The RationalistSkip to content


We have registered
204.380.849 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

Akcja Arka [2]
Author of this text:

Dłuższy czas trwała cisza, w końcu Bóg odezwał się: — „Przede wszystkim chcę ludzi ukarać za niegodziwości i wykroczenia, które czynią przeciwko mnie…" -

— "A czy oni już nie zostali ukarani? Czyż te niegodziwości, które są wynikiem ich skażonej grzechem natury, nie są właśnie konsekwencją tamtej kary, która nakazywała im żyć z taką grzeszną naturą i rozmnażać się z nią, powielając z każdym rokiem, z każdym pokoleniem ilość zła na świecie?!" — Noe wykrzyknął to prawie w stronę chmury, lecz Bóg jakby nie słysząc prowokującego pytania, dokończył w miarę spokojnym głosem:

— „Ale też przy okazji, chcę położyć kres tej niegodziwości i podłości ze strony człowieka…".

— "Dlaczego wtedy tego nie zrobiłeś gdy było ich tylko dwoje i gdy była najlepsza ku temu okazja? — pomyślał z goryczą Noe, lecz na głos powiedział:

— „A zatem, tak jak powiedziałem — dajmy sobie spokój z tą całą balią. Wytrać Panie wszystkich za jednym zamachem, nie oszczędzając nikogo, a będziesz miał przynajmniej pewność, że ta masa wody sprowadzona na ziemię nie pójdzie na marne!" — powiedział to z sarkazmem i złością, nalewając sobie jednocześnie kubek wina i wypijając go jednym haustem, a potem z trzaskiem stawiając na stół.

Noe oddychał głośno przez nos, patrząc w dal na swe winnice, założone na łagodnym stoku, skąpane teraz w promieniach słońca. — „I to wszystko miałoby zostać zniszczone przez ten idiotyczny pomysł z potopem?" — myślał z goryczą i szlag go trafiał w duchu. Machinalnie ścisnął gliniany kubek, aż ten pękł na kawałki z głośnym trzaskiem. To go wyrwało z zadumy. Spojrzał przed siebie — chmura wisiała w powietrzu, poruszając się nieznacznie i zmieniając barwy w świetle zachodzącego słońca.

Bóg nadal tam był, a więc nie wszystko jeszcze stracone; Noe postanowił dorzucić jeszcze jeden argument do poprzednich. Odchrząknął parokrotnie, przełknął ślinę i rzekł: — „Panie, jest jeszcze jeden nieczysty aspekt moralny tego twojego przedsięwzięcia: po potopie, aby odrodziła się ludzkość, dzieci moich synów będą musiały współżyć między sobą, a więc będą popełniać grzech kazirodztwa… Czy to jest moralnie do przyjęcia?... Czy to będzie w porządku, gdy u podstaw odrodzonej ludzkości, która notabene nie pozbędzie się przecież piętna grzechu pierworodnego, legnie jeszcze grzech kazirodztwa?".

Chmura przyciemniała jakby za chwilę miał z niej paść piorun na głowę upartego starca, potem dobiegło z niej coś w rodzaju zgrzytania zębami i odezwał się głos Boga, wyraźnie poirytowany: — „Czy to już wszystko?! Bo ostrzegam cię, że moja cierpliwość już się kończy, a gdy mój gniew rozpali się całkowicie, niech… niech… właściwie nie wiem, kto mógłby cię wziąć w opiekę… Posłuchaj, ty…" — tu Bóg zamilkł jakby szukał odpowiedniego epitetu, a potem dokończył stanowczo: — „Masz ze swymi synami zbudować arkę i zabrać na nią po parze zwierząt, bo taką mam akurat koncepcję… Dostałeś plany, a teraz zabieraj się do roboty, miast tu jałowo filozofować… Bo jeśli nie, to tak cię urządzę, że do końca życia mnie popamiętasz!" — dokończył z groźbą w głosie.

Noe wstał z ociąganiem i niepewnie, przewracając niechcący dzban, który i tak już był pusty. — „To trzeba było mi od razu powiedzieć, że sprawa jest tak wielkiej wagi!" — odparł szyderczo, a w duchu pomyślał: — „Nie udało się, psia-krew!… Przyjdzie mi na stare lata harować przy ciesiółce... Szlag by to!…" — zmełł w ustach przekleństwo. Czuł jak pulsujący ból rozsadza mu czaszkę.

