chwilowe uproszczenie, przyjęcie
wujowej frazeologii). Ale racjonalista na tym poprzestaje i mówi: ok, skoro
muszę to niech będzie ta jedna wiara, ale na tym dość, zawsze to większe
prawdopodobieństwo, że uniknę fałszywych rojeń. Zaś fideista mówi: Skoro
był jeden akt wiary, to czemu by i kolejnego miało nie być? I sobie
modyfikuje tę pierwszą (wydumaną) konieczność wiary, w wiarę o charakterze
metafizyczno-teologicznym. Jeśli więc ktoś z wujem by się zgodził na
potraktowanie niedowodliwej oczywistości o charakterze aksjomatu, jako 'wiary' i przyznałby, że ateista jeśli nie z chęci, to z konieczności musi jednak
być człowiekiem wierzącym, ja dodam: wprawdzie mieszacie pojęcia, ale nawet
na ich gruncie widać, że w sytuacji takiej fideista jest człowiekiem wiary
„do kwadratu".
Po drugie: wiara w światopoglądzie
fideisty wyniesiona jest ponad rozum, na co mógłbym podać setki przykładów,
ale dla katolika najbardziej obowiązujące jest stanowisko z ostatniej
encykliki dotyczącej tej kwestii, tj. Fides et ratio Jana Pawła II. Już
sama kolejność tytułu — wiara i rozum — czyni zbędne dalsze wyjaśnienia,
ale proszę, oto kilka cytatów dowodzących, że u teisty katolickiego wiara
idzie przed rozumem, a nadto, że rozum ma wobec niej funkcję służebną: "rozum,
skupiony jednostronnie na poszukiwaniu wiedzy o człowieku jako podmiocie,
wydaje się zapominać, iż powołaniem człowieka jest dążenie do prawdy"
(w domyśle: prawda zaś spoczywa w Objawieniu); "Bez odniesienia do
niej każdy zdany jest na samowolę ludzkiego osądu, a jego istnienie
jako osoby oceniane jest wyłącznie według kryteriów pragmatycznych, opartych
zasadniczo na wiedzy doświadczalnej, pod wpływem błędnego przeświadczenia…";
"Rezultat jest taki, że — zamiast wyrażać jak najlepiej dążenie do
prawdy — rozum chyli się ku samemu sobie pod brzemieniem tak rozległej
wiedzy, przez co z dnia na dzień staje się coraz bardziej niezdolny do
skierowania uwagi ku wyższej rzeczywistości i nie śmie sięgnąć po prawdę
bytu." — wszędzie tam gdzie znajduje się słowo 'prawda', bez większego
błędu wstawić można słowo 'Objawienie'; krytyka niezależnego od
religii rozwoju wiedzy: "Przesadny racjonalizm niektórych myślicieli
doprowadził do radykalizacji stanowisk i do powstania filozofii praktycznie
oderwanej i całkowicie autonomicznej w stosunku do treści wiary."; rozum
bez wsparcia Objawienia jest bezradny: "Rozum, pozbawiony wsparcia ze
strony Objawienia, podążał bocznymi drogami, na których istniało ryzyko
zagubienia jego ostatecznego celu.", i t.d.
Od strony formalnej jest to wiara
fideistyczna. Fideista może myśleć w sposób racjonalny, ale nie
racjonalistyczny (papież nie zaprzecza rozumowi, ale mówiąc o wierze gani
wielokrotnie racjonalizm). Wszelki zaś aspekt tego co nazwać możemy 'wiarą' u ateisty racjonalistycznego, wynika tylko z konieczności naturalnych,
których żaden człowiek przełamać nie może. Nadto te wybory postępowania i sposobu myślenia nie wynikają z dowolności (jak określił to Wuj: wierzę w „teorię odbicia" bo tak mi pasuje), lecz asekurują się tzw. zdrowym rozsądkiem i tzw. oczywistością (w rozumieniu Brentano). Robią więc wszystko aby
zminimalizować tę ułomność i aby nie popaść w fideizm.
6. Dlatego sugerowałem, że należy wyraźnie
odróżnić te pojęcia wiar, aby nie było podobnych nadużyć i błędów.
Chyba najsłuszniej jest pozostać przy określeniu 'wiara' dla fideizmu, zaś
dla racjonalizmu — 'wiedza naturalna, ułomna', 'aksjomaty poznania'
(pierwsze chyba lepsze, gdyż aksjomaty poznania są niekontrowersyjne tylko dla
racjonalistów). Jeśli będziesz to nazywać mimo wszystko 'wiarą', ja o wierze teistów mówić będę 'rojenia'.
7. Na koniec pora naświetlić co znaczy światopogląd
naukowy, bo tego też kompletnie nie rozumiesz. Otóż światopogląd
naukowy to taki, który opiera się na „filozofii naukowej", czyli takiej,
która wzoruje się na nauce. Filozofia taka opiera się na oczywistych prawdach i precyzyjnej dedukcji lub na niewątpliwych faktach i precyzyjnej indukcji
(niektórzy pozostawiają tylko pierwszy człon, np. Popper odrzucał metodę
indukcyjną). Sądzę, że można to określić mianem scjentyzmu, ale raczej po
odpowiedniej jego modyfikacji (odrzucam scjentyzm w XIX-wiecznym rozumieniu).
Ateista może bądź to przyjmować powyższy pogląd i będzie wówczas jego światopogląd
naukowy sensu largo; bądź też odnosić do pewnych aspektów swego światopoglądu
(w tym do idei Boga), a inne zagospodarowując np. poprzez intuicjonizm czy coś
innego. Postawa druga jest spotykana, ale jest niekonsekwentna i ja jej nie
podzielam. Jestem scjentystą w wersji 'soft'. Tak też na ogół rozumie się
pojęcie naukowy światopogląd, ale nie jest to światopogląd wydumanego
monizmu metody naukowej przenikającej każdą wypowiedź światopoglądową!
Takiego rozumienia naukowości światopoglądu nigdy nie miałem na myśli
(chyba może jako monizm materialistyczny). Tzw. ateista naukowy powie o sobie
na ogół (choć niekoniecznie), że jest scjentystą, ale nie powie czegoś
takiego jak ty sugerujesz: soloscjentyzm światopoglądowy
Po drodze zrodziła się nam kwestia
instrumentalizmu odnośnie nauki, ale to temat na całkiem osobny i długi wątek i chyba sobie go w tym miejscu darujemy. Tylko mała uwaga o prawdzie. W odpowiedzi na tezę Poppera: "Twierdzimy też — i to jest sprawa o wielkiej doniosłości — że nauka zmierza do prawdy lub stara się do niej zbliżać,
niezależnie od tego jak trudne może być dochodzenie do prawdy",
twierdzisz, że jest to tautologia w stylu: nauka zmierza do prawdy, prawdą
jest to do czego zmierza nauka. Otóż źle zrozumiałeś tę wypowiedź. Stale
stoisz na gruncie tzw. prawd ostatecznych i absolutnych. Nie chcę się wgłębiać w koncepcje prawdy (subiektywne: ewidencyjna, koherencyjna — dot. spójności
systemu zdań, pragmatyczna — użyteczność; obiektywna, czyli klasyczna),
lecz chcę tylko zauważyć, że Popper miał co innego na myśli, gdyż chodziło
mu o prawdę zdefiniowaną przez matematyka i logika Alfreda Tarskiego (tzw.
semantyczna teoria prawdy Tarskiego). Nie pisał wcale, że nauka odkrywa prawdę,
lecz że do niej dąży i zbliża się. Popper twierdził, że nasza
wiedza jest skończona, a niewiedza — nieskończona. Zdobycie całej prawdy o świecie jest poza naszymi możliwościami, ale dążenie do niej — nie. To
pojęcie zbliżania się teorii naukowych do prawdy, a Tarski zaproponował
dobre rozwiązanie dla języków teorii formalnych. W ujęciu Poppera (w grubym
zarysie): prawdziwość teorii nie zależy do siły i stopnia przekonania co do
jej wartości poznawczej; nigdy nie możemy być niepodważalnie pewni, czy dana
teoria jest prawdziwa; prawda jest jak szczyt spowity w mgle; celem nauki jest
tylko przybliżanie się do prawdy; interesuje nas nie prawda abstrakcyjna, ale
taka którą mówi nam najwięcej o świecie; kryterium wybrania tej a nie innej
hipotezy są przesłanki racjonalne, jak „potencjalna postępowość"
teorii: teoria jest lepsza, gdy mówi nam więcej, czyli gdy zawiera w sobie więcej
informacji empirycznych, jest bogatsza w treść; teoria taka musi mieć: 1) większą
moc przewidywania (predyktywną), 2) wyjaśniającą (eksplanacyjną) oraz musi
być 3) silniejsza logicznie (spójna); w tym świetle mówimy, że model
Kopernika był bliższy prawdzie niż Ptolemeusza, a Keplera bliższy niż
Kopernika, że teoria Newtona jest jeszcze bliżej prawdy, a teoria Einsteina — bliżej niż Newtona, itd. Sam Einstein właśnie tak mówił: moja teoria
nie jest prawdziwa, lecz po prostu bliższa prawdzie niż Newtona; teoria spełniająca
warunki powyższe jest najpewniej bardziej prawdziwa bo jest bardziej podatna na
sprawdzanie (teoria tym lepsza im więcej potencjalnych falsyfikatorów zawiera;
łatwo jest znaleźć potwierdzenie teorii ubogiej w treść, a stopień jej
potwierdzenia może być wysoki — to nie przesądza o prawdziwości teorii;
teoria bogata w treść (informacje empiryczne), która ma dużo potencjalnych
falsyfikatorów, lecz patrząc od strony logicznej — jest mniej prawdopodobna,
bo łatwiej wykazać jej fałszywość, budzić powinna mimo wszystko większe
zainteresowanie (przynajmniej przez pryzmat prawdy), gdyż jeśli jej obalenie
nie nastąpiło (nad czym stale trzeba myśleć), to przybliżyła nas ona do
prawdy i ma w tej sytuacji większy stopień koroboracji (potwierdzenia); mając
mniejszy stopień logicznego prawdopodobieństwa, ma zarazem większy stopień prawdoupodobnienia
1 2 3 Dalej..
« (Published: 19-11-2002 Last change: 26-08-2004)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2046 |
|