— „Gdyby tak ktoś jeszcze wynalazł specyfik zapobiegający bólowi głowy po wypiciu większej ilości wina…" — pomyślał z rozmarzeniem i powlókł się poszukać swych synów by ogłosić im tę dobrą nowinę...

Do następnej rozmowy Noego z Bogiem doszło po niedługim czasie, gdyż ten zapoznał już swych synów z planami Boga. Tak więc odbyła się ona - jakby to się dziś określiło — po konsultacji w szerszym gronie, choć tak samo niekompetentnym. — "Panie, tego się nie da zrobić..." — rzekł Noe trochę niepewnym głosem. — „Po prostu ta robota przekracza nasze techniczne możliwości…" — urwał i rozłożył ręce w bezradnym geście.

Bóg widocznie miał inne zdanie na ten temat, bo odparł stanowczo:

— „To się musi dać zrobić, ponieważ ja twój Bóg tak chcę... Rozumiesz uparty człowieku?" — Noe, któremu wcale nie uśmiechało się przez następne lata tyrać przy ciesiółce i latać po świecie za zwierzętami, odparł hardo:

— „A więc dlaczego ty sam Panie tego nie zrobisz?! Ty — wszechmocny podobno, który w ciągu jednego dnia stwarzasz całą ziemię… ba! Cały wszechświat — wystarczyło, że powiedziałeś: "Niech się stanie!" — a tu chcesz wysługiwać się ograniczonym i niedoskonałym człowiekiem!? Przecież chyba dla ciebie, to żaden problem stworzyć taki statek w ciągu sekundy… zresztą po co nawet statek; po prostu wystarczy zgromadzić zwierzęta na określonej przestrzeni, a ty nad nią rozepniesz niewidzialny klosz, który ją osłoni od wody i w nim przeczekamy ten kataklizm, który szykujesz w swym nieskończonym miłosierdziu ziemi i jej mieszkańcom… Czyż to nie lepszy pomysł?".

Noe przerwał na chwilę swój monolog, ale widocznie przyszło mu do głowy coś jeszcze, bo aż wstał i unosząc w górę rękę, zawołał:

— „Ba! Mam nawet jeszcze lepszy!… Po co w ogóle ten potop, ta budowa arki, ściąganie z całego świata zwierząt… przecież ty Panie w swej potędze, możesz sprawić, aby ci, którzy nie zechcesz aby dalej żyli, pomrą w jednej chwili, tam gdzie stoją, a ci których zechcesz ocalić, będą cieszyć się życiem dalej! Czyż to nie jest prostsze?… Efekt ten sam, a ile mniej w to włożonego naszego wysiłku i twojej energii Panie… Czy nie mam racji?" — spytał Noe Boga.

— „A przede wszystkim uratują się moje winnice…" — pomyślał z niepokojem, wpatrując się w chmurę, która tymczasem przybrała barwę ciemnogranatową, a głos który z niej dobiegł przypominał groźny pomruk nadchodzącej burzy:

— „Człowieku, nie nadużywaj mojej cierpliwości! Od pomysłów ja tu jestem, a ty masz jedynie słuchać i wykonywać moje polecenia…".

— „Ale czyż nie mam racji, Panie?" — wtrącił szybko Noe.

— „Z twojego ograniczonego punktu widzenia, może i masz,… ale tu się liczy przede wszystkim moja racja i moja wola! A ja tak chcę, bo taką mam koncepcję i nie tobie wyrokować czy ona ma sens, czy nie, zrozumiałeś mnie?!… Masz jedynie czynić to, co ci nakazuję!" — Noe rozłożył ręce:

— „Ale przecież mówię, iż to jest dla nas technicznie niewykonalne… Przy tej arce musiałoby pracować przynajmniej tysiąc chłopa, a nie czterech!" — odparł poirytowany. Bóg przez chwilę jakby zastanawiał się, a potem odparł:

— „A więc powiedz ludziom, że tych co będą przy niej pracowali, ocalę również od potopu…" — „Będą chcieli aby ich rodziny również ocalały…" — wtrącił Noe.

— „Dobrze… ich rodziny również ocalę,… możesz im to obiecać w moim imieniu"

— „A więc jak my się pomieścimy?" — zafrasował się nagle Noe, znając zapewne liczebność rodzin mieszkańców tutejszych terenów. — „Może powiększyć wymiary arki, albo zbudować od razu dwie?" - podrzucił nowy pomysł Bogu, ale ten nie chciał skorzystać z niego.

— „Nie!… I jeszcze raz nie!" — zawołał z chmury.

— „A jak się nie pomieścimy?" — spytał Noe zapobiegawczo, jak to bywa w zwyczaju tej nacji.

— „O to już niech cię głowa nie boli!" — odparł Bóg dziwnym tonem.

— „Tę sprawę pozostaw mnie,… wy się zajmijcie robotą".

— „A jak nie będą chcieli nam pomóc przy budowie?" — spytał Noe, jakby naszły go jeszcze jakieś wątpliwości.

— „O to się nie martw! Wzbudzę w ich sercach życzliwość…" — zapewnił Bóg z przekonaniem w głosie. 

— "Aaa… Chyba, że tak! — zgodził się Noe pojednawczo.

Tak też się i stało; Kiedy ludzie dowiedzieli się o umowie Noego z Bogiem, nie trzeba było szukać chętnych do pracy — sami ochoczo garnęli się do niej. Jednak sama chęć nie wystarczała. Jako rolnicy nie mieli absolutnie żadnej wiedzy ani doświadczenia w budowie statków. Dlatego główną ekipę budowlaną musiał Bóg osobiście przeszkolić w tej dziedzinie. Potrwało to chyba z pół roku, ale było konieczne, aby roboty konstrukcyjne w ogóle ruszyły do przodu. Jednak mimo, że stale pracowało ich kilkanaście setek, mijał rok za rokiem pracy, a arka nie była jeszcze gotowa. Trochę się to wszystko ślimaczyło, ale byli przecież społecznością rolników i na każde prace w polu, przerywali pracę przy arce.

Dopiero przy budowie okazało się co to miał być za gigant: 150x25x15 m, przeszło 11 tys. m2 pokładów, 18231 ton wyporności (jak wyliczył to później z dokładnością do jednej tony geniusz matematyki Izaak Newton), a więc większa niż transatlantyk „Batory". Ścinali tysiące drzew i mozolnie je cięli na deski i bale, a następnie z jeszcze większym trudem łączyli je w całość. Zbudowanie samej konstrukcji zajęło im siedem lat, a teraz należało obić ją setkami tysięcy desek, by później pokryć to wszystko tonami smoły.

Łatwo było Bogu powiedzieć: zbuduj arkę długości 300 łokci, szerokości 50 i wysokości 30, jakby to chodziło o skrzynię na ziemniaki. Widocznie Bóg będąc wszechmocnym, nie rozróżniał stopnia trudności przy zbudowaniu arki — gigantycznego statku, jak i arki-skrzyni do noszenia tablic przymierza, bo z taką samą niefrasobliwością poleca je uczynić:

— „Uczynisz arkę z drzewa akacjowego, jej długość będzie wynosiła 2,5 łokcia, a wysokość i szerokość po 1,5 łokcia". Pewno, cóż to za różnica — zaledwie 81.000 razy większa skrzynka. Ale to tylko taka mała dygresja...

Tak więc po 14 latach wytężonej pracy, wreszcie arka była gotowa; Jej czarny ogrom był widoczny z daleka. Wyglądała jak olbrzymi bazaltowy obelisk przewrócony na bok. Ci wszyscy, którzy ją budowali odetchnęli z ulgą, ale mylili się mniemając, iż najgorszą część roboty mają za sobą. Należało teraz z całej ziemi pościągać wszelkie zwierzęta i zrobić to tak starannie aby któregoś z nich nie przeoczyć, wszak Bóg powiedział wyraźnie:


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Akt stworzenia
Angelland - boski reality show

 See comments (12)..   


«    (Published: 23-06-2003 Last change: 06-09-2003)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 2517 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)